niedziela, 29 lutego 2004

‘A l e m i ł o ś ć, t a k i e s ł o w o...’

Coś nie gra. Kamyk wypadł poza pole. Ktoś stracił punkty, ktoś stracił kolejkę, ktoś traci cierpliwość...! 

‘Lubisz rządzić, a ja powoli mam tego dosyć i twoje rządzenie sprawia mi coraz mniej przyjemności. Jesteś młodsza i oczekujesz czegoś innego. A skoro ty rządzisz...’
( J. )


Osobowość autorytarna. Zgadza się.

Widział ktoś kota chodzącego grzecznie na smyczy?

‘Tak to sobie żyli Punch i Judy, przyciągając się i odpychając jak należy, o ile nie chce się aby miłość stwardniała na metal albo zamieniła się w romans bez słów. Ale miłość, takie słowo...’
( Rayuela )

sobota, 28 lutego 2004

Warto. Teatr Nowy.

'Mistrz i Małgorzata' - M. Bułhakow

przekład - Irena Lewandowska, Witold Dąbrowski
adaptacja i reżyseria - Andrzej Maria Marczewski
scenografia - Anna i Tadeusz Smoliccy
muzyka - Marek Dyjak 

piątek, 27 lutego 2004

Myśli bezładne oplatają głowę.

Mama się martwi. Bo blada taka jestem i jakaś nieswoja i narzekam, że nadgarstek boli, że brzuch. Dodając do tego fakt, że w niedzielę marudziłam, że mi niedobrze, mama wysnuła przypuszczenie amożetywciążyjesteś?
No, nie, nie jestem. Chyba. Raczej. A nawet na pewno, przecież biorę pigułki. Tylko obawiam się, że one takie nie do końca trafione. Apetyt mam po nich ogromny. Nastrojową huśtawkę również. Do tego prawie zerowa ochota na seks, czy w ogóle cokolwiek. Tylko bym się przytulała i spała przy nim. A jak już coś się dzieje zmuszam go, żebyśmy się dodatkowo zabezpieczali. Boje się, że te pigułki nie działają. Boję się ciąży. W ogóle wszystkiego się znowu boję. Na ciemność reaguję alergicznie i przejście w nocy przez pokój od ściany do łóżka stanowi nie lada problem. I między nami mówiąc, tęsknię za domem. Czuję się zupełnie obca w szkole. Chociaż lubię większość ludzi. To jednak obca, z zewnątrz, gdzieś z daleka, zza szybki jestem. Dodatkowo niektóre lekcje przyprawiają mnie o dreszcze. Co z tego, że będę mieć 5 z francuskiego, polskiego, geografii, jeśli nie zdam z fizyki i chemii? Czuje się jak kompletna idiotka. Bo oni wszyscy tacy mądrzy i świetni. Tak naprawdę niewiele jest osób, przy których potrafię być sobą. POPRAWKA - przy których nie czuję potrzeby udowadniania, że jestem inna niż w rzeczywistości. Lepsza i fajniejsza. Albo odwrotnie. Ostatnio miałam wielka ochotę wsiąść w autobus i schować się w SWOIM pokoju. A kiedy zadzwoniłam do DOMU i usłyszałam maminy głos, pełen troski, kochaniecosiędzietakajesmutnajesteś, a w tle babcię tatę dzieciaki ( Jaś wrzeszczący na całe gardło mamoooo daj mi telefon muszę powiedzieć Kasiuni że ją bardzo kocham! A do tego kwiląca przy słuchawce Ewa. ... ), to po prostu musiałam płakać, musiałam, chociaż nie chciałam wcale. Ale przecież nie powiem, że tak czuję, że aż ściska chwilami, że to nie jest do końca takie jak być powinno, że ja znowu cały czas uciekam w snach, bo znam ich treść, i wiem, co będzie dalej, więc chcę się obudzić i uciec. I wcale nie jestem silna. I bez twojej ręki nie pójdę dalej, raczej skoczę z tego pieprzonego mostu, w dół droga jest bardzo prosta i szybka. Zobacz, stoję przy barierce, taka kruszynka o wzroście 176 cm i wadze 68 kg, trzymaj mnie mocno i powiedz, że będzie dobrze, wbrew pozorom, to działa...

niedziela, 22 lutego 2004

Zeroekran.

