sobota, 29 kwietnia 2006

Miły wieczór…

Przełożona z czwartku babcina urodzinowa impreza, goście, sprzeczki i dyskusja, wysunięcie maminej kandydatury na wójta gminy czy może bardziej opłacalny rozwód?
A ja, wzorowa córeczka jak na grzeczne dziecko przystało, palę papierosy i piję wino na przystanku z Pauką i Grzybkiem w centrum Ż., a potem siedzę na łóżku, słucham tykania zegara i szumu rozbryzgiwanych kałuż za oknem, głaszczę rozbrykanego Arsena, Arsen je ścianę, planuję wrócić jutro do Łodzi, smsuję z Arturem i przychylam się do jego zdania – życie jest do dupy.
/na smsa zakończonego nieśmiałym stwierdzeniem, że tęsknię, nie odpisał.
Zachłyśnijmy się tą wymowną ciszą. Zachłyśnijmy się bólem ściśniętego serca, gdzieś tam głęboko.
.
Arsen, zdegustowany karcącym spojrzeniem zostawił w spokoju ładowarkę do laptopa i pożera moją nową, beżowo-bordową pościel.
- Ona nigdy nie pachniała nami, więc dlaczego mam ciągle w głowie ten obrazek, z wtedy?
'tak trudno jest
zasypiać budzić się
gdy imię twoje echem odbija się od ścian'...
( 'List' Hey )

W niedzielę, 31.08.2003 o 08:03…

...tuż przed wyjazdem do Łodzi napisałam notkę o tytule ‘Nowy rozdział’. Na końcu zadałam w niej pytanie:
‘Czy wykorzystam swoja szansę?’
.
Przedwczoraj stałam się oficjalnie i formalnie absolwentką I LO. Pani profesor dałam na pożegnanie dużego kwiatka w doniczce, żeby przypominał jej o dużej mnie, błąkającej się kiedyś szkolnymi korytarzami. Nie wiedziałam zupełnie co powiedzieć, żeby nie wyszło banalnie, nijak i głupio. Nie wiedziałam, zupełnie nie wiedziałam. Skończyło się na szarym ‘Dziękuję, pani profesor. Za wszystko.’
Czy wykorzystałam swoją szansę?
Tyle się przez ten czas zmieniło. Tak bardzo ja. Czytam to stare archiwum z najdawniejszych blogowych czasów i zastanawiam się nad tamtą dziewczynką, która tak chciała wyjechać, wierząc, że ludzie będą inni, że życie. Życie weryfikuje poglądy i marzenia, często pokazuje absurdalność planów.
I tak wiele się przez ten czas zmieniło.
Tak bardzo ja.
Tamtej dziewczynki już nie ma, stała się bardziej cyniczna i ironiczna, może bardziej bezwzględna, a jednak ciągle naiwna, ta sama niby, a jednak - inna.
.
Za kilka dni matura.
Nie chce mi się uczyć, nic mi się nie chce.
Śpałam dziś znów u Amandy i Maćka, Ursus leży na fotelu i zaciekawiony zerka na moje śmigające po klawiaturze palce, Vogel melancholijnie kładzie na kołdrze pychol i ustawia się do głaskania, a ja gapię się bez sensu w monitor zamiast nurkować w tajnikach antyku, renesansu, baroku, czy innych epok literackich, zamiast powtarzać, douczać się, ćwiczyć, za kilka dni matura, za kilka dnia matura - ciągle jestem gdzieś głęboko w lesie i tysięczny raz gubię właściwą ścieżkę.
.
Artur – tak po prostu siada przy biurku i pochyla się nad kalkulatorem, zbiorem zadań, bawi przez chwilę długopisem i pisze, rozwiązuje, przydługie włosy spadają mu na czoło, on tak zwyczajnie się uczy. Patrzę siedząc na krawędzi łóżka, przytulając się do jego bluzy. Wychodzę na papierosa na balkon, Madzia już wyjechała, bursa bez Madzi będzie inna, pokój stał się nagle pusty bez pokaźnego stosu jej kosmetyków, ciuchów, książek, bez Madzinego głosu i studzonej przy otwartym oknie porannej kawy. Niedługo wszystko minie, skończy się na zawsze, bo już nigdy nie będzie bursy, balkonu, wpadania do chłopaków na pierwsze piętro, zasypiania z Natalką późno w nocy pod moim kocem, wiecznych utarczek z wychowawcami, nie będzie…
.
Płakałam znów, niedawno, zapytałam Artura jak to tak naprawdę jest i jego odpowiedź ‘nie wiem…’ rozbiła mnie znów na drobniutkie kawałeczki, które rozsypały się po podłodze i schowały pod stół, łóżko, nie mogłam potem znaleźć wszystkich i znów część nadziei umarła, chociaż kochał się, tulił, ze mną, znów jak zawsze i jak dawniej, i znów zupełnie bez sensu. Bo ja jednak nie umiem tak, bo dla mnie nauka nie może być, jak dla niego, całym światem, nawet jeśli to ma być jeszcze tylko miesiąc, nawet jeśli za tym kryje się mgliste marzenie, w którym idziemy znów do parku trzymając się za ręce…

piątek, 14 kwietnia 2006

Między smsami fruwają motylki, znaczy – jestem głupia.

