środa, 31 maja 2006

Paskudny, zimny maj.

Siedzę godzinami w sklepie i niby pracuję, w rzeczywistości zaś opieprzam się nieprzeciętnie. 
Zamarzam w szarym golfie nad książką ‘Detektywi na tropie zagadek historycznych’. Odżyła moja niegdysiejsza fascynacja, z wypiekami na policzkach czytam o konflikcie między Bolesławem Śmiałym i świętym Stanisławem, pomiarze kości i złamanej nodze Kazimierza Wielkiego, a gdzieś w tym wszystkim plącze się jeszcze brzydka jak noc Elżbieta Rakuszanka i królowa Jadwiga o męskiej budowie miednicy i czaszki.
Czytam, czytam, czytam.
.
.
...i właśnie zaczął padać deszcz.
Deszcz.
Znowu deszcz. Znowu – smętny, melancholijny nastrój.
Kolejna chwila, w której chciałabym cię mieć.
Tu, obok.
B ą d ź - b l i s k o.

Domowo. Ż-wsko.

‘Bo to życie, które mamy, jest tylko jedno. Każdy ma w nim swoją szansę, a jeśli ją zmarnuje, to drugiej może już nie dostać. Więc żyj, przecież teraz jest dobrze… I nigdy niczego nie żałuj.’
Prawił filozoficznie Grzybek, kiedy bujaliśmy się z piwem na huśtawkach, paląc razem jednego papierosa. Nawet nie wiedziałam, że mamy w Ż. plac zabaw i kilka spraw o narkotyki. Dużo mnie ominęło przez łódzkość, ale jakoś nie jestem tym przesadnie przejęta.
‘Tu trzeba umieć żyć. Tu chujoza jest.’
I właśnie się zastanawiam, jak spędzić te najdłuższe wakacje, by nie zlały mi się w jedno wielkie wspomnienie bylejakości i nicnierobienia.
Chociaż... Cieszę się, że wreszcie mam chwile, że mogę spać z Ewunią i czuć jej ciepłe ciałko tulące się we mnie z ufnością, czuć jej pulchne łapki obejmujące mocno moją szyję, słyszeć ją rozświergotaną a czasami poważną, z tą wyjątkową powagą i mądrością życiową którą ma się w wieku dwóch lat z hakiem. Dobrze tak siedzieć w kuchni i gadać z tatą, kiedy Jasiek nad podręcznikiem czyta zabawne historyjki, Bunia robi obiad, mama zagląda w przelocie po kolejną filiżankę kawy, Nina kręci się szukając bezskutecznie inspiracji, a Ewunia maltretuje nadmiarem czułości koty. Pysiastej brakuje tylko, wróci ze szpitala dopiero w połowie czerwca.
W domu grzecznie. Ciepło tak.

poniedziałek, 29 maja 2006

Czy to się będzie nazywało – dorosłość?

Obudził mnie dziwny szelest i niepokojące wrażenie, że ktoś lub coś szwenda się po pokoju. Nie chciało mi się otwierać oczu, ale kiedy zahałasowało, zerknęłam.
Ogon Arsena balansował utrzymując równowagę na krawędzi wiaderka z suchą karmą, pyszczek zatopiony był w żarełku. Regis czyli Ryjek, wędrował zadowolony w okolicach łóżka, zdaje się, że miał ochotę przyozdobić wzorkami z zębów moją nieopatrznie rzuconą byle gdzie bluzkę.
Zgłodnieli, ich miseczka była pusta, więc otworzyli sobie klatkę. Sami.
Miny mieli wielce zniesmaczone, kiedy zwinęłam obu z podłogi i kazałam grzecznie czekać, obiecując, że będą mogli biegać wolno przez cały wieczór.
.

