niedziela, 31 sierpnia 2003

Nowy rozdział.

Ostatnie dni upłynęły na przygotowaniach do wyjazdu.
Zakupy ( z pewnością nie mam jeszcze mnóstwa rzeczy ), sprzątanie ( na moim biurku panuje godny podziwu bałagan ), pożegnanie ze znajomymi ( z połową i tak się nie widziałam ), pakowanie ( 3 duże torby - prawie pełne - jeszcze nie skończyłam ).

I narzekanie Janusza, że zupełnie nie mam dla niego czasu. Znów zaczynam być jędzą. Przepraszam. Wynagrodzę to wszystko w Łodzi. Kiedy będziemy mogli spotykać się bez przeszkód. Bez obaw. Jak normalna para. Pójść razem na spacer, do kina. Razem się uczyć. Kochać i zasypiać czując ciepło drugiej osoby. J., nie masz pojęcia jak bardzo mi Ciebie brakuje.

Ludzie z mojej starej klasy zorganizowali ognisko. Niby pożegnalne, ostatnie wspólne ognisko. Przyszło 10 osób. Zastanawiam się, o czym z nimi rozmawiałam przez te 6 lat? Naprawdę nie wiem. I jeszcze moje ‘przyjaciółki’. Aktualnie traktujące mnie jak powietrze, lub też coś stojącego na drodze. Jedyne pytania jakie zadała mi przez cały wieczór Agata, osoba, która uważałam za najbliższą osobę, brzmiały: ‘To kiedy jedziesz do Łodzi?’ i ‘Chcesz się napić?’. Przez 6 lat byłam na ich zawołanie. Przez 6 lat im pomagałam. Przez 6 lat uważałam, że są moimi przyjaciółkami. Agata. Karolina. Duśka. Nie słuchałam, kiedy mama powtarzała mi do znudzenia, że są interesowne, nie wierzyłam, kiedy Asia mówiła, że nie zachowują się szczerze. Wolałam wierzyć, że naprawdę mnie lubią. Za to jaka jestem. Nie za to, co mam. Wolałam wierzyć. Ponieważ potrzebuję ludzi. Potrzebuję akceptacji. Potrzebuję tej świadomości – jesteśmy z tobą, możesz na nas liczyć. Nie dopuszczałam do siebie wrażenia, że jestem kimś doczepionym, piątym kołem u wozu. Zawiodłam się? Cóż. Mała pomyłka. Nie pierwszy raz w życiu.

Tęsknię chyba za Szymonem. Za Szymonem sprzed kilku miesięcy. Tęsknię za przyjacielem. Przecież nie wymarzę z pamięci ostatnich dwóch lat. Nie wyrzucę wspomnień. Zbyt wiele łączy się z nim.

‘To wszystko co stało się przez ten czas
jest w tobie i we mnie
zostało w nas...’
( ‘6 lat później’ Kult )


Nasze ostatnie rozmowy – nie mogłam pozbyć się wrażenia, że gadam z kimś innym, z zupełnie obcą, zimna i chamską osobą.

‘Czasem bardzo niewiele czasu jest potrzeba
by zburzyć wszystko i wszystko pogrzebać...’
( ‘6 lat później’ Kult )


Czy spotkamy się w Łodzi? Czy będzie chciał? Mam nadzieję... że chociaż na chwilę. Że będę mogła popatrzeć mu w oczy.

Wyjeżdżam. Zostawiam półtora tysięczną osadę. Pełną ludzi w znacznym stopniu ograniczonych, których ulubionym zajęciem jest wymyślanie i rozpowiadanie niestworzonych historii o innych. Ludzi pełnych braku tolerancji, ludzi pełnych zawiści, nienawiści, zazdrości, chamstwa, wódki, beznadziejnego nicnierobienia i zwyczajnej głupoty. Oczywiście, nie wszyscy tacy są. Ale znakomita większość, niestety.
Czy wykorzystam swoja szansę? 

wtorek, 26 sierpnia 2003

‘Zapal światło w oknie...’

