wtorek, 20 lutego 2007

Na imię jej Cisza.

'słuchawki na uszach
wpatrzona w czerwień wina
szukam słów
od ciebie'
(***)


Sny bez snów, szum ulicy za oknem. Trochę bardziej milcząca kradnie ciepło waniliowej świecy.
.
.
.
Bądź przy mnie tej nocy.

poniedziałek, 19 lutego 2007

Feniks.

‘W języku, w którym piszę, przeszłość i przyszłość różnią się tylko jedną samogłoską. E przechodzi w Y i brzmi to jak zawołanie.’
( ‘Anna In w grobowcach świata’ O. Tokarczuk )

Opowiadam, AnnoNino, NinoAnno, chociaż już dawno zniknęłam.
- ‘Wiem. Prawie cię nie ma.’
.
Budzą mnie różowe poranki i błądzące chmurami niebo.

W pozornej ciszy łóżka szelest kołdry, kiedy mrużę rozespane powieki.
Dni są zadziwiająco ciepłe jak na jesień. Przynoszą skojarzenia z wiosnami, które przychodziły w czasach bursy, niezależnie od tego, czy Artur był przy mnie czy właśnie odszedł, jak tej ostatniej.
Drzewa ubierały się w zieleń a ptaki budowały gniazda, nieważne, czy tamtego dnia otwierając oczy czułam jego obecność. Swoisty symbol. Życie trwa dalej, chociaż mogło by się wydawać, że powinno umrzeć razem ze mną.

Zaczęłam wtedy jeździć do szkoły innym autobusem albo chodzić pieszo z nadzieją, że go nie spotkam.
Przypadki zbiegały się w jedno miejsce, uparcie niszcząc starania i nieudane próby podniesienia, zupełnie jakby ktoś albo coś robiło wszystko, żeby to nie było łatwe.
Masz, cierp, widząc jak z nią rozmawia, nie z tobą, jest wiosna, miasto, świat śpiewa, płacz.
Myślałam już, że to się nigdy nie skończy.

A teraz patrz, mamy jesień.
Ciemno za uchylonym oknem, a moja paprotka wypuszcza nowe listki.
W pokoju czuć papierosy i geranium…


Zeszyt w czerwonej okładce, z motylami.
.
- ‘Rok. Kolejny powód, by nie niszczyć siebie.’

- ‘Rok… Dobra okazja za tym czasem zamknąć drzwi.’

.
Zamykam, drzwi, rozdział.
Porządkuję.
Układam.

‘…a każde wspomnienie jest z plastiku,
rozłoży się za tysiąc lat.’
( ‘Anna In w grobowcach świata’ O. Tokarczuk )

.
Kot już wstał, obserwuje ulicę z poduszki na parapecie. Szczur domaga się pieszczot. Pies chce na długi spacer.
Tylko my pasujemy do naszego świata.
.
Spokojnie, Katarzyno.
Czeka cię kolejny dzień.

‘słyszę trzepot skrzydeł
to tylko
mój Anioł Stróż

uczy się latać’
( *** )


Na nowo.

niedziela, 18 lutego 2007

‘Rzeczywistość tu jak nieczynne neony, siwe z dymu balejaże…’

‘Ktoś powie, że starych ran się nie rozdrapuje, a do tej samej rzeki mimo wszystko się nie wchodzi, bo skoro coś się skończyło to jest końcem i nawet za rok czy dwa, tym końcem pozostanie.’
( wydrukuj.ownlog.com )


Pewnie to już dla ciebie zupełnie bez znaczenia, A., jutro minie rok od chwili, w której odszedłeś.
Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwszy gdzieś tam, beze mnie.

/Pozapominałam wszystko.
.
.
.
Każdy dzień podobny do poprzedniego, zlane w jednolitą masę.
Chciałam napisać dużo więcej, bo zdarzyło się, w domu.
Jestem pełna strachu.
Nie powiem nic, będę wycierać łzy rękawem.
Chować w równo zapisanych na wykładach kartkach, odpływać w dźwiękach.

Szarość dookoła, chłód we mnie.
.
Nie czekam już nawet na ciebie, mój Książę.

piątek, 16 lutego 2007

Chyba mam gorączkę.

A na pewno boli mnie gardło i ogólnie źle.
Przemokliśmy wczoraj na przystanku, czekając na autobus do domu.
Nie przyjechał.
.
Bardziej niż zwykle drażnią poranne szaleństwa Eskela.
Chroniczne niewyspanie.
Nijakość.
.
Zostało bardzo mało czasu…

środa, 14 lutego 2007

Czy jest pan pewien, że chce mnie poznać?

Wspominałam coś o rzucaniu palenia?
Nieaktualne.

Najzabawniejsze, że ten papieros wcale mi nie pomaga.
Sensu brak.
.
I pewnie powinnam szykować się raczej na ostatni termin poprawki, ale jeśli się jutro rano okaże, że jednak zaliczyłam, nie będzie czasu na przygotowanie przed ustnym.
Zatem – jeszcze jedna kawa, na wszelki wypadek.
.
.
.
Potrafię perfekcyjnie wycelować tam, gdzie najbardziej cię zaboli. Czasem nawet nieświadomie. Trafiam.
Bo nie ma i nie będzie żadnych nas. Próbuję ci to udowodnić od bardzo dawna.
Tak, zdaję sobie sprawę, że związek z Pawłem jest bez szans.
Ten z tobą, którego nie będzie, również.

Myślisz, że jednak nie do końca podła, że myślę też o tobie?
Nieprawda.
Czysty egoizm przemawia, po prostu nie potrzebuję kolejnych problemów.
.
Śródmieście naszpikowane serduszkami i uśmiechniętymi parami. Uczerwieniona Piotrkowska ocieka miłością.
Rzgowska brzydka, jak co dzień. Przydał mi się ten szybki marsz na odległość ostatnich dwóch przystanków.

- Jakie piękne słoneczniki, mogę zobaczyć?
- Chce je pan? Proszę!
- O! Naprawdę? Dostała je pani od kogoś nie lubianego?
- Och, nie. Lubianego, nawet bardzo. Tylko nie mogę ich chyba zabrać do domu…
- Dziękuję. – uśmiech, uśmiech. – Jestem zaskoczony… - uśmiech.


Wyszłam ze sklepu lekkim krokiem, z zaplątaną o glany spódnicą.
.
‘Zobacz, co zrobiliśmy jak ciebie nie było! Ładnie? Nudziłaś się ostatnio i chwaliłaś, że jesteśmy grzeczni…’ – w mieszkaniu czekało pobojowisko i dwie radosne mordki.
.
.
.
Wniosek z minionych godzin?
Kawał suki ze mnie.
I tym razem nie zaprzeczyłeś nawet ty, Cezary.

Ot, walentynki.

Odnoszę małe zwycięstwo nad własną słabością.
Mimo dzikiego braku papierosa analizuję sytuację na chłodno.
Stwierdzam:
- brak fizycznego głodu nikotyny
- brak ochoty na wyjście z łóżka, ubranie się i spacer do kiosku
- czyste uzależnienie psychiczne od niewielkiego przedmiotu, który można trzymać w palcach podczas rozpaczliwych prób przyswojenia sobie zagadnień z fonologii.
W efekcie uznaję, że operacja zakupienia fajek zmarnuje mi za dużo czasu, lepiej poświęcić go na powtórkę z akcentowania i grup rytmicznych. Ewentualnie sporządzić małe ściągi, zupełnie bezużyteczne podczas egzaminu, ale dające pewien wewnętrzny komfort.

Godzina zero o 16, nastawienie – wisielcze, z przeczuciem kolejnej klęski. Plucie sobie w brodę i biadolenie nad własną głupotą zbyt wiele w tej sytuacji nie zmieni. Jedyny pozytyw – naprawdę wezmę się wreszcie i przestanę opierdalać, bo ostatecznie zależy mi na tych studiach. Przecież.
Wiem, że takie słowa padały już nie raz, a efekt mówi sam za siebie.
Ale chyba razem z odstawieniem jednego z nałogów coś mi się tam rozjaśniło w głowie. Tak jakby dym nagle wywietrzał i oto objawienie.
Może stanie się cud i zaliczę ten pisemny, nie marzę o niczym innym, jak tylko o spędzeniu kolejnego wieczoru na przygotowaniach do ustnego.
Poważnie.

/kofeinę dożylnie raz, podwójną dawkę, poproszę.
.
.
.
Wysłałam po długim smsie do trzech takich, co wcale nie zasłużyli.
Fakt, chciałam im wbić po małej szpili, żeby nie było. Rude wredne. Odzewu brak, zgodnie z wszelkimi przewidywaniami.
Najłatwiej udawać, że nic.
Cholerni tchórze.
.
.
.

Nie wiem czy to złudzenie, czy tylko mi się wydaje.
Chyba zaczynam kochać.
I boję się tego jak nigdy wcześniej.

wtorek, 13 lutego 2007

‘Jutro możemy być szczęśliwi – jutro możemy tacy być – jutro by mogło być w tej chwili – gdyby naprawdę mogło być!’

‘Skoro już wchodzisz zdejmij buty
dobrze się zastanów nim obudzisz mnie
w moim ciele ostre kolce tkwią zatrute więc
jeśli dotkniesz choćby lekko to popłynie krew

pokój własny mam
kto wejdzie bez pukania
teraz straci twarz
nadszedł taki czas
że wreszcie płomień
pod mym stosem całkiem zgasł’
( ‘Własny pokój’ R. Przemyk )


Do nikogo nie należę. Nie jestem niczyją własnością.
Robię to na co mam ochotę, nie przejmując się zupełnie tym, co czujesz, ty, on. Liczę się tylko ja, sama.

Może podświadomie się bronię, a może zwyczajnie tak lubię.
.
Impreza u sąsiada z piętra niżej, blok drży.
Atmosfera, klimat.
Wysiadam.
Fonetyka wybitnie nie wchodzi, rzygam transkrypcjami.

Dodatkowo kolejna próba rzucenia fajek, podejście nie-wiem-które. Uznałam, że popielniczka świetnie pełni funkcję dekoracyjno-użytkową.
Trzymam w niej kolczyki.

poniedziałek, 12 lutego 2007

Ten poranek zaczął się od przebudzenia pocałunkiem.

Ciągnie papierosem i stygnącą powoli herbatą.

Takie proste, dlaczego.
- nie kocham cię, Cezary.
Zawsze wiedziałeś.
.
Nie potrafię obiecywać.
Nie będę.

Nie dla stałych związków, nie dla zobowiązań.
Przebłyski ciepła.
Nic więcej dać nie mogę.
.
.
.
Nie okłamuj mnie nigdy więcej.

niedziela, 11 lutego 2007

Mieszkam trochę za szafą, mam spokojne myśli.

Zbieram spod łóżka kawałeczki Księżniczki Potłuczonej.
Zlepiam się, dla ciebie.
Ja - chwilowa, ulotna, krótkoterminowa.
Zanim odejdę do Księcia Z Bajki.

Rozpływam się w pieszczocie twoich dłoni.
.
.
.
Układam przeszłość, segreguję, do wyblakłych pudełeczek.
Tam miłość, tu gorycz.

Odmieniam smutek przez czasy, osoby, przypadki.

sobota, 10 lutego 2007

Nadal dom.

Słodko w ustach. Próbuję sobie wmówić, że to po prostu sernik na zimno, o jeden kawałek za dużo. A nie brak papierosa od czwartku.
.
Serek waniliowy, truskawkowa, cytrynowa, brzoskwiniowa galaretka, banan i kilka mandarynek, biszkopty, wszystko razem chłodziło się w lodówce.
Siedziałam z babunią w kuchni, robiłam notatki z łaciny, zestawienia koniugacji, trzech deklinacji, tłumaczenie słówek. Babunia pokasływała resztką zapalenia tchawicy, mama marudziła coś o moim kocie, który łaził po szafkach, a ja zrozumiałam nagle, na co mam taką potworną ochotę.

