poniedziałek, 30 stycznia 2006

Skaleczyliśmy się słowami.

Parząc się prysznicem zmyłam rozmazany tusz, zmyłam cierpkość słów żelem o zapachu jaśminu, obrzydliwie słodki jaśmin, czerwona butelka, czerwona krew, czerwone od płaczu oczy, opuchnięte powieki, echo niepotrzebnego krzyku, roztrzaskana na miliardy kawałeczków głowa.
.
Pożyczony od Artura ręcznik pachniał zgodnie z wszelkimi przewidywaniami arturowo. Krople stygnącej wody przeskoczyły z rozgorączkowanej skóry i ukryły się w arturowy ręcznik, a arturowy zapach zakręcił w głowie i wywołał natychmiastową potrzebę ukrycia się w arturowych ramionach.
Roztrzaska na miliardy kawałeczków głowa przytomnie uświadomiła sobie, że to w owej chwili mało realne, z uwagi na czas, miejsce i okoliczności, a przede wszystkim kłótnię poprzedzającą płacz, ten, który trzeba było zmyć obrzydliwie jaśminowym żelem pod prysznic w czerwonej butelce.

W związku z powyższym roztrzaskana na miliardy kawałeczków głowa pozbierała rozdygotane nagłym ochłodzeniem ciało, wydała rozkaz wymarszu i pokierowała całość do pokoju, gdzie nastąpiło obleczenie w piżamę, niebieską w białe ciapki, z królikiem.
Zakopanie się pomiędzy kołdrą i kocem było automatyczne.
.
.
.
Artur… porozmawiajmy jutro, ja muszę ci wszystko powiedzieć wreszcie tak jak to jest, jak myślę naprawdę, bez przeinaczania w nerwach, bez robienia sobie samej na przekór i mówienia wszystkiego odwrotnie, niż bym chciała.
amen.

czwartek, 26 stycznia 2006

Zazdrość.

'Gdybym mogła schowałabym twoje oczy w mojej kieszeni 
żebyś nie mógł oglądać tych, które są dla nas zagrożeniem…’
( Hey )


Absurdalne, nielogiczne, irracjonalne.
Ostatnio ciągle kiedy długo nie odpisujesz, nie odzywasz się, mam w głowie wizję tej blondynki z drugiego piętra wychodzącej z waszego pokoju ze spuszczoną głową, kiedy ja wchodziłam i spojrzałam na nią chyba mało sympatycznie. Wiem, powiedziałeś, że jest brzydka i głupia, ale to mnie nie uspokaja. Nie mów, że ci nie ufam, to nie jest tak! Nie ufam im – tym wszystkim wpadającym do was na krócej, dłużej, żeby pożyczyć książkę ( najczęściej moją ) czy posiedzieć i wypić herbatę w miłym towarzystwie. Może ty nie widzisz tych spojrzeń, ale ja – tak.
Nie lubię ich.
.
Może muszę przeczytać dziś jeszcze kilka wierszy, może nagrać płytę z nastrojem teraźniejszym do przeżuwania go w monotonii autobusu wśród współpasażerów jutro w południe, kiedy będę jechać do ciebie, zatytułować ją jak zawsze samą datą, by któregoś dnia trafiając na nią przypadkiem zastanawiać się co to był za dzień, usłyszeć ją w słuchawkach i przypomnieć sobie o tym wieczorze, kiedy siedzę smutna, pusta, zadręczająca się wyimaginowanymi sytuacjami, w których ty i…
.
Obudź mnie.

poniedziałek, 23 stycznia 2006

Wyłącz komputer. No mówię, wyłącz ten cholerny komputer!

