środa, 31 grudnia 2003

Ta chwila miła czasem to błąd.

No proszę. Czyżbyśmy mieli dziś dzień dobroci dla uprzykrzonych znajomych? Z naszego raportu wynika wyraźnie, że... TAK! Przesłanką jest niebywała wręcz sytuacja, a mianowicie – sygnały od Tego, Dla Którego jestem ‘kontekstem gimnazjum’ czyli Czy Pobawimy Się W Essi i Geralta ( dawno temu )! Dwuminutowa wymiana życzeń noworocznych na GG z wyżej wymienionym, przebiegająca bez większych zakłóceń, potwierdziła sensacyjne doniesienia i zaowocowała pozwoleniem na przeprowadzenie rozmowy telefonicznej. Niestety, z przyczyn ode mnie niezależnych, nie doszło do tej bardziej bezpośredniej konfrontacji.

‘Jesteś moją klątwa i przekleństwem,
niedokończoną przyjemnością
przegryzioną wargą
do krwi...’
( ‘Tom Petty potyka się o Debbie Harry’ Pidżama P. )


Jakoś boję się, że mógłby wyczytać z głosu za dużo. Np., że ucieszyłam się z tego, że to on pierwszy mi ten pieprzony sygnał puścił.
Idiotka?

Ja, która mam wszystkich za nic.

Ponieważ o godzinie 6.05 odmówiłam opuszczenia ciepłego łóżka i udania się do kościoła, zostałam okrzyknięta ( który to już raz? straciłam rachubę. ) wyrodkiem i osobą przerażająco aspołeczną. Jako że ośmieliłam się nie pójść na mszę za całą Naszą Wielka i Wspaniałą Rodzinę, doprowadziłam ( po raz kolejny ) grono starszyzny do szewskiej pasji, bo jakże to, gówniara się stawia i w dodatku złości mamę, będącą nadal w ciąży, której należy oszczędzać nerwów wszelakich. Kajać się pokornie nie zamierzam, brutalnego wyrwania z marzeń sennych nie daruję, przepraszać nie będę i do kościoła nie pójdę. Nie widzę sensu w zaprzeczaniu, że niby to wcale nie tak, że znaczną część rodziny mam gdzieś, ale przypisywanie mi zbyt wysokiego mniemania o sobie jest czystą głupotą, bo ja wręcz przeciwnie. 
Mówiąc szczerze, jebiemnietowszystko.                             

Jeśli wiesz co chcę powiedzieć.

poniedziałek, 29 grudnia 2003

Nie mam już powodów do usprawiedliwiania swojego lenistwa.

Żadne
‘dopiero przyjechałam do domu’,
żadne
‘są święta!’
żadne
‘dzisiaj niedziela...’
i żadne
‘teraz mi się nie chce. ...bo jeszcze dużo czasu!’
Za tydzień o tej porze będę siedzieć u J. i kląć, że spieprzyłam sprawdzian z matmy i w dodatku nic nie umiem na PO i historię ( wtorek ), biologię ( środa ), angielski i geografię ( czwartek ), chemię ( piątek, brrr... ) i francuski ( w ogóle ). I wtedy nic mnie nie uratuje przed całkowitą klęską. A przecież miałam się nie dać.
Do dzieła, do dzieła, Katarzyno, ruszże głową, po coś ją masz, do cholery...!

Zacznijmy więc od najprzyjemniejszego – francuski ( Ale ale! A gdzie te kosmate myśli, no gdzie?! Nie widziałam się z J. ponad tydzień, ale to jeszcze nie powód, żeby...! ). Tak, więc na dzisiejszy wieczór może jeszcze trochę biologii. I historia.

Uzbrojona w zeszyty, książki, kolorowe mazaki, miśka, kubek zielonej herbaty, czekoladę, butelkę wody mineralnej i Pluszzzzz oraz ‘Dzienniki’ Cobaina ( zostało tylko kilka stron, kilka stron, to będzie
chwilka... ) rozkładam się na łóżku z najszczerszym zamiarem – będę się uczyć! 

sobota, 27 grudnia 2003

Boże, jaki miły wieczór!

Posiedziałam trochę na sali, pogadałam z Grzybkiem i kilkoma osobami ze starej klasy.
.
.
.
.
Nic nie powiedziałam. Nie chciało mi się. Nie uznałam za stosowne tłumaczyć się i przepraszać za wyimaginowane winy, za naszywki na plecaku, glany, potargane włosy, za to kim jestem i jaka jestem. Mi tak dobrze. Nie każdemu to się musi podobać.
I świetnie się bawiłam z Jackiem, w barze, przy coli, gadając bez przerwy przez ponad dwie godziny. Przy okazji robiłam to, co tak bardzo lubię, czyli bezczelnie obserwowałam ludzi. Tych pijących, zalanych śpiących na ławce, 13letnie dziewusie pozujące do zdjęć rozerotyzowanemu Grzesiowi, panny w pastelowych bluzeczkach i spódniczkach w wersji mini świeżo po solarium albo z toną samoopalacza wklepanego w skórę, faceta wyglądającego jak mafiozo z Wołomina i tych płci obojga wchodzących do toalety w kilka osób na raz. I dobrze mi było, dobrze, tak siedzieć, rozmawiać, śmiać się, patrzeć, po raz kolejny dochodząc do wniosku, że to nie jest moje miejsce na Ziemi, że jestem stąd, ale nie jestem tutejsza.
Będę, mogę, lubię powtarzać za Andrzejem Bursą:

Boże jaki miły wieczór
tyle wódki tyle piwa
a potem plątanina
w kulisach tego raju
między pluszową kotarą
a kuchnią za kratą
czułem jak wyzwalam się
od zbędnego nadmiaru energii
w którą wyposażyła mnie młodość

możliwe
że mógłbym użyć jej inaczej
np. napisać 4 reportaże
o perspektywie rozwoju małych miasteczek
ale

mam w dupie małe miasteczka
mam w dupie małe miasteczka
MAM W DUPIE MAŁE MIASTECZKA!

piątek, 26 grudnia 2003

Dyskoteka graaa!

Duszę się w domu. Dwugodzinny spacer z Michałem pomógł na krótko. 
Dlatego...

Paulina przy kompie czyta moją ostatnią rozmowę z Szymonem. W tle słychać Pidżamę Porno. Stoję na dywanie. Ubrana w czarne dżinsy i bluzkę z napisem HEY.
Ja: To mogę tak pójść...? I jeszcze glany...
Paulinka: Hmm... To jest wiejska dyskoteka a nie koncert punk rockowy, tu trzeba się dostosować...

Aha. Czyli może być.
Uwaga uwaga! Moja pierwsza w życiu dyskoteka w Ż. Jak sądzę, pierwsza i ostatnia.
Zapraszamy na reklamy.
cdn. 

czwartek, 25 grudnia 2003

Joanna.

Po raz pierwszy od dłuższego czasu Outlook wypluł mi maila nie będącego reklamą, subskrybcją, ani innym śmieciem, ale najprawdziwszym listem od Joanny. 

‘czy jesteśmy przyjaciółkami
nie wiem, ciągle jeszcze jemy sól
z dużej brązowej beczki
zjadłyśmy dopiero pół’
( ‘Wodolanki’ Hey )


Kiedy przekroczyłam po raz pierwszy próg pokoju 302, wiedziałam dwie rzeczy: że moje będzie łóżko pod oknem z lewej strony i że dogadam się z Joanną. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że skądś znam jej twarz ( później wyszło, że widziałyśmy się na konkursie polonistycznym w Opocznie ). Okazało się, że Joasia mieszka w P., czyli... nieco ponad 15 km od mojego Ż. Skryta, pozornie niedostępna i zdystansowana, wydawała mi się być równie niepasująca do otoczenia jak ja. Może dlatego z miejsca ją polubiłam. Przegadałyśmy pół nocy, znalazłyśmy mnóstwo podobieństw, sporo różnic, ( prawie ) bliźniacze poglądy i zapatrywania na świat. Przez kilka lat żyłyśmy tak blisko siebie, po to, by poznać się w odległej Łodzi.
Zastanawiam się, dlaczego nie potrzebuję tak starych znajomych, a odczuwam brak Joanny, której nie widziałam raptem kilka dni. 

środa, 24 grudnia 2003

Co miesiąc.

Brat cioteczny, Marcin, uważa, że słuchanie w kółko tej samej piosenki jest patologiczne.
Ale ona dziś za mną chodziła. W głowie tłukły mi się słowa, melodia, dźwięk. Uporczywie i nieznośnie. Kojarzyła się dwustronnie, boleśnie ( bo Szymon ) i ciepło ( bo z czasów, kiedy jeszcze ze sobą rozmawialiśmy ). Wygrzebałam stare płyty. Znalazłam.
I chciałabym powiedzieć:

‘Tak naprawdę ze mną nie dzieje się nic.’
( ‘Myślałem że’ Negatyw )


Poza tym, że w chwili obecnej czuję się uzależniona od prochów przeciwbólowych.
Tabletkowa rozkosz.

‘A gdy mamy problemy        
z zaśnięciem pomimo zmęczenia
Połykamy jak najprędzej
sztuczny sen w niebieskiej polewie’
( ‘O nas’ Nosowska ).


A. I jeszcze - torbiele jajnikowe to naprawdę bardzo nieprzyjemna sprawa. 

Święta święta...

Drogi zasypał śnieg
Chyba przyszły święta
Kolęda kolęda
Już wiem, że nigdy nie będziesz mój...
( ‘Z rejestru strasznych snów’ Hey )


Płakałam przy tej piosence. Wiele razy. Ale dziś nie, dziś spokojnie.

Dziwna ta Wigilia. Tak jakoś... normalnie? Żadnych kłótni. Mama, zamiast tradycyjnie jak co roku życzyć, by tata był lepszy niż tego dnia – chciała, żeby przez cały rok był taki, jak dziś... Babcia również pokojowo nastawiona. Siostry wręcz podejrzanie grzeczne. Nikt się nie złościł na Jaśka, który robił demolkę pod choinką. Nikt nie wylał barszczu na obrus. Nikt nie narzekał, że ryba za słona, nie słona, że ma za dużo ości albo nie ma ich wcale. Bałam się, że małe będzie chciało stać się naszym gwiazdkowym prezentem, ale jednak postanowiło jeszcze poczekać i siedzi sobie grzecznie w brzuchu. Mama i babcia poszły już spać. Tata i dzieciaki oglądają telewizję. A ja zastanawiam się, czy po połknięciu 6 tabletek przeciwbólowych mogę wziąć jeszcze jedną.
Hmm.
.
.
Boli.
.
.
.
Boli bardziej.
...
Mogę.

niedziela, 21 grudnia 2003

!!!

Wściekła. Rozżalona. J., denerwujesz mnie. Dlaczego nie rozumiesz?! 
Kur-wa-mać.

Dzwoń. Nie odbiorę. Będę niedojrzałą małolatą, ostatecznie mam tylko niecałe 17 lat i posiadam pełne prawo do wyciągania pochopnych wniosków, popełniania błędów, pomyłek, potknięć i czego tam jeszcze. I nie próbuj teraz swoich starych chwytów. Zbyt dobrze cię znam.

Zrobię sobie kokon z kołdry.

zamykam oczy
udaję że śpię.
nawet gdyby świat
miał się skończyć dziś,
proszę mnie nie budzić.
( ‘Grooby’ Nosowska )

sobota, 20 grudnia 2003

...

'Trudniej runąć w nicość, gdy w dole rozciąga się wiersz'
( S. Heaney )

Czytam. Piję herbatę. Przestawiam kubek z miejsca na miejsce. Byle nie myśleć o tym, że mama będzie rodzić. Dziś, jutro, za tydzień, a może za godzinę.

Niepostrzeżenie minął rok ostatni...

'Wydaje mi się , że jesteś gdzieś daleko,
tak się tylko wydaje bo właściwie Ciebie nie ma...’
( ‘Wychowanie’ T. Love )


To tylko tak, nawiązując do faktu, że odezwałam się dziś do Szymona i nie wiem, czy przypadkiem nie żałuję, bo może lepiej zostawić to wszystko jak było, a nie próbować skleić coś, co już dawno zamieniło się w pył.

Życie jest gdzie indziej?

