piątek, 29 grudnia 2006

Nieskończoność do kwadratu.

‘Jeśli odbiera nam się tych, których kochamy…
Możemy przedłużyć im życie, tylko nadal ich kochając.

Domy trawi pożar, ludzie umierają, ale prawdziwa miłość jest wieczna.’
( z filmu ‘Kruk’ )


Te zdania wywołały lawinę, która zapowiadała się od dłuższego czasu.
.
Ranek przeciągnął się do południa łóżkiem, kawą, papierosami i poezją.

‘Jak ci się żyje w naszym niebie?’ – zapytał M., wchodząc do pokoju z herbatą.

środa, 27 grudnia 2006

Niecierpliwa.

‘Kocham cię od początku niemożliwości
w której zamieszkaliśmy jawnie
Od końca milczenia
którym ją ocalasz
Od trzęsienia pamięci
Od pożaru wyborów
Próbuję cię od środka
trafionego wiersza

Niech nikt nie umawia się już z nikim
na pozorne stąd dotąd tej podróży

Tu jest za nago
na błąd’
( ‘Za nago na błąd’ Krystyna Rodowska )


Nie chcę teraz powtarzalnych zdań, z daleka.
Chcę ciebie. Przy mnie, we mnie.
Bliżej.
Chcę czuć, że naprawdę jesteś.
Chcę już.
.
Czekam,
godziny są jak wieki.

Me gustas tu.

‘Me gusta la mañana, me gustas tu.
Me gusta el viento, me gustas tu.
Me gusta soñar, me gustas tu.
Me gusta la mar, me gustas tu.
Me gusta la lluvia, me gustas tu.
Me gusta volver, me gustas tu.
Me gusta la noche, me gustas tu.
Me gusta camelar, me gustas tu.
Me gusta la guitarra, me gustas tu.
Me gusta la canela, me gustas tu.
Me gusta el fuego, me gustas tu.
Me gusta la castaña, me gustas tu.’
( Manu Chao )

Cię, Ciebie.
.
.
.
Dotarła dziś kartka z życzeniami świątecznymi od A.
Nie wiedziałam, jak zareagować.

‘k., po co? Nie drap już kocie. Jest Maciek.’
- masz rację, Natalio.

Iskra chciała na spacer, wybrałyśmy się wreszcie na cmentarz.
Siedziałam na ławeczce obok pomnika Kamila, czarna płyta i czerwona róża, zanoszę mu zawsze, albo białą.
W pobliżu kościelny z zięciem wykopywali nowy grób, przeszkadzali nam w dyskusji bez wypowiedzianych słów, więc zapaliłam jeszcze znicze u prababci, a wtedy zaczęły się tamte smsy z A., zaczęły i skończyły bardzo szybko.
Szłyśmy sennymi uliczkami niby-zimowego Ż., zauważając, że od poprzedniego razu wycięli stare drzewa przy placu 900lecia i kieleckiej trasie. Patrzyłam w oszronioną trawę, gdy nagle wyrosła przede mną zakapturzona postać, wołająca ‘sieeema, k.!’.
Och.
I właśnie tego mi było trzeba.
( - fajki na placu zabaw ).
.
.
.
A kot
na kolanach

nocna lampka
pies przy stopach

hiszpańskie słowa
i cisza.

wtorek, 26 grudnia 2006

‘Gaśnie latarnia, a potem znów…’

Pozytywniej przez chwilę?
Dyskretnej troski…?
Mejl, rozmowa, dużo rozmów.
Musiałam uciec od bolących myśli.
.
‘Od wielu dni gapię sie w okno i patrzę jak
gaśnie latarnia, a potem znów
rozpala swój szkarłatny brzuch

zostawiam w kuchni odkręcony kran
siadam na krześle i zapadam się
pod spód, pod główny myśli nurt

u mnie słońce zachodzi na poduszce
w pokoju dwa na dwa ciągle kończy się dzień
a okno otwarte na oścież…’
( ‘Drugie okno’ Cała Góra Barwinków )


Koszmarnie zimno dookoła, ale w środku coraz cieplej, spokojniej.
Staram się wierzyć, że.

M., czy ja mogę napisać już?
‘że Ciebie
Tobą
w Tobie
z Tobą
na Tobie
pod Tobą
obok Ciebie
o Tobie
że Ty’


…?
.
Tęsknię.

‘Zapal świeczkę za tych, których zabrał los…’

W winampie Dżem. Od wczorajszego wieczoru.