26 sierpnia 2003 
Kamil ma 27 lat. Jest zdrowym, wielkim, silnym facetem. Ma ciepły głos i lekko zmiękcza niektóre głoski. Lubi jeść. Właśnie skończył studia - dwa kierunki na AGH w Krakowie. Jego dziewczyna, Dorotka, z którą jest od 6 lat, pracę z historii obroniła rok wcześniej i pracuje w szkole. On również dostał etat. Może nie szczyt jego marzeń, ale od czegoś trzeba zacząć. Kamil ma dużą rodzinę, dwóch braci; Adama i Tomka oraz dwie siostry; Ewę i Gosię. Jego rodzice od lat prowadzą sklep w niewielkiej miejscowości położonej przy trasie przelotowej Łódź – Kielce. Chociaż często się z Kamilem kłócą i wytykają mu różne błahe potknięcia, tak naprawdę są z niego szalenie dumni. Kamil ma również mnóstwo braci i sióstr ciotecznych. Jedną z nich jest 16letnia Kaśka. Dawniej nie zwracał na nią uwagi, myślał, ‘ot, taka tam małolata...’. Dopiero 3 lata temu, podczas wakacji, zauważył u niej ‘przebłyski inteligencji’ i ‘brak wad wrodzonych naszej rodziny’. Zaprzyjaźnili się. Kamil załatwił jej komputer. Podłączył Internet. Nie są w stanie policzyć godzin spędzonych wspólnie przy monitorze. Tematów do gadania zawsze mają mnóstwo. Kaśka uważa go za swój wzór. Idąc za radami i namowami Kamila, wywalczyła sobie dobrą szkołę średnią daleko od domu. Rodzina określa ich mianem ‘pary egoistów - intelektualistów’. A oni się z tego śmieją. A oni są teraz w Kaśki pokoju, Kamil leży na dywanie, Kaśka siedzi przy kompie, gadają i się śmieją.

26 sierpnia 2003
Kaśka jest sama w pokoju. Patrzy na Kamila zdjęcie. Słucha muzyki.
‘Na kiepskich zdjęciach
okruchy dawnych dni
(...)
w pamięci zakamarkach wciąż rozbrzmiewa śmiech
czyjaś twarz zapamiętana’
( ‘Zapal świeczkę’ Dżem )

Stuka w klawiaturę. Z każdą literą uderza coraz mocniej. Z każdym słowem jest coraz bardziej wściekła. Bo najbardziej na świecie nienawidzi bezsilności. Z każdym zdaniem oddycha gwałtowniej. Czuje napływające łzy. Już są pod powiekami. Za chwilę popłyną po policzku. Kapną? Nie. Wyciera je ręką. Pieprzona kretynko, przestań, natychmiast przestań.

On leży pod ciężką czarną płytą z napisem:
żył lat 26
zm. 8.09.2002

‘Słońce twoje zaszło
choć dzień trwał jeszcze’

niedziela, 24 sierpnia 2003

Za tydzień...

Za tydzień o tej porze będę mieć przed sobą pierwszą noc w bursie. W miejscu, które na 10 miesięcy ma stać się moim drugim domem. Razem z trzeba obcymi dziewczynami w jednym pokoju. Mniejszym niż ten, który przez 8 lat zajmowałam sama.
1 września rano założę mundurek – granatową marynarkę z czerwoną lamówką. Przerzucę przez ramię beżową torbę z ortalionu. Pierwszy raz wsiądę do autobusu 65. Pierwszy raz wejdę do szkoły jako jej uczeń. Pierwszy raz zobaczę swoją nową klasę. Pewnie będzie jakąś akademia. Sprawy organizacyjne. A później, może wypad do pubu na Zielonej z nowymi ludźmi? Może powłóczę się po mieście? Może spotkam się z Piotrkiem ze starej klasy? Wrócę do bursy. Rozejrzę się. Pomyślę. Udało się?