Z wczorajszej rozmowy:

'wiesz ja zdaję sobie sprawę że jest coś takiego jak proza życia
i że życie nie zawsze jest nocną lampką i udami przy twoich udach pod ciepłą kołdrą, kiedy za oknem prószy i mrozi
że są rachunki, jest kurz i zmywanie naczyń a czasami jeszcze katar
i okres
ale czasem lubię marzyć...
rozumiesz, prawda?'


wtedy odpowiedziałeś:
'- ale to wcale nie muszą być marzenia ... to może być nasza rzeczywistość.'
.
Może być.
Nasza.
Chociaż na razie nie nastawiam się na nic wielkiego.
Na to wszystko - oboje potrzebujemy czasu.

niedziela, 28 maja 2006

Koraliki, kolorowe, migoczące szkiełka...

Ręce przemarzły mi od palenia z głową za oknem. Wiatr świszczy kołysząc lekko gałązkami fikusa. Nitka i Falka przekopują ściółkę w klatce, Triss i Milva z głębokim poważaniem dla świata śpią wtulone na półce. Regis myje Arsena, Arsen wydaje się być wniebowzięty. Tymczasem w pokoju bałagan, resztki nie rozpakowanych pudeł nie słyszą pospieszającego tykania zegara. Rzucony na ścianę cień leniwie stuka w klawiaturę leżącego na kolanach laptopa.
Chciałabym być blisko, bliżej.
Tak wiele się zmieniło.
.
Zerkam od czasu do czasu na kolorową bransoletkę z koralików. Bransoletka z koralików stała się nowym symbolem. Symbole mają to do siebie, że czasem stają się relikwiami, czy może – reliktami przeszłości, jak to archiwum smsów w komórce, do którego nie mam odwagi zaglądać. Smsy przepełnione czułością. Smsy pachnące tamtymi dniami, intensywny smak kiedyś. Za dużo wspomnień.
.
Czekałam ponad trzy miesiące. Każdego ranka budziłam się bardzo wcześnie i uspakajałam serce, trzepoczące naiwnie na dźwięk niczego nie świadomych, przesuwających się po korytarzu kroków. Każdego ranka budziłam się bardzo wcześnie i miałam nadzieję, że przyjdziesz, A., że może właśnie dziś.
Każdy kolejny ranek zabijał wiarę. Powoli. Systematycznie. Każdy kolejny był łatwiejszy do przetrwania, łatwiejszy od poprzedniego. Czasem tylko ściskał gardło bezsensownym łkaniem chowanym w pluszowego misia i poduszkę.
Nie chciałam przyznawać wszystkim racji, wszystkim, którzy mówili, że to kiedyś minie, że to umiera.
.
Ale stopniowo przestawałam być czekaniem. Chociaż jeszcze chciałam, jeszcze myślałam, że wystarczyłoby, żeby dał nam szansę.
Mimowolnie zaczęłam lubić ciągnące się w nieskończoność rozmowy z Damianem. Niepostrzeżenie wtapiałam się w jego oczy i na chwilę umiałam już zapomnieć o piekącym bólu, goryczy ciągłego roztrzaskiwania się o mur obojętności. Coraz częściej łapałam się na tym, że chcę Damiana zobaczyć, że to lepsze niż smutne spojrzenia, spojrzenia którymi ślizgałam się po arturowym pokoju, kradnąc fragmenty do których nie miałam już prawa.
Pokochałam jego uśmiech i ciepło. Siedzenie na korytarzu. Wspólne robienie spaghetti. Jakoś dziwnie dobrze zaczęło być. Znów pewnie.
.
I właśnie wtedy zniknął rzemyk, robiąc miejsce koralikowej bransoletce, Artur obudził mnie rano, a potem powiedział to, na co czekałam każdego ranka przez ponad trzy miesiące. Spóźniłeś się o 12 godzin, wyszeptałam spokojna i opanowana jak nigdy, jak często ostatnimi czasy, opanowana i spokojna. Tak naprawdę ciągle mi przykro, ale nie wiem, czy i jak mogłabym kiedykolwiek zaufać.
Może, może kiedyś.
Na razie nie chcę, żeby znów tak bardzo bolało.
Bezpieczniej, dużo bezpieczniej mi teraz wśród słów i dotyku Damiana.
‘Kocie.’
- Lubię być kotem.
.
Trochę boję się przyszłości. Czekam na nią, ciekawa co przyniesie. Co postawi przed nami i ile wysiłku będzie chciała w zamian za szczęście.
…ale dam radę. Dam sobie radę z życiem.
.
Czytałam archiwum z ostatnich trzech miesięcy. Widziałam skrzywdzoną kobietę. Stała z twarzą ukrytą w dłoniach. Wyciągnęłam do niej rękę.
- Chodź – pójdziemy dalej. Pamiętaj, tam musi być światło, gdzieś za kolejnym zakrętem. Tylko nie bój się iść. I nie zgub po drodze skrzydeł. Przydadzą się, kiedy znów zaświeci słońce.

wtorek, 23 maja 2006

Damian.

