poniedziałek, 29 grudnia 2003

Nie mam już powodów do usprawiedliwiania swojego lenistwa.

Żadne
‘dopiero przyjechałam do domu’,
żadne
‘są święta!’
żadne
‘dzisiaj niedziela...’
i żadne
‘teraz mi się nie chce. ...bo jeszcze dużo czasu!’
Za tydzień o tej porze będę siedzieć u J. i kląć, że spieprzyłam sprawdzian z matmy i w dodatku nic nie umiem na PO i historię ( wtorek ), biologię ( środa ), angielski i geografię ( czwartek ), chemię ( piątek, brrr... ) i francuski ( w ogóle ). I wtedy nic mnie nie uratuje przed całkowitą klęską. A przecież miałam się nie dać.
Do dzieła, do dzieła, Katarzyno, ruszże głową, po coś ją masz, do cholery...!

Zacznijmy więc od najprzyjemniejszego – francuski ( Ale ale! A gdzie te kosmate myśli, no gdzie?! Nie widziałam się z J. ponad tydzień, ale to jeszcze nie powód, żeby...! ). Tak, więc na dzisiejszy wieczór może jeszcze trochę biologii. I historia.

Uzbrojona w zeszyty, książki, kolorowe mazaki, miśka, kubek zielonej herbaty, czekoladę, butelkę wody mineralnej i Pluszzzzz oraz ‘Dzienniki’ Cobaina ( zostało tylko kilka stron, kilka stron, to będzie
chwilka... ) rozkładam się na łóżku z najszczerszym zamiarem – będę się uczyć! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz