środa, 31 stycznia 2007

Dwie herbaty z sokiem malinowym.

Jedna gorąca, druga – wystygła. Doprawiona słabością w palcach lewej dłoni.
Śmiech rudzielca ze złotą wstążką we włosach.
Monologi psiokocie, głos Natalii czytającej ‘Regulamin tłoczni win’.

Czas kropek.
.
To nic, że oblałam fonetykę, przesypiam nie te godziny, w przemoczonych pantofelkach wbijam obcasy w zamarznięty śnieg i gubię dowód osobisty na poczcie zachwycając się francusko-hiszpańskim słownikiem.

‘Infinite horizons’.

wtorek, 30 stycznia 2007

Potrzebny czasowstrzymywacz.

W przełyku czuję potężną kulkę ohydnego braku papierosa, od wczorajszej nocy. Wiem, że jedyny sposób na pozbycie się tego wrażenia to cudowne wciągnięcie porcji dymu. Ale ponieważ przeżyłam już kilkanaście godzin bez, głupio by było tak teraz, ‘poproszę pall malle lajty’. I cała męka na marne.

Mam cholerną ochotę pójść do łazienki i wyrzygać wszystko co zjadłam, usiłując pozbyć się głodu fajek.

Jestem agresywna, drażliwa, wściekła, upiornie późno, a nadal jedynie przyglądam się stosom notatek z fonetyki.
Egzamin jutro rano.
Nie ogarniam.

Chcę już tylko swój świat, swoje kredki, zaczynają przytłaczać cudze problemy, jakbym mało miała własnych. Bycie silną za siebie i za innych chyba przerasta moje możliwości, coraz mocniej odczuwam potrzebę powyrzynania wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób przyczyniają się do tego stanu.

Zgadnij, na którym miejscu listy znalazłbyś swoje imię.
.
.
.
Spraw, żeby dzisiaj było jeszcze wczoraj i za oknem świeciło słońce.
Spraw, żeby pewne dni nie stały się nigdy.
Żebym mogła czuć teraz twój zapach.

/Z resztek przeszłości pokój wietrzę.
Wypędzam niedobre echo.

...kolejna próba wyciszenia się spełzła na niczym, dalej rzucam w siebie narzędziami ostrymi, dookoła błyskawice i potępieńcze jęki.

Boże, dlaczego jestem idiotką?

Niebezpieczny niedobór nikotyny.


‘…z rozsznurowanymi butami
mam pełen słoik słonych wspomnień o tobie’
( ‘Sznurowadła’ Fisz )

Piję przesłodzone kakao, czuję się obrzydliwie gruba. Mieszkanie znowu błyszczy, jakby na przekór temu całemu syfowi w środku mnie, w sercu, w mózgu.
Sesja, egzaminy od jutra, oczywiście, że odkładam wszystko na ostatnią chwilę. Skupić się nie mogę, fruwam gdzieś w zupełnie nieodpowiednich miejscach, zamiast.
Drażni brak papierosa, ale decyzja podjęta, fajki zostają rzucone (chyba że jutro, pod wydziałem, wypalę całą paczkę przed i po).
Choroba pustych rąk i włosy za krótkie, żeby można je było nawijać na palce.

‘Jak kość w gardle
ten wieczór
Jak brzęk szkła
które przetnie, skrwawi, zamąci
ta muzyka
Jak sól w różowych ustach rany
te słowa
Jak wieczny odpoczynek
to milczenie

ufaj
mimo wszystko

żyj
próbuj
kochaj.
To jest możliwe
na przekór
logice i pamięci

spójrz:
nad twoja głową
zorze i jaskółki
( ks. Jerzy Szymik )


- Trudno w to uwierzyć.

poniedziałek, 29 stycznia 2007

Czekolada śmietankowa z orzechami laskowymi.

‘Skierowania do poradni nefrologicznej nie ma sensu dawać, dostałaby się pani najwcześniej za rok.’

A to Polska właśnie…

Zaczynam mieć wrażenie, że oni mi nie wierzą. Ponieważ USG wyszło, o dziwo, zupełnie w porządku. Przecież nie wymyśliłam sobie do cholery tego bólu ani sikania krwią!
Wcale nie czuję się dobrze, kiedy mam atak.
I kilka osób miało okazję widzieć mnie w stanie nerkowego rozwalenia. Doprawdy, gdybym udawała, powinni dać mi wszystkie możliwe nagrody za aktorstwo.

Nie chce mi się nawet myśleć o tym.
Powtórka badań odłożona na chwilę, w której będzie źle.

Doskonale. Gdy będę zginać się w pół i biegać do łazienki co pół minuty.
Proszę, teleportujcie mnie wtedy do przychodni w Śródmieściu.
.
.
.
Poprawiam sobie nastrój czekoladą choć chciałam się odchudzać, wypluwam płuca, zamiast ograniczać fajki.

Mrużę powieki nieprzytomnie, fonetyka wisi jak kat.

…o kurwa. Żona zadzwoniła. Właśnie powinnam zaliczać łacinę. Na śmierć zapomniałam.
Pięknie. Idę pierdolnąć się w łeb.
Czy zawsze, kiedy już mam wrażenie, że wychodzę na prostą, muszę tak beznadziejnie spieprzyć?

sobota, 27 stycznia 2007

Nowy imidż. Nowa ja.

Odwiedziłam solarium, czas zamazać trochę chorobliwą bladość.
Zmieniłam fryzurę, na głowie mam rudoczerwony kasztan. Dobrze mi z oczami umalowanymi kredką, z koralowymi kolczykami w uszach. W spódnicy, bluzce. Całkiem mroczna.
.
Potrzebuję mężczyzny mojego życia, chętnie brodatego i długowłosego metala w skórze. Może być jak ten, z którym wymieniałam niby przypadkowe spojrzenia na przystanku.
Próby bezpośredniego patrzenia sobie w oczy nie wygrało żadne z nas.
Uśmiechnęliśmy się jednocześnie.

Wysiadając, zobaczyłam jak czarująco rozmawia z metalową panną.
Zerknęłam do niego na pożegnanie.
Odzerknął.

A potem brodząc w roztaplanym śniegu, smętnie wróciłam do mieszkania.
.
Pies w okolicach lewego boku, kot na zgięciu kolan.
Smutek.

Uciec, tylko… gdzie?

Mylę pory. I wszystko inne.

Wstałam, siedzę, czekam. Może ktoś sobie przypomni. Napisze. Jestem otwarta na znajomości. Nie szukam, ale przyjemnie było by porozmawiać z kimś, kto równie idiotycznie jak ja zamienił się w sowę.
.
Glany ślizgające się w rozdeptanej breji, spadłam prawie ze schodów w przejściu podziemnym, wściekła pogoń od rana.
Poszłabym do Verte, Cezary, za plus minus pół godziny?
Gorąca czekolada z amaretto dla zmarzniętych myśli. Słowa.

Wykradłam z szuflady stolika pod oknem wspólnie zapisaną przed Sylwestrem kartkę.
Spalę ją chyba. Może ogień zniszczy wspomnienia.
Te, co żyją czasem w snach, kiedy pojawiasz się niespodziewanie jakby nic złego nigdy nie było.
Przychodzisz, tulisz, dajesz nowe złudzenia.
Kiedy się budzę, zostaje tylko wściekłość.
.
Mam czarną długą szmacianą spódnicę, zakochana w sukience. Kobieco? Trzeba było kupić ‘Cień Poego’, można by przynajmniej zatopić się w lekturze, zamiast bezsensownie robić nic.
.
Hiszpańskie dźwięki, zwierzaki na kołdrze.
Za oknem mgła.

Trwają papierosowe noce.

czwartek, 25 stycznia 2007

‘W pokoju dwa na dwa ciągle kończy się dzień.’

Ciepło przywiązane sznurkiem do kaloryfera.
Chowam się pod kocami.
Żyję w dziwnym rytmie. Drzemki przeciągnięte do kilku godzin. Zarwane noce i nieprzytomne spojrzenie co rano.
.
Gdzie jesteś, mój Książę?

‘I still haven’t found what I’m looking for…’

Przyjdź, weź mnie w ramiona i nie opuszczaj do świtu.
Naucz kochać.

środa, 24 stycznia 2007

Dnia 24 stycznia roku pańskiego 2007 spadł śnieg.

Dziwne jak na tę porę roku. Jak zawsze zima zaskoczyła drogowców i sparaliżowała milionowe miasto.
Tramwaje nie przyjeżdżały, a ludzie spóźniali się na zajęcia.
.
.
.
‘nie potrafię inaczej
w środku ciała
jak kot wygięty pragnieniem
wołający o człowiecze ręce

uspokajam go słowami
kłamię
o przedziwnych kolorach i dźwiękach

wbija okrągłe oczy
w pustą ścianę
nie wierzy
przeciąga się
prostuje palce

nie wierzy w nic
i nagle
wszystkie zgięte paznokcie
wbija we mnie
głuchy ślepy kot’
( H. Poświatowska )


W cieple pokoju, wtulona w fotel. Kawa z mlekiem i papieros. Cicha muzyka. Rudy sweter.
Jest biało, jasno, pięknie. Nad dachami unosi się bladoróżowa poświata. Drobne płatki wirują w powietrzu. Rześki oddech dla zmęczonej głowy.
Firanki na oknach.

Iskra obserwuje ulicę z parapetu.
Poruszyła liście geranium.

...przyszedł mój Anioł.

- Zapalę świeczkę. Zostań.
Przecież wiesz, że boję się sama spać.

Jest środek nocy.

Nie zdążyłam jeszcze zrobić wszystkiego, co zaplanowane na wczoraj.
Nie mam pięknych słów.
.
Świat mieści się w garści, gdy nagle z Kingą odkrywamy, że dzieli nas zaledwie jeden przystanek. Kilka minut z mieszkania do mieszkania. I już można pić herbatę z malinami. Leżeć na łóżku, nadrabiać minione miesiące nie widzenia.
Nieświadomego zupełnie mijania.
.
Nie wiem jaki kolor ma niebo, w szybie odbija się zapalone światło.
Nie widzę gwiazd.

Pachnę jego nieobecnością.
Smutkiem pachnę.

Nie ogarniam, pełno we mnie rezygnacji.
I mam ochotę po prostu dziś zniknąć.

wtorek, 23 stycznia 2007

Niekochane dzieci tulą misie.

'kobieta
wyzwolona tak mówią o
mnie ona osiągnie wszystko nie będzie tkwić
przy
garach
ani prać pieluch jej będzie
lepiej powtarzają nie
wierzą że ja chcę
tak zwyczajnie
czekać na ciebie z obiadem
w domku na
kurzej łapce'
( A. Kamińska )


Niekochane kobiety malują paznokcie, wklepują krem w porysowane dłonie i dopalają papierosa. Strzepują popiół do kawy myśląc o nocach, które wracają no nich w niechcianych snach.

Potem udają, że ta łza, co spłynęła po policzku, wcale nie istniała.
Beznamiętnie wpatrują się dalej w tomy słowników i ekran laptopa.

I kłamią, że bezpiecznie im we własnej samotności.
.
Kobieta wyzwolona, tak mówią o mnie...
Nie wiedzą, że tęsknię.

Sprawy bieżące i nudne. A jednak ważne.

Już zapomniałam, jak ciepłe są usta. Nie pamiętam jak smakujesz, jaki masz zapach. Nie wiem nawet jakie to uczucie, kiedy twoje dłonie przesuwają się miękko po rozpalonej skórze.
Zapomniałam.
Tak jest łatwiej, lepiej.
Ciszej.
.
.
.
Ewunia zadzwoniła.
Opowiadała o wizycie w szpitalu i pobieraniu krwi.

Martwię się, mała ma złe wyniki.
Moje mieszczą się w normach, choć miejscami tu dolna granica tam górna.
W przyszły poniedziałek już wszystko będzie jasne.

A ty jedz, mała paskudo. Ty musisz być zdrowa.
Nie bierz przykładu z siostry.
.
Walczę na uczelni.
Trzymam się pazurami.

Chapeau bas dla dr. P. i jego wyrozumiałości.
Literaturę zaliczę w lutym.
A mógł zwyczajnie skreślić mnie z listy…
Niezbadane są drogi, którymi chadzają enigmatyczni i ekscentryczni wykładowcy w czerni od stóp do głów.

Cudacznie, że oblewam praktyczną, do której ryłam pół nocy, za to dostaję eleganckie tróje, gdy uczę się na hiszpańskim albo wykładzie ze wstępu do literaturoznawstwa.

I teraz to już raczej wykopać się nie dam.
Po sesji zrobię jako takie porządki z nerką.
Jakoś będzie.
Do przodu. Przecież potrafię.
.
‘Śnieg!’ – zakrzyknęła Żona, zerkając w okno.
No, prawie. Powiedzmy, że niemal śnieg.

Za to zdecydowanie mróz i zimno, kiedy biegnę prosto z łóżka na poranny spacer z Iskrą.
.
.
.
Co to jest, resztka zdrowego rozsądku?
- Coś, co zmusza do świadomości, że nastu lat czasem nie da się tak do końca przeskoczyć.

k., nie szalej.
Bo znowu będziesz gorzko tego żałować.

niedziela, 21 stycznia 2007

‘Brzdęk, pękła czara pełna goryczy, rozlanych kropel już nie policzę…’

Półtorej godziny w Ż.
Pojechałam do domu specjalnie, tylko po to, żeby zawieźć babuni piękną czerwoną różę. Mocno się do niej przytulić. Zobaczyć uśmiech.

Po kilku minutach dowiedziałam się o wczorajszej kłótni rodziców.
‘Ojciec uchlał się jak świnia, wiesz co on wtedy potrafi’ - aż za dobrze.
‘Źle się czuł, boli go, coraz gorzej, więc pije’ - widzę.
‘Jak zawsze to ja jestem zła i wszystko moja wina - wiem, mamo.
‘A poszedł gdzieś sobie, w garażu pewnie siedzi, obrażony na cały świat' - to też takie zwykłe.

- ‘Niech twój mąż będzie alkoholikiem. Życzę ci byś została sama.’ - napisał w mejlu Dominik.
.
Narysowałam Ewuni hipopotama.
Ulepiłyśmy bałwanka z plasteliny i zjadłyśmy razem obiad.
.
Zajrzałam do szczurów. Karolina miała się nimi opiekować. Aneta nadal w szpitalu.
Od samych drzwi uderzył mnie obrzydliwy smród. Z klatki popatrzyły cztery pary zapadniętych ślepek. Ogoniaste w stanie totalnego zaniedbania. Wychudzone. Moja Niteczka, żywy szkielet.
Puste pogryzione miski, resztki wody w poidle. Ściółka nie zmieniona od bóg wie kiedy.

Zrobiłam wojnę.
Upadły resztki wiary w ludzi. Zginęła moja wiara w jakiekolwiek wysiłki wychowawcze. W jakikolwiek sens wpajania czegokolwiek innym.

Półtorej godziny w Ż.
Wsiadłam w pierwszy autobus i wróciłam ze szczurami do Łodzi.
Ewa płakała, kiedy wychodziłam.
‘Kasiuniu, nie jedź.’
- Wrócę, Wikusiu.
.
Po drodze zdążyłam pokłócić się z Damianem.

Zapamiętaj sobie, nienawidzę wymuszania wdzięczności.
Nienawidzę robienia mi łaski w tak błahych sprawach.
Nienawidzę licytowania się przysługami.
Nienawidzę.
.
‘…moje zdanie, że się tak stało to nawet mnie osobiście cieszy bo Dominiś jest i byłby dla niej za delikatny, byłby całe życie pod jej pantoflem bo to już było widać, ona swoje uczucia na szczury przelewa, a nie na tak młodego i uczuciowego kawalera który pewnie się w niej zakochał i na pewno cierpiał.

Kasia jest już tak dojrzała, że mogła się zastanowić.

Kasia nie doceniła jego intencji.

Wszystkich pozdrawiam ściskam oprócz Kasi, ona już u mnie przepadła.

Hela'


To takie co ciekawsze kąski z listu babci Dominika do mojej babci, wzięłam go sobie na pamiątkę i nauczyłam niechcący na pamięć.

Mnie też rozstanie z Dominikiem osobiście cieszy.
Nie, nie byłby pod pantoflem. To ja żyłabym w złotej klatce.
Na pewno cierpiał, ale to mija, przejdzie mu.
Kasia jest już tak dojrzała, że zastanowiła się i zrobiła, co uznała za słuszne. Dominiś, dodajmy, też powinien być już dojrzały, jakby nie patrzeć, jest od Kasi starszy.
Kasia doceniła jego intencje. Ale Kasia nie jest pustą lalką i odpowiada za własne decyzje, dlatego nie wahała się rozwiązać swój problem.
Wszystkich pozdrawiam ściskam.

k.
.
.
.
Przemaszerowałam pieszo kawał Rzgowskiej, szukając całodobowego weterynarza.
Nitka jest na skraju wyczerpania.
Triss i Falka, przeziębione.
Najlepiej przetrwała Ciri, ale i o nią trzeba zadbać.

Dostały wszystko, co szczurom do szczęścia potrzebne.
Jedzenie, leki, czystą życiową przestrzeń i moją miłość.

Niteczko, nie pozwolę ci odejść.
.
.
‘Czy ty nie widzisz tego jaka jesteś? Na dobro odpowiadasz złem. Kasia, co się z tobą dzieje, bo cię nie poznaję. Kiedyś taka nie byłaś.
(…)
Co się dzieje w tobie, że nawet mnie odrzucasz? Nie drap. Nie krzywdź.’


Smsy od Damiana.
.
Zgadnij. Zgadnij co się ze mną dzieje, zgadnij czy taka byłam zawsze, czy dopiero teraz jestem, zgadnij kim jestem tak naprawdę.
Zgadnij dzięki czemu, komu, zgadnij dlaczego.

A teraz p i e p r z c i e s i ę, wszyscy moi cudowni pseudoprzyjaciele.
Pieprzcie się, bo ja mam serdecznie dosyć.

I nie zamierzam dłużej tego ukrywać.
- Podobno mam w genach przesadną szczerość.

Pieprzcie się, kurwa, a mi dajcie święty spokój.
Dajcie mi żyć tak jak chcę, jak mi się podoba.

I nie ważcie się oceniać, bo i tak, gówno mnie obchodzi wasze niby troskliwe zdanie.

Byłam, jestem i będę.
Z ł a.

Wam nic do tego.
To tylko moja rzecz, zrobię z tym co zechcę.
.
I wolę kochać zwierzęta.
One przynajmniej odpowiadają mi tym samym, bez względu na to, za jaką podłą sukę uważa mnie każdy inny.
Człowiek.
.
A teraz, państwo wybaczą, pójdę do kuchni.
Kakao sobie zrobię. Przestaną drżeć mi ręce.
Obiad dla całego stada. Mieszkanie uporządkuję.
Chaos ogarnę.
Uczyć się będę.