Ustna matura z francuskiego na 100%, szampański humor, wyczekana wizyta w akademiku.

Siedzieliśmy na korytarzu. Rzemyk, który nosiłam na prawym nadgarstku od dwóch lat, parzył.
Jeszcze do dziś bolało.
Damian.
Wziął mnie za rękę. Powiedział, że czas już chyba…

Rzemyk wylądował za oknem.
Nie trzeba więcej słów.
Od dziś nie płaczę.
Od dziś nie płaczę.

Od dziś.

poniedziałek, 22 maja 2006

Czas czas czas...

Mija za szybko.

'więc jesteś jesteś jesteś
daj niech sprawdzę
niech cię dotknę raz jeszcze dłonią i ustami
niech w oczy spojrzę chociaż najmniej wierzę
oślepłym ze zdumienia oczom
jeszcze twój głos usłyszeć chcę
zapachem się zaciągnąć
pojąć cię raz na zawsze wszystkimi zmysłami
i nigdy nie zrozumieć i ciągle na nowo
dochodzić prawdy pocałunkami'
( H. Poświatowska )

Więc jesteś jesteś jesteś... (?)
Wyjadę z Łodzi niedługo.
To całkiem niedobrze.
.
Juwenalia, koncert Heya, korytarz łóżko filmy piwo fajki itakdalej, i ta i tamta noc - tak dobrze.

Nie chcę się już dzielić, zupełnie nie chcę.
...ja wszystko wiem.
Czas czas czas.

środa, 17 maja 2006

Raisa.

- Zawsze wiedziałem, że jesteś kotką.
.
- Chciałbym, żeby było jak dawniej.
.
Drżę, nie wiem czy bardziej z nerwów przed jutrzejszą maturą z francuskiego, czy z zimna.
Skomplikowało się, wszystko. Nagle przestało być jasne. Kto zna zasady gry, kto je ustala, a przestrzega – kto? Chciałabym napisać, a zupełnie nie mam słów. Tylko migawki przeskakują, kalejdoskop chaotycznych obrazków, zdań, urywane szepty, wahanie, niepewność, niepewność, niepewność.
Myślę o Arturze, myślę, przecież. To takie dziwne, że kiedy przestałam zabiegać, przestałam pokazywać, że mi zależy, wreszcie zaczął mówić o to tak naprawdę chodzi i jak jest. Ale oczywiście to nic nie zmienia, nadal – nic.
A ja coraz bardziej odpływam.
‘Dajmy sobie czas… - powiedziałam dziś dwa razy. Dajmy, niech się uporządkuje, w głowach, w sercach.
Nam wszystkim.

'Trzeba żyć chwilą', jak stwierdził w pubie Wojtas, paląc kolejnego papierosa i pijąc kolejny łyk piwa.
/Miałam taki świetny nastrój/
I tak właśnie żyję od kilku dni. Chwila, która pewnie pęknie jak kolorowa mydlana bańka i zostawi nieładny, mokry ślad łez na policzku.
.
‘Stąpamy we dwoje po niepewnym gruncie…’
Zgubiłam się.
.
.
.
Raisa. Raisa. Raisa.
No chodź. Chodź ze mną do.
…dokąd, tak naprawdę?

sobota, 13 maja 2006

Poplątało się…

Zmiany?
Zastanowić się muszę, bardzo. Coraz mocniej zagmatwana, zginę niedługo w potoku myśli.