Jestem obrzydliwie leniwa. I zamiast uczyć się, ja siedzę, patrzę, kontempluję grzbiety książek poustawianych na półce naprzeciwko łóżka. Tysiąc razy tworzę plan, najpierw powtórka z gramatyki, potem prace domowe na korepetycje, a na koniec rycie słówek z podręcznika, a wszystko na nic. I tak staje na tym, że zjadam kolejne jabłko, klikam w kolejne łącze, zaczynam kolejną bezcelową rozmowę na gg. Zerwałam z forum, zyskałam mnóstwo czasu, który trwonię w sposób jeszcze bardziej pusty i bezsensowny. Droga donikąd prowadzi wśród nudnych pokus dnia codziennego, a kiedy A. wyjechał do Łodzi, to już nic nie odlepia mnie od klawiatury.
.
Jako że słowo pisane zawsze oddziaływało na mnie mocniej niż wszystko inne…
/to jest mobilizacyjny kop w dupę/
/to jest ostry wjazd na ambicję/
/to jest trzeźwiące spostrzeżenie, że jak tak dalej pójdzie, to mogę zapomnieć o jakichkolwiek studiach, a co dopiero marzyć o tych, które chcę/

Do dzieła, do dzieła! Przecież potrafię i kiedyś bywały ciągle takie noce, kiedy tata stanowczo musiał zabierać umęczoną i rozgrzaną lampkę, a ja niekoniecznie ucząc się, ale czytając, pochłaniając książkę marudziłam, że zostało mi tylko kilka rozdziałów do końca i jeszcze jeden, jeszcze dwa, jeszcze kilka stron i już idę spać, już idę, idę, dobranoc tato, i wygrzebuję z szafki latarkę i…
.
Ewa tworzy pałac z klocków dla plastikowego kota, zadziwiające, ile energii i hałasu wymagają takie prace budowlane. A ja wyciągam notatki… Czas obudzić głód wejścia głębiej w specyfikę trybu subjonctif.

wtorek, 17 stycznia 2006

Kiedy boję się zasnąć.

‘Świat z wolna traci przejrzystość, ciemnieje, staje się nieczytelny, pędzi ku nieznanemu, podczas gdy człowiek przez świat zdradzony ucieka w swe wnętrze, w nostalgię, w marzenia, w swój bunt i, ogłuszony bolesnym krzykiem, który w nim wzbiera, nie słyszy już głosów wołających go z zewnątrz.’
( ‘Nieśmiertelność’ M. Kundera ) 

…demoniczne spojrzenie Melanii błyszczy w mroku zza doniczki z chamedorą wychyla się kołyszący ogon, oczy świecą, czujne uszy wyłapują każdy szmer tykanie zegara i popiskujące na dachu gołębie, parapet zbliża się powoli i w jednej chwili jest równy deskom podłogi pomalowanym na bordowo, płynne i delikatne kroki stapiają się z dywanem by nagle skokiem wtulić się w ciepły bok, spokojny oddech, mruczenie, stukot klawiatury, przymknięte powieki, zakurzona książka z biblioteki pod ręką, zapach miejsc dłoni kartek wyblakłej farby drukarskiej intrygi, brak kubka z herbatą i nieuchwytnej pary ulatniającej się aż do sufitu z jasnego drewna, rozmywającej się gdzieś po drodze między myślą tęsknię i szeptem przyjdź, które wysłane razem w przestrzeń odpowiadają sygnałem sms, a czasami dotykiem, budząc.

.
Och… Nie słyszałam, że wołałeś, kochanie…

poniedziałek, 16 stycznia 2006

Stop…

Jak mam wytłumaczyć? Co z tego, że jesteś obok, jeśli oboje wiemy, że to nie może być tak? Skoro już rozmawiamy płytami…
‘kiedy mówisz do mnie słońce
traktuję to co nieco opacznie
ty jesteś jednym a ja drugim końcem
daleko nam do siebie strasznie...’
( ‘Słońce’ Happysad )

…uciekam więc.
.
Drzewa takie piękne, pajęczyna z mrozu i oszronione szyby z wymalowanymi dziwnymi historiami, w które kiedyś potrafiłam wpatrywać się godzinami. Dzisiaj tylko kątem oka zauważam, że jest zima, migoczące płatki śniegu, sikorki skubiące kawałek słoniny za oknem. Bardziej rzucają się w oczy wszechobecne zaspy, miejsko rozdeptane z błotem, opóźnione tramwaje i ślizgawki na chodnikach.
.
Chciałabym jechać do Warszawy, pobyć z Maed, ale rodzina krzyczy. Fakt, nie ma mnie ciągle, a nawet jeśli przypadkiem znajduję się na terenie domu i teoretycznie jestem, to zazwyczaj zatopiona w snach, książce, ekranie komputera.
będęjutro.

sobota, 14 stycznia 2006

Było tyle do powiedzenia, uciekło.

Nie napisałam od razu, a teraz nie wiem, czy chcę przywoływać całkiem miło spędzoną studniówkę, wielką kłótnię o wszystko i o nic, dwa przepłakane dni bez Artura, spotkanie w parku, ciepły powrót, ucieczkę z bursy i tydzień u Amandy z Maćkiem i Ursusem, słodką chwilę nieuwagi, a teraz… wielki schiz. Będzie okej... prawda?
Olimpiada nie poszła dobrze, ale jakoś mi to wszystko obojętne.
Mam lekko podwyższoną temperaturę, źle się czuję, jestem słaba. Stopy w grubych pasiastych skarpetkach przemarzły na przystanku, a później w autobusie. W domu dostałam buziaka od babci, ogromną porcję frytek i gorącą herbatę. Spokojniej tak, trochę.
.
Poczytałabym dzisiaj ‘Pana Samochodzika’ albo ‘Muminki’. Ale tak strasznie boli mnie głowa.
Chowam się pod łóżko.
/Znik znik.

piątek, 6 stycznia 2006

‘…bo słowa jawią się niczym literek zbiór…’

A jednak potrzebuję ich. Nie wystarczą gesty, ja muszę odbierać wszystkimi zmysłami, że mnie kochasz, więc proszę, mów więcej. Nie pozwól, żebym zapomniała jak było kiedyś, kiedy słowa były wszędzie i oboje chowaliśmy się w nich, mając wyryty pamięci ton szeptu, którym zostały wypowiedziane.
.
Nie pozwól, by Huragan znów zmiótł tak wiele, żebym później nie umiała się poskładać, znów nie umiała zapomnieć, żeby później nie było już nigdy jak przedtem, ale inaczej, inaczej – źle, bym musiała udawać i kłamać, tego nie chcę.
Mów więcej.

niedziela, 1 stycznia 2006

Obmyślam świat… wydanie kolejne, niepoliczone.

I tak sobie żyjemy, każde z nas, na własnych planetkach zwanych ładnie ‘Ułuda’. Tkwimy przekonani o swojej wyjątkowości, misji, roli. Zapatrzeni w siebie, zatopieni w dalekosiężne plany. Odcięci od rzeczywistości. Zaplątani w konteksty, zamotani w różne wersje. Zamyśleni, zaczytani. Marzymy o nieosiągalnym. 
Kiedyś, trzaśniemy o Ziemię, rozbijemy głowy o twardą skałę i zdziwimy się, że tak mocno boli.
/zeskoczyłam, w ostatniej chwili, tuż przed katastrofą. Uczę się żyć wśród ludzi. Uczę się działać nie mówiąc o tym, robić, nie okazując tego, że wiem, że to bez sensu, a jednak wierzę, że coś w tym jest i warto, bo gdyby nie było – nie istniałabym przecież ciągle, na próżno i po nic. Straciłam złudzenia, nie zbawiam już świata, ale wbrew wszystkiemu, w miarę swoich możliwości staram się, by nie stawał się gorszym, niż jest/
.
Kolejny raz będąc po drugiej stronie kabla próbuję spłacić część długu wobec Kamila, odkupić błąd, pomóc. Jestem tylko obecnością obcego człowieka.
To mało.
A może na tyle dużo, by przekonać, że warto podjąć wyzwania, którymi raczy nas życie.
Mam nadzieję, że się uda.
.
…a poza tym czeka na mnie masakra tygodnia nadchodzącego, milion szkolnych, olimpijskich i studniówkowych spraw, starcia z telewizorem, batalia w kwestii nie kupowania bursianego wyżywienia z grubą panią z okienka, a także złe samopoczucie wywołane nadmiarem półmroku, wszechobecną śnieżno-błotną pluchą i macicą tańczącą flamenco.