Była pełna niepokoju, kiedy na giełdzie kwiatowej w Łodzi zobaczyła swoją wychowawczynią. Pomyślała, że należałoby wtopić się w tłum i mieć nadzieję, że pani profesor, w choinkowym uniesieniu nie zauważy znajomych 176 cm wzrostu obleczonych w czarny płaszcz. Niestety. Kobieta mająca doświadczenie w obcowaniu z młodzieżą, z cała pewnością zwróciła uwagę na ów poruszający się ze znaczną prędkością obiekt. Właścicielka czarnego płaszcza doszła do wniosku, iż w zaistniałej sytuacji nie ma sensu ukrywać się za doniczką z krwistoczerwonym kwiatkiem i postanowiła zachować się jak na ucznia I LO przystało. Powiedziała więc ‘dzień dobry’ starając się jak najlepiej zaprezentować obolałe gardło, szklące się oczy i policzki zaróżowione wiatrem, mrozem, zmęczeniem i lekkim stanem podgorączkowym. Było wysoce pożądane, aby wypaść przekonująco, wyjaśniając, że trzydniowa nieobecność w szkole jest jak najbardziej usprawiedliwiona, a giełda to niezbędna pomoc rodzicom. Efekt, zdaję się, był pozytywny. Pani profesor nie drążyła dalej tematu absencji, więc nasza bohaterka oddaliła się pospiesznie, życząc nauczycielce wesołych świąt. Jednak przez cały czas głowę miała nabita jedną tylko myślą – by przypadkiem nie doszło do spotkania rodziców z wychowawczynią. Ta konfrontacja mogłaby być tragiczna w skutkach, jako że rodzice wiedzą tylko jednym dniu nieobecności. Nie zaś o trzech. Szczęśliwym trafem, zakupy trwały dosyć krótko. I zupełnie zrozumiałe było odetchnięcie z ulgą po opuszczeniu niebezpiecznego terenu. 

Postanowienia:
1. Nie spóźniać się na pierwsze lekcje.
2. Nie zrywać się z ostatnich ( nawet jeśli jest to religia! ).
3. Po obudzeniu się dwie godziny za późno nie rezygnować z pójścia do szkoły.
4. Chodzić do szkoły codziennie!
5. Nie pisać sobie samodzielnie usprawiedliwień.
6. Uczyć się systematycznie.
7. Nie siedzieć na balkonie u Janusza kiedy dzwoni mama i nie mówić, że akurat jestem w mieście.
8. Sprzątać.
9. Nie zapominać szalika.
10. Uważać na nadgarstek.
11. TERAZ wyłączyć kompa, pójść do łóżka i dokończyć czytanie Kundery. 

Czy czy czy

Czy chciałbyś się ze mną spotkać?
Czy chciałbyś ze mną porozmawiać?
Czy chciałbyś posłuchać?
Czy chciałbyś mnie poznać?
Czy chciałbyś usłyszeć jak brzmi mój głos?
Czy chciałbyś zobaczyć, jak się uśmiecham?
Czy chciałbyś zauważyć, że mam na nosie piegi?
Czy chciałbyś się przekonać, jaka jestem na żywo?
Czy chciałbyś obejrzeć, co noszę w plecaku?
Czy dałbyś mi szansę pokonania strachu?
Czy chciałbyś znów wiedzieć, jaki kolor lubię najbardziej?
Czy podzieliłbyś się ze mną swoimi myślami?
Czy pozwoliłbyś mi się dotknąć?

Czy minąłbyś mnie na ulicy, nie widząc, że to ja?
13 razy nie?
1 raz tak?

tak. 

sobota, 13 grudnia 2003

Sweet dreams?

Chciałam jechać z Januszem na weekend do Warszawy. W ostatniej chwili powiedziałam, że jednak nic z tego. Wymówka – brak kasy i mowy nie ma, żeby on mi to fundował. Powód faktyczny – chciałam do domu. 
Tak jakoś. Posłuchać babcinego gderania, że taka jestem blada, chuda ( ta, akurat... ) i że zaraz mi tu bez marudzenia siadaj, jedz, pij i do łóżka! Przytulać policzek do maminego brzucha i czuć jak maluch się wierci. Złapać tatę za rękę, szorstką, ogorzałą i mocną, wepchnąć mu się na kolana i powiedzieć, że dostałam pałę z chemii. Pobyć z dzieciakami, posiedzieć z nimi przy kompie, posłuchać ich kłótni i szczebiotania. Cholera. Chyba zatęskniłam za domem.
.
Pojechałam do Krakowa. Byłam w akademiku, w którym mieszkał Kamil, na jego uczelni. I w bibliotece. Poprosiłam o książki, które czytał. W tej oddanej przez niego tuż przed śmiercią znalazłam notatki i list. Do mnie. Od niego. Chciałam go przeczytać. I wtedy. Zadzwonił budzik. I wtedy. Zaczęłam płakać.
Taka przeogromna ochota, walnąć pięścią w szkło, żeby była krew i żeby bolało, żeby bolało bardziej niż to w środku.
Dlatego Nirvana dlatego baaardzo głośno aż głowa pęka i zaraz ktoś się obudzi i zacznie krzyczeć, że mam przyciszyć i że późno i w ogóle dlaczego jeszcze nie śpię, podobno byłam zmęczona. Jestem.
Dobrze tatusiu, już, przepraszam, posłucham sobie muzyki z discmana, którego mi dziś dałeś, pomimo tego, że będę mieć dwóje z fizyki i chyba trochę was zawiodłam, bo oceny na semestr pozostawiają wiele do życzenia, a może to moja pieprzona ambicja, którą powinnam schować do kieszeni i cieszyć się tym, co mam.
Tak, będzie lepiej. Wiem.

środa, 10 grudnia 2003

I can't sleep

Joasia głośno uczy się historii + Magda słucha muzyki + woda się gotuje + zegar tyka. Irytuje mnie to wszystko. Niech ktoś zgasi światło.

sobota, 6 grudnia 2003

Urojenie, nocny majak, bzdura, bełkot, herezja, amen.

- uwielbiam Katarzynę Nosowską
- koncert był świetny
- poniedziałek nudny
- we wtorek spieprzyłam klasówkę z chemii
- w środę mama była w mojej szkole
- wieczorem pierwszy raz w życiu upiłam się burżujskim winem za 8,50
- będąc w stanie upojenia alkoholowego zadzwoniłam do Dominika
- powiedziałam mu, że kocham Janusza, ale chciałabym się z nim przespać
- podobno mówiłam też inne rzeczy, ale nie pamiętam
- następnie całowałam się w zmywalni ze swoja przyjaciółką, Pauliną N.
- przespałam cały czwartek
- dzisiaj odważyłam się odezwać na polskim
- Janusz był na mnie zły
- jest zazdrosny o Dominika
- z którym nie powinnam flirtować
- ponieważ znajomość stała się nieco zbyt perwersyjna
- ale jak zwykle pogodziliśmy się w łóżku
- więc ja się spóźniłam na autobus, a on na pociąg
- jestem w domu po dwutygodniowej nieobecności
- dostałam pluszowego psa od Mikołaja
- którego przytulam, bo boli mnie chory jajnik i nadgarstek
- chcę śniegu
- i słucham Heya
- myśląc o Szymonie
- z którym chciałabym normalnie pogadać
- mieszając czekoladą herbatę
- ponieważ się odchudzam
- i mam ochotę na dobrą książkę
- w łóżku.

I wydaje mi się, że ktoś kiedyś powiedział, że jestem ZBYT grzeczna ułożona i spokojna. Oczywiście. 

piątek, 28 listopada 2003

telegram

żyję jestem piszę STOP ogólnie mam się kiepsko STOP choruję sobie STOP ludzie o mnie zapomnieli STOP boję się STOP całuję kocham STOP
k. 

sobota, 22 listopada 2003

Lubię mówić z tobą.

Szymon ma statusy na GG z nowego Heya. Tak sobie na nie patrzę. Głównie z ‘Mru – mru’. Zryczałam się, kiedy pierwszy raz usłyszałam ta piosenkę. Skojarzyła mi się. Wysłałam mu wczoraj maila:

* * * (To wszystko nieprawda)
To wszystko nieprawda.
Nie wierz
w moją obojętność,
w moją nieobecność doskonałą,
w moją zimną krew.
Prawdą jest tylko
żal
i
krew rozżarzona do białości.
( Jerzy Szymik )


Miałam o nim nie myśleć. Miałam o nim zapomnieć. Miałam przestać przejmować się bzdurami i przestać rozpamiętywać przeszłość. Ale ja lubię, lubię. Lubię, jak boli.

...
Rozmawiałam z panią Lucynką, moją bursową wychowawczynią. Przytaczam jej słowa:

‘Kiedy cię pierwszy raz zobaczyłam, poczułam, jakbyś się odgradzała od ludzi deską. Pomyślałam wtedy, że nie będzie łatwo do ciebie dotrzeć. Trudna jesteś, Katarzyno.’

Taaak?

...

Znalazłam pamiętnik sprzed roku. Moim głównym celem było wtedy dostanie się do Łodzi. I spotkanie z Szymonem. Wpadło mi w oko zdanie, które ktoś do mnie zaadresował:

‘Dajesz dupy życiu, kiedy mówisz, że jesteś nikim’

Bo to jest tak. Jak powiem, że jestem fajna, to wyjdzie na to, że się chwalę. I tak w wiosce dziwnie na mnie patrzą. Że się niby wywyższam. Więc ja już nic nie mówię. Niech będzie, że jestem niedowartościowana. Niech będzie, że cicha, spokojna, nudna. I zero zmian, gwałtowności i ruchu.
Pozory, pozory.

’Oceniaj mnie.
Niech jad strumieniami leje się.’
( ‘Zoil’ Nosowska&Kazik )

sobota, 15 listopada 2003

'music, music'

Zdrowieję. Nadrabiam zaległości szkolne. Zasłuchuję się Hey'em. 

'music, music'

'Najbardziej Nosowska płyta Hey'a!'

'MATAFORGANA'?
.
Flirtuję z Dominikiem. Stara znajomość odżyła. Wiem, że nie jestem w porządku. Wobec Janusza, wobec siebie. Potrzebuję czegoś. Chcę zatęsknić.
.
Do Szymona list tworzy się od jakiegoś czasu. Cały czas nie to, co bym chciała mu powiedzieć. I kolejna kartka ląduje w koszu.
.
Niedługo urodziny Kamila. 18 listopada. Nawet nie mogę mu zanieść kwiatka i znicza, bo jestem w Łodzi.
.
Nosowska z plakatu wiszącego nad moim bursowym łóżkiem mówi:
'Kochać, to chcieć przemierzyć cały świat we dwoje po to, by nie było miejsca na Ziemi wolnego od wspólnych wspomnień'
Dobrze. To ja się zastanowię, Januszku. I pójdziemy na ten koncert razem. Być może.

piątek, 14 listopada 2003

'-To jest chore!' '-Ale w jakim kontekscie?'

Ponieważ jestem dziko leniwa i za długo już chodzę do szkoły w tym roku, doszłam do wniosku, że należałoby się rozchorować. Wybitnie pomogła mi w tym Paulinka, która nie omieszkała po przyjacielsku mnie zarazić. 
W stanie lekko nieprzytomnym z bolącym brzuchem głową i czym tam jeszcze, udałam sie do pobliskiej przychodni, w okienku słabym głosem wyjaśniając, że generalnie mieszkam jakieś 100 km stąd i w swej wiosce rodzinnej mam lekarza, ale ponieważ uczę się w Łodzi i chora jestem tutaj, to uprzejmie proszę o pozytywne rozpatrzenie mojej prośby. Kobiety w okienku były całkiem miłe, może dlatego, że wyglądałam naprawdę kiepsko, powiedziały 'nie martw się dziecinko', spisały dane i zaprowadziły mnie do pani doktor, która zdiagnozowała coś jakby grypę żołądkową, wypisała receptę, zwolnienie ze szkoły i skierowanie na badanie krwi. I to już nie było miłe. Taaaka igła. Ale ogólnie cała sytuacja zdziwiła mnie dosyć pozytywnie, spodziewałam się, że tak jak ostatnio, zostanę zbluzgana i wysłana do 'swojego lekarza', a tu proszę, nie taka służba zdrowia straszna... Dziś miałam zgłosić się po wyniki, ale niestety 'z powodu włamania przychodnia nieczynna do odwołania'. Doszłam do wniosku, że skoro już zwlekłam się z łóżka i czuję się względnie dobrze    ( jeśli nie liczyć odruchu wymiotnego na widok jakiegokolwiek jedzenia ), skorzystam z okazji i kupię bilety na koncert Hey'a. O ów koncert toczę bój z Januszem, który KONIECZNIE chce pójść razem ze mną, co mi się średnio uśmiecha, bo przecież ja wiem, że on zupełnie nie zna i nie lubi tej muzyki, ja zaś chce się dobrze bawić, a nie martwic, że on już ma dosyć...
W ogóle nie wiem, psuje się coś między nami.

O rany rany. Pachnie mi tu kanapką. Znikam. To zbyt niebezpieczne miejsce. 

wtorek, 11 listopada 2003

no name

Do Łodzi chcę. Anonimowość miejskiego tłumu bardzo mi odpowiada. Mogę sobie chodzić w czym mi się podoba. Mogę mieć naszywkę Kultu na plecaku. Mogę mówić co chcę, słuchać, czego chcę i robić, to na co mam ochotę. 
I nikt mi nie powie: ‘Kaśka! Zdejmij te glany! Patrzeć na ciebie nie mogę!’

Ciągi przyczynowo – skutkowe.

Mama zapytała, czemu Grzyb mnie nie odwiedza. 
Opowiedziałam jej o wszystkim.
Mama rozmawiała z panią mamą Grzybka.
Pani mama Grzybka rozmawiała z Grzybkiem.
Grzybek ma zakaz spotykania się z pewnymi osobami.
Grzybek chyba zrozumiał pewne rzeczy.
Ja mam nadzieję, że Grzybek nie dowie się, czyja to sprawka.
Chyba będzie dobrze.

.
Byliśmy wczoraj w Tuszynie. Wyjątkowo nie będę narzekać na swoje zakupy ubraniowe.
Ale...
Kaftaniki, śpioszki, pieluszki.
Rzygam tym wszystkim.
Być może masz rację, Pauka, że to nie różni się od szykowania rzeczy do mojego wyjazdu. Że to tak samo ważne. Nie przeczę. Ale mi się to po prostu nie podoba. Problem nie tkwi w samym fakcie, ale we mnie. To dziecko istniejące dotąd gdzieś poza moja świadomością, spychane w zakamarki, traktowane przeze mnie jak coś niematerialnego i nierzeczywistego staje się przeraźliwie REALNE. Ono już jest fizyczne. To dziecko będzie miało ubranka. Wózek. Łóżeczko. Wanienkę. Trzeba będzie je kołysać, myć, karmić, przebierać. Ono będzie płakać. Będzie patrzeć. Będzie powodem zazdrości. Nie wierze, że póki co najmłodszy, kochany, rozpieszczany, ubóstwiany Jaś łatwo pogodzi się z faktem, że nie jest już najważniejszy i że ktoś śpi obok mamy zamiast niego. Podobnie Karolinka. Aneta. I ja. komuś się może wydawać, że na siłę stwarzam sobie zmartwienia, bo co mi będzie przeszkadzać dziecko w domu, skoro i tak 90% czasu spędzam w Łodzi. Ale. Ja się boje, bo ono zajmie moje miejsce.
Dorosłość jak początek umierania?
’W głowę kopcie mnie. Może ozdrowieję. Dyskretnej troski trzeba mi.’
( Hey )

niedziela, 9 listopada 2003

'I’m drinking wine and I’m scared to the bones…’

‘Your creeping body lies on the carpet now
heads full of wine
trembling hands and this empty eyes

it is not the first time
when you look that way
but it doesn’t matter
you don’t have to change yourself...’
( ‘Fate” Hey )

Przeczytałam notkę u Pauliny.
Wrażliwy chłopiec z cudownymi oczami stacza się na dno.
W wakacje obiecywaliśmy sobie, że mój wyjazd do Łodzi nie zepsuje naszej przyjaźni. Bałam się wtedy, że jeśli Grzyb zostanie w wiosce, to się źle skończy. Miałam rację. Nie pamiętam, kiedy ostatnio u mnie był. Pamiętam, że wysępił kasę na wino i paczkę fajek. Chciałam, żeby poszedł do Kopra. Myślałam, że jeśli odetnie się od całej tej pieprzonej grupy, to mu wyjdzie na zdrowie. Ale przecież nie miałam prawa decydować za niego. Bo jemu zależało wtedy na Marcie. Miłość, której wróżyłam jakieś 3 miesiące. Ale oczywiście ja nie mam prawa nikomu mówić, co powinien robić i kogo kochać, bo sama sobie poradzić ze sobą nie potrafię. I widuję go teraz. Z oczami po trawie. I winie za 3,50.

Nie odpisałam Szymonowi. Cały czas się zbieram. Ale nie. Wolę sobie płakać słuchając Hey’a, oglądając filmy, czytając książki. Jeśli mówię ‘Zgadnij, z kim mi się to kojarzy?’; to pytanie retoryczne. Odejść.

Janusz ma pytający wzrok. Janusz przytula się do mnie jak mały chłopczyk. Janusz ma niepewna minę i pyta ‘hej, czemu jesteś zła? Zrobiłem coś nie tak?..’ Nie. Nie skarbie. Ty nie zrobiłeś.
Kocham. Cię.
‘Gdybym tylko potrafiła nie zbudzić cię nie zniszczyć twej czystości i tak niepostrzeżenie wślizgnąć się by ukraść trochę ciepła i poczuć smak i zapach skóry twej pod uszami w zgięciu kolan i poczuć tą cudowna jedność gdy twój wydech a mój wdech i nim zrodziła się myśl o poczęciu mym przeczuwałam obecność twa nie znając oblicza jestem tylko okiem spojrzeniem bezszelestnym uwielbieniem tak wielka jest ta bliskość ze miejsca brak na jeden obcy oddech...’
( ‘r.e.r.e.’ Hey )

Zgadnij, z kim mi się to kojarzy.

Uniki. Niedopowiedzenia. Wszystko w porządku. Dziewczynko. Zastanów się, co robisz. Bo później usiądziesz w kącie. Schowasz głowę. I nikt ci nie powie, co teraz.

niedziela, 2 listopada 2003

ZNOWU.

Mail od Szymona.

”Jutro możemy być szczęśliwi – jutro możemy tacy być – jutro by mogło być w tej chwili – gdyby naprawdę mogło być!”
‘Odkąd tylko poznałaś Janusza jestem podły, jestem chamski, jestem krnąbrny.... yyy, egoistyczny, nieprzyjemny, bez przerwy Cię poniżam i robię Ci przykrości! Ale oczywiście- Ty nic! Wiecznie wspaniały i ulubiony Szymon! Nie widzisz, że robię to dlatego, żebyś dała sobie spokój i zajęła się czymś, co masz w zasięgu ręki, co jest prawdziwe i osiągalne?! Staram się, jak tylko mogę, żebyś mnie znienawidziła - ale wcale mi się to nie udaje, bo zawsze, prędzej czy później wysyłasz jakiś list albo mail, albo zaczynasz rozmowę! A to dlatego, żebyś zapomniała o mnie raz na zawsze! Masz Janusza - zajmij się nim, zajmij się tym związkiem (i to nie jest ironicznie!). Wybacz, ale z Tobą się nie da inaczej! Gdybym był miły i do rany przyłóż to lubiłabyś mnie, już nawet nie wiem czy kochałabyś, ale na pewno wiecznie byś rozmyślała, zamiast zająć się tym, co naprawdę ważne!!!!!
kiedy tylko zjawił się Janusz - była szansa, że zakochasz się w Januszu i będzie normalnie. Ale nie - zrobiłaś sobie wtedy centralną dramaturgię - 2 facetów - jednego kocham, drugi mnie kocha. Więc najlepiej było w tym trójkącie wyjść na drania, żeby dobrze się ułożyło z tym, co kocha! Bo przyjacielem nie mogę być, bo będę tylko ,,rozpraszał Cię". Znalazłaś sobie faceta, ułożyło Ci się - to bardzo dobrze - mogę sobie odejść w spokoju, nie zauważony przez nikogo, bo w jej oczach jestem podły, chamski, krnąbrny itd. (gdyż odejście jako przemiły Szymon wyklucza się). Ale Ty nie chcesz najwyraźniej, żebym odszedł! I to mnie drażni! Zamiast zacząć z Januszem nowy rozdział w swoim życiu - wolisz odgrzebywać przeszłość i zrywać strupy. A może tak po prostu lubisz?

Zapomniałem o Tobie, bo sądziłem, że z Januszem nie jest Ci źle, że sobie zbudowałaś własny kontekst. A mnie po prostu męczyło ugłaskiwanie na śmierć - potrzebuję zmian, ruchu, gwałtowności - a niestety Ty mi tego nie zapewniałaś. I proszę - znowu sprawiam, że jest Ci przykro!

Jakiż chaotyczny tenże mail! Jeszcze jedna rzecz - jeśli uważasz, że przyjazd do mnie rozwiąże sprawę, jeśli okaże się, ,,że pocę się, kaszlę, nad ranem bolał mnie ząb" i to pozwoli Ci zacząć brave new world to proszę Cię bardzo - przyjeżdżaj! Kiedy tylko chcesz. Mówię serio. Tylko muszę wiedzieć - kiedy? I musisz sobie załatwić jakiś nocleg tu - chyba, że przyjedziesz tak, żeby wrócić do Łodzi tego dnia - autobus bezpośredni do Łodzi jest o 13.

Szymon’


Osiągnął efekt odwrotny od zamierzonego.

Bez komentarza. Po prostu. Ryczę.

‘W niebie leczę duszę z silnego przedawkowania rzeczywistości'...

S., wydaje mi się, że cię nienawidzę. Za to, że dawałeś mi nadzieje, by później, podając wyszukane przykłady, udowadniać mi, że nie jestem w twoim kontekście. Ty i twoje konteksty. Nie jesteś już zdolny do żadnych uczuć? Nie, ja nie dramatyzuje. Naprawdę bardzo cię lubiłam. Ale po tej wczorajszej ‘rozmowie’ – do jasnej cholery, Szymon, nienawidzę cię. Chciałabym umieć wywalić ostatnie pół roku. I mieć same dobre wspomnienia z czasów, kiedy ze sobą rozmawialiśmy. Wywalić wszystkie twoje konteksty, do których nie pasuję, wywalić te 268 km które nas dzieliły, wywalić nawet te obiecane zdjęcia, których mi nie wysłałeś, wywalić i zapomnieć.
Jasne. Zapomnieć o kimś, z kim kojarzy mi się muzyka, która kocham, książki i filmy, które uwielbiam, wywalić z pamięci człowieka, z którym przez ponad 2 lata związane było moje życie. To będzie naprawdę proste lekkie i przyjemne. I na pewno mi się uda. Jestem śmieszna.

Szaroburozimnoideszczowo. Chciałabym spać. Tak, żeby nic mi się nie śniło. Spać w ciepłym łóżku i nie pamiętać o zimnym ‘pokoju nauki’ w bursie, nie myśleć o szkole, mieście, Szymonie, tramwajach, nie myśleć o tym, że za chwile powinnam się umyć, ubrać, wypchać plecak ciuchami, książkami itp., pójść grzecznie do kościoła, żeby babcia nie krzyczała, zjeść obiad, wsiąść do autobusu, z dworca Łódź Fabryczna w tramwaj nr 4 lub 7, dojechać na Plac Wolności, stamtąd autobusem pod bursę, w której czeka już pewnie Joasia, a później przyjedzie Madzia. Lubię Madzię, ale mimo wszystko nienawidzę nadal tego imienia, i to wcale nie jest związane z tym, że Szymona przyjaciółka ma na imię Magda, nie dziewczyna, nie kobieta, tylko przyjaciółka, ale cóż mnie to obchodzi, co mnie to obchodzi, ja nie musze myśleć o tym wszystkim, bo śpię i to nic, że śnią mi się koszmary.

To nie było usilne wymyślanie i zmyślanie po to żeby dużo ludzi skomentowało notkę na blogu. Nie pisze dla ludzi. I nie musze się przejmować, jak ocenisz, co powiesz. Ironicznie. Nie przeczytasz tego. I nie obchodzi mnie, co o tym myślisz. Już nie.
Tylko przykro mi jest. Bo jednak boli.

'Wygięła się do wewnątrz
bezpowrotnie elipsa ma'
( 'Ho' Hey )

sobota, 1 listopada 2003

I to jest fakt, że ja się przejmuję głupotami.

Ponieważ wkurwiają mnie słodkie wymalowane pizdeczki chichoczące przy cmentarnej bramie lub też spacerujące po alejkach w towarzystwie swoich i cudzych chłopców w spodniach z krokiem w kolanach ewentualnie gustownych dresach kapturach i joł joł joł madafaka ponieważ wkurwiają mnie ludzie gapiący się i wyceniający pomniki wieńce czy ilość zniczy i w ogóle jaką sobie Wiesiek z Marylką kupili kuchenkę a córka Kowalskich oblała egzamin na prawo jazdy.