Widzisz, ja nie chcę być jak Boska. Nie chcę zrobić nikomu tego, co ona zrobiła mi.
Tego się boję.
.
‘Gdy przyjdzie przysposobić do kochania
inne, z początku obco-szorstkie, zimne zimne zimne zimne ciało
Znów, znów mi do głowy przyjdziesz Ty…

Gdy przyjdzie się ułożyć do snu, pierwszy raz
i szepnąć (z przekonaniem) kocham kocham kocham kocham Cię
Znów, znów mi do głowy przyjdziesz Ty…’
( ‘Ty, ty, ty’ Hey )
 

Bo możemy dać krok do przodu albo krok do tyłu.

Jedno wiem na pewno – nie chcę już nigdy być niczyją zabawką. Nawet jeśli będę kochać.
- nie mam siły na to, żeby znów.

piątek, 12 maja 2006

Spałam dziś pół nocy z Ewą.

Ewa obudziła się w okolicach szóstej czy siódmej, kopnęła mnie w bok po czym przytulając się mocno, wyszeptała 'kocham cię, kasiuniu, baldzo...' i tak mi jakoś się ciepło zrobiło, że od rana, chociaż wyspana nie jestem, nie mam pretensji do nikogo, pomogę tacie z kwiatkami, umyję szczurzastym klatkę, spakuję się i wsiądę w autobus z prawdziwym żalem, że bąbel zostaje w domu, a mnie teraz nie będzie długo długo...

Kto mi będzie tak szeptał nad ranem do ucha...?

czwartek, 11 maja 2006

Główna różnica między Łodzią a Ż. polega na tym, że…

…czasami idę przez centrum mojego małego pseudomiasteczka z laptopem pod pachą, w kieszeni dzwoni mi telefon albo piszę smsa, w uszach mam słuchawki discmana (hm, miewałam, zanim go sobie niechcący zepsułam), a na ramieniu szczura. I tak po prostu zwyczajnie sobie idę, na przykład do Michała.
W międzyczasie mija mnie ileś osób, rzucam jakieś dzieńdobryicześć, rzucam pewne ilości uśmiechów większych i mniejszych.
W Łodzi natomiast są takie miejsca i czasy, kiedy przy przystanku lepiej nie patrzeć na wyświetlacz sprawdzając która jest godzina, lepiej też omijać wzrokiem niektórych ludzi, bo to się może skończyć co najmniej źle.
.
Przespacerowaliśmy się z Michałem na cmentarz, kiedy już zrzuciłam na dysk drugą serię Z Archiwum X. Arsen chował mi się pod bluzą, na biuście, Michał śmiał się mówiąc, że mu zazdrości, podlaliśmy podeschnięte bratki, zapaliliśmy znicze.
Ósmywrześnia, dwatysiącedwa, dwatysiącesześć. Cztery lata w tym roku będzie.
Staruchu, miałbyś w listopadzie trzydziestkę. Nie wywinąłbyś się od rodzinnej imprezy.
Ale i tak zwialibyśmy im na górę do kompa, nie…?
.
.
.
Zanucę La Valse d’Amelie.
Z głową za oknem i dymem w płucach.
.
Jadę jutro francuzić z Rolandem do przyszłego czwartku.
W przyszły czwartek – dzień prawdy.
/Pytanie, czy ciąg dalszy nastąpi.

środa, 10 maja 2006

‘W domu będzie lepiej, a do domu proste drogi wiodą…’

Nocowałam u Amandy, rano zajrzałam w przelocie do bursy, wrzuciłam do plecaka laptop i wzięłam Arsena w transporterku, hamując łzy, które i tak popłynęły kiedy na przystanku przytuliła mnie Natalia, a Okruch stał obok wycierając je jednym palcem. Bo on nawet na mnie nie spojrzał wchodząc na to jebane pierdolone kurewskie kurwa drugie piętro. Nawet-nie-spojrzał.