Dla Pauki:
‘Unikaj scenariuszy one zwiodą cię
nie słuchaj złych podszeptów, głupcem staniesz się
panem swym bądź, własny zbieraj plon
nie wstydź się upadków, zahartują cię
pozbądź się poczucia winy, jeszcze nie jest czas
panem swym bądź, własny zbieraj plon’
( ‘Musli’ Hey )

Wierzę w ciebie.

piątek, 22 sierpnia 2003

Z rozmyślań Jasinkowych.

5letni Jaś siedzi obok i zaglądając w monitor opiera się na moim ramieniu. Mały śpi dziś u mnie, rodzice pojechali na całą noc po towar, Karolinkę podrzucili do chrzestnej, Aneta została nad zalewem. Rozmawiamy więc we dwoje, pijemy soczek i jemy herbatniki.

ja: Jasinku, chciałbyś mieć braciszka albo siostrzyczkę?
Jaś: Psecies mam juz was!
ja: No, ale może... Może mamusia przywiezie nam pod choinkę dzidziusia?
Jaś: Nooo... Dobla, to blaciska bym chciał. Ale siostle to nieee... Bo i tak same baby w domu i ja z tatą jestesmy w mniejsości narodowej! A w ogóle to wyjdź juz z intelnetu, bo mama bedzie ksyceć i włąc mi w końcu Epoke lodowcową!


Ha. No tak. Przychylam się do życzeń pana Jana.

czwartek, 21 sierpnia 2003

Czy ‘ono’ to chłopiec?

Mama była u ginekologa. 
W skrócie: ’21. tydzień, ciąża i rozwój płodu prawidłowy. Namawiam na wzięcie zwolnienia, w przeciwnym wypadku chodzi pani na własną odpowiedzialność.’

‘Ono’ wygląda jak miniaturowy człowieczek, teoretycznie ma ok. 18 cm i waży jakieś 300 gram. Jego twarz jest już ‘ludzka’. Słyszy i rozpoznaje maminy głos. Można określić jego płeć. Szymku, jesteś Szymonem czy Magdą? Mama chyba nie chciała się tego dowiedzieć, bo my trzy miałyśmy być na 100% chłopcami, a zrobiłyśmy rodzicom niespodzianki.

Wczoraj się do niej przytuliłam. Dotknęłam jej brzucha. Oswajam się. Powoli. ‘Ono’ się w środku wierci. Kopie. Nie poczułam, ale... Szymek, Szymek. Jak będziesz mamę męczył, to żebyś wiedział, zleję ci tyłek, smarkaczu.
Czy to możliwe, że pomimo tego całego ogromnego oceanu obaw i strachu... zaczynam Cię kochać?

wtorek, 19 sierpnia 2003

‘Mamo, nie dźwigaj, Szymka uszkodzisz!’

Wczoraj byłam z rodzicami w Łodzi, po towar do sklepu. Mama podniosła pudło na hurtowni, a ja krzyknęłam:
’Mamo, nie dźwigaj, Szymka uszkodzisz!!’
Szymek... właściwie nie wiem, czemu powiedziałam akurat to imię... Szymek? Chcę, żeby to był chłopiec. Brata zaakceptuje, chyba. Nie zaakceptuje natomiast kolejnej siostry, tym bardziej, że mama pewnie nazwie ją ‘Magda’, a ja mam malutka awersję do tego imienia. Cóż. Zawsze chciałam mieć jakiegoś Szymona.