Nadal mam marzenia, do których dążę.
I dopnę swego, czy wam się podoba czy nie.
.
Dlatego byłam sama przez te pół roku, między innymi, bo wiedziałam, że nikomu, na dobrą sprawę, nie jestem w stanie poświęcić czasu i uwagi, bo "za bardzo sobie wystarczam"
albo: "mam za mało, żeby komukolwiek cokolwiek dać, jeszcze nie czas".
( Natalia )


Jesteś ode mnie mądrzejsza, Natalio.
.
God is an astronaut. All is violent all is bright.

- Psychodelicznie.

Pieprzcie się.
Tak będzie dla was lepiej.

sobota, 20 stycznia 2007

Nowe zasady gry.

k.: wiec postanowiłam, że koniec
z rozdrapywaniem ran, które ledwo zdążyły się zabliźnić...
(…)
N.: mogłabyś wreszcie przyjąć za regułę dbanie o swoje rany.
.
.
.
N.: kiedy wydaje się, że coś się kończy z błahych powodów, niezrozumiałych i bardzo bolesnych
ja sobie mówię, że to nie ten czas, nie ci ludzie i nie ta wrażliwość może


Masz rację, Natalio.

‘Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy
ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy’
( Grechuta )


Czasami nadal nie wiem, 'jak pozbierać myśli, z tych nie poskładanych'.
Może powinnam robić więcej.

Mniej zastanawiać się nad tym, co minęło.
Szerzej otwierać oczy.
Czuć mocniej.
.
Iskra śpiąca z nosem w zgięciu mojego łokcia.
.
Opowiedz mi, jak pachniesz?

I wytłumacz.
Dlaczego oni ode mnie odchodzą?

‘20tka, ktora jest zblazowana jak 30tka, przyciąga dużo penisów.’

- Chyba przerypane mieć emocjonalnie więcej lat, niż metrykalnie.
- Żebyś wiedział.
- Naczytałaś się w dzieciństwie książek dla 30latkow. Takiego Kundery, czy Cortazara.
- Coraz więcej mam znajomych w tym wieku.
- I dlatego Twoje życie emocjonalne jest tak pogibane. 30latkowie, którzy nie maja partnerów są zwichnięci, a Ci którzy mają - często zblazowani. A Ty? Co robisz wśród nich?
- Co ja, 20letnia gówniara? Czuję się sobą. Dopiero przy was.
- No właśnie... Niedobrze. Powinnaś znaleźć jakiegoś wrażliwego chłoptasia w swoim wieku i przeżywać z nim pierwsze uniesienia.
- Chłoptasie w moim wieku, drogi Tomku, to banda gnoi.

.
Jestem emocjonalną trzydziestką.
I pierwsze uniesienia mam dawno za sobą.

Buduję więzi.
Palę mosty.

‘On est seul aussi chez les hommes.’

Cierpię na brak książek. Na strach przed ciemnością.
Samotnością.
Na ręce podrapane przez kota, co czasem wydaje mu się, że jest surykatką.
Na niechęć do opasłych słowników.
Na muzykę, od której zwalniam, przez nią staję się biernym widzem. Nie wiem, czy ruch dookoła jest nagle taki szybki, czy to ja rejestruję z opóźnieniem. Że nagle miga mi przed nosem pędzący tramwaj.
Na brak czekolady cierpię.
Psa lubiącego spacery po zmroku.
Wieczne niedospanie i koszmary, deszcz.

Na 10 lat za mało, na 10 lat za dużo.

Małego Księcia czytanego w oryginale.

‘Je n'ai alors rien su comprendre! J'aurais dû la juger sur les actes et non sur les mots. Elle m'embaumait et m'éclairait. Je n'aurais jamais dû m'enfuir! J'aurais dû deviner sa tendresse derrière ses pauvres ruses. Les fleurs sont si contradictoires! Mais j'étais trop jeune pour savoir l'aimer.’
( ‘Le Petit Prince’ A. de Saint-Exupery )

.
.
.
Jak róża, która ‘ma cztery nic niewarte kolce dla obrony przed całym światem’.

piątek, 19 stycznia 2007

Mdląco mdlejąco.

Cezary przyjechał wczoraj na kawę.
Dokonałam analizy uczuć. Który to rodzaj czekania?

W uporządkowanym mieszkaniu, z chaosem w środku, z ostatnimi czterema papierosami i resztką drobnych w portfelu. W nagrodę za nieprzespaną noc i pewnie oblane kolokwium kupiłam sobie ‘Pachnidło’. Nie powiem z kim miałam obejrzeć wersję filmową.
To już dawno nieaktualne.

Nagle wydawało mi się, że pamiętam jak to jest, czekać na kogoś kochanego, jak czas zmienia tempo i rytm. Z tą pewnością, że za chwilę weźmie w ramiona i dotknie stęsknionych ust. Kiedy ja tak…?

Ostatnio na Maćka.
Potem na telefon od niego.

Już więcej nie będę.
.
Rozmawialiśmy z Okruchem do późna.
Cóż, dowiedział się więcej od Artura niż ja.
Jakoś zabolało, zakuło w środku.
Zostawiłam mu wiadomość na gg, że proszę o ciszę.
Tak dobrze nam się milczało i niby teraz bez wzruszeń, ale…
Podleczyłam tamten kawałek serca. Zabliźniło się nieco, jak ranka nad lewą kostką.

Nie czeka nas żadna przyszłość, nie ma powrotu do przeszłości, nie chcę, nie mam siły rozgrzebywać wszystkiego na nowo. Nie bawią mnie dyskusje o niczym.
.
.
.
Pogłębiająca się senność, znużenie i słabość zaniepokoiły panią doktor (przezroczystość ukryłam nieco dzięki małej dawce promieni ultrafioletowych).
Nakazała wykonać komplet badań. Wyniki sprzed roku mogą być mocno nieaktualne.
Przypuszczalnie siedzi we mnie już kamień, nie piasek.

Żyła zaprotestowała stanowczo na widok igły. Strzykawka wypełniała się bordowym płynem.
Postanowiłam nie patrzeć, wystarczająco źle czułam się rano.
.
‘I've got one hand in my pocket
and the other one is flicking a cigarette’
( A. Morissette )


Spać.
Proszę, dajcie mi spać.

God is an astronaut - 'When everything dies'

środa, 17 stycznia 2007

Wściekła. I podłamana.

Jutro moje być albo nie być, numer jeden.
Nie zaliczę tego, czuję w kościach. Coraz mniej czasu, a ja dopiero zaczynam.
.
Jestem nerwowa, jestem wybuchowa i za bardzo chwilami porywcza, żałuję słów i gestów ułamek sekundy po tym, jak już padną.
Jestem zwyczajnie zmęczona.
Bez przerwy śpiąca.
.
Za mały sukces uznaję wyprostowanie sytuacji z gramatyki praktycznej i pisania. Tu będzie w porządku. Niewiele już do zrobienia i w indeksie na pewno zobaczymy eleganckie zaliczenia.
Gorzej z resztą.
Kilka rzeczy jest fizycznie niemożliwych. Czytaj – odpracowanie czterech wfów jeszcze w tym tygodniu. Kiedy, no pytam się, kiedy? I tak siedzę na uczelni od rana do wieczora. A możliwość zjawienia się na Lumumbowie mam na przykład jutro, w czasie kolokwium z fonetyki.
Przegrana sprawa.
.
.
.
- Krzywdzisz ją – dało do myślenia Tomaszowi.
Tyle pozytywów z mojej nędznej obecności.
Krzywdzisz je obie, Tomku. Chociaż żadna z nich jeszcze o tym nie wie.
Ale ja znam to uczucie aż za dobrze.

Nic dobrego nie wyniknie.
Możesz wierzyć.
Przekonałam się na własnej skórze.

A potem trudno wrócić do jakiejkolwiek normalności.

wtorek, 16 stycznia 2007

Z facetem o facetach.

‘mi się wydawało, że to ty jesteś zawsze panią sytuacji
ale dziś czuję, że ktoś tobą ostro
w chuja przygrał’
( Michał )


Trafne do bólu.
.
‘ja nie
zasługuję na miłość
na mnie się patrzy
podziwia niezłomne zasady zazdrości
rzekomych
talentów
mierzy długość
nóg i
włosów a moje
imię myli się z imieniem
swojej
dziewczyny’
( A. Kamińska )

Łowię spojrzenia, prowokuję, bawię się w starą jak świat grę. Kto wytrzyma dłużej.
Jestem bezczelna.
.
Michaś, dziękuję za świetną rozmowę.
Lepiej mi.
Patrzę trochę inaczej.
Zmieniam tok myślenia.
.
Wiem, że M. nie może słuchać tej piosenki. Toteż teraz, specjalnie dla niego, z odległości 138 km dzielących miasto Łódź od miasta Warszawa, z dedykacją od k.

‘…a kiedy spotkam ciebie na śmierci zakrętach
jeszcze raz to tylko tobie powiem

nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości
jak ty’
( Pidżama Porno )


Spokój w głowach.

Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.

Oddychaj.
Spokojnie.
Wszystko pod kontrolą.
‘To drżenie rąk.
I serca kołatanie.

Nie skarżę się. Myślę, że akceptuję.’
( Hey )


6 minut słońca.
Pomalowałam paznokcie.
Ubrałam zielonkawe cienie.
Uwolniłam włosy, nawlekam je na palce.

Biegnę, tylko…
dokąd?

poniedziałek, 15 stycznia 2007

Mam ochotę się upić. Tak porządnie.

Babcia Dominika listy do mojej rodziny pisze, pełne zarzutów, żalu. Ponoć przelałam uczucia na… zwierzęta. Zamiast na dobrego, porządnego chłopca, który bardzo kocha.
Efekt taki, że będę nadal ‘podłą, wredną, głupią pizdą i chamską suką’, jak nazwał mnie w którymś mailu sam Dominik.
Złotej klatki mi nie trzeba.

Niestety mam kilka podstawowych wad, niedopuszczalnych w tamtym świecie.
Posiadam mocny charakter, swoje zdanie, a co gorsza, umiejętność samodzielnego myślenia.
Nienawidzę, gdy ktokolwiek próbuje podjąć za mnie decyzje, bądź wpływać na nie w chwili, w której zupełnie o to nie proszę.

Dlatego teraz już ze spokojem mogę mówić.
Żegnaj, Huraganie Dominiku.
Na wieki wieków, amen.
.
.
.
Nic mnie nie wzrusza, poza kilkoma wierszami.

‘ta miłość jest skazańcem
zasądzonym na śmierć
umrze
za krótkie dwa miesiące

na świecie jest przestrzeń i czas
odejdziesz ode mnie

na świecie jest niemoc i konieczność
nie zatrzymam cię
żadnym pocałunkiem’
( H. Poświatowska )


Za krótkie dwa miesiące.
Za-krótkie.

Dwa miesiące znajomości, umarły.
Wyrzuciłam go skąd się dało.

Został tylko we mnie.
.
‘…a w chwili tuż przed zaśnięciem pojmuję, że nie chodzi o bycie z kimś, z kim chce się pójść do łóżka. Potrzebny jest ktoś, obok kogo chce się w tym łóżku zasypiać.’
( Natalia )


Ja już kiedyś o tym wiedziałam, zapomniałam na jakiś czas.
Wróciło.
Razem ze wspomnieniami, ilekroć N. przedstawia w notkach bursę. Wirują mi wtedy przed zamglonymi oczami 302 i 104, stołówka, balkon, korytarze. Dwa lata, arturowe łóżko, koc, półmrok, jego sweter i zapach.
Uczucia, które pojawiły się niemal rok później przy Maćku.
Wszystko minęło.

I mam tuż obok Damiana, wtulimy się w siebie przed zaśnięciem jak dwa bezpańskie koty.
Ale to nie jest miłość.
.
Alkohol znieczula, mówią.
Tylko tęsknię.

Jezioro Marzeń? Nie, to Rzeczywistość.

Jak było do przewidzenia, zasnęłam nie nad podręcznikiem, a Shaw’em. Trzeba by schować wszystkie książki w domu, jeśli ja mam cokolwiek zaryć. Trzeba by przeczytać Shaw’a popołudniu, bo jutro tylko wf, żeby spokojnie pojąć gramatykę praktyczną i machnąć pisanie na środę. 
Ten okropny Shaw nęci i jest znacznie atrakcyjniejszy niż słówka, pronoms relatifs, złożone i proste, z panią magister czy też doktor K. Nie lubimy się.
.
W mieszkaniu wszystkie światła. Iskro, przestań drzeć mordę, sąsiedzi nas wymeldują.
W tym kącie n i c nie ma. Nic, rozumiesz? Ja niczego nie widzę, choć łypię podejrzliwie spod oka, a na ramionach mam gęsią skórkę. To z zimna, z uchylonego okna.
Z winy szalonej wichury.
Wiosną pachnie.

Spóźniając się na wstęp do literaturoznawstwa wyjdę w kapelutku, z bordową chustą na szyi, ‘żywcem z Jeziora Marzeń’, powiedział kiedyś Maciek błyszcząc spojrzeniem.
Będę walczyć z wiatrem.
.
k., ty zmądrzejesz wreszcie?
Pojmiesz, że nie wolno bawić się książkami, gdy wisi nad tobą upiorne kolokwium?
Nie jesteś bohaterką serialu dla nastolatków, niekoniecznie wyjdziesz z opałów obronną ręką. Nie uratuje cię żaden przystojniak, Maćka już w naszym życiu zwyczajnie nie ma. Jesteś sama, zdana na własne siły, więc nie stwarzaj nowych problemów.
Bo p o l e g n i e s z ostatecznie, moje biedne zagubione dziecko.

‘…oswoić demony znaczy zniszczyć je!’
( ‘Je-łe’ Hey )

.
Kakao, fajka, psokoty i kotopsy pod kołdrą.
Rozprawmy się z tym, do licha.
Potrafię.
.
Dzwonię po Damiana. Jakakolwiek obecność pomaga w mobilizacji.

- Nie wiesz jak bardzo doceniam, że w takich chwilach mogę na ciebie liczyć, niezależnie od tego, czy środek nocy czy wczesny poranek.

'Tańczą na głowie, rozbitkowie...'
( 'Rozbitkowie' Lady Pank )


Specjalnie dla ciebie, Przyjacielu.

niedziela, 14 stycznia 2007

Się uczę. Udawać.

‘on ją
do siebie przytula
ona mu
szepcze na ucho on
ją głaszcze po
włosach ona go całuje
w nos
ja wolę stanąć
w bezpiecznej odległości
żeby nie widzieć
nie myśleć o swoim
pustym
życiu
nie mogę na nich patrzeć
najchętniej wyrzuciłabym
z autobusu zabroniła
w ogóle
wychodzić na ulice zakazała
być szczęśliwym w
miejscach
publicznych’
( A. Kamińska )


Stoję odgrodzona murem ze słuchawek, God Is An Astronaut - Suicide by star, świat dookoła jakby w zwolnionym tempie, beznamiętnie palę papierosa.
Dobrze gram swoją rolę.
.
Eskello rozpłaszczył się, wysunął mordkę.
Miziam. Grzeję palce.
W szklance kakao, stosy kserówek walają się po pokoju, Le Petit Robert przede mną.
La Chastelaine de Vergy’ na jutrzejszą literaturę.
.
‘on – kot narysowany
ołówkiem
na barowej serwetce
kot – nic więcej
pusty bar
ja i fajki
wyostrzyłam mu
pazury
ołówkiem
wyprężyłam grzbiet
a on podrapał mi usta
a rzęsy połamał
ogonem’
( Paragon )


Kropla czarnego tuszu ścieka po policzku.
Ckliwa, łzawa, melodramatyczna.
Gdy nikt nie słyszy.

Bezpowrotność.

‘Nagle przypomniałam sobie Artura. Był tu ze mną, szliśmy razem tą samą ulicą, czułam go przy sobie, realnego jak sam dotyk. Trzymaliśmy się za ręce. Przystanęliśmy, żeby spojrzeć na plan miasta, dokładnie tu przed tym sklepem, nawet pachniało tak samo. Czy to wszystko było naprawdę, czy ja to zmyśliłam?’
( ‘Pani wyrocznia’ Margaret Atwood )
Sto tysięcy jednakowych miast.
.
Damian przyjechał, został. Zasnęłam z bólem głowy. Pod kocem, którym okrył delikatnie. Nie pamiętam, o czym rozmawialiśmy.
Noc spędziliśmy nago, był ciepły i czuły, jak dawniej, w czasach, gdy jeszcze nazywałam go swoim mężczyzną.

Patrzyłam w okno, niebo, nieba nie ma.
Nie, nie obojętna, przyjemność rozlewała się jak zawsze, kiedy całował, gładził miękką skórę.
Ale pojawiła się bariera, granica której nie umiem przekroczyć. Nagle zrozumiałam, jak bardzo Maciek mnie zmienił, zupełnie nieświadomie.
Przestałam patrzeć na siebie przez pryzmat ciała.
Seks przestał być czystym aktem rozkoszy, zapragnęłam stałości i pewności, a przecież ‘nic dwa razy’.

Nie pozwoliłam, chociaż leżał obok zupełnie gotowy, zwinęłam się w kłębek.
Nie dotykaj, nie chcę, nie.
Nie potrafię.

To już inna ja.
.
- Dwie różne osoby.
k. z Bożego Narodzenia, zakochana, szczęśliwa, k. z Maćkiem, roześmiana i piękna.
k. tamtego dnia, opuchnięte oczy i smutek, starsza o kilka lat.
- zauważył Damian.
.
‘Był ze mną wtedy Artur, teraz go nie było; szliśmy ulicą taką jak ta, a potem przewaliła się nad nami przyszłość, która nas rozdzieliła. Był teraz z dala ode mnie, za oceanem, na plaży, wiatr targał mu włosy, a ja ledwie mogłam przypomnieć sobie jego twarz. Oddalał się ode mnie z coraz większą szybkością; odchodząc do kraju zmarłych, zmarłej przeszłości, przeszłości bezpowrotnej.’
( ‘Pani wyrocznia’ M. Atwood )

.
Nad ranem znów stałam sennie w progu mieszkania prababci.
Szukałam zdjęć.
Leżały w foliowych torebkach, w starej szufladzie.
Znalazłam jedno, które nie miało prawa istnieć.

Prababcia przytula na nim dzisiejszą mnie.

sobota, 13 stycznia 2007

Wiatr targa za wiersze.

‘o czym nie
można mówić o tym trzeba
milczeć tak napisał filozof więc ja
milczę o
tobie
na zajęciach i na spacerze a potem milczę
o tobie nad książkami
a najdłużej milczę
o tobie w
łóżku i już zupełnie
nie mam o czym
mówić’
( A. Kamińska )


Okres fascynacji utworami Anety Kamińskiej, która publikowała kiedyś swoje dziełka w Filipince. Wiele lat temu wycinałam felietony Nosowskiej i te wierszyki, wklejałam je do zeszytu w twardej okładce.