Nie mam siły.
To za dużo jak na jedną mnie. Za dużo, kiedy trzy bliskie mi osoby mówią o samobójstwie. Za dużo.
Mam ochotę stanąć między wami i wrzeszczeć. Na was.
Zamknijcie się wreszcie.
Jak chcecie to zrobić, róbcie, tylko dajcie mi spokój. Ja sama już nie mam siły.
Może przestańcie dwu-jedno-znacznie mówić, coś sugerować, mniej lub bardziej wprost, może pomyślcie, że to za dużo jak na jedną mnie.
Że ja też mogę nie mieć już siły.
Nie mam.
Nie mam!
Jestem załamana i chcę, żeby mną też się pomartwić.
Objąć.
Kłamać, że będzie dobrze.
Czy cokolwiek.
Bo może ja też już nie mam kurwa siły.
Bo może ja też sobie myślę różne rzeczy.
Bo może jestem gotowa złamać obietnicę?
.
Damian, jakiś czas temu pisałeś mi, że życie jest piękne.
A teraz? Co teraz?!
.
.
.
Śniłam dziś Anioła Stróża.
Ten Anioł Stróż często zwiastuje smutek.
…stanie się?
.
Terapeutycznie wtulony kot śpi w zgięciu mojego łokcia.
W pokoju robi się coraz ciemniej.
Przykładam głowę do poduszki.
.
Idź sobie.
Ja nikogo nie potrzebuję.

poniedziałek, 25 grudnia 2006

O miłości słów kilka. Minionej. Obecnej.

- …i proszę, przekaż Arturowi, żeby odesłał moją ‘Chemię śmierci’. Albo lepiej, ty mi ją prześlij, Olu.
I pozdrów mamę, koniecznie! - zadzwoniłam na chwilę.
- Mama dziękuje za pozdrowienia! - odsmsnęła później.
.
‘Jakie to dziwne
tak bolało
nie chciało się żyć
a teraz takie nieważne
niemądre
jak NIC’
( ‘Nic’ ks. Jan Twardowski )


Nie sądziłam, że dzień, w którym będę mogła spokojnie zacytować ten okruszek z uniesionymi kącikami ust, kiedykolwiek przyjdzie.
.
…i może kiedyś nawet ty mnie pokochasz?

niedziela, 24 grudnia 2006

‘A nadzieja znów wstąpi w nas.’

- R. próbował popełnić samobójstwo, słyszałaś? – mama wiedziała, że takie informacje elektryzują jej najstarszą córkę.
- Nie, skąd niby. A dlaczego, coś wiadomo?
- On zawsze miał źle w głowie.
- Co chciał zrobić?
- Powiesić się. Pilnują go teraz.
- Przecież wiesz, że jak będzie chciał to i tak to skończy.

.
- Kretyn! – rzuciła Młoda.
- Kto Kretyn? R.? Bo?
- Bo kto normalny chce się zabić?
- Młoda, rozpatrujesz w złych kategoriach. Najłatwiej tobie, nie będącej na jego miejscu, powiedzieć wszystko wyjaśniające ‘kretyn’. I już, nie trzeba się zastanawiać, zakładamy ‘kretyn’, patrzymy z pogardą i dalej, nas to nie dotyczy. Kamil też był kretynem?
- Nie, nie był.
- A widzisz, idąc tokiem twojego rozumowania najwyraźniej się do nich zaliczał. A ja jestem gotowa wydrapać oczy każdemu, kto spróbuje mówić o nim w ten sposób. Jakieś wnioski?
- No to o co w tym wszystkim chodzi?
- Może, że R., tak jak Kamil, ma problemy o których nic nie wiemy? I może nie ma do kogo zwrócić się po pomoc?
- To co trzeba zrobić?
- Rozmawiać. Jak ja z tobą, teraz. Myślisz że czemu nie zastanawiałam się nad tym, że dostanę opierdol od mamy jak przyjdzie rachunek, tylko zadzwoniłam do Olgi i przez kawał czasu tak po prostu słuchałam jej płaczu, a potem do niej mówiłam?
- Wiedziałaś, że ona cię potrzebuje.
- Brawo.
- k., porozmawiaj z nim.

.
Zrobiło mi się ciemno przed oczami.
‘Porozmawiaj z nim’… Aż za dobrze pamiętam dzień, w którym padły te słowa. Godzinę później usłyszałam przerażające ‘Kamil wisi!!’ wykrzyczane przez mamę, mamę która godzinę wcześniej powiedziała ‘porozmawiaj z nim’, kiedy jeszcze nikt z nas nie wiedział…
Nie zdążyłam, nie zdążyłam, Braciszku…
.
.
.
Siedziałam dalej nad stroikami, wplatałam bombki na drucikach między gwiazdy betlejemskie, jak co roku o tej porze w głowie miałam ‘Kolędę dla nieobecnych’, po cichu nuciłam.
Nadzieja…?
.

- Są ŚFIĘTA, Kasiu! – uradowana Ewa wpadła do pokoju z impetem trzaskając drzwiami, aż zadrżały powieszone zamiast firanek muszelki, Iskra poderwała uszy z poduszki a kot zrobił minę z serii ‘ssso jessst, kurfffa…?’.
Ja zaś podniosłam wzrok znad klawiatury i uśmiechnęłam się do małej.
- Tak, Ewuniu, są Święta.
.
Wam wszystkim, ciepłych.
Spokojnych.
I dużo sił, w każdym kolejnym nowym roku.

Natalia pisze ostatnio piękne notki.

I we mnie drzemie wiele historii do opowiedzenia, w Verte, wśród zdjęć, przy stoliku, przy odpalonym od poprzedniego papierosie, między łykami czekolady czy kawy, albo w moim maleńkim mieszkanku, gdzieś w kocu jednym drugim lub trzecim, z kotem szczurem i psem na kolanach, z herbatą, a może z ustami w uśmiechu, z błyskiem w oku, z odbitym w źrenicy spojrzeniem.
.
Jeśli to sen, nie chcę się budzić.

sobota, 23 grudnia 2006

Chwila refleksji nad sobą samą, w nastroju nieświątecznym.

Poprzednią notką zupełnie niechcący stworzyłam burzę.
Nie spodziewałam się, że osoby, które niekoniecznie są mile widziane tutaj, w moim małym kawałku sieci, przeczytają i wywołają taki a nie inny efekt.
Ale stało się.
I pragnę uświadomić wszystkim, że nie ponoszę i nie poczuwam się do żadnej odpowiedzialności.
Ja odpowiadam wyłącznie za własne decyzje.
Nie za decyzje innych.

Z uwagi na to proszę, by każdy, kto zechce oskarżyć mnie o skrajny egoizm, zastanowił się najpierw nad swoim własnym postępowaniem.
Bo właściwie czemu tak o mnie myślicie?
Wy nigdy nie działacie z myślą o was samych?
Zawsze pieprzeni twardzi altruiści, dbacie w pierwszej kolejności o to, by kogoś nie urazić, by wszystkim innym się powiodło, nie wam?

Śmierdzicie hipokryzją.

Wiecie, że to nierealne? Że tak się nie da? 
Zawsze będzie ktoś, komu zrobicie krzywdę.
.
.
.
Jak zawsze pod dniu spędzonym nad stroikami w piwnicy mam porysowane dłonie, którymi tym razem dodatkowo zajął się kocur. Iskra zwinięta w kłębek przy moich nogach, Eskel na wieki wieków posiadł fotel przy stoliku pod oknem, muzyka z Amelii gra, zegar tyka w czasie letnim, prezenty leżą w reklamówce gdzieś w nie rozpakowanym plecaku.
Boli mnie nadal nie zagojona noga.
Chciałam napisać, że Święta.

- Powiem, że jakoś smutno.
.
Biorę się za przepisywanie wykładów.
Najbardziej twórcza rzecz na jaką mnie w tej chwili stać, to dobór kolorowych cienkopisów.
.
Aneta przyniosła mi mandarynkę z cudnie zielonym listkiem.

piątek, 22 grudnia 2006

Listy, zdjęcia i stare rany.

W domu czekała na mnie paczka od Dominika.
Książki, płyty, zdjęcia.
Koszulka, którą kupił mi na koncercie Pidżamy w Poznaniu, mieliśmy być tam wtedy razem.
Ale ja już wiedziałam. Rozchorowałam się, miałam masę pracy, nie pojechałam.
.
List jest bardzo długi.
I bardzo pachnie Dominikiem.
A ja czytam go kolejny raz ze łzami w oczach.
.
I będę milczeć, będę, bo tak do jasnej cholery trzeba!
.
.
.
Mejl od Damiana napisany w nocy, kiedy ja spałam wlepiona w Dorotę, a jemu nie pozwoliłam się przytulić.

