piątek, 2 lutego 2007

Chcę Nieznośną lekkość bytu.

‘Portret artysty z czasów młodości’, Joyce. Zapomniany. Wykopałam spod kserówek na literaturę. Prezent od Tomasza, pamiątka dwóch bardzo interesujących nocy.
.
‘Przyjedź rano. Rano, znaczy wcześnie.
W i e m, że twoje rano bywa w okolicach popołudnia.
Rano, k., jest dużo pracy.’

- zadzwoniła mama burząc plany niedoszłego znów kina.
.
.
.
Hm, ja przepraszam, czy w tym łóżku znajdzie się kawałek miejsca dla człowieka, sztuk jeden? Ach, rozumiem.
Nie bardzo.
W sensie – pańcia instaluje się w fotelu, nogi na ławie, filiżanka.

Faja, The Killers, pomarańcze.
Pseudointelektualizm.
Nie stać mnie na nic więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz