niedziela, 4 lutego 2007

Samotność w tłumie.

Galeria jak zwykle roiła się od ludzi, a ja całkiem niczyja.
W Empiku, w Coffee Heaven. Nad lodową latte z irishem, pall mallem, ‘Anną In w grobowcach świata’. W sklepie z biżuterią.
Przy lustrze, z zawiązywanym na szyi czarnym rzemykiem.
Takim samym, jak na prawym nadgarstku, od trzech lat.

Było już ciemno, kiedy wracałam, wiatr rozwiewał mi grzywkę, glany tupały z chłodu. Dwie półtorametrowe sznurówki i biała róża od panów w przejściu wywołały uśmiech na więcej niż jednej twarzy.
Centrum błyszczało neonami, ze wszystkich stron otaczał gwar wieczornego miasta. Tramwaj skrzypiał, migały światła.
.
Kilka godzin później, marznąć znów na przystanku, żałowałam pochopnej decyzji o wyjściu ze znajomymi na imprezę klubową. Powinnam była wiedzieć od razu, że będę tam niewłaściwą osobą na niewłaściwym miejscu, w zupełnie nietrafionym czasie.
Nadaję się tylko na koncerty punk rockowe.
I do picia kakao z czekoladą w swoich czterech ścianach.
.
.
.
‘To jest miasto rzeczywiste,
to są myśli niezbyt czyste
to jest żądza niespełnienia…’
( ‘Niebezpieczne związki’ G. Turnau )


Mam ochotę na seks, budzę się z nią i zasypiam. Czuję cię nagle, irracjonalnie, w chwilach zupełnie do tego nie pasujących.
Idę pod zimny prysznic i przypominam sobie, że.
Panna samowystarczająca.
Panna sama sobie.
Panna sa-mot-na.
.
Nawet nie wiesz, jak bardzo dla mnie istniejesz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz