środa, 23 lutego 2005

Pójdę dziś w nocy...

'Polub mnie taką, jaką jestem.
Nie próbuj zmienić, złamać, zgiąć.
Pozwól mi śmiać się, kłamać, tęsknić,
dobrą być czasem, często złą.

Pozwól mi wracać i odchodzić,
pozwól mi cierpieć, płonąć, krwawić,
ja tak już muszę, ja tak zawsze,
i wszystkie twoje prośby na nic.

To by tak dobrze było, pięknie,
i wtedy bym cię kochać mogła –
Skryj, miły, w kocie poduszeczki
twoje drapieżne szpony orła.'
( Elżbieta Szemplińska )


Za dużo wymagam, wiem. Ale nie sprzeczajmy się już, A. ...
.
Dokąd? Myślę, że zawsze do twoich ramion.

niedziela, 20 lutego 2005

O Sz.

‘I tak właśnie ci, którzy oświecają nas, sami są ślepcami. W ten oto sposób ktoś nieświadomie może wskazać co właściwszą drogę, po której sam nie umiałby iść.’
( ‘Gra w klasy’ J. Cortazar )

Masz rację. Sentyment do niego zawsze we mnie tkwił, on się głęboko we mnie zakorzenił i chociaż zima była długa... Myślałam już, że zniknął na zawsze. Ale przyszła wiosna. Jednak.
Więc pozwolę mu rosnąć, po to, by się zdziwić, albo wyrwę go z korzeniami. I dla pewności ranę posypię solą. Przy czym jedno drugiego nie wyklucza.

Poczekam. Zobaczę.
A na razie piszę. Mówię. Jak zwykle chaotycznie i za dużo.

wtorek, 15 lutego 2005

Pik pik pik pik pik...

Wizyta w szpitalu jak zwykle wprowadziła mnie w podły nastrój. Diagnoza – zapalenie ścięgien nadgarstka lewego. Leczenie – elegancki opatrunek i mazidła, plus magiczne zabiegi. Cała szopka trwa ponad godzinę, podczas której miły pan jeździ mi po ręce wysmarowanym plastikiem ( co by maść dostała się bezpośrednio do uszkodzonych tkanek – boli ), następnie pakujemy rączkę pod niebieskie światło lampy ( działanie przeciwbólowe i przeciwzapalne ), później wizyta w polu magnetycznym ( słysząc nazwę straciłam wszelkie zainteresowanie machiną, całe półrocze z fizyki zaliczone w ciągu 2 tygodni pozostawiło mi trwały uraz w psychice ) i na koniec podłączamy się do prądu ( który przyspiesza szybkość krążenia krwi, a tym samym powoduje lepsze dostarczanie substancji odżywczych i usuwanie zbędnych produktów z moich rozwalonych ścięgien = dziko szczypiące mrówki pod skórą ). I tak przez 10 dni ( czyli nici z wyjazdu do A. ). Ma pomóc.
A jak nie, to serio się wścieknę, bo sytuacja do przyjemnych nie należy.
.
Smsuję w sposób perfidny i przebiegły. Sama sobie trzasnę dziś wieczorem w łapy. Jestem grzeczną dziewczynką, nie będzie żadnych głupich numerów.
.
Do A.:
‘...i kiedy kiedy znikasz kiedy ciebie nie ma
w powietrzu czuję, czegoś mi brakuje...’
( ‘I love you’ T.Love )


Nieważne, że piosenka maksymalnie kojarzy mi się z Dominikiem.
Tęsknię tęsknię tęsknię tęsknię.

niedziela, 13 lutego 2005

Cudownie.

Mam tatę. I ojca. Kiedyś tak sobie wymyśliłam, dla rozróżnienia i nie niszczenia tatowego wizerunku. 
Bo tata w zasadzie jest w porządku. Lubi łowić ryby i wspominać swoje wojskowe czasy. Często narzeka na zniszczone zdrowie i brak wolnego czasu. Trochę marudzi, czasami nieco drażni wiecznym zwracaniem uwagi na to, że notorycznie nie noszę podkoszulek, uważając ich brak za jedyną przyczynę wszystkich moich zachorowań. Od czasami uderza w moralizatorskie tony i nieudolnie próbuje mnie wychowywać, absolutnie nie zauważając, że na to już, niestety, od dawna za późno. Kocham go, no, do jasnej cholery, jest pierwszą miłością mojego życia, tą najdłuższą i niepowtarzalną. A specyficzny zapach samochodu i papierosów jest gwarancją i symbolem bezpieczeństwa w tatowych ramionach.

Inaczej ma się rzecz z ojcem. Nie pamiętam, żeby tak było zawsze, chociaż może nie pamiętam tego kiedyś dawno, bo stamtąd wryło mi się tylko ciepłe wspomnienie historyjek o wilku i zającu opowiadanych na dobranoc. Ojciec jest od wódki i od awantur. Od tej maminej skorupy, spod której tylko czasami widać jak bardzo ją to boli. Ojciec jest od takich wieczorów jak dziś, kiedy Ewunia, chora i lecąca przez ręce, a on w stanie nienawiści wyzywa mamę, nie widząc zupełnie zapłakanych oczek i rozpalonych policzków wtulonej małej.

Tnącymi słowami. Posiekał mnie dziś na drobniutkie kawałeczki, kolejny raz będę się zbierać, uważając by nie zgubić żadnej niepotrzebnej łzy.
Nienienienie-na-wi... Cisną mi się pod palce wielce nieprzyzwoite wyrażenia. Za które będę się wstydzić, kiedy tata wróci.
.
‘Jeśli znów podniesiesz głos, odejdę tam
ty pogubisz kości żyjąc sam...’
( ‘Cudownie’ Hey )


Jeśli kiedykolwiek powiesz do mnie ‘ty suko’...

sobota, 12 lutego 2005

Landrynki cytrynowe w język szczypią.

Grzybek, dziś wieczorem: ‘Czuję się, jakbym wcale z tego pokoju nie wychodził...’
Widzisz, drogi Przemysławie, chyba tak powinno być, że nieważne, czy ostatnio byłeś u mnie wczoraj czy pół roku temu. Nie jest nawet istotne, że o tamtej obietnicy przypomnieliśmy sobie oboje dopiero teraz. Liczy się, że chociaż wypadło te miesięcy kilka, to ja nadal jestem k., a ty pozostałeś dla mnie Grzybosławem. Nawet jeśli poprzewracały się nam bieguny i zmieniły środowiska, cóż z tego, że po mnie widać ‘łódzkość’, a ty jarasz więcej niż kiedykolwiek. Ważne, że jak zawsze w lot pojmujesz moje niedokończone zdania i oczy nam się śmieją w tych samych momentach.
.
Pomimo wielce udanej wywiadówki ( 4,36 ) zostałam przez mamę opierniczona, gdyż ponoć ostatnio olałam nieco francuski. No ej, zaraz, skoro miałam pozaliczać ten milion niepotrzebnych mi do szczęścia przedmiotów, to chyba logiczne, że coś na chwilę musiałam sobie odpuścić?!
Boję się stwierdzenia prof. Sz., która obiecała, że się za mnie weźmie, bo jeśli ja tak serio z tą romanistyką, to trzeba ‘trochę’ się pomęczyć. Tak! Tylko proszę mi załatwić zwolnienia z matmy, fizyki i chemii.
.
Czekolada pyszna. Kawiarnia również. Umówmy się tam znowu, uroczy dinozaurze na wymarciu, ujmujące masz maniery, wiesz?
A że rzucam w ciągu jednej rozmowy zdania, które w zasadzie sobie przeczą lub nawzajem się wykluczają, to już chyba zdążyłeś się przyzwyczaić?
.
Będę jak deszcz. Będę jak śnieg.
Dobranoc, śpiąca jestem strasznie... Mama: ‘To co cię Artur tak dzisiaj wymęczył?’
Ekhm...
Będę jak wiatr ogień ziemia.
Qu’est-ce que c’est.
.
Jakoś nie wiem, czy chcę w te ferie jechać na kilka dni do jego domu. Cały czas nie mogę się pozbyć tej
(głupiej, jak powtarza A.) myśli, że jego mama jednak za mną nie przepada.
Przecież jestem potworem, który zdeprawował jej syna, w dodatku na pielgrzymce zgubiłam majtki w jego torbie i w głowie mu poprzewracałam, bo szczura chce trzymać w domu i jeszcze cały czas, który powinien poświecić na naukę perfidnie mu zajmuję!
To jak ona ma mnie lubić?
Boję się i tchórzę. Chyba zastosuję wymówkę numer pięć, czyli ‘przytul mnie, kochanie, porozmawiamy o tym później’...
.
A na razie gruchoczą mi wszystkie kości w lewym nadgarstku. Nie jest normalne, jeśli stan ten utrzymuje się od ponad roku i towarzyszy mu irytujący ból, prawda?