I być może ja mam ochotę posiedzieć sobie na ławeczce i pomyśleć, i wiesz Kamil, chciałabym Ci powiedzieć, że Cię kocham zawsze i widzisz, stary, radzę sobie jakoś z tym chujowym życiem i nic, że czasami mam ochotę się pociąć, bo to fajnie jest i lubię kolor czerwony i taki tragizm, no ale widzisz radzę sobie i naprawdę nie musiałeś wtedy, bo widzisz, jeśli miałeś kłopoty to przecież mogłeś liczyć, na mnie na pewno, a i na nich też, bo przecież oboje wiemy, jacy oni są, i nie musiałeś wtedy, jakbyś tego nie zrobił, to byśmy sobie pogadali dziś wieczorem, opowiedziałabym Ci, że pałę z fizyki dostałam, i to moja druga w życiu, co jednak faktu nie zmienia, że pierdolę szkołę, i nie żartuj już sobie ze mnie, i że w Łodzi bywa czasami zabawnie a czasami mniej, że jak się obudziłam wczoraj w nocy to mi się wydawało że coś łazi w pokoju a ta lampa za oknem świeciła mi w oczy i się bałam wstać żaluzje opuścić, że Janusz mnie kocha a ja to podła suka, bo po co ja myślę o Szymonie który ma mnie gdzieś i nic dla niego nie znaczę, i nie myśli o mnie wcale, tylko śmieszna równa się beznadziejna, i masz rację, Paulina, walnij mnie, to może nie będę patrzyła na ten rozkład jazdy że Sierpc przez Łowicz i Płock, i odjeżdża codziennie z wyjątkiem bardzo ważnych świąt ze stanowiska 7 o godzinie 17.45, i wiesz, Kamil, tęsknię i słucham teraz w kółko ‘Heledore babe’ a nowa płyta Hey’a będzie niedługo i pójdę do Empiku, znów kasę cała wydam, bo kupię sobie jeszcze książki, może coś Kundery, bo lubię, no i zgadnij z kim mi się to kojarzy, i opowiem Ci, że jutro przyjedzie Teodor, więc posiedzimy sobie, może wypijemy jakieś wino, Teodor poopowiada jak się zakrzywia czasoprzestrzeń, a koncert będzie 30., i że komputer się wiesza znowu, tylko czemu kompa da się odwiesić, a Ciebie nie, i na zdjęcie patrzę, ależ to sentymentalne pierdolenie!
Nie, ja nie płaczę.

Zombie ( in my head )

Nie mogę sobie miejsca znaleźć, snuje się po domu zaglądając do wszystkich pokoi szukam sama nie wiem czego bo w sumie nic nie zgubiłam wiec skąd ten niepokój skąd to dziwne uczucie skąd te myśli ponure przeplatające się z totalną obojętnością w stosunku do otoczenia, no skąd, Katarzyno?

Czy to może to kpiąco kopiące ‘ono’ w maminym brzuchu?

Czy to może ta biała świeczka zapalona na grobie Kamila?

Czy to może ten Szymon?

Czy to może ta pała z fizyki, na którą szczerze mówiąc w pełni sobie zasłużyłam?

Czy to może ten okres mi się spóźnia, nie, naprawdę nie myślę, że jestem w ciąży, to tylko takie malutki schizy comiesięczne.

I to kłucie pod lewą piersią to też wymysł mojej wyobraźni.

A ksiądz za pracę na temat ‘kim jest mój bóg?’ ( pisownia zamierzona ) postawi mi niedostateczną, albo wywali za drzwi przy najbliższej okazji.

.

Idę na cmentarz.

niedziela, 26 października 2003

Zapraszamy na relację ( bez przerw na reklamy )

Zostałam w Łodzi na weekend. 
Wczoraj po szkole ( odrabianie czegośtam kiedyśtam ) podałam w bursie oficjalną wersję, czyli Katarzyna wraca na weekend do domu, po czym pojechałam do mieszkania niejakiego Janusza L., by stamtąd około godziny 18.00 udać się pod Central na spotkanie ludzi z klasy, by następnie z owymi znajomymi wyruszyć tramwajem nr 8 na Widzew, gdzie po lewej stronie mieliśmy stadion, na którym akurat odbywał się mecz, jaki, nie wiem, ponieważ piłka nożna nie jest moim ulubionym sportem, po prawej natomiast, przed budynkiem o wdzięcznej nazwie Hala Anilana kłębił się tłum, usiłujący jak najszybciej dostać się do wnętrza, skąd dobiegały dźwięki Kultowych utworów, oraz dym, w znacznej części papierosowy. Koncert rozpoczął się z 'lekkim' opóźnieniem, jednak czekanie zostało sowicie wynagrodzone - brakowało mi tylko 6 lat później i Komu bije dzwon. Lewe lewe loff, Wolność, Polska, Dziewczyna bez zęba na przedzie... prawie wszystko, co najlepsze, było. Dodając do tego noc spędzoną w łóżku z Januszem, kubkiem ciepłej herbaty i rachitycznymi płatkami śniegu za oknem - ostatnie 24 godziny zaliczam do bardzo udanych.

sobota, 18 października 2003

Nothing

Nic. Dziś nic. O nikim, o niczym, o sobie. 

Nonsense.

‘...ty znasz moje chwyty, ja znam twoje,
marnujemy czas.’
( Roger Vailland )


zupka: barszcz czerwony
list wysłany: do Szymona
zero seksu: bo tak.
pobudka: o 5.00
muzyka: Hey
na weekend: praca/spanie?
‘jedyny mój: to zaledwie kilka dni’
zapomnieć: pamiętać
fizyka: ponad moje możliwości
na biurku: śmieci
w poniedziałek: sprawdzian z biologii i angielskiego
list nie wysłany: do Szymona
być może: jutro
znowu: się odchudzam
poczucie winy: Janusz
film: ‘Niebo’
mam ochotę na: śnieg
boję się: bo ciemno jest
‘taksówki: w poprzek czasu’

#error#

bez: sensu

piątek, 17 października 2003

I was happy here with my simple life....

Moja 12letnia siostra kilka dni temu zasłabła podczas lekcji. Zrobili jej badania w szpitalu. Wykryli wadę serca. Musze dodawać, jak cholernie się martwię? Boję się jechać do Łodzi. Boje się, ze coś się stanie kiedy mnie nie będzie.

Łódź jest ucieczką. Łódź od samego początku była ucieczką.

I wcale nie jest mi z tym dobrze.

sobota, 11 października 2003

Stłuczona lalka.

Położyłam się wczoraj o 3. ojciec obudził mnie o 5. Tak odpoczywam w domu po tygodniu ‘ciężkiej pracy’ w I LO. Podkrążone oczy. Nieprzytomny wzrok. Rozpalone policzki. Potargane włosy. Palce leniwie prześlizgują się po klawiaturze. Nie chce się myśleć. Nic się nie chce. 

...

Dziwnie. W moim pokoju jakieś nie moje rzeczy. Poprzestawiane książki. Nie podlane kwiatki. Przewrócone krzesło. Aneta w moim swetrze. Karolina z moim misiem. Jasiek robi demolkę. W moim pokoju. Czuję się obco. Niby jest tak samo. Ale nie jest. A kiedy pojawi się ‘ono’. Wcale nie będę przyjeżdżać do domu. Przecież ono zajmie moje miejsce.

Znów miewam apokaliptyczne wizje dotyczące tego dziecka.
.

‘...i właściwie gdyby nie ty, odszedłbym. Nie mogłem już wytrzymać, miałem dosyć tego wszystkiego. I tylko to, że byłaś ty. Tylko dlatego się nie rozwiodłem z mamą.’
( tata )


To coś nowego. Dotychczas tylko mama mi tak mówiła. Że nie rozwiodła się z ojcem ze względu na mnie. A teraz i on. Cudownie. ( ‘W samotni mej figi spadają z drzew’ ... ) Skoro się nie rozwiedli jednak, to może niech darują mi teraz takie gadanie. Niech mi darują. Bo naprawdę jest mi przykro. I nie chcę tego słuchać.

.

Byłam w piątek w gimnazjum. Miałam ochotę odwiedzić stare śmieci. A dzisiaj przyszedł do mnie Grzybek. I Agata z Karoliną. W sumie gadali głównie oni. Grzybek i Karo w jednej szkole, Aga w sąsiedniej, codziennie dojeżdżają jednym autobusem. Oni gadali, ja słuchałam. Agata została u mnie dłużej. Czerwcowe kłótnie zbladły. Ucieszyłam się. Naprawdę.
.

...zasypiam....
dobranoc.

‘Banalny słońca wschód, przewidywalny zachód...’

Czytam ‘Ostatnią rundę’ Cortazara. Dalej. Zachłannie. Szybciej. Stop – nie rozumiem. Jeszcze raz. Jeszcze raz. Jeszcze. Jeszcze. Jeszcze. Chyba nauczę się jej na pamięć.

Nie śpię.

Czy to muzyka z ‘Requiem for a dream’, deszcz bębniący w szyby i dach, zimno, książka, wydarzenia dnia minionego, czy może strach przed kolejnym złym snem?

‘Cukier? Tak.
Do wystygłej kawy, dwa kawałki.
Czas już iść, późno.’
( ‘Ostatnia runda’ Julio Cortazar )

piątek, 10 października 2003

no signal

Czarne dżinsy, golf brązowy, upaćkane okulary. Herbata bardziej chłodna niż letnia. 

*

Autobus pospieszny Łódź – Piotrków Trybunalski – Kielce - Busko Zdrój był prawie pusty. Deszczowa pogoda, zaparowane szyby, monotonne kołysanie i soundtrack z ‘Podwójnego życia Weroniki’ wprowadziły mnie w nastrój śpiąco - sentymentalny.

*

‘Jestem twoją klątwą i przekleństwem
niedokończoną przyjemnością
przegryzioną wargą
do krwi

jestem twym śmiertelnym wrogiem
złym snem który nie miał dokąd odejść’
( ‘Tom Petty spotyka Debbie Harry’ Pidżama Porno )


I być może była wtedy już jesień, a może było jeszcze lato, może padał deszcz, może było mi smutno, a może ja tak bardzo chciałam podarować komuś te nieszczęsne uczucia, których było we mnie zbyt wiele, że na twoje pytanie ‘a więc kogo kochasz?’ spod moich palców popłynęły słowa 'co byś zrobił, gdybym powiedziała, że Ciebie...?'. Szymon?

Teraz już znam odpowiedź.
Tak. I to właśnie jest sentymentalne pierdolenie.

niedziela, 21 września 2003

Niedorosła dziewczynka...

...siedząc przy biurku z dłonią na klawiaturze, zawinięta w koc, wdychając zapach jego koszuli, łapiąc ciepło zapalonej przed chwilą świeczki dopija zimną kawę.

*
‘Jesteś dorosły, potrzebujesz dorosłej kobiety, a nie dziewczynki’
( Alina )


Powyższy tekst czytałam wczoraj wiele razy. Tylko po to, żeby bolało.

*
Bo jeśli stoję na drodze twojemu prawdziwemu szczęściu - odejdę, zapomnisz o mnie i:
- tonicżeoddalismysobiesiebienawzajem,
- tonicżebylismydlasiebiepierwszymi,
- tonicżetaknaprawdęniepotrafięjużchybabezciebieżyć. 

sobota, 13 września 2003

Tasiemiec

I
Łódź: brzydka, brudna, szara, smutna, duża.

II
Bursa: pełna ludzi o odmiennych charakterach, stylach, upodobaniach, przyzwyczajeniach, gustach muzycznych, zachowaniach.

III
Pokój w bursie: trzy razy mniejszy od pokoju, który zajmuje w domu, niewygodne łóżka, nie domykająca się szafka, więcej szafek, szafa, stół, cztery krzesła, na parapecie kwiatki, miśki, świeczki, pierdoły moje i Asi, które przywiozłyśmy z domów, mój kawałek ściany oblepiony zdjęciami rodziny i znajomych, przyczepiony pluszowy granatowy księżyc z biała myszą, na półkach książki i zeszyty.