Zupełnie oczywiste,
zapalić do tej cholernej kawy.
.
.
.
Odnoszę wrażenie, że normalni ludzie od dawna są po sesji, tylko ja muszę ryć niemal do marca.

I żeby mi to było ostatni raz, kiedy przez faceta będę zawalać wszystko inne, a później tyrać, żeby tylko jakoś przetrwać nawałnice.
Nieważne, że kiedyś obiecywałam, że to się więcej nie powtórzy, bo niby już mądrzejsza i bogatsza o wnioski.

To się więcej nie powtórzy,
aż do kolejnego razu,
idiotko.
.
Strasznie boli mnie głowa.

piątek, 9 lutego 2007

Wrecking ball.

Ewa musiała postawić na swoim. Ubrałyśmy różową pidżamkę z pieskiem, przykryłyśmy kołdrą.
Z przejęciem opowiadała o ostatnim odcinku przygód Tabalugi, zaśpiewała soundtrack z Misia Uszatka, po czym objęła ciepłymi łapkami i wyszeptała, że już mnie nie puści.

Kiedyś usypiałam tak Karolinę. Karolina też miała wtedy 3 latka.
Karolina ma dziś lat niemal 12 i coś bardzo nam nie po drodze ostatnio…

Dom jest miejscem dziwnym.
Chociaż nadal ufnie, oparłam głowę o mamę, zasnęłam, kiedy wracaliśmy spod Warszawy, w dymie z tatowych papierosów.
.
.
.
Nieswojo mi, tak naprawdę miotam się, nie wiem.
.
Nie mam dla kogo.
Rzucić fajki, stroić się w nowe szmatki, oczy malować. Chciałabym.
Pić razem wino i wtulać w ramiona, wieczorami nie marzyć, czuć, ciebie obok. Tuż.
Najbliżej jak tylko można.

Playlista pełna Nosowskiej, uparcie.

‘We got nowhere to hide
we got nowhere to go…’


Moja długaśna spódnica - powalająca, ja sama zapatrzona w smocze spodnie. Nawet ta pomarańczowa! bogowie, co za kolor! bluzka, jakoś pasuje.
I co?
Mogłabym wyrecytować z pamięci:

'Zrób coś, abym rozebrać się mogła jeszcze bardziej
Ostatni listek wstydu już dawno odrzuciłam
I najcieńsze wspomnienie sukienki także zmyłam
I choć kogoś nagiego bardziej ode mnie nagiej
Na pewno mieć nie mogłeś, zrób coś, bym uwierzyła

Zrób coś, abym otworzyć się mogła jeszcze bardziej
Już w ostatni por skóry tak dawno nie wniknąłeś
Że nie wierzę, iż kiedyś jeszcze nie być tam mogłeś
I choć nie wierzę by mógł być ktoś bardziej otwarty
Dla Ciebie niż ja jestem, zrób coś, otwórz mnie, rozbierz.’
( 'Prośba' R. Wojaczek
)

Mówiłam ci, że uwielbiam ten wiersz, dzieliłam sobą, oddałam wszystkie tajemnice.
A teraz.
Nic dla mnie znaczysz. Nikim jesteś.
- Walczę z opadającymi powiekami.
Fuck U, anyway.
.
.
.
dopisek:
Nerwowo przełykam ślinę na widok nazwy pewnej ulicy, bardzo zazdroszczę, nadal boli.

Więc jednak kłamię.
Oszukuję siebie samą.
- Bez sensu.

czwartek, 8 lutego 2007

Notka dla N.

Wrażenie, jakby mnie to znów spotkało, Natalio.
Siedzę przy laptopie, czytam cię kolejny raz i wiem jak wyglądasz.
Wiem jakie są twoje oczy.

‘nie warto
pisać dla mężczyzn oni
nie znają się na słowie
pisanym
dla nich wiersze
zdyszane
jękiem w usta piersiami
w dłonie
palcami po plecach
ich nagich’
( A. Kamińska )


.
.
.
Pamiętasz naszą rozmowę.
Będziemy starymi pannami i zamieszkamy obok siebie, ja z czarno szarym psem i kotem biało burym, ty z rudym, będziemy czytać, będziemy słuchać, ogrzewać się winem i gorącą herbatą, kawą z mlekiem, uśmiechać, u ciebie czy u mnie, przy delikatnym świetle, dwie samotne kobiety schowane pod płaszczem anioła.

Albo… odnajdziemy nasze szczęście.
Kiedyś.
Prawdziwą miłość.
.
Jeszcze wierzę.
I bardzo cię kocham, Nat.

Nie mam siły na zabawę w.

Ciągle niedospana, taplam się w śniegu. Obserwuję zakochanych na ulicach, niedobrze mi od ich szczęścia, zapatrzenia. Rzygam tą czułością. Odwracam twarz i mam bardzo brzydkie myśli.

Obudowuję się murami obronnymi, barykady ze słuchawek i książki.
Nie obchodzicie mnie wcale.

/Udawanki.
.
Pies liże ucho kota, kot liże ucho psa. Szczur się przeciąga, ja zapalam kolejnego fajka, wgapiona w okno. Gdzieś mi miga wspomnienie sprzed dwóch dni, kiedy mijałam w autobusie pewien warszawski przystanek.

poniedziałek, 5 lutego 2007

‘Battery depleted, camera is shutting down.’

Uprzejmie informuję, iż w dniach najbliższych mam serdecznie dosyć.
Nie przyjmuję skarg, próśb, zażaleń. Niczego.
Gdzieś tam trwam, zapewne, ale interesuje mnie tylko i wyłącznie moja skromna osoba plus kilka ważnych wyjątków (nie uważaj się za wyjątek, po prostu milcz).
Pozostali mogą się wypchać.
.
Dobra wróżka ma urlop w Przystani.
/Nauka zdrowego egoizmu.

Bo ogarnęło zniechęcenie, zmęczenie, rozgoryczenie i nic mi się nie chce.

niedziela, 4 lutego 2007

Bezszelestnie.

Po co ci te słowa.
Opraw je w ramki, powieś w kuchni.
To tylko setki kłamstw.

Po co ci ja.
Nie mów, że cudowna, wspaniała, że można by mnie kochać do końca życia.
Że ze mną codzienność niezwykła.
Być-by-mogła-była-by.
Ale.

Tryby przypuszczające.
.
Przeszkadza mi bordo na paznokciach.
Smutne mam tęczówki, głos chłodny, skrzypiący, mało używany, zardzewiał.
Komunikacja za pomocą ciągów znaków umownych, uśmiech, dwukropek, pół nawiasu.

Na moich piersiach tylko kot, mruczy, nie ma linii twojego policzka.
Nie wplatam ci palców we włosy.
Nie szepczę, śpij, nie głaszczę.
Nie ma cię.
.
Cała jestem smutna, uśmiech - dwukropek, pół nawiasu.
Nic nie widać.

Katharsis.

Select all.

Delete selected.

Are you sure you want to delete the selected files?

ok.

FILES DELETED.


.
Proszę mi jeszcze zrobić format mózgu.

Przepraszam, że

żyję, że ośmielam się oddychać, zabierać sobą jakąkolwiek życiową przestrzeń, że mówię i że myślę, że piszę, że ośmielam się nie potrafić patrzeć spokojnie na czyjąś krzywdę, że mam czelność działać kiedy widzę skurwysyństwo, że jestem taka a nie inna i że inna nie będę, że w ogóle wplątałam się w tą pojebaną historię, że pierdolony Los kiedykolwiek skrzyżował nasze drogi, Damian, że pieprzona święta dziewica to nie ja, że byłam tak głupia żeby ci zaufać, że jestem tak głupia by ufać w ogóle, jak mogłam kiedykolwiek cię kochać,
jak mogłam pozwolić na to wszystko i po co się w to wpakowałam, a teraz miotam się jak nędzna mucha w pajęczynie, z której nie ma ucieczki, nie ma wyjścia.

Jestem po prostu głupia.
Tyle razy już się przejechałam na swojej bezsensownej wierze.

Ja, posłuchaj.
Nie zrobisz tego nigdy więcej.
Jeśli tylko teraz uda ci się z tego wyjść w miarę obronną ręką i nie dopuścisz, by ten gnój pojechał sobie po twoich bliskich, bo w nich uderzy cały ten syf.
Nie zaufasz nigdy więcej, nikomu.

Naiwność umarła.

Poeta fabulam narrat.

‘Moje dzieła są wystarczająco dobrze zrobione, żeby żyć, ale też tak niedoskonałe, żeby nic ze swojego życia nie rozumieć. Przykro mi, że nie mogą być szczęśliwi’
( ‘Anna In w grobowcach świata’, O. Tokarczuk )


Słowa matki wszystkich ludzi.
.
Aga: Gdzie twój optymizm?
k.: Aktualnie ma depresję.
Aga: Wychodzi na to, że twój optymizm wiecznie ma depresję.
k.: Być może.
.
Parzę kawę, chucham w mleko. Cukier rozsypał się na szafce, pacnięty kocią łapą.
Nie mam fajek ani ochoty ruszyć po nie do pobliskiej Żabki.
Nie mogę znaleźć kserówek z hiszpańskiego, nie umiem przetłumaczyć czytanek z łaciny.
Dno.
.
.
.
Przestałam z obłędem w oczach szukać towarzystwa i z lubością pławię się we własnej paranoi.

k., ty dziwko.

Jestem bardzo fizyczna. Z facetami urządzam sobie namiętnie maratony łóżkowe. W zasadzie to niemalże orgie. Bez przerwy trzymam łapy w spodniach. Molestuję.
A oni biedni, muszą się na to godzić, bo pcham im noże w plecy, gdy protestują.
Gwałcę.

Tak, kurwa, brawo Damian.
Nie sądziłam, że tak pięknie wymalujesz ze mnie kiedyś obraz istnej dziwki.
Przed 14letnim dzieckiem.
Moje gratulacje.
Kutas jesteś.

Mam ci przypomnieć, co mówiłeś kiedy ostatnimi czasy u mnie nocowałeś?
O twoim boskim planie, jak to ze mną będziesz mógł zawsze się popieprzyć, a Kasię darzyć ‘czystą’ miłością?
Mam opowiedzieć, co robiłeś przy mnie? Kiedy ze sobą byliśmy, a później? Kiedy ja odwracałam się do ściany, odpychałam cię i mówiłam dobranoc?
Opisać?

Zapewniam, że wolisz, by wszystko pozostało między nami.

Nie chcę cię widzieć, nigdy więcej.
.
.
.
Z wieści najnowszych – moja 15letnia siostra zamarzyła kolczyk w języku i uprzejmie prosi o pomoc w wykonaniu niecnego planu w tajemnicy przed rodzicami.
Odmawiam.
Stanowczo.