Słońce świeci na mnie ostatnimi promieniami dzisiejszego dnia przez liście stojących na parapecie kwiatów.
Na ścianie mój cień stuka w klawiaturę przykurzonego laptopa. Kiedy sprzątałam pokój, o dach zadudniły wielkie krople deszczu.
Nie było tęczy.
.
- Pats! – wyszeptała zaaferowana Ewunia.
- Ojej, jakie masz ładne piórko… - odpowiedziała najstarsza i najmniej rozgarnięta z jej sióstr.
- …to nie jest piólko! Nie widzis? To motylek. – wyjaśniła z anielską cierpliwością, rozchylając powoli umazane czekoladą łapki i spoglądając na ukrytego między nimi piórkowego motylka, który ewidentnie był motylkiem, a nie żadnym głupim piórkiem, które wyślizgnęło się z podgryzionej przez Arsena poduszki.
Jak mogłam tego nie zauważyć?
…wiem. To wszystko przez to, że Figa zjadła kredkę. Czerwoną. A potem niebieską.
.
‘Wyszedłbym z Tobą na spacer…’ napisał, a ja pomyślałam, że cudnie by było pójść teraz w czyste powietrze, na łąki, w stronę fioletowo-pomarańczowego zachodu słońca, bezczelnie ignorując spojrzenia rzucane przez mieszkańców małomiasteczkowego zaścianka.
‘Głupio robisz, k., bo pozwalasz Arturowi na to żeby cię miał, a jednocześnie był sam, czyli zjadł ciasteczko i nadal…’
… je miał.
.
Głupio.

czwartek, 13 kwietnia 2006

‘Przez noc pogrąży się nasz park w nieznośnym wręcz odcieniu zieleni…’

Przeczytałam dziś dużo wierszy, wwiercałam się w Jastruna, Poświatowską, Bursę i Wojaczka, nawet Tuwima i Miłosza, a do tego ks. Twardowski, ks. Szymik i Pawlikowska-Jasnorzewska, w tle sączyło się Radiohead, Nosowska i Blind Guardian, drżałam z zimna, cynamonowo-melonowa herbata pachniała świeżo skoszoną trawą, oddech bolał, nie umalowane oczy straszyły nijakością. Komórka zapikała niepotrzebnym przypomnieniem. 
Wszystko stopiło się w bezkształtną masę, chciałam pisać, wreszcie - zasnęłam.
.
‘Pal moje listy. Pognębiaj papier.
Za to, że nie czuje ciepła. Nie wie,
że płonie. Pal papierosy. Zachłannie,
jak przed egzekucją. Każdy z nich
zbliża cię do mnie. Pal mosty.
To też zbliża. Zaciera dystans.
Dystans to mój ostatni
sprzymierzeniec. Pal go licho.’
( ‘Premedytacja’, R. Putzlacher )


Dwa lata temu o tej porze, gdzie byliśmy, pamiętasz?
/‘pamięć
drzemiąca w zagłębieniu dłoni’
( H. Poświatowska )/

Siedzieliśmy w fotelach pod schodami na pierwsze piętro, czy na balkonie, na pewno gdzieś w bursie, schowani pod kocem? Nieśmiali jeszcze, zapatrzeni w ciemność i siebie nawzajem rozmawialiśmy pewnie milcząc i szukając się delikatnie opuszkami palców?
A wcześniej spacerowaliśmy parkowymi alejkami trzymając się za ręce, chciałam wskoczyć do mikroskopijnej rzeczki i wspiąć się na wielki pomnik, ty śmiałeś się i nie wierzyłeś, a między tym wszystkim zaplątaliśmy mnóstwo czułości, słów i słońca.
.
Prawie dwa lata tych dni, nocy, poranków, wieczorów, chwil. Zawsze wtedy czułam, że kochasz.
Dzisiaj nie wiem nawet kim dla ciebie jestem.
I o co w tym wszystkim chodzi.
- Niepewność jest strasznie męcząca.
/‘nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości
jak ty…’
( Pidżama P. )/

