niedziela, 26 października 2003

Zapraszamy na relację ( bez przerw na reklamy )

Zostałam w Łodzi na weekend. 
Wczoraj po szkole ( odrabianie czegośtam kiedyśtam ) podałam w bursie oficjalną wersję, czyli Katarzyna wraca na weekend do domu, po czym pojechałam do mieszkania niejakiego Janusza L., by stamtąd około godziny 18.00 udać się pod Central na spotkanie ludzi z klasy, by następnie z owymi znajomymi wyruszyć tramwajem nr 8 na Widzew, gdzie po lewej stronie mieliśmy stadion, na którym akurat odbywał się mecz, jaki, nie wiem, ponieważ piłka nożna nie jest moim ulubionym sportem, po prawej natomiast, przed budynkiem o wdzięcznej nazwie Hala Anilana kłębił się tłum, usiłujący jak najszybciej dostać się do wnętrza, skąd dobiegały dźwięki Kultowych utworów, oraz dym, w znacznej części papierosowy. Koncert rozpoczął się z 'lekkim' opóźnieniem, jednak czekanie zostało sowicie wynagrodzone - brakowało mi tylko 6 lat później i Komu bije dzwon. Lewe lewe loff, Wolność, Polska, Dziewczyna bez zęba na przedzie... prawie wszystko, co najlepsze, było. Dodając do tego noc spędzoną w łóżku z Januszem, kubkiem ciepłej herbaty i rachitycznymi płatkami śniegu za oknem - ostatnie 24 godziny zaliczam do bardzo udanych.

sobota, 18 października 2003

Nothing

Nic. Dziś nic. O nikim, o niczym, o sobie. 

Nonsense.

‘...ty znasz moje chwyty, ja znam twoje,
marnujemy czas.’
( Roger Vailland )


zupka: barszcz czerwony
list wysłany: do Szymona
zero seksu: bo tak.
pobudka: o 5.00
muzyka: Hey
na weekend: praca/spanie?
‘jedyny mój: to zaledwie kilka dni’
zapomnieć: pamiętać
fizyka: ponad moje możliwości
na biurku: śmieci
w poniedziałek: sprawdzian z biologii i angielskiego
list nie wysłany: do Szymona
być może: jutro
znowu: się odchudzam
poczucie winy: Janusz
film: ‘Niebo’
mam ochotę na: śnieg
boję się: bo ciemno jest
‘taksówki: w poprzek czasu’

#error#

bez: sensu

piątek, 17 października 2003

I was happy here with my simple life....

Moja 12letnia siostra kilka dni temu zasłabła podczas lekcji. Zrobili jej badania w szpitalu. Wykryli wadę serca. Musze dodawać, jak cholernie się martwię? Boję się jechać do Łodzi. Boje się, ze coś się stanie kiedy mnie nie będzie.

Łódź jest ucieczką. Łódź od samego początku była ucieczką.

I wcale nie jest mi z tym dobrze.

sobota, 11 października 2003

Stłuczona lalka.

Położyłam się wczoraj o 3. ojciec obudził mnie o 5. Tak odpoczywam w domu po tygodniu ‘ciężkiej pracy’ w I LO. Podkrążone oczy. Nieprzytomny wzrok. Rozpalone policzki. Potargane włosy. Palce leniwie prześlizgują się po klawiaturze. Nie chce się myśleć. Nic się nie chce. 

...

Dziwnie. W moim pokoju jakieś nie moje rzeczy. Poprzestawiane książki. Nie podlane kwiatki. Przewrócone krzesło. Aneta w moim swetrze. Karolina z moim misiem. Jasiek robi demolkę. W moim pokoju. Czuję się obco. Niby jest tak samo. Ale nie jest. A kiedy pojawi się ‘ono’. Wcale nie będę przyjeżdżać do domu. Przecież ono zajmie moje miejsce.

Znów miewam apokaliptyczne wizje dotyczące tego dziecka.
.

‘...i właściwie gdyby nie ty, odszedłbym. Nie mogłem już wytrzymać, miałem dosyć tego wszystkiego. I tylko to, że byłaś ty. Tylko dlatego się nie rozwiodłem z mamą.’
( tata )


To coś nowego. Dotychczas tylko mama mi tak mówiła. Że nie rozwiodła się z ojcem ze względu na mnie. A teraz i on. Cudownie. ( ‘W samotni mej figi spadają z drzew’ ... ) Skoro się nie rozwiedli jednak, to może niech darują mi teraz takie gadanie. Niech mi darują. Bo naprawdę jest mi przykro. I nie chcę tego słuchać.

.

Byłam w piątek w gimnazjum. Miałam ochotę odwiedzić stare śmieci. A dzisiaj przyszedł do mnie Grzybek. I Agata z Karoliną. W sumie gadali głównie oni. Grzybek i Karo w jednej szkole, Aga w sąsiedniej, codziennie dojeżdżają jednym autobusem. Oni gadali, ja słuchałam. Agata została u mnie dłużej. Czerwcowe kłótnie zbladły. Ucieszyłam się. Naprawdę.
.

...zasypiam....
dobranoc.

‘Banalny słońca wschód, przewidywalny zachód...’

Czytam ‘Ostatnią rundę’ Cortazara. Dalej. Zachłannie. Szybciej. Stop – nie rozumiem. Jeszcze raz. Jeszcze raz. Jeszcze. Jeszcze. Jeszcze. Chyba nauczę się jej na pamięć.

Nie śpię.

Czy to muzyka z ‘Requiem for a dream’, deszcz bębniący w szyby i dach, zimno, książka, wydarzenia dnia minionego, czy może strach przed kolejnym złym snem?

‘Cukier? Tak.
Do wystygłej kawy, dwa kawałki.
Czas już iść, późno.’
( ‘Ostatnia runda’ Julio Cortazar )

piątek, 10 października 2003

no signal

Czarne dżinsy, golf brązowy, upaćkane okulary. Herbata bardziej chłodna niż letnia. 

*

Autobus pospieszny Łódź – Piotrków Trybunalski – Kielce - Busko Zdrój był prawie pusty. Deszczowa pogoda, zaparowane szyby, monotonne kołysanie i soundtrack z ‘Podwójnego życia Weroniki’ wprowadziły mnie w nastrój śpiąco - sentymentalny.

*

‘Jestem twoją klątwą i przekleństwem
niedokończoną przyjemnością
przegryzioną wargą
do krwi

jestem twym śmiertelnym wrogiem
złym snem który nie miał dokąd odejść’
( ‘Tom Petty spotyka Debbie Harry’ Pidżama Porno )


I być może była wtedy już jesień, a może było jeszcze lato, może padał deszcz, może było mi smutno, a może ja tak bardzo chciałam podarować komuś te nieszczęsne uczucia, których było we mnie zbyt wiele, że na twoje pytanie ‘a więc kogo kochasz?’ spod moich palców popłynęły słowa 'co byś zrobił, gdybym powiedziała, że Ciebie...?'. Szymon?

Teraz już znam odpowiedź.
Tak. I to właśnie jest sentymentalne pierdolenie.