“Parfois je semble un peu morose et timide, renfermee et alors je pese chaque mot. Mais en realite avec mes amis je suis bavarde. Certains pensent que je suis egoiste, insolente et presomptueuse. Je sais que j’ai les defauts – je suis tres tetue, impatiente et paresseuse...”
( W przybliżonym tłumaczeniu:
"Czasami wyglądam na trochę ponurą i nieśmiałą, skrytą i ważę każde słowo. Ale w rzeczywistości,
z przyjaciółmi jestem gadatliwa. Niektórzy uważają, że jestem egoistyczna, bezczelna i zarozumiała. Wiem, że mam wady - jestem bardzo uparta, niecierpliwa i leniwa..." )
… i za cholerę nie mogłam sobie wymyślić, jakie mam zalety. Bezlitośnie odrzucałam wszystkie podpowiedzi dziewczyn, bo właściwie wcale nie jestem taka szalenie responsable czy bienveillante. Ostatecznie przytknęłam przy ambitieuse i franche, chociaż pewności nie mam, czy chorą ambicje i zbytnią niekiedy szczerość zaliczyć można do cech, którymi warto się chwalić.

*

‘Kochanie, wydaje mi się, że ty lubisz myśleć, że inni myślą o tobie źle, i to myślenie w gruncie rzeczy sprawia ci przyjemność. Mam rację?’
( Janusz )

sobota, 14 lutego 2004

'Późno już, chodźmy spać...'

Znów otwarte okno. Drżę sobie w koc zawinięta. Oczy mnie pieką, dym to, monitor, czy okulary mam nie wiem gdzie. 
Znów spotkanie w trójkąciku. Podstępnie potraktowałyśmy Przemka wywarem z lubczyku podanego w szklance coli ( cel –> Przemysławie, kochaj i pozbaw Paulinę dziewictwa, koniecznie przed osiemnastką ). Przeżyłam też mały szok, wchodząc do pokoju i widząc rodzonego ojca w towarzystwie moich przyjaciół, wszystkich z fajkami w dłoniach, rozpromienionych i dyskutujących przy akompaniamencie Boba Marleya o rzucaniu palenia. Grzybek gadał z tatą, ja szeptałam w łóżku z Pauką, a pozostawienie małego Jasia w pobliżu okazać się miało wysoce tragiczne w skutkach ( Jaś wykorzystał usłyszane informacje i ujawnił je nieco później, utwierdzając Grzybka w przekonaniu, że Paulina mówi inaczej, niż myśli ). Gra w skojarzenia zajęła nam niespodziewanie dużo czasu. Znamy się jednak. Przenikanie, łączenie kontekstów, prowokacje, ciepło – zimno, myślenie jakże odmienne, a jednak wiele nas łączy. Zabawne. Gadam z nią – o nim, gadam z nim – o niej. Wiszę miedzy nimi, taka pieprzona dobra wróżka na pół etatu. Tymczasem sama jestem chamska w stosunku do Janusza, ponieważ wysłałam Szymonowi kartkę. Chociaż ta kartka zupełnie nie miłosna była. Czysto koleżeńska, bez głębszej treści, na celu miała jedynie okazanie szczerej sympatii. Ale. Ja wszystko nie tak zawsze zrobię. I niepotrzebnie. Dystans! W Łodzi oprzytomnieję. Szkoła da mi ostrego kopniaka, narzekanie na brak zajęć pozostanie w sferze marzeń, witaminki kawa i pigułki chlebem powszednim się staną, cienie pod oczami nie będą niepotrzebnym wydatkiem, ale bonusem do bólu głowy, niewyspania i zmęczenia, a nad wszystkim unosić się będzie atmosfera bursowych pogaduszek, nerwów przed fizyką, filmów pod kocykiem w towarzystwie Janusza, poranków oderwanych od rzeczywistości, zapchanych autobusów, odrapanych kamienic i dresiarzy ze Śródmieścia. 
* Tool –> ‘Schism’

środa, 11 lutego 2004

‘Usypiam w sadzie krzyków przekwitłych’

Wietrzę pokój. Na parapet wpadło trochę śniegu. I zimno się zrobiło. Wizyta Pauliny i Grzybka była, jak zawsze, bardzo miła i obfitująca w dwuznaczności, podteksty, niedopowiedzenia, papierosy i coca colę. Przyznać muszę, że kiedy tak siedzieli razem na moim łóżku, wyglądali bardzo... Bardzo. Aż nabrałam ochoty na coś bliskiego z Januszem. Tak, że w pewnej chwili chciałam zadzwonić, powiedzieć mu jak bardzo tęsknię i chociaż ‘jedyny mój to zaledwie kilka dni’ ja już ‘dotykam się tak jak to zwykłeś robić ty wyczuwam wyczuwam cię w zapachu ubrań’...

