sobota, 28 maja 2005

Wielkie porządki.

Ostatnio, kiedy wchodzę do swojego pokoju, coraz częściej szlag mnie trafia. Nie dość, że od dwóch lat prawie pełni funkcję hotelu, to jeszcze moja nieobecność sprawia, że niektórzy powoli zaczynają traktować go jak własny. A tego nie zniosę. Zaplątana w bursowe pokojowe układy i zasady, jak powietrza potrzebuję takiego miejsca, w którym nikt nie mówi mi co i jak ma wyglądać.
.
Dziś popołudniu na widok rozanielonej Milvy grzebiącej w donicy z moim ukochanym, wychuchanym przez 10 lat fikusem, Nitki buszującej we wnętrzu rozkręconego i uruchomionego (!) komputera oraz uparcie próbującej wdrapać się na szafę Triss, podjęłam decyzję o rozpoczęciu wielkich porządków. Początkowo z myślą ‘pokój przyjazny szczurom’. Kable podwieszone na ścianie i szafie, teoretycznie poza zasięgiem szczurzych zębów, możliwie wysoko poustawiane kwiatki, zablokowany dostęp do komputera, wysprzątana podłoga... Zmęczona, potargana i zakurzona, zadowolona z siebie wypuściłam diablice. W ciągu minuty pokazały jak naiwna byłam trwając w przekonaniu, że nie uda im się wskoczyć na fotel, z fotela na szafę, z szafy... o zgrozo, książki...!
Ciąg dalszy przebiegał pod hasłem ‘pokój szczuroodporny’.

środa, 25 maja 2005

Nie wiem.

Autobus do domu wśród fal kolein w lewo w prawo, półgodzinne opóźnienie, sen piecze pod powiekami, tłoczno i duszno, szczur śpiący w sztruksowej torbie między granatowym discmanem, tuszem do rzęs i jogurtem jabłkowo–miętowym. 
.
Ostatnio niedosyt. Czego, nie wiem. Dosyć, że wyczuwalny na tyle, by wieczorami chować się za murem słuchawek na uszach. Zmęczenie górą, powieki opadają bez szans na zawarcie bliższej znajomości z zawiłościami szkolnych ważności, które pomimo starań ciągle wychodzą nie tak. Chce się nic. Nagrzane puszki w ukropie na rozchybotanych szynach, spoceni ludzie i obślinione psy bez kagańców, szara mżawka i żebrząca kobieta na Fabrycznym. Dzieci pokazujące palcem transporterek z trzema ogonami, spojrzenia pełne życzliwości/zdumienia/obrzydzenia. Uśmiech, uśmiech, uśmiech.
.
Nadmiar wspomnień, za dużo chęci, brak odpowiedzi. 25 smsów, dziś. Czego ja się spodziewałam? On nie odpisał, on nalega, on chciałby, jego nie ma. On jest. Odezwać do niego się boję. Idiotyzm.
.
.
Jestem zmęczona...

sobota, 21 maja 2005

45kB/s.

Zostałam kopnięta zaszczytem. Z nieoficjalnych źródeł doszły mnie słuchy, że uskładane na laptopa pieniądze przeznaczyć powinnam na mały zestaw prezentów, w ratach na resztę życia. Ja naprawdę lubię Edytę, lubię też całkiem jej męża, ich pierworodną a moją imienniczkę i rówieśnika naszej Ewy – Patryka. Ale czemu, pytam się, rozkładając bezradnie ręce, dlaczego ja...? Biedna przyszłoroczna studentka, która w dodatku już niebawem świętować będzie pierwszą komunię swej Anny Marii. Kacper Jan z całą pewnością zasługuje na kogoś zdecydowanie bardziej nadającego się do roli chrzestnej matki...
.
Nastroju sprecyzowanego brak. Irracjonalne myśli kłębiące się wokół egzaminów z francuskiego, szkolnej sieczki i odległych planów na wakacje ze stałym łączem i szczurami pod kołdrą w tle.

sobota, 14 maja 2005

Dygo-dygo. Ty.

Kąpiel gorąca, gorąca herbata. Łóżko zimne. Sama ci-sza. Brak?
‘Mam głowy zawroty, daj mi...’

Raisa.

piątek, 13 maja 2005

...

Łódź mnie rozchorowuje. Od poniedziałku nie mogłam mówić przez paskudne zapalenie gardła, w czwartek czując się koszmarnie wróciłam do domu i już leków żadnych nie wzięłam, jest dobrze.
Jednak rację miała pewna pani wróżka która stwierdziła, że większość moich dolegliwości to stan psychiczny duszy. Tak silny, że odbija się na całej reszcie. I że potrafię się rozchorować na zawołanie, według gustu i potrzeby (narodziny siostry – szpital i groźba wylądowania pod nożem, nerwówka w szkole - w zależności od natężenia, zapalenie płuc lub marne gardło). Bo ja chcę zwrócić na siebie uwagę czasami. Że mi źle i nie tak.
I już nie mówię, że ‘lekkie stany depresyjne i lękowe’. Co podobno wynika z mojego życia jedną nogą w domu, drugą w mieście. Nieumiejętność odcięcia się i pogodzenia tu i tam z wczoraj dzisiaj i jutro.
.
.
.
Śnił mi się D., marzę o A., czytałam C., myślę o Sz., wspominam J., tęsknię za K.
...a teraz serdecznie zapraszamy wiernych czytelników do udziału w naszym konkursie teleaudio. Na zwycięzców czekają atrakcyjne nagrody: kartka z mojej ulubionej książki, guzik od mundurka, porysowana płyta, wypalona świeczka, pusty kubek, długa rozmowa na gg. Wystarczy tylko wysłać sms (koszt 0.01 do wszystkich znajomych w sieci) i podać odpowiedź na poniższe pytanie:
‘Co autor miał na myśli?’
a) chce mi się spać / bełkot
b) za mocno przywiązuję się do ludzi
c) potrzebuję dobrego psychiatry
d) jestem monotematyczna, jestem nudna, jestem... nie ma mnie.

sobota, 7 maja 2005

O żesz jasna cholera.

To być nie może, elektronowa waga mojej mamy pokazała ostatnio stan zbliżający się powoli i nieubłaganie do punktu krytycznego (wierzyć nie mogłam i śmiałam nawet podważyć nieomylność sprzętu). Niestety dzisiejsze zakupy powaliły mnie rozmiarem spodni, jak to, przytyłam?!
Jakoś niedawno mało mnie obchodziły wrzaski A., że się obżeram niemiłosiernie czekoladą, bo przecież lubię. Ale w zaistniałej sytuacji z bólem serca rezygnuję z jedzenia i zachwycam się delikatnością niegazowanej mineralnej. Wiem, że tydzień będzie ciężki i muszę mieć siłę by przeżyć, ale osiągnąwszy stan niezadowolenia totalnego, stwierdzam, że tylko pozbycie się zbędnych 5 kilogramów doda mi skrzydeł.

czwartek, 5 maja 2005

‘Na palcach podchodzę do okna...’

‘To moja najstarsza siostra, Kasia, a to jest jej chłopak, Artur. Myślę, że się pobiorą...’ – tak Jaś przedstawił nas swojemu nowemu znajomemu, wywołując uśmiech na twarzach rodziny i porozumiewawcze spojrzenia między mną i Arturem.
.
Weekend u niego zapamiętam jako dom, w którym mówi się szeptem. W przeciwieństwie do mojego, pełnego szumu i gwaru, wiecznej bieganiny i niespodziewanych gości.
.
Babcia jutro jedzie do szpitala. Nie potrzebuję uspokajających słów, że wszystko się uda i będzie dobrze. A gwarancji nikt mi dawać nie chce. Robię jej zdjęcia. Przegania mnie jak uprzykrzoną muchę, krzycząc, że taka jest nieuczesana, w fartuchu i starej bluzce. Uparcie biegam z aparatem wyczuwając chwile, w których chcę ją mieć.
Myślę, że ona musi wrócić. Egoistycznie wymagam, by zrobiła to dla mnie. I nic mnie nie obchodzi, że to ryzykowna operacja. Wierzę. Chcę wierzyć. Staram się.
.
Nauczyłam się mówić o Kamilu bez łez. Z roztargnieniem zauważam, że to już trzeci rok odkąd go nie ma. Zapalam świeczkę i beznamiętnie patrzę na czarną płytę. Tylko drgają kąciki ust, a w gardle pieką uwięzione słowa wymyślonej rozmowy/modlitwy. Przywołuję przeszłość, opowiadając komuś, kto potrzebuje, że ból najbliższych powinien być wystarczającym argumentem na 'nie'. Nie jest istotne, że kiedy jesteś, oni nie zdają sobie sprawy, jak bardzo. Uwierz. Ja wiem.
.
‘Dzień się skończył.
Straż przejmują anioły.’
( Hey )