IV
Współlokatorki: Joasia – uczennica 1 klasy IV LO, ambitna, pulchna, poważna, wesoła, zakochana, podobna do mnie. Madzia – uczennica 1 klasy XXX LO, zabawna, niezdecydowana, leniwa, dyskotekowa, niepodobna do mnie.
Zgoda, ład i harmonia. Co moje to bierzcie i korzystajcie. Ja dziś zmywam, wiec ty wynosisz śmieci, a ty sprzątasz stół. Kto mi pomoże z matma? Przywiozę ci w niedziele opracowanie tego doświadczenia, mieliśmy je w gimnazjum. Dzięki. Wychodzę do miasta, połażę po Pietrynie i wrócę koło 18, weźcie mi obiad jakbym się spóźniała. Jak było w szkole? Na razie, dziewczyny!

V
Wolność: ‘wypisanie się’ każdorazowo przed wyjściem w zeszycie wychowawcy grupy. Czyli np.: ‘Katarzyna K., 2.09.2003 11.00, do miasta, powrót ok. 20.00’ ( czytaj: idę się kochać z J. w pokoju wynajętym przy Puławskiej ), drrr...! komórka ‘hej, mamo! Siedzę w bursie, uczę się francuskiego, co w domu?’ ( patrz: właśnie wyszłam z łóżka i próbuję się ubrać, a J. skutecznie mi to uniemożliwia... ). Powrót do bursy najpóźniej o 21.30.

VI
Szkoła: stara, 4 piętra. Lekko nie będzie. Wymagający nauczyciele. Pytanie, które pojawia się w mojej głowie nadzwyczaj często. CO JA TUTAJ ROBIĘ?

VII
Klasa: czuje się wśród nich... ...jak osoba nie z tej bajki. Ja nie mam rodziców na wysokich stanowiskach. Nie jestem jedynaczką. Nie mam tylko jednego brata czy siostry. Nie palę. Piję okazyjnie. Nie mam sterty ciuchów. Nie obejrzałam miliarda filmów. Nie znam się na sztuce. Nie upiłam się nigdy. Nie byłam na imprezie do rana. Nie jestem inteligentna. Nie jestem wśród nich swobodna. Nie jestem wśród nich do końca sobą. Nie chcę się narzucać. Chcę akceptacji. Nie chcę być outsiderką. Nie chcę udawać innej. Wyluzowanej. Zwariowanej. Zakręconej. Modnej. Zgadzającej się. Chcę. Nie chcę. Jestem. Nie jestem. Wiem. Nie wiem. Ja nie wyrywam się do odpowiedzi. Nawet, jeśli przypadkiem wiem. Nawet jeśli, nie powiem i za chwile żałuję, bo ktoś powiedział to co powiedzieć chciałam. Ja tylko lubię czytać. Ja tylko znam parę fajnych książek. Ja tylko. Jestem. I chciałabym być. Kimś.

VIII
Janusz: dzisiaj jest nasze pół roku. Pół roku minęło od chwili, kiedy wysłałam mu pamiętnego smsa o jakże wymownej treści. Od października będzie w Łodzi. Boi się. Alina powtarza mu, że jestem niedojrzałą dziewczynką. Dla której będzie malutkim kawałeczkiem wśród ogromnych puzzli/ Że dla mnie słowo ‘miłość’ oznacza co innego, niż dla niego, 20letniego dorosłego faceta. To mnie po prostu dobija.



IX
8 września ludzie z mojej klasy poszli się ‘integrować’ do parku. Czyli była tradycyjna popijawa. Ja wróciłam do bursy. Nie miałam nastroju. Kilka razy byłam bliska płaczu w szkole. Dlaczego? Wspomnienia ciągle bolą. Kamil przed oczami. Żywy. W trumnie. Dlaczego on to zrobił? Beznadziejne pytanie. Przecież sama chciałam się zabić. Powinnam go rozumieć?
Nie rozumiem.

X
Paulina: czy to pisanie ma jakikolwiek sens? Czy to, co pisze, jest cokolwiek warte? Mówisz, że tak. czy ja mam jakiś styl? Czy to co pisze kogoś może interesować?

To już było.

Wczoraj wieczorem skasowałam bloga. Nie chciałam, żeby Szymon go przeczytał. Teraz żałuję. I wracam.

niedziela, 31 sierpnia 2003

Nowy rozdział.

Ostatnie dni upłynęły na przygotowaniach do wyjazdu.
Zakupy ( z pewnością nie mam jeszcze mnóstwa rzeczy ), sprzątanie ( na moim biurku panuje godny podziwu bałagan ), pożegnanie ze znajomymi ( z połową i tak się nie widziałam ), pakowanie ( 3 duże torby - prawie pełne - jeszcze nie skończyłam ).

I narzekanie Janusza, że zupełnie nie mam dla niego czasu. Znów zaczynam być jędzą. Przepraszam. Wynagrodzę to wszystko w Łodzi. Kiedy będziemy mogli spotykać się bez przeszkód. Bez obaw. Jak normalna para. Pójść razem na spacer, do kina. Razem się uczyć. Kochać i zasypiać czując ciepło drugiej osoby. J., nie masz pojęcia jak bardzo mi Ciebie brakuje.

Ludzie z mojej starej klasy zorganizowali ognisko. Niby pożegnalne, ostatnie wspólne ognisko. Przyszło 10 osób. Zastanawiam się, o czym z nimi rozmawiałam przez te 6 lat? Naprawdę nie wiem. I jeszcze moje ‘przyjaciółki’. Aktualnie traktujące mnie jak powietrze, lub też coś stojącego na drodze. Jedyne pytania jakie zadała mi przez cały wieczór Agata, osoba, która uważałam za najbliższą osobę, brzmiały: ‘To kiedy jedziesz do Łodzi?’ i ‘Chcesz się napić?’. Przez 6 lat byłam na ich zawołanie. Przez 6 lat im pomagałam. Przez 6 lat uważałam, że są moimi przyjaciółkami. Agata. Karolina. Duśka. Nie słuchałam, kiedy mama powtarzała mi do znudzenia, że są interesowne, nie wierzyłam, kiedy Asia mówiła, że nie zachowują się szczerze. Wolałam wierzyć, że naprawdę mnie lubią. Za to jaka jestem. Nie za to, co mam. Wolałam wierzyć. Ponieważ potrzebuję ludzi. Potrzebuję akceptacji. Potrzebuję tej świadomości – jesteśmy z tobą, możesz na nas liczyć. Nie dopuszczałam do siebie wrażenia, że jestem kimś doczepionym, piątym kołem u wozu. Zawiodłam się? Cóż. Mała pomyłka. Nie pierwszy raz w życiu.

Tęsknię chyba za Szymonem. Za Szymonem sprzed kilku miesięcy. Tęsknię za przyjacielem. Przecież nie wymarzę z pamięci ostatnich dwóch lat. Nie wyrzucę wspomnień. Zbyt wiele łączy się z nim.

‘To wszystko co stało się przez ten czas
jest w tobie i we mnie
zostało w nas...’
( ‘6 lat później’ Kult )


Nasze ostatnie rozmowy – nie mogłam pozbyć się wrażenia, że gadam z kimś innym, z zupełnie obcą, zimna i chamską osobą.

‘Czasem bardzo niewiele czasu jest potrzeba
by zburzyć wszystko i wszystko pogrzebać...’
( ‘6 lat później’ Kult )


Czy spotkamy się w Łodzi? Czy będzie chciał? Mam nadzieję... że chociaż na chwilę. Że będę mogła popatrzeć mu w oczy.

Wyjeżdżam. Zostawiam półtora tysięczną osadę. Pełną ludzi w znacznym stopniu ograniczonych, których ulubionym zajęciem jest wymyślanie i rozpowiadanie niestworzonych historii o innych. Ludzi pełnych braku tolerancji, ludzi pełnych zawiści, nienawiści, zazdrości, chamstwa, wódki, beznadziejnego nicnierobienia i zwyczajnej głupoty. Oczywiście, nie wszyscy tacy są. Ale znakomita większość, niestety.
Czy wykorzystam swoja szansę? 

wtorek, 26 sierpnia 2003

‘Zapal światło w oknie...’

26 sierpnia 2003 
Kamil ma 27 lat. Jest zdrowym, wielkim, silnym facetem. Ma ciepły głos i lekko zmiękcza niektóre głoski. Lubi jeść. Właśnie skończył studia - dwa kierunki na AGH w Krakowie. Jego dziewczyna, Dorotka, z którą jest od 6 lat, pracę z historii obroniła rok wcześniej i pracuje w szkole. On również dostał etat. Może nie szczyt jego marzeń, ale od czegoś trzeba zacząć. Kamil ma dużą rodzinę, dwóch braci; Adama i Tomka oraz dwie siostry; Ewę i Gosię. Jego rodzice od lat prowadzą sklep w niewielkiej miejscowości położonej przy trasie przelotowej Łódź – Kielce. Chociaż często się z Kamilem kłócą i wytykają mu różne błahe potknięcia, tak naprawdę są z niego szalenie dumni. Kamil ma również mnóstwo braci i sióstr ciotecznych. Jedną z nich jest 16letnia Kaśka. Dawniej nie zwracał na nią uwagi, myślał, ‘ot, taka tam małolata...’. Dopiero 3 lata temu, podczas wakacji, zauważył u niej ‘przebłyski inteligencji’ i ‘brak wad wrodzonych naszej rodziny’. Zaprzyjaźnili się. Kamil załatwił jej komputer. Podłączył Internet. Nie są w stanie policzyć godzin spędzonych wspólnie przy monitorze. Tematów do gadania zawsze mają mnóstwo. Kaśka uważa go za swój wzór. Idąc za radami i namowami Kamila, wywalczyła sobie dobrą szkołę średnią daleko od domu. Rodzina określa ich mianem ‘pary egoistów - intelektualistów’. A oni się z tego śmieją. A oni są teraz w Kaśki pokoju, Kamil leży na dywanie, Kaśka siedzi przy kompie, gadają i się śmieją.

26 sierpnia 2003
Kaśka jest sama w pokoju. Patrzy na Kamila zdjęcie. Słucha muzyki.
‘Na kiepskich zdjęciach
okruchy dawnych dni
(...)
w pamięci zakamarkach wciąż rozbrzmiewa śmiech
czyjaś twarz zapamiętana’
( ‘Zapal świeczkę’ Dżem )

Stuka w klawiaturę. Z każdą literą uderza coraz mocniej. Z każdym słowem jest coraz bardziej wściekła. Bo najbardziej na świecie nienawidzi bezsilności. Z każdym zdaniem oddycha gwałtowniej. Czuje napływające łzy. Już są pod powiekami. Za chwilę popłyną po policzku. Kapną? Nie. Wyciera je ręką. Pieprzona kretynko, przestań, natychmiast przestań.

On leży pod ciężką czarną płytą z napisem:
żył lat 26
zm. 8.09.2002

‘Słońce twoje zaszło
choć dzień trwał jeszcze’

niedziela, 24 sierpnia 2003

Za tydzień...

Za tydzień o tej porze będę mieć przed sobą pierwszą noc w bursie. W miejscu, które na 10 miesięcy ma stać się moim drugim domem. Razem z trzeba obcymi dziewczynami w jednym pokoju. Mniejszym niż ten, który przez 8 lat zajmowałam sama.
1 września rano założę mundurek – granatową marynarkę z czerwoną lamówką. Przerzucę przez ramię beżową torbę z ortalionu. Pierwszy raz wsiądę do autobusu 65. Pierwszy raz wejdę do szkoły jako jej uczeń. Pierwszy raz zobaczę swoją nową klasę. Pewnie będzie jakąś akademia. Sprawy organizacyjne. A później, może wypad do pubu na Zielonej z nowymi ludźmi? Może powłóczę się po mieście? Może spotkam się z Piotrkiem ze starej klasy? Wrócę do bursy. Rozejrzę się. Pomyślę. Udało się?

Dla Pauki:
‘Unikaj scenariuszy one zwiodą cię
nie słuchaj złych podszeptów, głupcem staniesz się
panem swym bądź, własny zbieraj plon
nie wstydź się upadków, zahartują cię
pozbądź się poczucia winy, jeszcze nie jest czas
panem swym bądź, własny zbieraj plon’
( ‘Musli’ Hey )

Wierzę w ciebie.

piątek, 22 sierpnia 2003

Z rozmyślań Jasinkowych.

5letni Jaś siedzi obok i zaglądając w monitor opiera się na moim ramieniu. Mały śpi dziś u mnie, rodzice pojechali na całą noc po towar, Karolinkę podrzucili do chrzestnej, Aneta została nad zalewem. Rozmawiamy więc we dwoje, pijemy soczek i jemy herbatniki.

ja: Jasinku, chciałbyś mieć braciszka albo siostrzyczkę?
Jaś: Psecies mam juz was!
ja: No, ale może... Może mamusia przywiezie nam pod choinkę dzidziusia?
Jaś: Nooo... Dobla, to blaciska bym chciał. Ale siostle to nieee... Bo i tak same baby w domu i ja z tatą jestesmy w mniejsości narodowej! A w ogóle to wyjdź juz z intelnetu, bo mama bedzie ksyceć i włąc mi w końcu Epoke lodowcową!


Ha. No tak. Przychylam się do życzeń pana Jana.

czwartek, 21 sierpnia 2003

Czy ‘ono’ to chłopiec?

Mama była u ginekologa. 
W skrócie: ’21. tydzień, ciąża i rozwój płodu prawidłowy. Namawiam na wzięcie zwolnienia, w przeciwnym wypadku chodzi pani na własną odpowiedzialność.’

‘Ono’ wygląda jak miniaturowy człowieczek, teoretycznie ma ok. 18 cm i waży jakieś 300 gram. Jego twarz jest już ‘ludzka’. Słyszy i rozpoznaje maminy głos. Można określić jego płeć. Szymku, jesteś Szymonem czy Magdą? Mama chyba nie chciała się tego dowiedzieć, bo my trzy miałyśmy być na 100% chłopcami, a zrobiłyśmy rodzicom niespodzianki.

Wczoraj się do niej przytuliłam. Dotknęłam jej brzucha. Oswajam się. Powoli. ‘Ono’ się w środku wierci. Kopie. Nie poczułam, ale... Szymek, Szymek. Jak będziesz mamę męczył, to żebyś wiedział, zleję ci tyłek, smarkaczu.
Czy to możliwe, że pomimo tego całego ogromnego oceanu obaw i strachu... zaczynam Cię kochać?

wtorek, 19 sierpnia 2003

‘Mamo, nie dźwigaj, Szymka uszkodzisz!’

Wczoraj byłam z rodzicami w Łodzi, po towar do sklepu. Mama podniosła pudło na hurtowni, a ja krzyknęłam:
’Mamo, nie dźwigaj, Szymka uszkodzisz!!’
Szymek... właściwie nie wiem, czemu powiedziałam akurat to imię... Szymek? Chcę, żeby to był chłopiec. Brata zaakceptuje, chyba. Nie zaakceptuje natomiast kolejnej siostry, tym bardziej, że mama pewnie nazwie ją ‘Magda’, a ja mam malutka awersję do tego imienia. Cóż. Zawsze chciałam mieć jakiegoś Szymona.

Moja rodzina twierdzi, ze jestem snobką. Że nosa zadzieram. I uważam się za kogoś lepszego. Mówią, ze skoro czytam, ze skoro lubię czytać, jestem kujonem. Nie rozumieją, dlaczego tak uparłam się na LO w Łodzi. Patrzą na mnie jak na przybysza z obcej planety. A ja nie chcę. Nie chce takiego życia. Nie chce spać po 4 – 5 godzin na dobę, nie chcę pracować w sklepie, nie chcę przez całe życie pracować i wysłuchiwać wiecznych utyskiwań ludzi, nie chce się denerwować bez przerwy, nie chcę, nie chcę, nie chcę. Nie podoba mi się takie życie. Wieczny bieg. Wieczny brak czasu na cokolwiek. Nie chce żyć jak moi rodzice. Generalnie nie brakuje nam pieniędzy. Mogę sobie pozwolić na wiele rzeczy. Mogę. Tylko na rodziców nie bardzo. Chcę czegoś lepszego. Bo oni nie maja czasu. Bo zawsze są strasznie zmęczeni. Bo przez 16 lat, nie pamiętam, żebyśmy kiedykolwiek gdzieś wyjechali razem na wakacje. Bo moja mama nie umie ze mną rozmawiać. Bo mój tata w każdej wolnej chwili wyrywa się na ryby. Bo woli towarzystwo kolegów. Bo czasami woli wódkę. Bo jestem im wdzięczna, za wszystko co dla mnie robią, ale mam do nich żal. Bo czasami wołałabym sobie czegoś odmówić, żeby tylko mieli dla mnie więcej czasu. Bo duża ilość rodzeństwa zmusza do ciągłej walki o ich zainteresowanie. Bo jestem zazdrosna. Bo jestem najstarsza. Bo jestem już duża. Bo jestem jeszcze mała. Bo też chcę trochę uwagi. Bo czasami krzyczę. I płaczę, bo i tak nie słyszą. Bo zostawili mnie jak miałam 2 lata i wyjechali pracować do Niemiec. Bo jak wrócili po dwóch latach, to zaraz urodziła się pierwsza siostra. Bo odstawili mnie na boczny tor. Bo zapatrzeni w niemowlaka pozwolili mi zniknąć za parawanem z książek. Bo nie chodzili na moje wywiadówki. Bo zawsze byli pewni, że sobie świetnie radzę. Bo wiele razy coś było ważniejsze niż ja. Bo nie było ich przy mnie w kilku ważnych chwilach. Bo uważali, że wychowywanie polega na strofowaniu z byle powodu i bez powodu. Bo nie podobają im się moi znajomi. Bo mówią, że jestem egoistką. Bo oceniają mnie po pozorach. Bo czasami udaję. Bo gram. Bo wolę, żeby mieli mnie za taką. Bo nie lubię siedzieć w sklepie. Bo lubię mieć swoje zdanie. Bo nie lubię ulegać. Bo uparłam się na Łódź. Bo nie chcieli mi pozwolić. Bo gadają różne rzeczy na Kamila. Bo nie zgadzam się z tym co o nim mówią. Bo w końcu po wielu ciężkich bitwach pozwolili na ‘Kopernika’. Bo teraz są dumni, ze się dostałam. Bo wymagają, żebym była najlepsza. Bo ostatnio częściej mówią o rozwodzie. Bo nie zaakceptowaliby Janusza. Bo czasami nie umiem sobie poradzić. A oni tego nie widzą. Bo zawsze są zajęci. Bo dzisiaj wybierają się na kilka dni nad zalew, wszyscy. A ja chyba zostanę z babcią w domu. Bo żal się ze mnie wylewa.
Nie chcę takiego życia. Nie chcę powielać schematu.
Źle, że chcę czegoś innego? Lepszego?

sobota, 16 sierpnia 2003

'Wszystko nam się śni, ja tobie a ty mi, la la la...’

‘Boję się kiedy moje oko mruga. Boję się, że w każdej sekundzie, w której moje spojrzenie gaśnie, na twoje miejsce wślizgnie się wąż, szczur, inny mężczyzna.’
( ‘Tożsamość’ Milan Kundera )

Sny. Coraz dziwniejsze ostatnio. Moje i jego.
Janusz: 'w tym śnie byłem bezsilny, ślepy i oszalały, obraz mi się zatrzymał w jednym miejscu i cały czas widziałem to samo, tylko przez zamknięte oczy widziałem zarys tego co widzę naprawdę, nie mogłem nic zrobić, a ciebie całował jakiś koleś!’
I po co ja mu mówiłam, że byłabym zdolna do zdrady? Mogłam sobie darować. Bezsilność czuję. Kiedy mówi o takich snach. Nie mogę nic zrobić. Najwyżej powtarzać – kocham Cię, przytulam, całuję. Bo cóż innego mi pozostaje, przez telefon. Ostatnio widzieliśmy się 22 lipca. Ledwie kilka godzin w biegu i stresie. Ludzie gapiący się na nas, trzymających się za ręce, całujących się na przystanku, w tramwaju, na ulicy. Nie mieliśmy chwili spokoju. Ukradkowe przesuwanie dłońmi po udach. Muśnięcia warg. Podciąganie sukienki. Mocne przytulenie. Zawrót głowy. I deszcz. Zmoknęliśmy. Zrobiło się zimno. Objął mnie. Schowałam się w nim, chociaż jestem od niego wyższa. Czułam się jak malutka dziewczynka.

Przez kilka ostatnich nocy śniło mi się ‘ono’. ‘Ono’ w moich snach zawsze jest chłopcem. Czasami niemowlakiem, innym razem półrocznym dzieciaczkiem. ‘Ono’ jest śliczne. Ma wesołą buzie. Uśmiecha się. Gaworzy. Chce zwrócić na siebie uwagę. I tak jest. Wszyscy zachwycają się ‘ono’. Stoję z boku. Przyglądam się i myślę. No tak. teraz mogę zniknąć. I nikt nie zwróci na to uwagi. Nikt nie zauważy. Jestem niepotrzebna. Jak stary mebel. Nie pasuje do nowego wystroju. Tak samo czułam się, kiedy na świat przyszła Aneta. Karolina. Jaś. A teraz będzie ‘ono’. Chociaż tak naprawdę nikt go w tej chwili nie chce.

Nie myśleć. Nie myśleć. Nie zastanawiać się. Akceptować. Niech będzie. Niech będzie dobrze. Ja z Januszem w Łodzi. ‘Ono’ w domu. Cholera, dlaczego sama myśl o tym dziecku mnie boli?!

piątek, 15 sierpnia 2003

‘Coś się kończy, coś się zaczyna...’

...jak zwykli mawiać bohaterowie mistrza Sapkowskiego.

Szymon podjął za mnie decyzję. Jestem mu wdzięczna? Sama nie potrafiłabym lepiej tego zakończyć.

Szymon (14-08-2003 22:15)
to będzie nasza ostatnia rozmowa


Dlaczego? ‘Bo tak będzie lepiej’. Dla mnie? Janusza? Szymona? Być może.

Szymon (14-08-2003 22:36)
zawsze to na facetów się zwala winę, ale Ty jesteś jaskrawym przykładem że kobiety też są podłe


No ba. Rzecz oczywista. Podła wredna i w ogóle zgnilizna moralna do szpiku kości.

Niemniej. Szkoda mi. Siebie? Znajomości? Szymona? – wszystkiego po trochu.
Na co liczyłam, trwając w zauroczeniu? Że swoim ‘uczuciem’ zmienię go? Zmienię, bez możliwości zobaczenia się? Spotkania? Naiwna byłam.

'Kto robi z kogoś boga,
niech się nie zdziwi, gdy spostrzeże,
że miał do czynienia tylko z człowiekiem’
( Michel Quoist )


Ta przyjaźń (?) nauczyła mnie wielu rzeczy. Ale chyba przede wszystkim tego:

‘Ideał to, jak wiadomo, coś takiego, czego nigdy nie da się znaleźć.’
( ‘Nieznośna lekkość bytu’ Milan Kundera )


Będę tęsknić.

środa, 13 sierpnia 2003

Notka z serii ‘my love’

Tak, niektórzy takowych nie trawią, bo na blogach jest ich zatrzęsienie. Wiem. Nie będę pisać, ze mam doła. Bo w zasadzie nie mam. Tylko prawie całonocna rozmowa z Januszem uświadomiła mi kilka rzeczy. Chce je zapisać, żeby móc sobie później przypomnieć, co czułam i co w związku z tymi uczuciami postanowiłam. Zaczęło się jak zwykle. Czyli delikatnie olałam go, rozmawiając na GG z wszystkimi, podczas gdy odpowiedzi w jego kierunku płynęły ze średnią częstotliwością pół słowa na minutę. W necie przesiedziałam do mniej więcej 23.30. Poszłam do łóżka. Zadzwonił. Z miejsca wyczułam agresję. Wie, ze nie lubię kiedy w tle rozmowy ryczy metal. Moje ’wyłącz, nie lubię, nie podoba mi się’ skwitował krótkim ‘to się rozłącz’. Postąpiłam zgodnie z instrukcją i przez kilka minut olewałam jego x-krotne dzwonienie. Ostatecznie zaczęło mnie to wkurzać. Przywitałam go warczącym głosem. Za to on był całkiem spokojny i chyba pokojowo nastawiony. Zaatakowałam. A on. On. Mój zawsze uległy, ustępujący mi, poświęcający swoje zdanie na pastwę losu Janusz... powiedział, ze zaczyna mieć serdecznie dosyć. Moich humorów. Nieuzasadnionych pretensji. Żądań. Wymagań. A najbardziej tego, ze wymagam od niego, a sama nie przestrzegam żadnych zasad. I o byle co zaczynam pluć jadem. O byle co wystawiam te swoje cholerne kolce. Którymi tak cholernie dobrze potrafię ranić. Powiedział, ze zaczyna mieć dosyć. Życia w ciągłym oczekiwaniu na mój atak. Ciągłych obaw i strachu. Co tym razem wymyślę, co tym razem zrobię. Takie wieczne