Zapomniany zeszyt znalazłam na półce, otworzyłam na chybił trafił. Pierwsze, na co wpadłam:

‘ja ci
odbiorę
wolność zamknę ciasno w
ramionach otulę
szczelnie
włosami przycisnę mocno
palcami
nie będzie stąd
wyjścia
nie będzie tu
wejścia masz
rację nie
przychodź’
( A. Kamińska )

.
‘on
przynosi miłość w
ustach w ramionach ma tyle
ciepłych
miejsc w swoim
głosie w swoich myślach
w swoim szaliku dla
niej
nie dla
mnie’
( A. Kamińska )


Więc milczę o tobie, na zajęciach, na spacerze, nad książkami, w łóżku, masz rację nie przychodź, mam o czym mówić.
Bez ciebie.

Nie dla mnie.
.
‘bez niego świat
taki
piękny ja pełna wiatru pełna
słońca
jestem kobietą

znowu’
( A. Kamińska )


Byłeś tylko cieniem na moich włosach.
I tego trzymać się trzeba.

Powroty.

Ż. się zmienia jakby obok, poza mną. Niby po staremu, a jakoś za każdym razem wysiadając na przystanku mam wrażenie, że jestem coraz bardziej obca.
Ludzie patrzą dziwnie na wysoką pannę w czarnym płaszczu, w glanach, z brązowym kapelutkiem na głowie, z psem na smyczy.
Widok, faktycznie, mocno niecodzienny.

Ani w Ż., ani w Łodzi – to nie są moje ostateczne miejsca.
.
Trafiłam na wizytę duszpasterską, standardowo proboszcz z wikarym spotkali się pod domem na początku Piłsudskiego. Proboszcz nie zważając na moje 20 lat, wytargał za włosy i wyszczypał policzki, jedyną różnicą w pytaniu była zmiana szkoły na uczelnię. Przy okazji dowiedziałam się, że jestem ateistką.
W zasadzie mogę być. Mało mnie to obchodzi.

Babcia jak zawsze narzekała, że niby schudłam, co nie jest prawdą. Z tatą wyściskaliśmy się i cmoknęliśmy w biegu w policzki. I tylko wąsy ma dłuższe. Mama znalazła chwilę na rozmowę w sklepie. Dzieciaki mnie otoczyły, wzięły w posiadanie i musiałam rysować, plaże, statki, żółwie i koniki morskie. Dopiero w moim, nadal, pokoju znalazłam ciszę. Zasnęłam wcześnie. Nad książką.
Śniłam śmierć prababci.

Ponieważ na autobus zerwałam się z samego rana, nie zdążyłam pójść na cmentarz.
Spakowałam mokre ciuchy.
.
Kupiłam Kudłatej szczotkę, może wreszcie przestanie zostawiać sierść na swetrach.
Kocur czuje się urażony samotną nocą.

A ja nie wiem w co ręce włożyć.
Chyba najpierw doprowadzę nasze małe królestwo do porządku, potem zajmę się zwierzakami. Wyczaruję apokalipsę w kuchni.
.
Możemy uznać, że dochodzę do siebie. Do swojej własnej k.

Mamy szansę, że jeszcze wszystko się ułoży. Wróci do normy.
Tylko dajmy nam czas.
Dajmy czasowi czas.

piątek, 12 stycznia 2007

W drogę!

Zaliczyłam łacinę na 4+.
Znaczy, jak chcę, to potrafię. A podobno najgorsze są początki.
Załóżmy, że etap ‘ryjemy póki nie padniemy’ bo albo oni nas, albo my ich, został pozytywnie zainicjowany.
Nie dam się tak łatwo wyrzucić.
Ja potrzebuję październikowej Warszawy.
Chociaż z moim życiowym podejściem i tak przyjmuję raczej opcję porażki, to tym razem wyjątkowo postanowiłam przekonać samą siebie, że nie jestem taka głupia jak by się mogło wydawać.

Przecież potrafiłam kiedyś błyszczeć.
Może warto obudzić stare przyzwyczajenia, które odebrało mi liceum?
.
Dobra, no to teraz szybko zmyjmy z siebie smród fajek. Wrzućmy co trzeba do plecaka. Odwiedźmy bankomat, wypłaćmy ostatnie 20zł z konta na bilet do domu. Odbierzmy 70 stron ksera na poniedziałkową literaturę.
I jazda, naładować akumulatory ciepłem i babcinym obiadem.
.
Kiedyś będzie lepiej.
Przetrwam.

czwartek, 11 stycznia 2007

‘Who’s the stranger…?’

- ...i teraz Artur myśli sobie, ze kiedyś był facetem wariatki, prawda?
- Czemu mi o tym nie powiedziałaś nigdy? Kaśka co to było?!
- Sama chciałabym wiedzieć.

.
Iskra, ja cię błagam, nie zrywaj się nagle ze snu i nie zaczynaj warczeć wpatrując w jeden kąt pokoju. Eskel, nie strosz futra.
I bez tego mam napady strachu kiedy zapada ciemność.
.
Skupić się na łacinie. To najlepsze lekarstwo.
/mru-mru.
Świszczy, wieje i huczy.
.
.
.
Boję się. Powieki opadają.
No chodź tu proszę bądź...
- Nikogo.
Tylko wściekły wiatr.

'Oczy szeroko zamknięte.'

Zwykła codzienność.

Jest chłodna. Mija przy najsmutniejszych piosenkach ukochanego Heya.
Wydaje mi się, że słonecznie na zewnątrz. Wychodzę więc w cienkiej kurtce, zapominam, że mamy połowę stycznia. Wciskam dłonie w rękawy czekając na odrapanych przystankach. Rozmawiam ze znajomymi z uczelni o niczym. Uśmiecham się. Schylam nad notatkami. Robię rozkład zajęć. Muszę przecież posprzątać mieszkanie, ugotować zwierzakom, pobiegać z psem. Skłamać mamie, że wcale nie jest tak źle.
Sama trochę w to wierzyć.
.
Chciałam iść do teatru z Natalią, założyć brązową sukienkę, szpilki, umalować oczy i rozpuścić włosy. Ale - nauka. ‘Bo sprawy dzielą się na ważne i pilne.’
Jeśli nie zaliczę:
- jutro łaciny
- dwóch kolosów z podręcznika w poniedziałek
- nie wyłgam się jakoś na wfie we wtorek
- trzech kół z gramatyki praktycznej i pisania w środę
- fonetyki i hiszpańskiego w czwartek
- o czym zapomniałam?
złowieszcze, czarne od spalin mury z tabliczką Uniwersytet Łódzki, Katedra Romanistyki zaśmieją mi się w twarz i nie pocieszy wcale wyblakły kolorowy motyl narysowany na jednej ze ścian.
.
- Damy radę?
- Pewnie, że tak, k.
- To łaskawie rusz dupę, czas przecieka ci przez palce. Masz go mniej niż myślisz.
.
Pluszzzz active, magnez w tabletkach i litr coli, paczka fajek, cud dieta.
Do dzieła, kobieto.
Zaczynamy.

środa, 10 stycznia 2007

Żyję.

‘ile razy można umrzeć z miłości
pierwszy raz to był gorzki smak ziemi
gorzki smak
cierpki kwiat
goździk czerwony palący

drugi raz - tylko smak przestrzeni
biały smak
chłodny wiatr
odzew kół głucho dudniący

trzeci raz czwarty raz piąty raz
umierałam z rutyną mniej wzniośle
cztery ściany pokoju na wznak
a nade mną twój profil ostry’
( ‘Wszystkie moje śmierci’ H. Poświatowska )


Z tego samego Elementarza Haliny Poświatowskiej dla szczęśliwych i nieszczęśliwych kochanków, który wertowaliśmy z M. pewnego poranka w okolicach południa.
.
Dopalam drugą paczkę papierosów.
Ile razy można umrzeć z miłości?

O dziwo zupełnie nie miałam ochoty umierać, gdy zobaczyłam mignięcie małej koperty w prawym dolnym rogu ekranu. Jakieś banalne pytanie z obcym numerem.
- Artur.
Nie załomotało mi serce.
Mocniej tylko przycisnęłam do siebie Eskela i pogłaskałam Iskrę.
Byłam jedynie ciekawa pytając, jak mu się układa z kobietami.
I nawet nie poczułam wrednej satysfakcji, gdy dowiedziałam się, że jest sam.

Kilka godzin później uświadomiłam sobie, co stoi w tym pokoju, w moim łódzkim mieszkaniu. Ze zdumieniem odkryłam mikołajkowego fikusa, zielonego anioła na okazję jakiejś kolejnej półrocznicy, wakacyjną kartkę z czarnym kotem, w antyramie. Pluszaka na półce z książkami i ostatni prezent od niego, walentynkową świeczkę. Pięć dni po niej oznajmił, że jest zmęczony tym związkiem i kocha jedynie wspomnienia.
Spojrzałam jeszcze na obrazek z kotami, który należy do Damiana, na anioła w czerwonej sukience od Dominika.
Wzięłam do ręki zapalniczkę od Maćka, odpalając kolejnego niebieskiego Pall Malla.
.
Nie wybuchnęłam płaczem. Nic nie ścisnęło się z rozpaczy.
Godzinna rozmowa z A. o błahych sprawach nie wprowadziła mnie w stan jeszcze większego rozbicia. Ani emocjonalnej klęski.