‘Wiesz, mam ciągle wrażenie że ty myślisz tylko o sobie, nie myślisz o innych. Tylko ty i twoje chodzenie po trupach. Myślałaś o tym że rozpierdalasz temu Maćkowi związek? Przecież mówiłaś mi o jakiejś Karolinie. Chcesz po raz kolejny zawalić komuś życie?'

'Nie krzywdź Karoliny - poszukaj sobie kogoś innego. Nie idź ciągle po trupach, bo kiedyś to wszystko się zemści na tobie Kasiu. Pomyśl o innych choć raz, pomyśl ze ona go kocha. Że dopóki ty się nie pojawiłaś byli szczęśliwi. I pewnie byli by długo - tak jak ja i Justyna.'

'Szkoda, ze liczy się dla ciebie tylko osobiste szczęście. Nie dostrzegasz krzywd, które możesz wyrządzić przy tym innym, smutku, rozczarowania, czy nawet złamać komuś życie- sprawić, ze przestanie o nie dbać. Przestanie doceniać jego piękno i zacznie je niszczyć kawałek po kawałku.'

Czy ja się kurwa mam całe życie przejmować innymi?! Czy ja dziś, po latach dochodzenia do tego, by myśleć i o sobie, a nie robić ciągle za pierdoloną Matkę Teresę wiecznie dbającą o wszystkich dookoła tylko nie o siebie samą, czy ja dziś mam się cofać?!
Dlaczego to JA mam być dobra miła cicha i rozsądna i ustępować, rezygnować ze swojego szczęścia, dlaczego to ja mam poświęcać siebie, dlaczego kurwaaaa!!
I nie mów mi, że gdyby nie ja, to byłbyś szczęśliwy z Justyną, bo może bądź łaskaw i przypomnij sobie co mi wtedy mówiłeś!! Co mówiłeś i przypomnij sobie kto mnie zaczął dotykać i całować wtedy w akademiku. I czyja to była decyzja. Ja byłam wolna, ja mogłam, a ty miałeś wybór.
Więc nie mów mi dzisiaj, że to ja zniszczyłam wasz związek.
I że byłbyś z nią taki szczęśliwy, bo jakoś wtedy wcale nie byłeś.

Mi ktoś mógł zniszczyć to co było dla mnie najważniejsze, i podobno tak to właśnie jest, normalne.
Ktoś o tym myśli, to obchodzi kogoś?!

...i dlatego mając teraz swoją szansę, na pewno nie odpuszczę tak po prostu.
Dosyć, dosyć tego!!
Ja tu też jestem ważna.
.
.
.
Taki daleki ten nastrój od wczorajszego wzruszenia, które złapało mnie po długiej rozmowie na trzepaku pod blokiem, po przeczytaniu dedykacji na wymarzonym Lux perpetua, mój przyjacielu Damianie.

Bo ja już nie chcę nigdy więcej kłamać.
Nie chcę, nie zamierzam, nie będę.
Jedyne, czego mi trzeba, to jeszcze czasu na poukładanie się, na wyjaśnienie niektórych rzeczy, na dokończenie pewnych spraw.
.
Do szczęścia potrzebuję teraz kota śpiącego na parapecie, psa na dywanie, muzyki, kawy i papierosów, ciepła kochanego i kochającego Mężczyzny tuż obok.
I śniegu za oknem.
.
Znasz mnie od najgorszej strony, wiesz?
- Drżenie.

środa, 20 grudnia 2006

C’est dure, la vie.

Sztuka wyborów.
Niełatwych.
Często chybionych.
Co będzie, co będzie?
Życie dopisze ciąg dalszy – a przynajmniej psychotyczna autorka ma taką nadzieję.
- Co zwykłam umieszczać w papierowych wydaniach bloga, którymi obdarowuję czasem ludzi dla mnie wyjątkowych.
.
Jutro mamy kolokwium z fonetyki, Dorota uczyła się, ja spałam.
Nawet nie pozoruję działania.
Za dużo we mnie emocji.
.
Wymieniam dziesiątki smsów nad szklanką herbaty owocowej.

Dawno już nie czułam się tak cudownie i podle w tym samym momencie.
.
Boję się kilku słów.
Chociaż brzmią pięknie.
.
C’est dure, la vie.
Do diabła!

sobota, 16 grudnia 2006

‘Pogasły światła i zamknęli niebo.’