’przeprowadźmy mały sprawdzian
wytrzymałości duszy na ból
pozwól mi się przekonać
jak wiele cierpienia potrafisz znieść’
( ‘Eksperyment’ Hey )


Wyznawałam tę właśnie zasadę. Wydawało mi się, ze on będzie wiedział, że

‘nawet w chwilach tak okrutnych pamiętaj ze nic się nie zmienia
że kiedy upokarzam cię robię to by bardziej cię kochać
nie ufaj ludziom którzy ciągle głaskają cię ściągają czapki
oni nie dadzą ci tego co mogę dać ci tylko ja’
( ‘Eksperyment’ Hey )


Wiedział. Wiedział, bo przecież często to powtarzałam. Usprawiedliwiałam się słowami ‘nigdy nie mówiłam, że bycie ze mną jest łatwe!’ i wydawało mi się, że to wystarczy. Bo przecież ostrzegałam. Że np. z wiernością może u mnie rożnie bywać. Chociaż doskonale wiem, ze zdrada jest rzeczą, której nie potrafiłby wybaczyć. A jego właśnie ta moja pewność, ze wolno mi robić wszystko, bo on ‘i tak wybaczy’ tak denerwuje. I moje kolce. Prosił, żebym się ich pozbyła. A ja, nieuleczalna idiotka, powtarzałam jak katarynka, ze te kolce są częścią mnie i nie mogę, bo nie chcę ich stracić, bo bez nich nie będę sobą. Decydując się na Łódź, postawił wszystko na jedna kartę. Na mnie. Teraz boi się, ze przegra. Powiedział, ze ja nigdy nie przegrywam. A on czasami tak. I ze kiedyś odejdzie. Jeśli się nie zmienię. Nie chciałam ryczeć. Jakoś samo się. Myśl, że mogłoby go nie być. Że mógłby pokochać inną. Świadomość, ze nasze bycie razem jest dziełem przypadku. bo w sumie przypadek sprawił, ze przypadkiem trafiliśmy na forum i przypadkiem miałam spieprzonego avka, a on przypadkiem zaproponował pomoc, przypadkiem mój Outlook się zepsuł i zawalił mu skrzynkę jednym mailem, wiec przypadkiem zaczęliśmy gadać na privie, przypadkiem przypadek przypadkiem. Przypadkiem go kocham. Tak samo jak przypadkiem Tomasz spotkał Teresę, Kaśka spotkała Janusza. A równie dobrze przypadkiem podobna lub zupełnie inna sytuacja mogłaby przypadkiem sprawić, że przypadkiem on mógłby być z inną.

‘Sądzimy, że nasza miłość jest tym, co musiało się zdarzyć, że bez niej nasze życie nie byłoby naszym życiem. Mamy wrażenie, że sam zachmurzony Beethoven ze swoja ogromna grzywa wygrywa naszej wielkiej miłości swoje es muss sein!’
( ‘Nieznośna lekkość bytu’ Milan Kundera )


A to wszystko przypadek. I tak łatwo mogę go stracić.

Nie słucham. Ma pretensje, ze zupełnie nie liczę się z jego uczuciami. Że mówię ‘ja chce!’ zamiast ‘proszę Cię’.

‘Możliwe, ze nie jesteśmy w stanie kochać właśnie dlatego, że domagamy się czegoś od tego drugiego ( miłości ), zamiast podchodzić do niego bez żadnych wymagań i pragnąć wyłącznie jego obecności.’
( ‘Nieznośna lekkość bytu’ Milan Kundera )


Pragnę jego obecności. Zmienię się. Przepraszam.

wtorek, 12 sierpnia 2003

Muzyka zwierciadłem duszy?

‘Sabina mówi: - Błędne koło. Ludzie głuchną, ponieważ coraz głośniej puszczają sobie muzykę. Ale ponieważ głuchną, nie pozostaje im nic innego jak puszczać ją jeszcze głośniej.’ ( ‘Nieznośna lekkość bytu’ Milan Kundera )

Co racja to racja. U mnie króluje dziś Nosowska ze swoim Sushi.

‘Żadnych łez. Żadnej żałoby. Wszystkich chcę widzieć w czerwieni.’

Tak w ogóle - ’najlepiej było wtedy kiedy kogoś miałam w sobie gdy pachniało deszczem i marzyłam wieczorem gdy karmiłam gołębie chlebem z karbidem słuchałam muzyki upijałam się winem’

To lubię. Czerwone wino. Deszcz. Książka. Łóżko. Facet. Niekoniecznie wszystko na raz.

Aha. I uważajcie. 'Mars napada'.

...a 'Katarzyna ma katar'. Głowa boli. Dlatego też znikam. Do łóżka. 'Cisza ja i czas'...

poniedziałek, 11 sierpnia 2003

Brzuch.

Patrzę na mamę. Na jej brzuch. Coraz większy. Już widać. Charakterystycznie zaokrąglony. Charakterystycznie odstający. Brzuch, z którego krzyczy. 'Jestem i nie masz prawa żądać, żeby ona mnie zniszczyła!'. Ja wiem, ze ‘ono’ krzyczy. Za każdym razem, kiedy zatrzymuję na nim wzrok. Ja wiem, że ‘ono’ wie.

‘To, czegośmy nie wybrali, nie jest naszą zasługą ani naszą winą’
( ‘Nieznośna lekkość bytu’ Milan Kundera )


Zapisałam to zdanie na monitorze. Powtarzam je w myślach. Za każdym razem, kiedy wracają. Uczucia.
Bezradność. Strach. Nienawiść. Miłość. Gniew. Prośba. Bunt. Pokora. Chęć ucieczki, zapomnienia. Histeria. Obojętność.

Nie mogę siebie winić. Ja nie wybrałam. Mogę się z tym tylko pogodzić. Zaakceptować fakt. I prosić. Boga. Ludzi. Żeby było dobrze.

Patrzę na jej brzuch...

Wiem, że ‘ono’ krzyczy.

niedziela, 10 sierpnia 2003

Seks - nie seks?

Rozmawiałam z Szymonem przez 3 godziny... Początek był chłodny i taki... nieposkładany. Później się rozkręciliśmy.

Szymon (0:35)
to właściwie zwykły stosunek, kopulacja, seks jest w połączeniu z miłością, więc to jest po prostu kopulacja


Szymon nie kocha. Tylko zaspokaja swoje typowo męskie potrzeby.

sobota, 9 sierpnia 2003

'Magnolia'

Sąsiad się żeni. Rodzice na weselu. Babcia śpi. Dzieci śpią. Janusz ćwiczy. Twierdzi, że musi stracić fałdki na brzuchu. A przecież to ja jestem gruba, nie on. Szymona nie ma. Ale był. Ja oglądam film - 'Magnolię'.

Krew mnie zalała, kiedy zobaczyłam Gosię idącą na pielgrzymkę. Z Grześkiem za rączkę. No tak, byłam potrzebna jako wymówka, że niby idzie ze mną. Wiedziałam, wiedziałam, że ona nie wytrzymałaby tygodnia bez seksu.

Lubię bardzo. Leżeć na łóżku. Z kołdrą zwiniętą pod plecami. Patrzeć w ekran. Jutro chyba 'Niebo' obejrzę. Magicznie mnie ten film przyciąga.

Auć. Nadgarstek. Boli cholernie. Nie wiem już, chyba powinnam pójść z tym do lekarza.

piątek, 8 sierpnia 2003

‘Head’s full of wine trembling hands and this empty eyes (...) nobody else can see me...’

Z Januszem piciem i mną to jest tak, ze nieco inaczej pojmujemy pewne wielkości. Dla niego mało to jest nic. A dla mnie to powiedzmy dwa piwa. Stąd nieporozumienia.

‘I to, co nazywaliśmy kochaniem się, znaczyło może, że stałem przed tobą z żółtym kwiatem w ręce, ty zaś przytrzymywałaś dwie zielone świece, a wiatr wiał nam w twarze deszcz wyrzeczeń, pożegnań i biletów metra.’
( ‘Gra w klasy’ Julio Cortazar )

Przykro mi, że byłam chamska wobec Gosi. Chciała żebym z nią na pielgrzymkę poszła. Prosiłam ją dwa i tydzień temu, żebyśmy się razem wybrały. Mówiła, że nie idzie. Dzisiaj, dzień przed, mówi, że zmieniła zdanie. Przykro mi, że byłam chamska i olałam ją. Tak jak wcześniej ona mnie.
A mama mówi, że jestem słomiany ogień...

Siedziałam na parku z Michałem i Maff. Rozmawiałyśmy o francuskim. Maff powiedziała, ze języka nie lubi, ale jest dobra. W języku... Też lubię. Michał na to - zbereźnice!

...rozbita. Skąd ten nastrój? Irytuje mnie zmienność mamy. Jej humory. Denerwuje czepliwość babci. Chwilowy dobry humor taty. Ironia Szymona. Ciepło Janusza. Zawiedziony wzrok Gosi. Brak Kamila.

Kamil. Za miesiąc pierwsza rocznica jego śmierci. Tyle razy już o tym opowiadałam. Tyle razy. Za każdym boli inaczej. Dzisiaj w miarę spokojnie. Po myśli ’Kamil’ zapala mi się w mózgu czerwona lampka. Więc wyłączam. Mózg.

czwartek, 7 sierpnia 2003

Po imprezie.

Wczoraj były urodziny Michała, kupiliśmy mu z Januszem nową płytę Farben Lehre.

Zła na ojca jestem. Najpierw się darł, że mam być w domu o północy, później stwierdził, że mogę wrócić o której chcę. W efekcie Janusz nie przyjechał i się nie spotkaliśmy. Zawsze marzy mi się noc spędzona z nim pod gwiazdami.

Dawno się tak nie bawiłam. A właściwie, to chyba... jeszcze nigdy? Wszystkie imprezy z moja eksklasa były niewyobrażalnie drętwe... No, może z małym wyjątkiem - tą, na której całowałam się z Grzybkiem. Janusz nie wie, a już wtedy byliśmy para. Ach. Suka.

Naśpiewałam się z Pauliną i Maff. Kult, Kazik, Pidżama, Hey i trochę rożnych... Zdecydowanie królowała Arahja. Ja i tak kocham Zazdrość... Aż mnie gardło boli. Paulina mówi, że to brak wprawy. Nadrobię.

Zauważyłam, że prowokuję Janusza. Cały czas chcę, żeby mi pokazywał, jak mu na mnie zależy. Żeby mówił, że kocha., że chce mnie. Prowokuję. Zły był strasznie wczoraj. A właściwie już dziś... Wróciłam o 2 i gadaliśmy przez telefon do 4 prawie. Zły był, że się nie spotkaliśmy i że piłam. Taaak. Powiedziałam mu o połowie kieliszka wódki, a wypiłam kieliszek i dwa piwa. Nie byłam pijana... Mówi, że przestał mi ufać. Bo obiecuję, a później i tak robię co chcę. Ma racje. Kajam się pokornie. Przepraszam.

I miałam ochotę na seks. Wielką. Śmiałam się z Maff, że może pójdziemy obie gdzieś w las. Chyba chciałabym raz spróbować jak to jest, kochać się z kobietą.

Szymon dziś zajęty. Trochę mnie olewa. Cóż. Nie będę się narzucać.

Janusz czeka. Wtulić się wtulić miedzy jego szyję a ramię położyć głowę na jego klatce piersiowej czuć jego dłonie ręce obejmujące słyszeć szept ciepłe słowa które rozgrzeją, ostatnio cholernie zmarzłam w nocy... Przez telefon będzie trudno.

Modlę się o wrzesień.

środa, 6 sierpnia 2003

...walking on the moon...

Słucham dziś tej piosenki na okrągło. A podczas wczorajszej rozmowy Szymon śpiewał...

Szymon (5-08-2003 23:44)
I wonder how I wonder where I could fuck you next time
maybe on the green grass, maybe in yellow car, and maybe... maybe.....
maybe you let me in
Don't be afraid I will fuck you gentle and nice
that you will scream but not because of pain
I have eaten young women pain, their defloration have fed me all the time
it's all my food so delicious
Let me in between your legs your tiny leeeegs


Krzyczałam, bo powiedział że nudzi go ta rozmowa.
Bo ja właściwe nic nie wiem. Bo mówię za nas dwoje. Bo według niego każda rozmowa kończy się mniej więcej tak: ’patrz, jaka jestem szczęśliwa z Januszem, jak mi dobrze bez ciebie, draniu!’

Powiedział, że zachowuję się, jakby Janusz to był mój facet i jakby to w ogóle był związek. I że on nie kocha, bo szuka ideału, ale sypia z kobietami, bo męski organizm ma swoje potrzeby.