Wysłałam smsa do mamy, zmusiłam się do wypicia szklanki wody truskawkowej. Popatrzyłam na lekko opuchnięte ręce.
Boli mnie tylko brzuch i nerka.
.
Czytać będę, chwila błogiego lenistwa nad Polityką, potem ciąg dalszy książki.
Wieczorek relaksacyjno-pseudointelektualny.
.
Pik pik.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też, Mamo.

Najgorsze są samotne wieczory i noce.

- Myślała kładąc się do łóżka.
Trzymała się tylko pozornie, w rzeczywistości zaś była strzępkiem nerwów. Kulką kurzu, którą byle dmuchnięcie roznosiło na maleńkie kawałeczki. Ciężko je pozbierać.
Z mieszkania obok dochodziły odgłosy wesołej rozmowy.
Ktoś tam najwyraźniej nieźle się bawi – przemknęło.
Poduszka zapachniała, kiedy ukryła w niej twarz. Nim. Nimi. Sprzed zaledwie tygodnia.
Łzy popłynęły nagle. Usta mimowolnie wykrzywione w podkówkę. Policzki zapiekły.

Po chwili poczuła ciałko delikatnie przylepiające się do pleców. I mokry psi język liżący jej ucho.
Ogarnęło ją pragnienie snu i obudzenia się kilka miesięcy później. Często wydawało się, że najlepszym lekarstwem było by przespanie ciężkich dni. Mała ucieczka w świat nierealnych marzeń.

Ciemność przestała ukrywać łzy.
W rogu pokoju mignęła bezkształtna postać. Zamknęła oczy. Pies podniósł głowę, warknął ostrzegawczo.
- Wynocha!
Ale i tak wiedziała, że to ‘coś’ nadal się czai. Czeka tylko na odpowiedni moment, na załamanie. Znowu chce ją nastraszyć.

Przerażające?
Udało mu się.
Znów zacznie zasypiać przy ochronnej wysepce stworzonej z rozproszonego światła nocnej lampki.

wtorek, 9 stycznia 2007

Kot siedział na krawędzi wanny, próbując złapać pianę.

Zanurzyłam się w zbyt gorącej wodzie, zapaliłam papierosa, oczy wlepiłam w zadrukowane tekstem kartki.
Nie myśl, k., o tym, o czym nie powinnaś.
To zupełnie niepotrzebne.
.
Okryta ręcznikiem siedzę w fotelu. Rozgrzana skóra jeszcze przez chwile będzie bronić przed chłodem. Otulę się kocem, spróbuję złapać czas (mija zdecydowanie za szybko, jak na ilość zadań, które muszę wykonać).
Uczelnia.
Trzeba będzie jutro rano wstać.

Dużo rzeczy trzeba.

Przystań, Tarot, pytania i odpowiedzi. Ja. Ludzie.

Znów byłam w Przystani.
Czułam się domowo, spokojnie, bez konieczności przybierania okazjonalnych póz i masek.
Podziwiałam model samolotu zrobiony przez Michała, oglądałam z Justyną moje zdjęcia. Co jakiś czas śmigał po nas któryś ze szczurów, Iskra kręciła się zachwycona przestrzenią.
.
Justyna rozłożyła przede mną karty Tarota.
Wyczytała z nich dużo więcej, niż tamta kobieta, bo razem rozmawiałyśmy o wszystkich sytuacjach, które się pojawiały.

Ja – wyboista droga do szczęścia.
Maciek – diabeł, wieża, świat. Odwrócone. Sam smutek…
Miłość – przyjdzie. Zmieni mnie.
Uczelnia – ostatnia chwila, żeby wygrzebać się z kłopotów.
Moi bliscy – powodzenie i spokój.
Strachy nocne – krzywda i zło. Kim jest, czy była, ta straszna kobieta? Co wspólnego ma ze mną…? Muszę się dowiedzieć, dręczy.

Później J. uświadomiła mi, skąd się wzięły moje niepokoje, brak poczucia bezpieczeństwa, wiary w siebie. Powiązanie ze zrozumieniem faktów z przeszłości i Tarot przyniosły pewien rodzaj ukojenia.
Mam nadzieję, że zagości we mnie na dłużej.
.
W nocy wysłałam ostatniego mejla do M. Powiedział, że nie chce go czytać. Lepiej dla niego, żebym milczała. Łatwiej, mniej boleśnie.
.
Przeczytałam list do M. Justynie, drżał mi głos, a ja sama byłam jak roztrzęsiony liść. Dygotało we mnie wszystko.
Przytuliła mocno pod kołdrą. Ciepła, bliska. Schowałam się.
Powiedziałam jej o moich przybranych młodszych siostrach. Chciałabym, żeby ona była moją starszą, której zawsze mi brakowało… Lubię czasem być ‘mała’.
.
.
.
Poza tym poznaję najróżniejszych ludzi na dworcach i w pociągach. Gdy na koniec wspólnej podróży słyszę o sobie miłe słowa, nie wiem co powiedzieć poza głupim - dziękuję.
.
I sama nie wiem, czego tak naprawdę najbardziej mi w tej chwili potrzeba. Z jednej strony rozpaczliwie próbuję uciec od samotności. Z drugiej – unikam innych. Nie mam ochoty na spotkania, poza Przystanią. Niby chcę się zobaczyć, umawiam, potem odwołuję, wymyślam stosy wymówek.

Jest przedziwnie.

poniedziałek, 8 stycznia 2007

Ku pamięci.

Kochany Pamiętniczku!
Zamęczam cię ostatnio przykrymi sprawami, bo dzieje się źle.
Nie umiem sobie znów poradzić po tym, kiedy ktoś ważny tak bardzo mnie zawiódł.

Dzisiaj kolejny raz obudziłam się czując w sobie zbyt wiele, a kiedy zobaczyłam, że nie ma słońca, nie potrafiłam wstać z łóżka.

Egzystuję na granicy między brakiem a marzeniami. Nic dobrego nie wynika. Staram się tylko przetrwać od weekendu do weekendu, po to, żeby trwonić czas bez wyrzutów sumienia.

Nie dbam o siebie, nie uczę się, nie czytam.

Powiedz mi, gdzie w tym sens?
Gdzie zgubiłam dawną k.?

…ja też tego nie wiem.

Eskello położył się mrucząc na kolanach, Iskierka śpi z mordką otuloną własnym ogonem. Coś delikatnie gra, idealnie dopasowując się do naszego nastroju.

Kochany Pamiętniczku, usłyszałam dziś mądre rzeczy, chcę ci o nich opowiedzieć.
Nie mogę ich zapomnieć.

Twoja głupia,
k.
.
.
.
Zakorkowana Kilińskiego ze spóźnionymi tramwajami, skręcić w bramę, szalenie łódzką. Między zrujnowanymi kamienicami. Śmierdziało starością, brudem i zatęchłym moczem. Drewniane schody pełne śmieci prowadzące na opuszczony strych. Za załomem muru ciemnoczerwone drzwi ze złotą kołatką w kształcie głowy lwa.
Tutaj, trafiłam.
.
‘Baran, typowy. Świat swoje, ty swoje, prawda?’ – kobieta w zielonkawej sukni uśmiechnęła się kącikiem ust.
- Owszem.

Tak naprawdę przez cały czas podświadomie czekałaś, aż on cię zostawi. Trzymaj się z daleka od Skorpionów, one nie widzą niczego poza łóżkiem.
Powinien zrozumieć, że to nie najważniejsze. Inaczej nigdy nie znajdzie tego, czego szuka. A ty daj sobie spokój, on się nie nadaje ani na faceta, ani na przyjaciela. Odpuść.


To będzie trudny czas, nie ukrywam. Musisz przetrwać do urodzin. Później otworzą się drzwi i okna, drogi będą proste. Więc wytrzymaj, deszcz nie może padać wiecznie.
Jeszcze w tym roku masz szansę poznać mężczyznę, który…

Uczelnia? Faktycznie, cienki Bolek. Ale ty masz potencjał, uwierz. Musisz wykazać chociaż minimum wysiłku, przyłożyć się. Zaliczysz.
Warszawa nie jest wcale nierealna.

Czy wiesz, że fizyczne problemy z nerkami to psychiczne ‘czegoś się boję’?
Skorzystaj z moich rad.

Masz to wszystko wypisane na twarzy.
Jesteś prostolinijna i zupełnie nie zepsuta.
Nie zniszcz siebie.
Było by szkoda…

.
.
.
Czyli miałam okazję pomylić niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu.
Co nie znaczy, że tak będzie zawsze.
Kiedyś zobaczę prawdziwy Księżyc. Dotknę go i nie rozpłynie się w nieuchwytnym grymasie.
.
Czułam się lepiej, idąc przez miasto z ‘Panią wyrocznią’ przyciśniętą do kurtki (płaszcz został w domu, zmarzłam). Czytałam po drodze, obecna jednocześnie w świecie codzienności i fantazji.

Wietrzę mieszkanie, posprzątam.
A na razie próbuję złapać równowagę.
Wyciszam emocje.

Grzeszna przyjemność słodkiej kawy z mlekiem.
Ostatni Djarum.

To tylko koniec pewnego etapu.
Wcale nie przestało boleć.
Ale zacznijmy teraz czerpać siłę z doświadczeń.

Smut.

Justyna, chcę się do ciebie przytulić i schować.
.
Całkowite rozpieprzenie 

[mode on].

Nosi mnie.

No dobrze, powiedzmy to głośno:
PĘKAM.

Krzyczękrzyczękrzyczękrzyczękrzyczę!!!