Mam kota na kolanach.
I psa pod łóżkiem.

Iskra śpi.
Eskel mruczy kołysankę, tuli się, ogrzewa, mruczy, mruczy, zaciska pazurki na mojej bluzie, patrzy głęboko w oczy.
Patrzy, mruczy, ślepia mruży i zasypia.
.
.
.
Nie będę Boską.
Nie!
- dystans.
.
A może to kończące się ledwie 19 lat daje mi prawo do popełniania błędów?
Do uczenia się na własnej skórze, wyciągania wniosków na podstawie doświadczeń?

Może.

Pytanie tylko, czy pozwalając sobie, wyjdę na tym lepiej.
Przecież nietrudno przewidzieć ciąg dalszy.
.
Kocie, mrucz, dalej!
Podpowiedz.

Kiedyś obiecałam sobie, nigdy więcej nie płakać.

Żaden facet nie jest wart.

I co,
tusz kurwawodonibyodporny
na policzkach.

I co?
Idę do sklepu po papierosy.

Dajcie mi wszyscy święty spokój.

(Napisałam siedząc na dnie).

I po co mi to było?
Co zostało?

Z g l i s z c z a.

Bądźmy ze sobą szczerzy, choć przez chwilę – kobieto, jesteś beznadziejna.
I leżysz tu teraz SAMA.
.
.
.
Po całym dniu abstynencji fajka wypalona z prędkością światła, grudzień za oknem, kręci mi się w głowie, kręci mi się w głowie, niebo jest piękne ciemnogranatowe, kręci mi się w głowie, pełne gwiazd, kręci mi się w głowie, gwiazdy są piękne.

Kręci mi się w głowie.
Się, sobie, mnie, ja.
Kocham.
Siebie.
(powiedziałam to pierwszy raz w życiu.)

Moje. Mi.
I właśnie DLATEGO nie potrafię.
Bo chcę.
Bo KOCHAM.
.
'Diabeł upadł i nigdy się nie podniesie.
Anioł nie upadnie nigdy. Człowiek upada i wstaje przez całe życie.’
( Dostojewski )


Dziękuję za mejla, Viss.
.
Płaczę, tak po prostu.

piątek, 15 grudnia 2006

Ostatnie liście.

Tym razem czekała na zupełnie innym przystanku, chciała wreszcie odwiedzić dom. Miała na sobie jesienną kurtkę i brązowy kapelutek, spięte włosy, ciężka torba z laptopem i notatkami przewieszona przez ramię, pies przy nodze na czarnej smyczy. 
- Siad, Kudłata. – powiedziała półgłosem.
Wygrzebała z czeluści kieszeni słuchawki, pstryknęła w mały guziczek, odgrodziła ścianą nie do przebicia dla wszystkich spoza. Zresztą, nikt nie próbował się do niej zbliżyć, ludzie przechodzili, mijali, zajęci własnymi sprawami, nikt nie zwracał uwagi na wysoką dziewczynę z długimi bordowymi kolczykami w uszach. Ani na to, że siedział przy niej śmieszny, szaro-czarny kundel.
Beznamiętnie wpatrywała się w ulicę, budynki, chodniki, autobusy, ogrzewały ją ostatnie promienie popołudniowego słońca.
- Patrz, Iskra. – wyszeptała, wskazując nieznacznym ruchem głowy pobliskie drzewo.
Drzewo było najzwyklejszym drzewem. Wśród jego gałęzi drżało kilka pożółkłych liści.
Wpatrywała się w nie. Tańczyły w rytm wiatru, poddawały zupełnie, nagle – wiatr pokazał swoje kaprysy
i porwał, wszystkie, poleciały, szalone, nie patrząc na nic.
Zniknęły z oczu.
- Jakie to łatwe. – myślała. – Zupełnie jak… - i w tym momencie czuła, że coś nie daje jej spokoju, woła, przyciąga. Zerknęła kątem oka na drzewo.
Ach, więc został jeszcze jeden.
Walczył.
Był zdesperowany, trzymał się kurczowo resztkami sił, wiedział, że wysyła mu ciepło, wiedział, że stała tam
i w niego wierzyła.
Ale wiatr nabierał mocy, rozwścieczony upartością liścia.
Ostatni nadal próbował, coraz słabiej, w końcu - poddał się, zapomniał chwycić oddech.
Nie pofrunął.
Zsunął się delikatnie, w szumie szyderczo roześmianego wiatru, zniknął, zatopiony powoli w brudzie kałuży.