Zapytałam, kim dla niego jestem. 'Byłaś kimś fajnym aż do tego numeru z przyjazdem’. Mówi, że się zraził. Po moim ‘numerze’ z przyjazdem. Tak. Bo była szansa, że kuzyn będzie jechał w szymonowe okolice i obiecał, że mnie zabierze. Mieliśmy się spotkać. Ale kuzynowi zepsuł się samochód, a później już nie miał tam interesów. Nie pojechałam, bo jak niby miałam, sama? Ojciec prędzej by mnie zabił, niż pozwolił na taką wycieczkę. Tuż po tym pokłóciliśmy się na 2 miesiące.

Zapytałam, czy będzie miał wolny pierwszy weekend września. Nie, bo jedzie do Warszawy na koncert. No to drugi? No, drugi może wolny. A co? Nic. Autobus do Płocka jest w Łodzi około 19. Nie wierzy, że to zrobię. Nie wierzy. Bo ‘już ja to widzę!’...
Zachowywał się okropnie. Gorzej niż ja. Krytykował. Mówił, ze jestem ‘kontekst GIMNAZJUM’.
Dlaczego nie potrafię dać sobie z nim spokoju? Dlaczego tak bardzo chce mu udowodnić, że się myli?...

poniedziałek, 4 sierpnia 2003

Chaotycznie...

Nino, miałaś rację. Odezwał się. Szymon się odezwał. Chłodno. Z rezerwą. Zapytał, o co chodzi. Powiedziałam, że nie lubię spraw niedokończonych i że chyba mi go brakowało... A on: 'po prostu powiedz, ze chcesz, żeby było jak dawniej. Jakbyś mnie chciała wywalić z pamięci, to nie szukałabyś kontaktu co dwa dni. chcesz, żeby było jak dawniej?'. Tak! Chciałam, żeby było... Ale właśnie, jak dawniej? Nie jestem ta sama co dawniej. Głupsza, mądrzejsza, może jedno i drugie. Ale na pewno nie ta sama. I on też inny. Dawniej... Nawet kiedy zakochałam się w Januszu, to ciągle był Szymon. I jakaś tam mała, mikroskopijna odrobinka nadziei. Po ostatniej awanturze powoli odzwyczaiłam się od myśli, ze kocham Szymona. Ale  bez niego jestem jak połówka orzecha. Nie mogę być z nim. Nie mogę zrobić świństwa Januszowi, bo... bo go kocham. Chyba zwariowałam. Szymon mówi 'przecież widzę, że ty ciągle mnie kochasz'. Kiedy to powiedział... właściwie nie zaprzeczyłam zbyt stanowczo. Dlaczego? Nie wiem. Trudno było mi się przyznać Januszowi do tej rozmowy. Nie był zachwycony. Nie rozumie, dlaczego znów chcę gadać z Szymonem. Nie on jeden. Gdyby połączyć ich obu... Gubię się.

Pilne:
1. Spotkać się. Spotkać. Zobaczyć z Szymonem. Przekonać raz na zawsze jak się przy nim czuję. Czy potrafię być sobą.
2. Nie ranić Janusza.

czwartek, 31 lipca 2003

Listy miłości.

'Włoski orzech po wyjęciu z łupiny wygląda jak ludzki mózg i daje się rozdzielić na dwie połowy. I ja tak siebie dzieliłam pomiędzy dwóch mężczyzn. Byli tacy inni, a jednocześnie się uzupełniali. Nie mogłam być razem tylko z jednym z nich, bo natychmiast stawałam się tylko połową włoskiego orzecha...’
( 'Listy miłości' Maria Nurowska )

Czytając, miałam wrażenie, ze Nurowska w niesamowicie trafny sposób ubrała w słowa to, co chyba czuję...

Wysłałam maila do Szymona. Był zainspirowany książką. Czekam. Odpowie? Boję się, co wtedy będzie. Jeśli odpowie...

środa, 30 lipca 2003

Sen, w którym się śniło...

Miałam dziwny sen. Jestem w nim razem z Szymonem. On pokazuje mi swoje miasto, rozmawiamy. Idziemy w miejsce, gdzie czeka Janusz. Budzę się. Okazuje się, ze moja wycieczka do Szymona jeszcze się nie odbyła. Szykuję się do wyjazdu. Jestem już przy nim. Opowiadam mu o obrazach, które widzieliśmy razem w moim śnie. On się dziwi i pyta, czy byłam już kiedyś w Sierpcu. Przecież wie, że nie... Chodzimy po mieście i wszystko jest dokładnie tak jak we śnie. A później pojawia się Janusz. I tak kilka razy...

Może to dlatego, że ostatnio zaczęłam myśleć o Szymonie? Myśleć o tym, co mu powiedziałam na pożegnanie. O tym, ze przyjadę do niego jak tylko będę mogła i udowodnię mu, ze nie miał racji... 


Historia pewnej znajomości...
Szymona poznałam na czacie wp ‘książka’. Rozmawialiśmy kilka razy na ogólnym. Dyskusje były dosyć ciekawe. Któregoś dnia on zagadał na priv. Miałam wtedy 14 lat, masę kompleksów, poczucie braku akceptacji i zrozumienia wśród rówieśników i dorosłych oraz manię czytania. On – inteligentny16latek, człowiek, który rozumiał moją pasję – książki. Jego ulubionym zespołem był Hey. Bardzo szybko zakochałam się w Hey’u i, jak nietrudno się domyślić – w Szymonie. Wiedział o tym, sama mu się przyznałam. Nie był zachwycony. Tłumaczył, że dzieli nas prawie 300 km. Ale ja czułam, ze łączy wszystko inne. Wiele razy się sprzeczaliśmy o moje uczucie. Wmawiał, że nie mogę kochać. Byłam innego zdania. Ale nie zadręczałam go tym faktem. Czekałam. Żyłam myślą, ze o 22.00 wejdę na czat, zobaczę jego nick  i kolejny raz rozmowa przeciągnie się do późna w nocy. Z czasem przerzuciliśmy się na gg. Imponował mi. Uwielbiał filmy, teatr, kino. Starałam się go doganiać. Czytać to co on. I jeszcze więcej. Żeby go zaskoczyć. Że chociaż ‘smarkula’, to inteligentna. Przy tym cały czas twierdziłam, że jestem głupia i gruba. Przy wzroście 170 cm ważyłam ok. 60 kg. Wymieniliśmy się zdjęciami. Zadzwonił w Boże Narodzenie. Gadaliśmy pół godziny, drugie pół grał mi na pianinie kolędy ( kilka lat chodził do szkoły muzycznej ). Moje smarkate serducho bilo mocniej za każdym razem, kiedy słyszałam jego glos... Któregoś dnia oznajmił, ze będzie w Lodzi, tylko 90 km od mojej wioski. Chciałam jechać, spotkać się, za wszelka cenę. Nic z tego. Rodzice byli nieugięci. Przez cały okres znajomości sytuacja powtórzyła się kilkakrotnie... Kłóciliśmy się, oczywiście. Kilka razy dosyć ostro. Były ‘ciche dni’. Ale zawsze po jakimś czasie któreś wyskakiwało z tekstem w stylu ‘hej, co słychać, co czytasz?’. I było wiadomo, że już jest ok. Po lekturze ‘Mistrza i Małgorzaty’, Szymon wymyślił sobie ‘swoja Małgorzatę’. Ideał kobiety. I cały czas mocno wierzy, że ją spotka, Ale nawet wtedy nie będzie z nią – bo zawsze znajdzie coś, do czego się przyczepi. Jest egoistą. Jest. Wiem o tym. Ale był ‘przy mnie’ w ważnych chwilach. Był moim najlepszym przyjacielem. Cały czas miałam nadzieję, ze kiedyś się spotkamy i może wtedy... 8 września 2002 umarł Kamil. Nienawidziłam w tym momencie boga, ludzi, siebie, Kamila i całego świata. Wypłakałam się Szymonowi w słuchawkę. Uspokoił trochę. Kilka dni później na pewnym Forum zaczęłam rozmawiać prywatnie z Januszem. I w tym momencie mamy przeplatające się wątki. Można by powiedzieć, że rozpoczyna się...

Historia pewnej miłości...
W tamtym okresie do Janusza i mnie najlepiej pasowało określenie ‘dwoje połamanych przez życie ludzi szuka kogoś, komu może się wyżalić’. Ja – w żałobie po bracie ciotecznym, on - w depresji. Ja – prymuska ‘od zawsze’, walcząca z rodzicami o zgodę na naukę w najlepszym liceum w Łodzi, on – powtarzający maturalną klasę maniak komputerowy. Wydawało się, ze rożni nas wszystko. Łączyła... samotność? Z czasem rozmawialiśmy coraz więcej i więcej... Ale Szymon nadal był dla nie bardzo ważny. Z Januszem zaczęliśmy gadać przez telefon. ‘Zakochał się’ w moim glosie. Zaczął nieśmiało mówić, ze mu na mnie zależy. Że kocha mnie. Po takim wyznaniu od razu dodawał, że kocha ‘jak siostrę’. Nie chciałam tego uczucia. Tak samo jak Szymon nie chciał mojego. Dlatego rozumiałam smutek Janusza, ale... Cóż mogłam poradzić na to, ze dla mnie ideałem faceta był Szymon? Pod moim wpływem Janusz przestał poprawiać sobie nastrój piwem. W ferie pojechałam do Asi – ‘niby - cioci’. Wpadłyśmy na genialny pomysł - po cichu miałam spotkać się z Januszem. Splot wydarzeń sprawił, ze on spóźnił się na pociąg, a po mnie niespodziewanie przyjechali wcześniej rodzice. To go zdołowało do tego stopnia, że będąc na lekach antydepresyjnych, upił się. Rozmawialiśmy wieczorem na gg. Zaczęliśmy się sprzeczać. wtedy on... rozwalił ręką szybę w drzwiach. Wylądował w szpitalu, a ja zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo stał mi się bliski przez te kilka miesięcy. Pierwszy raz pozwoliłam sobie na myśl, że zakochałam się w tym niższym ode mnie o 3 cm niepozornym chłopaku... Szymon wyczuł, ze coraz bardziej interesuję się ‘tamtym’. Pytał się jakby troszeczkę zazdrosny. Nie wiedziałam co robić. Nie wiedziałam, co naprawdę czuję. Kogo kocham. Kogo chcę. Janusz wrócił ze szpitala. Zadzwoniła do mnie jego mama, Alinka. Od tamtej pory wspiera mnie, mailujemy, dzwoni do mnie, kiedy mam poważny kłopot. 12 marca gadaliśmy z Januszem przez telefon. Było grubo po 2 w nocy. Kłóciliśmy się o coś, on się rozłączył, a ja wysłałam mu smsa o treści.. ‘kocham Cię, idioto!!’. Od tamtego mesa jesteśmy parą. Szymon przez dłuższy czas zachowywał się naprawdę dziwnie. Czasami wydawało mi się, ze jakby zależy mu na mnie. Starał się pokłócić mnie z Januszem. Wmawiał, ze to nie jest facet dla mnie. A później gadał o swej wyśnionej Małgorzacie, o tym, ze tylko ją mógłby kochać. Cały czas twierdził, ze jestem z Januszem tylko po to, żeby wzbudzać w nim zazdrość. Właściwie nigdy nie powiedział mi szczerze, jak jest między nami. Zezwalał łaskawie, żebym obdarzała go uczuciem. W zamian nie chciał mi go dawać. Janusza nie znosił. A Janusz nie cierpiał jego. Pomiędzy nimi byłam ja. Kocham Janusza. Nie chcę go stracić. Ale nie chciałam też stracić Szymona i chociaż tej przyjaźni, która była. Jednak w momencie, kiedy dwa miesiące temu Szymon posunął się do stwierdzenia, ze przespałabym się z nim, byleby tylko zaczął mnie kochać, kiedy stwierdził, ze cały czas się bawię... powiedziałam wtedy: ‘przykro mi, ze dla ciebie te dwa lata były tylko zabawą, przykro mi, ze aż tak się mylisz... pa...’.
Nie rozmawiamy teraz ze sobą. Kocham Janusza. Od września oboje będziemy uczyć się w Lodzi. Ja dostałam się do LO, a on do Wyższej Szkoły Sztuki i Projektowania.

Mam cały czas jakąś malutką nadzieją, ze kiedyś pogodzę się z Szymonem. I będziemy przyjaciółmi, albo chociaż – znajomymi...