DLACZEGO MI TO ZROBIŁEŚ M., DLACZEGO W TEN SPOSÓB I DLACZEGO TAK PERFIDNIE I ZWYCZAJNIE KŁAMAŁEŚ!!!
A jeśli nie kłamałeś – jak mogłeś…

…nie potrafię spokojnie przejść nad tym do porządku dziennego. Ani tak zwyczajnie sobie zapomnieć.
Takich rzeczy się nie robi.
Nie w ten sposób.
I nie po tym, co i jak było między nami raptem 4 godziny wcześniej, zanim.

Jestem wściekła, mam ochotę coś rozpierdolić i KRZYCZEĆ!!!

niedziela, 7 stycznia 2007

Przystań.

Znalazłam miejsce, w którym spędziłam tylko 24 godziny i już chcę tam wracać.
To ludzie, z którymi dobrze, nie muszę nawet nic mówić, oni widzą i wiedzą. I mają rację, fizycznie ‘trzymam się’, ale cała ciągle ryczę. Kiedy się śmieję, piję wino, rozmawiam, kiedy udaję, że wszystko gra, przytulam i szukam ciepła.
.
Poznawałam historie Justyny i Michała.
..zrozumiałam, że tak naprawdę wiele jeszcze przede mną.
.
Mam mnóstwo słów, których nie potrafię powtórzyć.
Uciekające myśli.
.
Ekshibicjonizm za ekshibicjonizm.
Szczerość za szczerość.
Marek napisał dla mnie mały wiersz.
Z Michałem przesiedzieliśmy w jego dziupli do 5.30, rozgryzł mnie jak nikt nigdy. Słuchałam zaczarowana, powietrze było pełne dymu i dźwięków.
Opowiedziałam mu nawet o notce napisanej w myślach na przystanku. O tęsknocie za mrozem na policzkach i śniegiem chrzęszczącym pod podeszwami starych glanów.
Wyszedł na chwilę, zamknęłam oczy. Potem poczułam na twarzy zimno przyniesione przez niego z zamrażarki.
Spełnił małe marzenie.
.
Godziny mijały nie wiadomo kiedy.
Leżeliśmy przez jakiś czas na dywanie w dużym pokoju, czytał fragmenty opowiadań Topora.
Dostałam od niego ‘Panią Wyrocznię’ Margaret Atwood.
Z dedykacją:
‘Życie jest Piękne!’ – częściej muszę o tym pamiętać…
.
Patrzyliśmy na zdjęcia M. z Grona.
'Co widzisz?', zapytał Michał.
Po czym uświadomił, że to tylko skorupka. Zewnętrzna warstwa.
A ja nie mam pojęcia, co kryje w środku.
I nie dowiem się już nigdy.
.
Rano wstałam po cichu, wyszłyśmy z Iskrą pobiegać.
Po powrocie przeniosłam się na kanapę z książką o nerwicach.

‘Człowiek może rozwijać się tylko wtedy, gdy przyjmie całkowitą odpowiedzialność za siebie.’
( Karen Horney )


Mam chyba jakieś 30 lat.
Maciek 23.
Cholerni neurotycy.
.
.
.
Palę czarne Djarumy, pełna wspomnień.
Smakują jak noce i pocałunki z M.

Jestem niepoprawną sentymentalną kretynką.
W dodatku masochistką.
.
Jego blog ma hasło.
Czuję się, jakby do końca wywalił mnie ze swojego życia.
.
‘Gdyby nie rzeczywistość, wszystko było by ze mną w porządku.’

sobota, 6 stycznia 2007

‘Leczę duszę z silnego przedawkowania rzeczywistości.’

Nieba nie ma.
Późne przyłożenie skroni do poduszki, nogi wmanewrowane między dwie sterty futra, zamknięcie oczu i otwarcie ich rano równo z budzikiem.
Żadnych obrazów.
.
Adresy, wskazówki jak znaleźć odpowiedni blok nie gubiąc się przy okazji zapisane na odwrotnej stronie starego biletu w portfelu.

Za chwilę szybki prysznic, śniadanie dla zwierzaków, kawa i dwa trzy papierosy dla mnie, pakowanie discmana do torby, kot w domu i pies na smyczy.
Brzęk kluczy, tramwaj, kolejka przy kasach, przedział dla palących, a potem ten przeklęty dworzec, na którym nigdy nie spotyka mnie nic dobrego.
Wszechobecna mdłoniebieska poświata.
.
Przyzwyczajanie wielowymiarowej ciszy.
Skuteczne milczenie.
Zwyczajny znik.

Ten weekend miał wyglądać zupełnie inaczej.
.
‘Nie tak miało być’, szepcze stalowoszara zapalniczka.
Nieodłączny smak goryczy.

piątek, 5 stycznia 2007

‘Zetrzyj z moich ust krople łez co ranią do krwi…’

...
.
...płaczę.

‘nie mam już sił
walczyć o każdy dzień…’
( ‘Niepewny lot’ Niebo )


Playlista z jedną piosenką.
- Samotne nożem zabawy.
Wycie pustych ścian.
.
Requiem dla snu, snu brak.
...
Księżniczka Potłuczona się-potłukła.

Jak k. stała się zimną suką, w…

…nieważne ilu aktach.
.
Czas i miejsce akcji:
Miasto, odległe, na końcu świata, mniej więcej 2 i pół godziny pociągiem od miasta stołecznego Warszawa, szara ulica, zwykły blok, mieszkanie na 4 piętrze, kot, pies, słabe światło, fotel, laptop, mózg chyba lub serce głównej bohaterki, paskudny poranek.

Udział biorą:
- k., - lat niespełna 20, w niebiesko różowej piżamce z fajką w palcach, na razie pierwszą i na pewno nie ostatnią z nowej paczki, osoba niezrównoważona psychicznie, fizycznie, emocjonalnie, proszę dopisać jeśli coś jeszcze przyjdzie do głowy.
- głos – cholera wie jaki głos i skąd, nikt go nie zaprosił, nikt o zdanie nie pytał, mimo to uważa się za wszystkowiedzący i upoważniony do wtrącania swoich trzech groszy.

Scenariusz, reżyseria:
Jebane życie (kilka milionów Oscarów i innych takich na koncie).



- Znowu, k., siedzisz sama. Znowu inna kobieta jest od ciebie ważniejsza. Znowu olewasz wszystko dookoła. Znowu świadomie robisz sobie krzywdę. Znowu będą cię zbierać w kawałkach i sklejać.
- Chuja sklejać, tu już nie ma czego.
- Siedzisz w fotelu, więc jak widać nadal jesteś.
- Nadal, w sensie – jeszcze, dobre słowa. One znaczą tymczasowość i nieuchronne przemijanie.
- Jaki więc mamy plan?
- My, jacy my? Tu nie ma żadnych nas.
- Czepiasz się słówek, ale w porządku. Zatem jaki masz plan?
- Nie ma planów. Już nie będzie.
- Do teraz były piękne.
- Były, zaiste były. Rozpieprzyły się w drodze przez łącza. Jeszcze jakieś ambitne pytania z serii ‘kim zostanę jak dorosnę?’ – nikim, kurwa, wiadomo nie od dziś.
- Chcesz o tym porozmawiać?
- Pocałuj mnie w dupę.
- Wulgarna i wyuzdana jak zawsze. Cała ty.
- Cała, wszystkie komórki i atomy, wiesz, że nie da się pokroić atomów? Ja o tym zapomniałam, aż do czasu kiedy on uświadomił mi to w pewnej rozmowie. A ja teraz jestem mniejsza niż atom.
- Co ty pieprzysz?
- Przez dwa tygodnie miałam faceta z polibudy.
- Ach, no tak, oczywiście. Przez dwa tygodnie zdążyłaś wypytać go czemu jeden piksel na twoim ekranie kiedyś świecił na czerwono.
- Zdążyłam go wypytać o wiele innych rzeczy.
- I co jeszcze ładnego nam opowiesz?
- Że mam numerek 14… Zabawne, w dzienniku przez całą podstawówkę widziałam go przy swoim nazwisku. Wiesz, co znaczy moje nazwisko? W tłumaczeniu dosłownym ‘pragniesz, pożądasz’. To z łaciny.
- Na którą dziś nie poszłaś i znowu nie zaliczysz kolokwium.
- Co z tego…
- Poza tym, że najpewniej cię wyrzucą, nic.
- Ciągle ktoś mnie wyrzuca, co za problem…
- Zawiodłaś.
- Co z tego… komu zależy, kogo obchodzi. Wiesz że któregoś dnia znajdą mnie rano z sinymi wargami. Albo w nocy. Mi już będzie wszystko jedno.
- No tak, ty i twoje katastroficzne wizje.
- A co, ty wierzysz, że będzie inaczej?
- Szczerze, nie wiem, po tobie spodziewam się w tej chwili wszystkiego.
- Dobrze, przynajmniej nie będziesz zdziwiony.
- Głupiaś.
- Dziękuję. Chcę do Kamila. Muszę z nim porozmawiać.
- Jedź do domu, idź na cmentarz.
- Popatrzeć na czarną grobową płytę? Chcę taką własną. Chcę żeby ona była moja. Wtedy wreszcie na dobre będę czyjaś. Płakałam przy M. jednej nocy, tulił mnie, tak dobrze, że mi pozwolił, że rozumiał.
- Rozumiał, on wie co robi. Świadome wybory, decyzje. Ładną o nich napisał notkę niedawno.
- Tak, blogi. Wszystko przez blogi, całe zło tego świata. Chociaż pani Stasia, która zaczepiła mnie wczoraj rano na przystanku miała inną opinię. Że to ludzie są źli. Na pożegnanie kazała mi na siebie uważać i nie ufać im. Czy ona wiedziała?
- Może, może pani Stasia w starym płaszczu, z reklamówką w zniszczonej ręce… może chciała cię ostrzec, że kochasz za mocno.
- Może masz rację. Żałuję, że nie pojęłam wcześniej.
- Sugerujesz, że gdybyś wiedziała jak to się skończy, nie odpisałabyś na tamtego maila?
- Raczej. Nie miałabym teraz mnóstwa listów, załadowanego archiwum w telefonie, gadu, kilkudziesięciu zdjęć i nowej muzyki na dysku. Może byłabym spokojniejsza. Może nie odlatywałabym w chmury przy nim i może nie staczałabym się kolejny raz.
- Sama mu na to pozwoliłaś. I sobie. Masz to na własne życzenie.
- Mam, a raczej, nie mam. Niedobrze mi.
- Rzygaj, to po fajkach, zabiją cię kiedyś.
- No co ty, zanim one przyniosą pożądany efekt, dawno będę mieć nad sobą kolekcje białych hiacyntów.
- O, więc jednak jakieś marzenia ci zostały! To dobrze.
- Wybornie, nawet.
- Dlaczego ty musisz bawić się ciągle w kiepską ironię?
- Bo lubię. Wiem, że jestem beznadziejna.
- Jesteś… zgubiona.
- Znowu? Nie uważasz, że to się staje nudne?
- Zajmij się czymś, odpocznij.
- Pierdol się, kurwa.
- Pięknie wygląda w twoich ustach.
- Znam ładniejsze słowa. Możesz być pewien, dołączyły do tych, których nigdy nie wypowiem.
- I co teraz?
- Mnie się pytasz? A skąd ja mam wiedzieć. Bolę. Chowam się. Ginę. Nie chcę nikogo, tylko jego.
- Zapomnij.
- O, jakie to mądre. Powiesz mi jak?
- Sama wymyśl, ponoć bywasz inteligentna.
- Bywałam, wiele się zmieniło. Został ze mnie jakiś nędzny cień.
- Złap go za nogi, szybko!
- …za późno. Ktoś właśnie wdeptał go w błoto. Czekaj, odgaszę fajka.
- Znów nad kostką?
- Wystarczająco boli mnie wszystko inne. O, kłuje nerka. I serce.
- Serce? Czekaj, w którym miejscu? Aaa, mówisz o tym kawałku pokrwawionego lodu?
- Przyjmijmy, że mniej więcej.
- Boli?
- Tak.
- To zrób to jeszcze raz. Przejrzyj jego smsy i zdjęcia. Pokaż, że ciągle jesteś idiotką. Płacz.
- Nie umiem prawie, jak ta laska w filmie, który oglądaliśmy razem.
- Ale to podobno pomaga.
- W czym? Mi już nic nie pomoże.
- Pewnaś?
- Tak jak tego, że znów dałam sobie zrobić krzywdę.
- Ty go nadal kochasz.
- Dziwisz mi się? ‘Nie wierzę w szybką miłość i…’
- I co ci z tego zostało?
- Nic. Ja to nic.
- Nie. Jest coś. Nadal masz ten pokrwawiony kawał lodu w piersiach.
.
Nie pojmuję.
Puenty nie będzie.