Żegnaj…

Drzewo poczuło się przeraźliwie nagie i bezbronne.
Ona -
smutna.

'Trwają prace nad usprawnieniem serwisu, prosimy o cierpliwość'

- czy coś w ten deseń, poinformował późną porą ownlog.
Ale ta notka pojawić się musi.
.
.
Godzina druga i minut kilka. Jest nocnie.
Dorota wróciła spod prysznica i za chwilę mieszkanie zaleje perlisty śmiech.
W głośnikach brzdąka Manu Chao, a nam włączają się fazy na plątanie francuskiego, hiszpańskiego, niemieckiego, z angielską domieszką, gdy nad wszystkim króluje łacina i skojarzenia dotyczące zapamiętywania nowych słówek.

Powinnyśmy częściej ze sobą mieszkać, częściej pić białe wino i płakać, częściej gotować zupę o północy, tworzyć ogólny burdel, który dopiero co zdążyłyśmy posprzątać, palić w łóżku i zachwycać się migoczącymi gwiazdkami odbijającymi się w szklance z colą.
- Przytul mnie.

Out of time, man.

wtorek, 12 grudnia 2006

. (sza)

Ubóstwiamy noce gdy wersje robocze zapisują tylko ostatnią kropkę z kilometrowych maili, ubóstwiamy noce przepełnione mandarynkami i czekoladkami od babci, gryzące w oczy dymem, bolące nerką, otumanioną głową, niby-ciszą mieszkania przypisaną blokom tuż obok ulicy, ostatnie tramwaje.
Bose stopy wystają spod kołdry, leżą na stole, rytmicznie manewruję, by nie zrzucić butelki z bambusem, pies doprasza się pieszczot, wszystko-poza-mną, liczy się tylko bambus, butelka, pies, odbijające się w szybie światło, głos błąkający się w najgłębszych zakamarkach, pełna wspomnień.

Pas assez de toi!

I jak znam życie, nie pojawię się jutro na uczelni.
I wcale nie jest mi dobrze.

Opowiem wam bajkę.

Dawno dawno temu, albo może wcale nie tak dawno, w odległym, a może bliskim Królestwie znanym jako Wiecznie Biegnąca Kula Absurdu żyła sobie pewna Księżniczka nazywana przez niektórych Potłuczoną.
Potłuczona – to od nie do końca zdrowego stanu umysłu i innych szwankujących aspektów psychofizycznych.

Księżniczka lubiła własny mały świat, stworzony na jej wyłącznie prywatny użytek. Wielu śmiałków próbowało się do niego wedrzeć, wielu straciło przez to zdrowie, życie, a wszyscy równo dostali przez nią pomieszania zmysłów.

Potłuczona szukała swojego Prawdziwego Księcia.
Książę zaś mieszkał w odległym Państwie i nie wiedział nawet o jej istnieniu.
Do czasu.
Spotkali się przypadkiem i wniknęli w siebie.

A potem, pewnego ciemnego wieczoru, gdy za oknem był tylko księżyc i migające światła samolotów zbliżających się do Lublinka, Księżniczka Potłuczona leżała samotnie w łóżku, jedząc glazurowane pierniczki baśniowe, zaciągała się niepowtarzalnym papierosem i słuchała dziwnych melodii, myśląc, że nierzeczywistość tego dnia zwyczajnie ją przerasta.

poniedziałek, 11 grudnia 2006

Poranek za oknem.

Pod powiekami resztki nocy, gryzący dym, najchętniej zostałam bym tu gdzie jestem, między kołdrą a snem. Wcale nie chce mi się wstawać, biec do tramwaju, pozorować twórcze myślenie na uczelni, pozorować cokolwiek.
Wolałabym wsłuchać się w oddech i odpłynąć. Raz jeszcze.
.
Plączą mi się nad zmęczoną głową czerwone i zielone sukienki.
Jakieś zgubione pióra.
Tańczą.

niedziela, 10 grudnia 2006

Niedziela pełna ciepła.

Babunia przywiozła smak domu. I sztandarowe stwierdzenie, że wcale o siebie nie dbam.
.
.
.
A później pachniało już tylko cynamonem i rozgrzanym ciałem, po którym delikatnie błąkały się opuszki palców.
(Bardzo dokładnie staram się ukryć smutek.)

sobota, 9 grudnia 2006

Ulotnie.

Deszcz padał, kiedy siedziałyśmy przy okrągłym stoliku nad dwoma kawami z czekoladą i lodami.
Mam nową czerwoną świeczkę - gdybyś nie istniała, to koniecznie trzeba by cię wymyślić, Natalio.

Między rozmowami o wszystkim zrobiłam w szklanej popielniczce popiołowe serce.
Potem dmuchnęłam. Dźgnęłam je końcem łyżeczki.
Telefonem pstryknęłam zdjęcia.

Co mi zostało?

Tak, to mało skomplikowana metafora.

Nie musisz nić mówić.
My obie lubimy przytulać się do ścian.
.
Trawa pod drzewem koło śmietnika była niebieska, w domu czekał bałagan, szczury i Iskra.
Kilka mejli. Wiele słów
- brakuje mi.

Ciebie nie ma.

Dobrze, że wczoraj była Anka.
Czerwone wino.
.
Pod skórą smutek.
Ja – naga i koc.
I tylko kawałek bandaża z opatrunkiem.
Rana boli, doskonale pełniąc swoją funkcję.

Trudno się przyznać, że.
Gdy -
.
Słodycz przygryzionej wargi.
.
.
.
Głaszczę śpiącego Kudełka. 

Prysznic, makijaż. Czas zadbać o siebie.
Dla mnie.

Wieczorne Verte z Natalią.
Gorąca czekolada.

Polubiłam własną samotność.
Nie boję się żyć.

piątek, 8 grudnia 2006

Pamiątka.

W tle niesłyszana piosenka, znane na pamięć słowa.
Niedopałek w dwóch palcach.
Gołe nogi.
Cztery centymetry nad lewą kostką, po wewnętrznej stronie.

Powoli. Z wahaniem.
- ciepło. cieplej.
Zdecydowanie.
- gorąco.

Jak ukłucie tysiąca igieł.
Łzy w oczach.

Nie sądziłam, że ta chwila sprawi taką przyjemność.
.
.
.
A teraz wracaj, k., do łaciny nad którą modlisz się od kilku godzin, jest środek nocy.
Dasz radę, już wiesz po co.
Obiecałaś sobie.

Wściekle.
/Zapamiętaj.

Nie, nie umiem się dzielić.

Nigdy nie umiałam.
I nie będę kłamać, że jest inaczej.
.
Discolours all. Sunsetter.

Fajka drży w ręce.

czwartek, 7 grudnia 2006

Pomarańcze i papierosy. Overdose.

Odespałam właśnie kilka nocy, by móc zarwać kolejną.
.
Zabieram się za ustabilizowanie sytuacji na uczelni. Czas nadrobić masy zaległości, za bardzo mi zależy na końcowym sukcesie. Iskra nie pozwala zaspać na poranne wykłady, widok za oknem wita nas mokrymi chodnikami. 


Dziewczyna i jej pies wtopili się w uliczny krajobraz miasta. Trudno określić, czy to ona prowadzi psa, czy pies ją, faktem jest, że nie wyobrażają już sobie życia osobno.
.
Zimne stopy wystają spod kołdry, do domu wkradł się rzadko widywany bałagan, łacina miesza się z cichą muzyką, pies wciska się pod łokieć i zasypia spokojnie, szczury w dwóch klatkach są samotne, wszyscy na coś czekamy.

Może na trochę słońca.
.
Przemijamy intensywnie. Coraz mniej nas chwilami, mniej z każdym kolejnym znikającym papierosem.
Coraz więcej przyszłej pani romanistki, coraz więcej z zapachem pomarańczy od babuni, bardziej stanowcze i konkretne postanowienia.
Nie myślimy o Arturach ani o Dominikach, tym bardziej o Szymonach, nabieramy kolorów wbrew przezroczystości, którą funduje nam nerka.

'…Fold to my arms
hold their mesmeric sway
and dance to the moon
as we did in those golden days...'
( ‘Nymphetamine’ Cradle of Filth )


Uczymy się kochać.
.
.
.
Na co dzień skrzydła chowamy pod rudym swetrem, poczujesz, gładząc nas po plecach.
(a myślałam, że straciliśmy je na zawsze.)

Czasami tylko pojawia się pytanie.

‘And would you ever soon
come above unto me?'
( ‘Nymphetamine’ Cradle of Filth )

wtorek, 5 grudnia 2006

Resztki wczorajszego wina.

Dopijam zimną popołudniową kawę z mlekiem, pies zajął moje miejsce w fotelu. 
Wilgotne włosy przylepiają się do policzka, czekam na kogoś, cieszę się, że ostatnie dni zdarzyły się właśnie tak.
I powinnam być w tym momencie szczęśliwa, dokończę palić, na kolację zrobię sałatkę, będzie mi dobrze w nowej koronkowej bieliźnie.

Ale...
.
Nat, masz rację.
Życie jest jebnięte.
Świat jest pojebany.

poniedziałek, 4 grudnia 2006

Spadam.

W dole jest ciemno, nie majaczy nigdzie żadne pieprzone światełko, tunel to tunel, tu się zwyczajnie leci.
Rozkładam ramiona, myślałam, że potrafię - ta, jasne.
Dno się zbliża, zbliża, czuję zimny oddech twardej skały.
Zaraz rozwali mi głowę.
Szybko.
Szybciej.
.
.
.
Trzask.
.
I co, już?
To jest ten inny świat?
Gdzie fanfary, gdzie kwiaty i zapach cudowności?
Śmierdzi rozczarowaniem, czyżby jakieś zawiedzione marzenia?
.
Haha, znowu wpakowałaś się w niezły kanał!

‘Nieprzytomna z bólu czeka na sen.’

sobota, 2 grudnia 2006

Life goes full circle…

Papierosa.
Papierosa.
Papierosa.
Płuca kaszlące resztkami choroby szaleńczo domagały się porcji słodkiej trucizny. Drżące palce nie wiedziały, co ze sobą zrobić, zaczęły więc ślizgać się po czarnej klawiaturze poczciwego laptopa. Nie wiedziały, co chcą powiedzieć, wydawało im się tylko, że czują straszliwe zagubienie. Gdzieś pomiędzy świadomością, że to było słuszne, a chęcią natychmiastowego schowania się w jego włosach.
To tylko cztery miesiące, czym były cztery miesiące w porównaniu do minionych dwóch lat.
A jednak coś nie dawało spokoju, palce były wyraźnie nerwowe.

/Przecież wiesz, jak on się teraz czuje. Jak ty, wtedy. – wiedziała./
Nic nie mogło zmienić tej decyzji.
Tej - i kolejnych.
/Miała dosyć stałych związków, miała dosyć ‘prawdziwej’ miłości, wmawiała sobie, że teraz czas na niezobowiązującą zabawę, na przygody, seks, poszukiwanie księcia z bajki, na bycie zwykłą samicą, fizyczną do bólu, tak, ból jest bardzo przyjemny, można się nim sycić i czerpać z niego siłę – pod warunkiem, że jest twój./

Spod umalowanych rzęs świat wygląda inaczej.
Wiatr bawiący się hematytowymi kolczykami.

- Wszystko, byle nie zgubić więcej ani jednej łzy.

Sama ja.

Wspomnienia zaplątane między oddechem pełnym ciszy, liczyła nieistniejące na suficie gwiazdy i drobinki kurzu na szafce przy łóżku. 
Nie można odwlekać tego w nieskończoność, myślała, nie można, razem z mijającym czasem będzie coraz trudniej, zacznie się wytwarzać to pieprzone przywiązanie i przyzwyczajenie, zacznie być żal tego, co jeszcze mogło się zdarzyć, więc chyba lepiej, rozsądniej…
Dzisiaj.
.
.
.
Nic nie dzieje się tak po prostu.
Ale nie chodzi o to, że było mi źle. Nie było.
Tylko nie widzę sensu zapętlania coraz głębiej w więź, dla której nie ma optymalnej wersji przyszłości, bo przyszłość z Huraganem mogła by rysować się pięknie, ale kiedy swoje 3 grosze zaczynają do nas dokładać wszyscy dookoła, giniemy...
.
.
.
Jestem biedronką, jestem wolną kobietą, jestem!

/Jestem i czas wreszcie złapać wiatr w żagle.

Stagnacja i marazm.

Niczego nie wymagam, niczego nie oczekuję.
Trwam w przekonaniu, że wszystko ma swoje miejsce i czas.
.
Niektórzy twierdzą, że wyhodowałam zapalenie płuc.
Inni mówią, że to tylko choroba psychiczna.
.
Słucham ciągle tych samych piosenek.
Tracę kontury i rozmywam się w nierzeczywistości.