Nie przyjechał tramwaj, kolejny się spóźnił, więc autobus linii Łódź-Biłgoraj goniłam przez dworzec z wywieszonym jęzorem. Kierowca zauważył mnie cudem, a potem nie mogłam złapać tchu, hamując łzy które i tak płynęły za każdym razem, kiedy myślałam o tym, że nawet-nie-spojrzał wchodząc na to jebane pierdolone kurewskie kurwa drugie piętro!
.
Ewunia jest chora, gorączkuje, ma zastrzyki, płacze, przylepia się, wtula i nie puszcza na krok. Spałyśmy wczoraj razem popołudniu, jadłyśmy obiad ze szczurami, jeździłyśmy na koniu na biegunach, oglądałyśmy 101 dalmatyńczyków. Kiedy zadzwonił po geografii, Ewa zabrała telefon i wykrzyczała do słuchawki ‘Atuj, pijedź! Pojedziemy na basien!’… A potem ja powiedziałam, że zabieram jego siostrę do Warszawy na wystawę szczurów rasowych, i nie wiem, czy mi się wydawało, czy usłyszałam w jego głosie szczere oburzenie, że jemu nawet nie zaproponowałam, żeby wybrał się ze mną. I że teraz skoro biorę Olę, to on już nie, no bo jak.
Jakaś niespójność, czyżby, nielogiczność…?
Kiedyś byłoby oczywiste, że jedziemy na wystawę razem, a teraz nawet nie pomyślałam o tym, żeby jemu ten wyjazd zaproponować, bo z góry założyłam, że po co mu wycieczka w moim towarzystwie, skoro nie obchodzę go, na dni otwarte uniwersytetu puścił mnie samą, a byłam w dużo gorszym stanie, więc po co miałby marnować teraz czas, na głupie podróże pociągiem ze szczurami, jeśli drugie piętro ma pod nosem, a pewnie woli dużo ciekawsze wycieczki tam…
/drugie piętro staje się w moim słowniku synonimem wszelkiego zła.
.
Wieczorne rozmowy z Dominikiem, Madź. Nocne z Damianem. Dziennie z mamą, z bunią, z Aśką. Rozmowy z których nie wynika nic, bo ja i tak zrobię co zechcę. I wszyscy doskonale zdają sobie z tego sprawę.

Motyw warszawski został poruszony bardzo intensywnie, aż zaniemówiłam z wrażenia, że nagle, kiedy ja już właściwie przyzwyczajać się zaczęłam do wariantu łódzkiego, moja rodzina przestaje Warszawę traktować jako fanaberię. I jawić się wszystko zaczyna jako pomysł niegłupi, a nawet niezły.
Się okaże, przecież. Wszystko zależy od matury z francuskiego i tego, na który uniwersytet się w końcu dostanę.
O ile w ogóle, gdziekolwiek.
.
.
.
Po wysprzątanym pokoju buszują cztery szczurze panny. Co chwila chyłkiem przemyka jakiś mały cień. Nitka wskoczyła na łóżko. Przytulona do mojej szyi, zerka z ramienia w monitor.
Czytasz, Nitusiu?
Ale co tu czytać, Nitusiu…
Szary codziennik.
Idźmy lepiej, odpłyńmy gdzieś.
Gdzie indziej.
Gdzie lepiej.
/ ‘sleeping well, no bad dreams.’

niedziela, 7 maja 2006

Rozmowy donikąd albo - biegnę.

Do sklepu naprzeciwko w kapciach nie rozglądam się przefruwając przez ulicę włosy rozwiane i szybki oddech uciekam przed nikim a wracając wpadam do 208 Natalii jeszcze nie ma za to był wcześniej Okruch i Roland na chwilę z sałatą dla Arsena Paulina poszła pod prysznic Artur gania za piłką na boisku z chłopakami patrzę przez okno w łazience tak chłodno na parapecie smsy z Chmielem i te faches pas Catherine z tobą mógłbym się upić czekam czekam czekam repetytorium z wosu spadło za łóżko matura jutro nie umiem nieważne i urodziły się małe szczurki a wśród nich może Regis a może powinnam zobaczyć znów czy jest już Natalia bo Artur przyszedł na chwilę przyniósł ciasto i gadugadałam z Szymonem niewiarygodne że odezwał się i Artur och Artur tak pachniesz a cudu nie było kolejna rozmowa z moją twarzą wciśniętą między jego policzek i ramię tusz z rzęs nie nie dbam o siebie nie za dużo palę i nie za dużo piję pepsi i nie odpowiedziałeś konkretnie na moje pytanie więc czemu przyszedłeś skoro możesz nie przychodzić nie obchodzę cię nie kochasz tylko w łóżku mówisz dobrze mi a w oczach masz tamtą miłość z kiedyś ciągle nie rozumiem a potem stare fotele Natalia i znów pomyślałyśmy o tym samym pod kocem na balkonie księżyc schowany za chmurami.
Chcę spać.

sobota, 6 maja 2006

Byłam. Jestem?