Unikasz pytań, unikasz odpowiedzi, szepczesz tylko ‘ciii… nie pytaj’ i delikatnie całujesz w czoło, a ja ciągle nie wiem, nie wiem…
.
‘ból -
nie jednoczy
lecz staje między nami
a potem
karmimy naszą miłość -
zabliźnionymi ranami’
( T.K. Augustyniak )

Dystans? Zginął zupełnie kiedy przyciągnąłeś mnie do siebie na łóżku i zasnęliśmy oboje, jak dawniej, a może to tylko ja to sobie wyobraziłam, może wyśniłam bo tak chcę, ciągle, znowu.
Przecież wiesz.

niedziela, 9 kwietnia 2006

Ciągle osobno…

‘Niby osobno 
jesteśmy
jak stare drzewa
z jednego sadu’
(***)


Mam bordowe, rozpalone policzki. Potargane włosy. Łapczywie chłonę zapach bluzki, z której moje perfumy uleciały dawno ustępując miejsca jego.
.
Myślałam o nim mimowolnie, stawiając powolne kroki na schodach, wsłuchując się odruchowo w dźwięk ciężkich glanów odbijający się wśród ścian.
Wszedł do pokoju tuż za mną, kiedy tylko zamknęłam drzwi i jeszcze nie zdążyłam zdjąć kurtki i plecaka. Przymierzył mój kapelutek, roześmialiśmy się. Przyszedłem się przywitać, poinformował przestrzeń.
.
Mam bordowe, rozpalone policzki. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie na łóżku rozmawiając o niczym. Ładnie pachniesz, powiedziałam nieznacznie się przysuwając. Pachniesz jak kwiaty, powiedział zbliżając twarz do mojej szyi, muskając delikatnie wargami.
.
Potargane włosy, kucyk rozpadł się kiedy wtuliłam się w jego ramiona i przylgnęliśmy do siebie pod kocem. Patrzyłam w ciemnoorzechowe oczy otoczone długimi czarnymi rzęsami i chciałam znów odpłynąć. Ładnie pachniesz, powiedziałam powoli wsuwając dłoń pod jego koszulkę...
.
.
.
Pospałbym przy tobie… powiedział kiedy leżeliśmy nadzy, a ja miałam bordowe policzki i potargane włosy, bo kucyk rozpadł się kiedy byłam na nim niecierpliwa i zachłannie odpływająca coraz dalej i dalej i…
.
Kocham Cię… wyszeptałam między jego szyję a obojczyk gubiąc niechcący łzę która kapnęła gdzieś na ramię i zniknęła niezauważona wśród przyspieszonego oddechu, rozpalonych policzków i niedbale rozrzuconych, potarganych włosów.
.
A deszcz ciągle padał, Arsen spał spokojnie zwinięty w puszystą kulkę w transporterku, Artur wyszedł, bo zaraz przyjadą dziewczyny, a ja leżałam ciągle pod kocem i wdychałam resztki jego zapachu które zostały na mojej bluzie.

sobota, 8 kwietnia 2006

Myśli - niespokojne.

Mrucząca Mela zwinięta w kłębek na moich kolanach, kocia sierść pachnąca mlekiem, przedświąteczne stroiki. Zmarznięte dłonie podrapane drutem. Nie wezmę ani grosza, mama i tak zabije mnie za rachunek telefoniczny. Zaszalałam, dobijając się do serwisu w niecierpliwym oczekiwaniu na modem, pytając Amandy, czy znów mogę u niej nocować, rozmawiając z Arturem długo w nocy.
.
‘Płakałaś.’
Nie…
- Płakałam.
Zapuchnięte powieki z niezmytym tuszem powiedziały więcej niż słowa.
.
Artur, dlaczego miałabym być zła, że przeczytałeś? Przecież kiedyś, czasami siedziałeś obok, widziałeś jak stukałam w klawiaturę.
Wiesz, pisząc myślę zawsze o tobie. Pisząc zastanawiałam się, jak byś zareagował.
Mówisz, że nikt ci nie pozostał, a mnie odpychasz, wiedząc o wszystkim. Mówisz, że nie umiesz ze mną być, ale zapominasz o tym kiedy się kochamy, kiedy leżymy w siebie wtuleni. Mówisz, że najlepiej będzie zniknąć, a wysyłasz smsa z pytaniem, czy jestem w szkole, bo szukasz i nie możesz mnie znaleźć. Mówisz, że nie chcesz już nigdy skrzywdzić, a wbijasz noże w serce kiedy nagle słysząc czyjeś kroki na korytarzu odsuwasz się ode mnie i udajesz, że nic się nie stało.
Dlaczego tak bardzo obchodzą cię ludzie? Dlaczego przejmujesz się tym, co pomyślą, co powiedzą inni? Tak jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. Tak jakby ich opinie miały jakąkolwiek wartość. Ich zdanie naprawdę jest dla ciebie takie ważne? Ludzie, których tolerować musimy jeszcze przez nieco ponad miesiąc, a potem może nie zobaczymy ich już nigdy w życiu. I ci ludzie mają wpływ na to, jak jest między nami…?
Jeśli chcesz, żebym dała ci spokój, to powiedz po prostu, że mnie nie kochasz. A nie płacz i nie pieprz, że powinnam cię nienawidzić, że jest ci głupio, że się nie uśmiecham i że palę.
To wszystko jest po prostu…
I nie ma sensu, żadne głupie szanse? A nie możemy po prostu być?
Nie…?
…ale przytul mnie i nic już nie mów.
Tylko mnie przytul.