Nie wiem, co będzie. Mimo tego, że mama już o wszystkim wie, chociaż rozmawiałyśmy wczoraj tak szczerze jak nigdy, i najpierw wzajemne obwinianie botynigdyniemaszdlamnieczasu a
botysięzamykasziniechceszwcale, później przyznawanie sobie racji w stopniu mniejszym lub większym, i nerwy i złość i łzy i żal, i dużo dużo słów, i przepraszam i już będzie lepiej, zawsze, od teraz, i inaczej i... cieszę się. Ale jakoś nadal pełna obaw jestem, że coś pójdzie nie tak, że ją zawiodę, że... A może to ten Therion w głośnikach. Może nocny chłód, nieobecność Janusza albo wczorajsza ( skądinąd zupełnie sympatyczna ) rozmowa z Szymonem wprowadzają mnie w tej dziwny nastrój, kiedy mam wrażenie, że ‘niebo znów na głowę spada mi i nadziei coraz mniej na słońce’... I chyba znów się boję. 

niedziela, 8 lutego 2004

Why don’t you tell me little girl, why are you so... sad?

Dlaczego nie potrafisz znaleźć dla mnie chwili właśnie wtedy, kiedy potrzebuję i jestem skłonna porzucić przylepioną do twarzy obojętność, znudzenie, pewność siebie tak bardzo pozorną i moje słynne już bojamamtowszystkowdupie, a w dodatku świetnieradzęsobiesama?

Ewka płacze, brzuch ją boli, zapowiada się dłuższy koncert.
Ale mamo, ja też krzyczę, MAMOOO!!! MAMO! Spójrz, no popatrz na mnie, zobacz! Zauważ wreszcie, że chcę porozmawiać, sama przyszłam, skoro nie masz siły wchodzić do mnie na piętro z Ewą, to ja przyszłam do was, jestem, widzisz! Wiem, że nieudolnie próbuję zacząć temat, wiem! Ale, do jasnej cholery, pomóż mi jakoś!!! W ciemności łatwiej, więc nie zapalaj światła, nie wołaj jeszcze taty do sypialni, nie... No ej, mamuś... ...MAMO!!!

MAMO.
Mamo.
ma - mo.
ma mo.
m. a. m. o.
m a m o m a m o m a m o m a m o m a m o m a m o !
.
tak.
więc właśnie.
świetnieradzęsobiesama.
.
.
.
You will never cry again.
Wciąż chłodno.

sobota, 7 lutego 2004

Kolejna osoba, która zna mnie jak nikt inny.

Ponuro. Niebo ciemne, zachmurzone, drzewa potargane, wiatr świszczy wściekle wdzierając się przez nieszczelne okna do pokoju pełnego zapachu tej czerwonej świeczki z powtapianymi muszelkami, która pachnie wakacjami nad morzem dwa lata temu, kiedy ciocia M. wyprowadzona z równowagi moim zachowaniem i stosunkiem do świata wygarnęła mi jak bardzo jestem nieodpowiedzialna, egoistyczna, introwertyczna, przekonana o swojej wyjątkowości, bo z nikim się nie zaprzyjaźniłam, i tak dalej i tak dalej. Zapiekło wtedy. Tym bardziej, że podczas całego pobytu zajmowałam się 4letnim wówczas Jasiem na tyle dobrze, że ludzie brali mnie za jego matkę. 
Dzisiaj, kiedy wróciłam z P., wzięłam na ręce marudzącą Ewę. Ciocia z uśmiechem na ustach zabrała mi małą, dodając ociekającym słodyczą głosem ‘ona przecież ciebie wcale nie zna!’. Ja ją kiedyś zabiję. Ciotkę, oczywiście.