Młoda, ja naprawdę czasem mogę machnąć z tobą jakiś mały przekręt, mogę udawać że nie wiem o twoim popalaniu, tak jak ty nie wiesz o mojej paczce dziennie, chociaż i tak ci będę kadzić i przestrzegać, mogę oficjalnie nie wiedzieć nic o tym, że masz chłopaka w moim wieku, co jeży mi wszystkie włosy, ale załatwimy to w siostrzanym gronie.
Tylko błagam nie przeceniaj moich możliwości. Ścieliby nas obie za taką akcję, a mi chyba niekoniecznie zależy na zburzeniu relacji, które długo musiałam ze starszymi wypracować i okupić bardzo czasem krwawo.
Będziesz pełnoletnia, pójdziesz na studia, to rób co ci się podoba i gdzie ci się podoba, jeśli tobie odpowiada, ja popieram, ale w tym momencie pomysł jest zupełną bzdurą. I nie będę nadstawiać głowy, bo masz kaprys.
Zrozumiano?
Moja ty głupiutka młodsza siostrzyczko?
- I prawidłowo.
Zawsze w ciebie wierzyłam.
(osobiście cię utłukę, jeśli zrobisz to też w tajemnicy przede mną.)
.
Południe.
Czas już chyba okopać się w hiszpańskim, żeby w poniedziałek po zaliczeniu móc spokojnie włączyć nostress w Przystani.

Znalazłam motywację, siedziała zdzira pod szafą.
Wyciągnęłam, już nie puszczę.

Samotność w tłumie.

Galeria jak zwykle roiła się od ludzi, a ja całkiem niczyja.
W Empiku, w Coffee Heaven. Nad lodową latte z irishem, pall mallem, ‘Anną In w grobowcach świata’. W sklepie z biżuterią.
Przy lustrze, z zawiązywanym na szyi czarnym rzemykiem.
Takim samym, jak na prawym nadgarstku, od trzech lat.

Było już ciemno, kiedy wracałam, wiatr rozwiewał mi grzywkę, glany tupały z chłodu. Dwie półtorametrowe sznurówki i biała róża od panów w przejściu wywołały uśmiech na więcej niż jednej twarzy.
Centrum błyszczało neonami, ze wszystkich stron otaczał gwar wieczornego miasta. Tramwaj skrzypiał, migały światła.
.
Kilka godzin później, marznąć znów na przystanku, żałowałam pochopnej decyzji o wyjściu ze znajomymi na imprezę klubową. Powinnam była wiedzieć od razu, że będę tam niewłaściwą osobą na niewłaściwym miejscu, w zupełnie nietrafionym czasie.
Nadaję się tylko na koncerty punk rockowe.
I do picia kakao z czekoladą w swoich czterech ścianach.
.
.
.
‘To jest miasto rzeczywiste,
to są myśli niezbyt czyste
to jest żądza niespełnienia…’
( ‘Niebezpieczne związki’ G. Turnau )


Mam ochotę na seks, budzę się z nią i zasypiam. Czuję cię nagle, irracjonalnie, w chwilach zupełnie do tego nie pasujących.
Idę pod zimny prysznic i przypominam sobie, że.
Panna samowystarczająca.
Panna sama sobie.
Panna sa-mot-na.
.
Nawet nie wiesz, jak bardzo dla mnie istniejesz.

sobota, 3 lutego 2007

Nagle ogarnęła mnie przeogromna potrzeba.

Wyjść, jechać, pociąg o 14.28.
Przystań.
Teraz zaraz natychmiast już.

Stęskniona.
Do Justyny, Michała, Pawła, szczurów.
Zniknąć w innym świecie na kilkanaście godzin.
.
Muszę.
Spotkać się z kimś, posiedzieć gdzieś, zrobić coś.
Nie wiem, wypić kawę, wypalić papierosa, utopić smutek w nie poskładanych zdaniach.

Świadomość, że w tej chwili nie mam tutaj nikogo, dziwnie parzy.
.
Ubiorę czarną spódnicę do glanów i beżowy sweterek od babci, bordowe kolczyki, cień na powieki.
Chodź ze mną do Verte, kimkolwiek jesteś.

Przepaść na skraju chodnika.