A potem niech już będzie nawet ten głupi koniec świata.

czwartek, 6 kwietnia 2006

Dziś są moje urodziny. I wszyscy muszą być dla mnie mili.

Mama zadzwoniła po szóstej śpiewając ze śmiechem ‘sto lat’, mówiąc, że dziewiętnaście lat temu o tej porze właśnie zaczynałam wrzeszczeć na widok świata. 
.
Urodzinowy seks z Arturem.
Urodzinowe życzenia.
Uśmiechy.
Spotkania.
Telefony.
Cukierki.
Prezenty.
.
Urodzinowo życzę sobie więcej takich poranków jak dziś, w ramionach Artura, więcej okazji do chowania się pod jego przymkniętymi powiekami na krawędzi tęczówki i źrenicy.
Ponieważ uwielbiam kiedy trzyma mnie mocno, blisko, ciasno, kiedy nogi splatają się i nie wiadomo już gdzie kończy się jedno a zaczyna drugie.
I kiedy na moje ciche pytanie, czy mam wyjść, odpowiada - ‘zostań…’

wtorek, 4 kwietnia 2006

Zimny i smutny.

'Inne usta
nie kołyszą światem

Pod ich dotknięciem
nie rozchylają się wargi
jak maciejka
na przyjęcie nocy

Wyraźny jest
na ścianie talerz
z zielonym diabłem

Księżyc za oknem
zimny i smutny
jak ja'
( ‘Inne usta’ M. Hillar )
 


Jak ja.
Świadomie odrzuciłam każde inne usta. W milczeniu patrzę przez okno na bursiane podwórko, chucham na szybę i w zaparowanym miejscu robię czubkiem nosa kropkę.
Odkryte ramię pozostaje samotne. 

/Nie mogę przecież stać na środku ulicy i krzyczeć.

niedziela, 2 kwietnia 2006

Na zachodzie bez zmian.

Marzniemy na balkonie, smażymy się w tramwajach.
Pomagamy pisać Arturom, Danielom i Rolandom prace na maturę ustną z polskiego, chociaż w rzeczywistości zupełnie wystarcza nam siedzenie nad naszą własną i ogólnie nie możemy narzekać na brak zajęć, ale czego się nie robi dla byłego faceta i jego przyjaciół, jeśli jest się beznadziejną kretynką, która ciągle ma ochotę się do niego przytulić, tak, żeby on to przytulenie odwzajemniał. I żeby powiedział ‘dziękuję’, patrząc na nas cieplej niż zazwyczaj przez ostatnie półtora miesiąca.
/pierdolnij się w głowę, Katarzyno./
.
Pomieszkujemy u Amandy. W kuchni palimy dużo papierosów i pijemy dużo kawy. Na kolanach siedzą nam psy. Vogle i Ursusy nie umieją chodzić po drzewach jak uciekający kot, ale mają szare i czarne nosy. I włażą nam rano do łóżka, domagając się miziania. Wieczorami oglądamy filmy i dokuczamy Maćkowi ( pokłócili się dziś, miałam wrażenie, że widzę siebie i Artura, Maciek miał nawet identyczną minę jak on, kiedy jest na mnie zły ).
/pierdolnij się w głowę, Katarzyno./
.
Niedługo przyjedzie do nas Arsen, a Arsen jest miejscami łysy. Łysy Arsen jest, mimo wszystko, bardzo przez nas kochany. W założeniach ma być lekiem na całe zło dnia przeciętnego. Nic nie szkodzi miejscowa łysowatość Arsena.

Poza tym nadal nie mamy cholernego modemu. Nie mamy też raczej pieniędzy. I chwilami bardzo boli nas nerka, a nie chwilami boli zwyczajnie. Nie chce nam się uczyć fizyki. Ani WOSu. Nie chce nam się iść do szkoły.

Przypuszczalnie nie pójdziemy jutro do szkoły jeśli nerka nadal będzie w szampańskim nastroju robić nam na złość.
.
Chce się...
/zdecydowanie pierdolnij się w głowę. Katarzyno.
Nic już nie mów./