Z herbatą u Cortazara.


Gram w klasy. 
Czytam we wszystkie strony, nie patrząc na numerację rozdziałów, otwieram książkę w miejscach najzupełniej przypadkowych i czytam dalej, bazgrząc ołówkiem na marginesach, zaznaczając fragmenty
takie jak ten:

‘Bywają życia, jak artykuły literackie w periodykach i czasopismach, wspaniałe na pierwszej stronie, lecz z ogonami ciągnącymi się wstydliwie gdzieś na stronach trzydziestych, wśród ogłoszeń i reklam pasty do zębów.’
( rozdz. 85 )

U mnie też tak? In a family portrait we’re pretty happy...  

środa, 4 lutego 2004

Nim zapałka się dopali.

Nie czytam książek. Nie odpisuję na maile. Nie wychodzę do znajomych ( *głos* yyy przepraszam cię bardzo, ale o jakich znajomych ty mówisz, skarbie?? ) Nie. Ja się nie zamykam. Okno na oścież i waniliowa świeczka mieszająca się w kocu z miętową herbatą. Do tego Tom Petty potyka się o Debbie Harry. ‘Wieje tylko tam gdzie mam ochotę’. Od jutra ( hm. dzisiaj. ) w P., nadrabiać będę swój francuski ( *głos* zdaje mi się, że nie dalej niż dwie godziny temu rzucałaś podręcznikiem i wspominałaś coś o stosunku płciowym w sposób ordynarny i prostacki, więc może się określ, jedziesz w wakacje do tej Francji wytęsknionej, czy nie? ). A WŁAŚNIE ŻE POJADĘ! ( *głos* po to, żeby wysłać stamtąd Szymonowi kartkę? Czy też może zamierzasz po raz kolejny coś komuś pokazać? udowodnić? a mówili ci już, że psychiczna jesteś? ). ... 
.
Proszę państwa, świeczka się wypala. Znak to, że czas najwyższy podnieść miotłę, zrzucić resztki garderoby i ruszyć na bal. To jest, chciałam powiedzieć, do łóżka ( *głos* idiotka. ).
.
.
branoc.
.
pyk. płomyk gaśnie.

poniedziałek, 2 lutego 2004

Hej, Kamil, przyśnij mi się, tęsknię, nie widzisz?

Unikam miejsc, które mogły by mi mówić, że 
‘- zapomniałam, że mam pamiętać, żeby zapomnieć’
( ‘Hotel New Hampshire’ J.Irving )


Czy nie lepiej karmić się wspomnieniami i uporczywie traktować całą sprawę tak, jakby nie było 8 września 2002?
Czy nie lepiej wierzyć, że on wróci? Jak kiedyś. Przyjedzie do Ż., stanie przy schodach i zacznie się drzeć, że mam złazić i szykować coś do jedzenia, żebyśmy nie padli podczas reanimacji mojego kompa. Jak zawsze.
Nie chcę na cmentarz.  

niedziela, 1 lutego 2004

„Szkoooło, nasza szkooooło, śpiewem ci składaamyy czeeść....!”

Kupiłam siostrze nową część Harrego Pottera. Znam słabość Anety do tego rodzaju literatury... Postanowiłam więc wykorzystać fakt jak wysoce przez nią pożądany jest Mr.Potter i zapowiedziałam, że dostanie na własność „Zakon Feniksa” kiedy poprawi matmę i polski. By wiedziała, na co pracuje, pozwoliłam jej przeczytać początek. Mama, słysząc dyskusję, rzuciła nieco złośliwie: „a Kaśce damy pieniądze na książki dopiero jak poprawi te dwóje z fizyki i chemii”.
Świetnie, kurwa, świetnie!
Ale ja to zrobię. I żadna prof. Szyb(...), żadna prof. Stal(...) ani inna/y SS mi w tym nie przeszkodzi. Ha!
Co by nie być gołosłowną, spadam zagłębiać się w obliczenia molowe i procentowe, które nigdy w życiu do niczego potrzebne mi nie będą!  

Kazanie.

Słuchałam w kościele o czystości przedmałżeńskiej i mnie zmroziło. Będę się smażyć w piekle! Ale może poznam tam Wolanda? I sporo innych osobistości...