‘Domki z kart przewraca wiatr…’

'Nie wierzę w szybką miłość i szybkie jej przemijanie' pamiętasz? - sms od M. o 9.30
Pamiętam, odpisałam z uśmiechem.
...
Wieje strasznie i deszcz bębni w szyby, rozmazuje noc.
Tak bardzo, przeraźliwie zimno, drżę w sobie i chowam się, nigdy nie wychylać nosa spod koca, zawsze patrzeć w jeden punkt na ścianie suficie podłodze, nie czekać.
Nie czuć.
.
Wczoraj kochałeś, tuliłeś rano słowami, wieczorem się bałam.
Twój głos…
…pieprzona kobieca intuicja.

Mam deja vu. Mam deja vu sprzed 10 miesięcy.
Te same zdania wbiły się w mózg miliardem lodowatych szpilek.
Co z tego, że ja kocham, że nie chcę, że nie zgadzam się, kiedy…

Najśmieszniejsze w tym wszystkim analogie, tylko inny on i inna ja.
Ten sam ból.
Pierwszy raz od 10 miesięcy odważyłam się oddać komuś tak do końca, kolejny raz będę tulić poduszkę.

Powiedziałam wtedy - ‘dorośnij’.
Tak jak dziś.
Teraz tylko tłucze się we mnie nie wykrzyczany żal.
Dwie paczki papierosów.
.
.
.
‘Zostań jedną chwilę, powiedz mi, co robić mam?
Jestem znów przegrany, gdzie był błąd,
a kto to wie?
Wszystko wzięło w łeb, a miało tak dobrze być,
czemu nie został nikt?
Najłatwiej odwrócić się!

Domki z kart przewraca wiatr,
domki z kart, domki z kart.
Tylko ja i Ty wygramy z nim!

Znów przeklęty los na kolana rzucił mnie.
Dlaczego? Proszę nie odchodź!
Nawet nie wiesz jak bardzo mi
potrzebne jest ukojenie, tych parę chwil,
kiedy tak słuchasz mnie, oczyszcza w słowa ból

Domki z kart przewraca wiatr,
domki z kart, domki z kart.
Tylko ja i Ty możemy wygrać z nim!
Tylko ja i Ty możemy wygrać z nim!

Zostań jedną chwilę...

Domki z kart...
( ‘Wszystko wzięło w łeb’ Dżem )


Dlaczego…
Co mam zrobić…
Jak…?
.
Trzymaj mocno, nie puszczaj.
Kochaj.
- pamiętasz?

Pieprzone wszystko, kurwa mać!
I jeśli nie teraz, to nigdy.
.
Ból, kurwa!
Kurwa, ból!

Bez-na-dzie-i.
.
Nigdy więcej nie odważę się powiedzieć, że jestem szczęśliwa.
Domki z kart...
...boli.
.
Ja nawet nie potrafię w tej chwili płakać.

środa, 3 stycznia 2007

‘Kasiu, baloniki!’

– usłyszałam w słuchawce roześmiany głosik. – ‘I tolt! I śfiecki! …kupiłaś mi hipopotama?’
Ojć. Nie kupiłam, jeszcze. I Ewa jest zła i nie kocha, bo ani hipcia ani k. w domu nie ma.

Urodzinki to poważna sprawa. Tego szarego grubasa muszę wykopać choćby spod ziemi.
.
Wikusiu, życzę ci dużo zdrówka i zabawy, mało kaszelków i syropków, wiem, że ich nie lubisz. Wyrośnij na dużą, mądrą dziewczynkę.
.
Kiedy urodziła się trzy lata temu przed północą, nie wiedziałam, jak głupie były moje obawy.
Teraz nie ma domu bez jej szczebiotu. Bez powiedzonek, wymądrzania się na każdym kroku, wspólnego oglądania bajek i robienia wielu innych rzeczy razem. Bez telefonów od niej kiedy leżę zdołowana pod kołdrą i staram się nie myśleć.

Moja piękna mała siostra.
Będzie cudowną kobietą.
.
.
.
M. stwierdził wczoraj, że jestem uzależniona od bloga.
Może ma rację.

Kudłata na łóżku, ja i Kot w fotelu, czekamy na…

‘rozpal we mnie grzech
chcę utonąć w ogniu twych warg’
( ‘Niepewny lot’ Niebo )


…przytul mnie.

Zabawa telefonem.

Menu -> wiadomości -> wiad. tekstowe -> moje foldery -> 'Artur' -> opcje -> usuń folder -> wybierz -> usunąć folder? -> tak -> uwaga! folder niepusty! usunąć? -> tak -> folder usunięty -> moje foldery - (pusto)
.
Czas najwyższy.
.
.
.
Dawno już wyspowiadałam się klawiaturze z minionej miłości do niego.
Zostanie tylko w blogowym archiwum, do którego nie będę zaglądać.
.
Tworzę nowe.

Nastrój depresyjny się włączył.

Czuję się jak małe dziecko.
Bez znajomej dłoni trzymającej moje palce, nie potrafię.

Nerka boli a ja nie mam coraz bardziej siły i zaczęłam bać się mieszkać sama, kiedy kolejny raz w ciągu ostatnich dni myślałam, że zemdleję w łazience, kiedy w środku nocy do mieszkania piętro niżej ktoś walił w drzwi awanturując się, kiedy wychodzę po ciemku z psem…
.
Oceany smutku.
Deszcz.

wtorek, 2 stycznia 2007

Huśtawka, cholerna huśtawka.

Znów schiz, tak, ja jestem beznadziejna, no powiedz to, powiedz.
Nie, nie uczę się, fajek za fajkiem, fajek za fajkiem, o, taki mam nastrój, taki, smut, schiz, schiz, schiz.

Sama się nakręcam, może.
.
I co z tego, że jutro dwa kolokwia?
Pierdolęidęspać.

Z głową wypełnioną marzeniami.

Drżymy z zimna.
Okna bloków z naprzeciwka mrugają do nas.
Kocie źrenice wpatrują się w półmrok oświetlony migoczącym płomykiem świecy.
.
‘żyje się tylko chwilę
a czas –
jest przezroczystą perłą
wypełnioną oddechem’
( H. Poświatowska )


Czytam wiersze, tuż obok Bescherelle otwarty na początku odmiany czasowników trzeciej grupy.
Trzeba już wrócić do uczelnianej codzienności, do nerki bolącej w samotności i jednej szklanki na stole.
.
Brakuje mi ciebie.