Przyjeżdżam do uśpionej mieściny, pies merda ogonem ciągnąc przez pseudo-park. W domu czeka babciny obiad, Ewa rzucająca się na szyję zanim zdążę zdjąć plecak. O dziwo ogólna akceptacja rudych włosów.
Odwiedzam bibliotekę, snuję między przykurzonymi półkami, wymieniam uwagi z zaprzyjaźnioną panią, szukam Cortazara. Po drodze obiecuję cioci zimową herbatę.
Ciasno mi. Czas się wlecze. Ziewam.
Pożeram Pratchetta w sklepie, chowam dłonie w nową bluzę.
Aneta wraca ze szpitala, daję jej wyczekane kolczyki.
Drapię szorstkością.
W nocy mam ochotę zejść do sypialni rodziców, porozmawiać z mamą. Kończy się na przytuleniu do Iskry.
.
Jest mi tam jak w wyrośniętym płaszczu. Nie do końca wygodnie. Znoszony, pocerowany, obejmuje, trochę tłamsi. Ale znany, bezpieczny.

Rano babunia szykuje pierogi, siedzimy w kuchni, fruwa gdzieś mój indeks.
Nie zdążyłam pożegnać się z tatą przed wyjazdem.
.
W autobusie dosiada się mężczyzna. Pachnie obłędnie. Jak ktoś.
Też ma słuchawki w uszach.
.
‘Według filozofa Ly Tin Wheedle’a największą obfitość chaosu można znaleźć tam, gdzie szuka się porządku. Chaos zawsze pokonuje porządek, gdyż jest lepiej zorganizowany.’
( ‘Ciekawe czasy’ Terry Pratchett )


Za dużo myśli i zakłócenia w przekazie.
Pełna popielniczka.
Zapomniałam zabrać swój ulubiony kubek.

Mercury Rev - Goddess on a highway.

Głaszczę kota.

piątek, 2 lutego 2007

Chcę Nieznośną lekkość bytu.

‘Portret artysty z czasów młodości’, Joyce. Zapomniany. Wykopałam spod kserówek na literaturę. Prezent od Tomasza, pamiątka dwóch bardzo interesujących nocy.
.
‘Przyjedź rano. Rano, znaczy wcześnie.
W i e m, że twoje rano bywa w okolicach popołudnia.
Rano, k., jest dużo pracy.’

- zadzwoniła mama burząc plany niedoszłego znów kina.
.
.
.
Hm, ja przepraszam, czy w tym łóżku znajdzie się kawałek miejsca dla człowieka, sztuk jeden? Ach, rozumiem.
Nie bardzo.
W sensie – pańcia instaluje się w fotelu, nogi na ławie, filiżanka.

Faja, The Killers, pomarańcze.
Pseudointelektualizm.
Nie stać mnie na nic więcej.

czwartek, 1 lutego 2007

W ustach, w oczach.

Zimno. Pod kołdrą, w skarpetkach, za szczelnymi oknami.
Chyba we mnie.

'jesteśmy
tylko pustką
wypełnioną po brzegi
czerwonym winem'
( Lilith )


.

Dzień dobry.

Posiadanie psa, kota i szczurów na powierzchni zdecydowanie zbyt małej, by przeżywać bez większych wzlotów i upadków, niesie ze sobą ryzyko, że kiedy obudzę się z pazurami nagle wbitymi w nogę oczy natychmiast zarejestrują niezdrowe podniecenie w okolicach klatki, do której wciągnięta będzie moja podziurawiona już wyjściowa sukienka, wtedy pies zacznie drapać w drzwi, spanikowana ratowaniem kiecki i próbą wyjścia z kudłaczem zanim zaleje dywan skończę na włożeniu stopy w zasikany przez kocura kapeć, a całość zostanie okraszona soczystym ‘kurwa!’ i podsumowana dwoma fajkami w ciągu kilku minut.

Gdy dodamy do tego perspektywę czterogodzinnego egzaminu śródrocznego i zaliczenie pisania, na co jestem przygotowana raczej średnio, wyjdzie nam doskonała katastrofa.

Chwilami mam wrażenie, że sama funduję sobie za dużo atrakcji na raz.
.
.
.
Tymczasem niczego nieświadoma Natalia uśmiecha się delikatnie przez sen, krople deszczu malują po szybach, a zegar, którego nie ma, nieubłaganie odbiera nadzieję na pozytywne zakończenie tej historii.

Luty zaczął się pięknie.