‘Gdybyś był, a nie bywał
raz na jakiś czas
byłabym wreszcie "czyjaś"
nie "bezpańska" - aż tak...

Gdybyś miał, a nie miewał
czas i chęć i gest
byłabym na wyłączność
a nie - ogólnie dostępna...’
( ‘Byłabym’ Hey )


Zadzwonił.

…sza.

Wiem tylko, że jest późno, że z głośników sączy się powoli muzyka, laptop leży na kolanach, kołdra nie grzeje tak jak powinna a ja nie uczę się na poniedziałkowy matury ciąg dalszy.

Zadzwonił po angielskim, bo wczoraj prosiłam, żeby odezwał się jak już skończy pisać. Dlatego zadzwonił. Dlatego teraz niecierpliwie uciekam myślami do niego, chociaż pewnie już śpi, a może na świetlicy ogląda         z Danielem telewizję. Telefon leży gdzieś pod poduszką. Obrzydliwie cichy.
Wiem tylko, że od tamtej krótkiej rozmowy nie odezwał się w żaden sposób, że znowu – tak zwyczajnie mnie olał.
Klnę jak szewc, palę jak głupia, i ciągle nie rozumiem, jak to jest, że kiedy przychodzi, potrafi być jak kiedyś i jak zawsze, ale wystarczy że ja pojawię się w niewygodnym dla niego momencie, a już źle, nie tak i ‘daj mi spokój’.

Ale nic to.
Czekam.

I tym razem nie napiszę do niego pierwsza.
/zajebiście mi smutno.

wtorek, 2 maja 2006

Jestem zmęczona.

Niepewnością, niezdecydowaniem, ciągłą huśtawką, zbliżającą się maturą.
Chcę zniknąć.
Źle mi, bo mama gniewa się za mój niedzielny popis i niepotrzebne nerwy, nie dzwoni nawet, tylko daje telefon babci albo Młodej. To mówię, że w porządku i że się uczę, nic ciekawego, w czwartek piszę polski. I jakoś będzie. I źle mi, bo mama się gniewa a ja przecież zupełnie nie chciałam, żeby to wyszło właśnie tak, niepotrzebnie i głupio.
.
‘Mówisz
słowa nie wyrażą

Patrzę na ciebie
ze smutkiem

Ja znam słowa
które jak atropina
rozszerzają źrenice
i zmieniają kolor świata

Po nich
nie można już odejść
Czy mogę dać ci siebie
jeżeli nie umiesz powiedzieć
co czujesz
kiedy oddaje ci usta’
( ‘Czy mogę’ M. Hillary )


Czy mogę…
…ciągle wierzyć, że to ma sens?
.
Arsen szaleje, podgryza stosy książek do przeczytania teraz zaraz natychmiast, podgryza francuski, polski i repetytorium z WOSu, biega, skacze, kradnie chusteczkę, chowa się pod kołdrę, wreszcie zmęczony przytula do mojego boku i przymyka z zadowolenia ślepka kiedy głaszczę go po pleckach.
A ja płaczę później chowając twarz w pluszowego misia, bo czekam, aż On przyjdzie i zostanie znów na noc, a kończy się na krótkim przytuleniu i szepcie do ucha, że przecież jestem dużą dziewczynką, musimy się uczyć, i że wcale nie boję się ciemności.
Wcale.
Jestem dużą dziewczynką.
Co z tego, że czasem kiedy czekam, płaczę tuląc twarz w pluszowego misia.
.
.
.
/jestem-dużą-dziewczynką.
- miś.