środa, 29 czerwca 2005

Zwierzyniec się powiększa.

Wiedziałam, zanim ją zobaczyłam – absolutnie jest Leokadią. Szaro-brązowo-biała, dwa rogi, śmieszna bródka i mleko ponoć pyszne, niemniej ja osobiście dziękuję, postoję. Wolę zająć się obłaskawianiem póki co fikającej dzikuski, a ostatecznie mogę się nawet nauczyć jak ją doić. Koza, proszę państwa. 
ja: ‘Tato, jeśli myślisz, że za rok pozwolę skonsumować Leokadię w formie pieczeni, to grubo się mylisz.’
tata: ‘Masz ci los… Wiem wiem, ty jesteś bardziej uparta niż ona…’
.
W planach dwa kociaki (po raz pierwszy od jakichś 12 lat, mimo maminych protestów) i jeszcze jedna koza
(hm… Klotylda? Rozalia?), do tego 4 psy (zostawiamy szczeniaka Kiki - Figę), 5 szczurów, rybki, ryby…
Lllubię mój dom. Szalenie.

wtorek, 28 czerwca 2005

Nie mogłam się poskładać.

Chciałam pisać, ale – brakło słów. Znalazłam wiersz. 

‘płaczemy
płaczemy po tych
którzy odeszli
kiedy już
ich nie ma

ta jedna głupia
myśl
przecież byli
i taka pustka

zostały
tylko skarpety
zimowe
i zapach
taki bliski’
( *** )


Na pogrzebie Pawła było chyba całe miasteczko. Mnóstwo białych róż, wikary odprawiający mszę łamiącym się głosem. Twarz jego młodszej siostry dotykającej trumnę.
Moje przymknięte powieki i tamte dni, na nowo. Niewiele pamiętam. Podobno też było dużo ludzi. Podobno kwiaty i wszyscy tacy smutni. Pamiętam, że prowadził mnie tata. A ja tak bardzo chciałam nie płakać.
Niewiele pamiętam, ale do ostatniej chwili nie wierzyłam, że położą na nim ciężką płytę, że zniknie pod nią i już nigdy nie stanie w drzwiach mojego pokoju. Uparte wrażenie, że tylko wyjechał, że wróci z Krakowa i niedługo będzie jak dawniej.
Po pogrzebie Pawła poszliśmy na groby pradziadków, dziadka, Kamila. Jestem zaborcza w swoim smutku. Mówią ‘byłaś tylko cioteczną, najbliżsi cierpią bardziej’. Nie sądzę, by dobrą miarą był stopień pokrewieństwa. Przy nich zawsze jestem spokojna. Taka opanowana, och, czas leczy rany.
- Tak, pozwala im przyschnąć.
Czasami tylko widzę go, słyszę, czuję obok, tak daleko, a wtedy Artur patrzy bezradnie, tuli mocno, ale tak trzeba, tak trzeba bo inaczej trzeba by było zwariować zupełnie.
.
.
.
Wróciłam. Czytając archiwum przypominałam sobie słowa innych, które tak często pomagały.
Blog stał się substytutem psychoterapii.
Ciężko pozbywać się kawałka siebie. 

sobota, 25 czerwca 2005

Do zobaczenia, gdzieś, kiedyś, być może.

Co się miało napisać, to się napisało.
Za dużo myśli, słów.

Niniejszym dziękuję za uwagę i żegnam.
Było miło.

piątek, 24 czerwca 2005

...

Niecałe trzy godziny temu kilkaset metrów od mojego domu zginął piętnastoletni chłopak. Mama przeżywa – wczoraj na galowo odbierał z naszej kwiaciarni kwiaty na zakończenie roku. 
Był kuzynem mojej koleżanki. Jego młodsza siostra chodzi do klasy z Jasinkiem.
Normalne, że na wsi dzieciaki pomagają rodzicom jak mogą, a czasami nawet więcej. Zwoził siano. Ciągnik był uszkodzony, przewrócił się. Zmiażdżył go. Siedząc przed komputerem z siostrą zastanawiałyśmy się czemu nagle zawyło pogotowie i policja.
Zginął na miejscu.

niedziela, 12 czerwca 2005

Stare biedy i siedem boleści.

Koniec roku szkolnego jak dziurawe trampki. 

Prus przewraca się w grobie widząc jak zgnębieni licealiści doszukują się związków między jego dziennikarską karierą a licytacją kamienicy Łęckich, nerwowe oczekiwanie na wyniki DELFa przeplata się z forumowym pokazywaniem Polski Francuzom i szukaniem domów dla dwóch przeuroczych szczeniąt.
Co to ja chciałam...?
A - nic.

sobota, 4 czerwca 2005

Deszcz za oknem. Nastrój bardzo nie bardzo.

We wtorek cztery egzaminy z francuskiego. Wypracowanie z filozofii i zaliczenie przedsiębiorczości na środę. Praca na temat Prusa i ‘Lalki’ na poniedziałek. Jakiś sprawdzian z biologii, jakaś poprawa z fizyki. Interesuje mnie mniej niż połowa tych rzeczy. Tylko francuski tak bardzo bym chciała pozytywnie, by coś sobie – i nie tylko sobie – udowodnić.
Boję.
.
Jaś przy obiedzie odmówił zjedzenia gołąbków z młodą kapustą, gdyż, jak stwierdził, nie podobają mu się ‘te zielone wodorosty’. Dwa nowe szczurki, albinoska Iska i czarna Falka, zostały zaakceptowane przez resztę stada. Komputer powiedział ‘non!’ jeszcze bardziej stanowcze niż Francuzi przy eurokonstytucjii i rozłożył się kompletnie, prezentując godny podziwu upór przy wszelkich próbach uruchomienia. Siostra schudła 10 kilogramów. A ta 10letnia przeżywa wielką miłość, o czym dowiedziałam się niechcący przy okazji zamienienia się numerami telefonów. Bez namysłu odrzuciłam propozycję wyjazdu nad morze z ciocią Marysią, kawałkiem rodziny i bandą rozwrzeszczanych kolonijnych dzieciaków – ‘mamo, przecież 3 lata temu...’ – ‘ale ty cholernie pamiętliwa jesteś, k. ’
...
Najgorsze, że
‘niby bezpiecznie, ale
wcale nie jest dobrze w moim śnie...’
( ‘Sen’ E.Bartosiewicz )

- Koszmarów cztery pary.