Moja rodzina twierdzi, ze jestem snobką. Że nosa zadzieram. I uważam się za kogoś lepszego. Mówią, ze skoro czytam, ze skoro lubię czytać, jestem kujonem. Nie rozumieją, dlaczego tak uparłam się na LO w Łodzi. Patrzą na mnie jak na przybysza z obcej planety. A ja nie chcę. Nie chce takiego życia. Nie chce spać po 4 – 5 godzin na dobę, nie chcę pracować w sklepie, nie chcę przez całe życie pracować i wysłuchiwać wiecznych utyskiwań ludzi, nie chce się denerwować bez przerwy, nie chcę, nie chcę, nie chcę. Nie podoba mi się takie życie. Wieczny bieg. Wieczny brak czasu na cokolwiek. Nie chce żyć jak moi rodzice. Generalnie nie brakuje nam pieniędzy. Mogę sobie pozwolić na wiele rzeczy. Mogę. Tylko na rodziców nie bardzo. Chcę czegoś lepszego. Bo oni nie maja czasu. Bo zawsze są strasznie zmęczeni. Bo przez 16 lat, nie pamiętam, żebyśmy kiedykolwiek gdzieś wyjechali razem na wakacje. Bo moja mama nie umie ze mną rozmawiać. Bo mój tata w każdej wolnej chwili wyrywa się na ryby. Bo woli towarzystwo kolegów. Bo czasami woli wódkę. Bo jestem im wdzięczna, za wszystko co dla mnie robią, ale mam do nich żal. Bo czasami wołałabym sobie czegoś odmówić, żeby tylko mieli dla mnie więcej czasu. Bo duża ilość rodzeństwa zmusza do ciągłej walki o ich zainteresowanie. Bo jestem zazdrosna. Bo jestem najstarsza. Bo jestem już duża. Bo jestem jeszcze mała. Bo też chcę trochę uwagi. Bo czasami krzyczę. I płaczę, bo i tak nie słyszą. Bo zostawili mnie jak miałam 2 lata i wyjechali pracować do Niemiec. Bo jak wrócili po dwóch latach, to zaraz urodziła się pierwsza siostra. Bo odstawili mnie na boczny tor. Bo zapatrzeni w niemowlaka pozwolili mi zniknąć za parawanem z książek. Bo nie chodzili na moje wywiadówki. Bo zawsze byli pewni, że sobie świetnie radzę. Bo wiele razy coś było ważniejsze niż ja. Bo nie było ich przy mnie w kilku ważnych chwilach. Bo uważali, że wychowywanie polega na strofowaniu z byle powodu i bez powodu. Bo nie podobają im się moi znajomi. Bo mówią, że jestem egoistką. Bo oceniają mnie po pozorach. Bo czasami udaję. Bo gram. Bo wolę, żeby mieli mnie za taką. Bo nie lubię siedzieć w sklepie. Bo lubię mieć swoje zdanie. Bo nie lubię ulegać. Bo uparłam się na Łódź. Bo nie chcieli mi pozwolić. Bo gadają różne rzeczy na Kamila. Bo nie zgadzam się z tym co o nim mówią. Bo w końcu po wielu ciężkich bitwach pozwolili na ‘Kopernika’. Bo teraz są dumni, ze się dostałam. Bo wymagają, żebym była najlepsza. Bo ostatnio częściej mówią o rozwodzie. Bo nie zaakceptowaliby Janusza. Bo czasami nie umiem sobie poradzić. A oni tego nie widzą. Bo zawsze są zajęci. Bo dzisiaj wybierają się na kilka dni nad zalew, wszyscy. A ja chyba zostanę z babcią w domu. Bo żal się ze mnie wylewa.
Nie chcę takiego życia. Nie chcę powielać schematu.
Źle, że chcę czegoś innego? Lepszego?

sobota, 16 sierpnia 2003

'Wszystko nam się śni, ja tobie a ty mi, la la la...’

‘Boję się kiedy moje oko mruga. Boję się, że w każdej sekundzie, w której moje spojrzenie gaśnie, na twoje miejsce wślizgnie się wąż, szczur, inny mężczyzna.’
( ‘Tożsamość’ Milan Kundera )

Sny. Coraz dziwniejsze ostatnio. Moje i jego.
Janusz: 'w tym śnie byłem bezsilny, ślepy i oszalały, obraz mi się zatrzymał w jednym miejscu i cały czas widziałem to samo, tylko przez zamknięte oczy widziałem zarys tego co widzę naprawdę, nie mogłem nic zrobić, a ciebie całował jakiś koleś!’
I po co ja mu mówiłam, że byłabym zdolna do zdrady? Mogłam sobie darować. Bezsilność czuję. Kiedy mówi o takich snach. Nie mogę nic zrobić. Najwyżej powtarzać – kocham Cię, przytulam, całuję. Bo cóż innego mi pozostaje, przez telefon. Ostatnio widzieliśmy się 22 lipca. Ledwie kilka godzin w biegu i stresie. Ludzie gapiący się na nas, trzymających się za ręce, całujących się na przystanku, w tramwaju, na ulicy. Nie mieliśmy chwili spokoju. Ukradkowe przesuwanie dłońmi po udach. Muśnięcia warg. Podciąganie sukienki. Mocne przytulenie. Zawrót głowy. I deszcz. Zmoknęliśmy. Zrobiło się zimno. Objął mnie. Schowałam się w nim, chociaż jestem od niego wyższa. Czułam się jak malutka dziewczynka.

Przez kilka ostatnich nocy śniło mi się ‘ono’. ‘Ono’ w moich snach zawsze jest chłopcem. Czasami niemowlakiem, innym razem półrocznym dzieciaczkiem. ‘Ono’ jest śliczne. Ma wesołą buzie. Uśmiecha się. Gaworzy. Chce zwrócić na siebie uwagę. I tak jest. Wszyscy zachwycają się ‘ono’. Stoję z boku. Przyglądam się i myślę. No tak. teraz mogę zniknąć. I nikt nie zwróci na to uwagi. Nikt nie zauważy. Jestem niepotrzebna. Jak stary mebel. Nie pasuje do nowego wystroju. Tak samo czułam się, kiedy na świat przyszła Aneta. Karolina. Jaś. A teraz będzie ‘ono’. Chociaż tak naprawdę nikt go w tej chwili nie chce.

Nie myśleć. Nie myśleć. Nie zastanawiać się. Akceptować. Niech będzie. Niech będzie dobrze. Ja z Januszem w Łodzi. ‘Ono’ w domu. Cholera, dlaczego sama myśl o tym dziecku mnie boli?!

piątek, 15 sierpnia 2003

‘Coś się kończy, coś się zaczyna...’

...jak zwykli mawiać bohaterowie mistrza Sapkowskiego.

Szymon podjął za mnie decyzję. Jestem mu wdzięczna? Sama nie potrafiłabym lepiej tego zakończyć.

Szymon (14-08-2003 22:15)
to będzie nasza ostatnia rozmowa


Dlaczego? ‘Bo tak będzie lepiej’. Dla mnie? Janusza? Szymona? Być może.

Szymon (14-08-2003 22:36)
zawsze to na facetów się zwala winę, ale Ty jesteś jaskrawym przykładem że kobiety też są podłe


No ba. Rzecz oczywista. Podła wredna i w ogóle zgnilizna moralna do szpiku kości.

Niemniej. Szkoda mi. Siebie? Znajomości? Szymona? – wszystkiego po trochu.
Na co liczyłam, trwając w zauroczeniu? Że swoim ‘uczuciem’ zmienię go? Zmienię, bez możliwości zobaczenia się? Spotkania? Naiwna byłam.

'Kto robi z kogoś boga,
niech się nie zdziwi, gdy spostrzeże,
że miał do czynienia tylko z człowiekiem’
( Michel Quoist )


Ta przyjaźń (?) nauczyła mnie wielu rzeczy. Ale chyba przede wszystkim tego:

‘Ideał to, jak wiadomo, coś takiego, czego nigdy nie da się znaleźć.’
( ‘Nieznośna lekkość bytu’ Milan Kundera )


Będę tęsknić.

środa, 13 sierpnia 2003

Notka z serii ‘my love’

Tak, niektórzy takowych nie trawią, bo na blogach jest ich zatrzęsienie. Wiem. Nie będę pisać, ze mam doła. Bo w zasadzie nie mam. Tylko prawie całonocna rozmowa z Januszem uświadomiła mi kilka rzeczy. Chce je zapisać, żeby móc sobie później przypomnieć, co czułam i co w związku z tymi uczuciami postanowiłam. Zaczęło się jak zwykle. Czyli delikatnie olałam go, rozmawiając na GG z wszystkimi, podczas gdy odpowiedzi w jego kierunku płynęły ze średnią częstotliwością pół słowa na minutę. W necie przesiedziałam do mniej więcej 23.30. Poszłam do łóżka. Zadzwonił. Z miejsca wyczułam agresję. Wie, ze nie lubię kiedy w tle rozmowy ryczy metal. Moje ’wyłącz, nie lubię, nie podoba mi się’ skwitował krótkim ‘to się rozłącz’. Postąpiłam zgodnie z instrukcją i przez kilka minut olewałam jego x-krotne dzwonienie. Ostatecznie zaczęło mnie to wkurzać. Przywitałam go warczącym głosem. Za to on był całkiem spokojny i chyba pokojowo nastawiony. Zaatakowałam. A on. On. Mój zawsze uległy, ustępujący mi, poświęcający swoje zdanie na pastwę losu Janusz... powiedział, ze zaczyna mieć serdecznie dosyć. Moich humorów. Nieuzasadnionych pretensji. Żądań. Wymagań. A najbardziej tego, ze wymagam od niego, a sama nie przestrzegam żadnych zasad. I o byle co zaczynam pluć jadem. O byle co wystawiam te swoje cholerne kolce. Którymi tak cholernie dobrze potrafię ranić. Powiedział, ze zaczyna mieć dosyć. Życia w ciągłym oczekiwaniu na mój atak. Ciągłych obaw i strachu. Co tym razem wymyślę, co tym razem zrobię. Takie wieczne

’przeprowadźmy mały sprawdzian
wytrzymałości duszy na ból
pozwól mi się przekonać
jak wiele cierpienia potrafisz znieść’
( ‘Eksperyment’ Hey )


Wyznawałam tę właśnie zasadę. Wydawało mi się, ze on będzie wiedział, że

‘nawet w chwilach tak okrutnych pamiętaj ze nic się nie zmienia
że kiedy upokarzam cię robię to by bardziej cię kochać
nie ufaj ludziom którzy ciągle głaskają cię ściągają czapki
oni nie dadzą ci tego co mogę dać ci tylko ja’
( ‘Eksperyment’ Hey )


Wiedział. Wiedział, bo przecież często to powtarzałam. Usprawiedliwiałam się słowami ‘nigdy nie mówiłam, że bycie ze mną jest łatwe!’ i wydawało mi się, że to wystarczy. Bo przecież ostrzegałam. Że np. z wiernością może u mnie rożnie bywać. Chociaż doskonale wiem, ze zdrada jest rzeczą, której nie potrafiłby wybaczyć. A jego właśnie ta moja pewność, ze wolno mi robić wszystko, bo on ‘i tak wybaczy’ tak denerwuje. I moje kolce. Prosił, żebym się ich pozbyła. A ja, nieuleczalna idiotka, powtarzałam jak katarynka, ze te kolce są częścią mnie i nie mogę, bo nie chcę ich stracić, bo bez nich nie będę sobą. Decydując się na Łódź, postawił wszystko na jedna kartę. Na mnie. Teraz boi się, ze przegra. Powiedział, ze ja nigdy nie przegrywam. A on czasami tak. I ze kiedyś odejdzie. Jeśli się nie zmienię. Nie chciałam ryczeć. Jakoś samo się. Myśl, że mogłoby go nie być. Że mógłby pokochać inną. Świadomość, ze nasze bycie razem jest dziełem przypadku. bo w sumie przypadek sprawił, ze przypadkiem trafiliśmy na forum i przypadkiem miałam spieprzonego avka, a on przypadkiem zaproponował pomoc, przypadkiem mój Outlook się zepsuł i zawalił mu skrzynkę jednym mailem, wiec przypadkiem zaczęliśmy gadać na privie, przypadkiem przypadek przypadkiem. Przypadkiem go kocham. Tak samo jak przypadkiem Tomasz spotkał Teresę, Kaśka spotkała Janusza. A równie dobrze przypadkiem podobna lub zupełnie inna sytuacja mogłaby przypadkiem sprawić, że przypadkiem on mógłby być z inną.

‘Sądzimy, że nasza miłość jest tym, co musiało się zdarzyć, że bez niej nasze życie nie byłoby naszym życiem. Mamy wrażenie, że sam zachmurzony Beethoven ze swoja ogromna grzywa wygrywa naszej wielkiej miłości swoje es muss sein!’
( ‘Nieznośna lekkość bytu’ Milan Kundera )


A to wszystko przypadek. I tak łatwo mogę go stracić.

Nie słucham. Ma pretensje, ze zupełnie nie liczę się z jego uczuciami. Że mówię ‘ja chce!’ zamiast ‘proszę Cię’.

‘Możliwe, ze nie jesteśmy w stanie kochać właśnie dlatego, że domagamy się czegoś od tego drugiego ( miłości ), zamiast podchodzić do niego bez żadnych wymagań i pragnąć wyłącznie jego obecności.’
( ‘Nieznośna lekkość bytu’ Milan Kundera )


Pragnę jego obecności. Zmienię się. Przepraszam.

wtorek, 12 sierpnia 2003

Muzyka zwierciadłem duszy?

‘Sabina mówi: - Błędne koło. Ludzie głuchną, ponieważ coraz głośniej puszczają sobie muzykę. Ale ponieważ głuchną, nie pozostaje im nic innego jak puszczać ją jeszcze głośniej.’ ( ‘Nieznośna lekkość bytu’ Milan Kundera )

Co racja to racja. U mnie króluje dziś Nosowska ze swoim Sushi.

‘Żadnych łez. Żadnej żałoby. Wszystkich chcę widzieć w czerwieni.’

Tak w ogóle - ’najlepiej było wtedy kiedy kogoś miałam w sobie gdy pachniało deszczem i marzyłam wieczorem gdy karmiłam gołębie chlebem z karbidem słuchałam muzyki upijałam się winem’

To lubię. Czerwone wino. Deszcz. Książka. Łóżko. Facet. Niekoniecznie wszystko na raz.

Aha. I uważajcie. 'Mars napada'.

...a 'Katarzyna ma katar'. Głowa boli. Dlatego też znikam. Do łóżka. 'Cisza ja i czas'...

poniedziałek, 11 sierpnia 2003

Brzuch.

Patrzę na mamę. Na jej brzuch. Coraz większy. Już widać. Charakterystycznie zaokrąglony. Charakterystycznie odstający. Brzuch, z którego krzyczy. 'Jestem i nie masz prawa żądać, żeby ona mnie zniszczyła!'. Ja wiem, ze ‘ono’ krzyczy. Za każdym razem, kiedy zatrzymuję na nim wzrok. Ja wiem, że ‘ono’ wie.

‘To, czegośmy nie wybrali, nie jest naszą zasługą ani naszą winą’
( ‘Nieznośna lekkość bytu’ Milan Kundera )


Zapisałam to zdanie na monitorze. Powtarzam je w myślach. Za każdym razem, kiedy wracają. Uczucia.
Bezradność. Strach. Nienawiść. Miłość. Gniew. Prośba. Bunt. Pokora. Chęć ucieczki, zapomnienia. Histeria. Obojętność.

Nie mogę siebie winić. Ja nie wybrałam. Mogę się z tym tylko pogodzić. Zaakceptować fakt. I prosić. Boga. Ludzi. Żeby było dobrze.

Patrzę na jej brzuch...

Wiem, że ‘ono’ krzyczy.

niedziela, 10 sierpnia 2003

Seks - nie seks?

Rozmawiałam z Szymonem przez 3 godziny... Początek był chłodny i taki... nieposkładany. Później się rozkręciliśmy.

Szymon (0:35)
to właściwie zwykły stosunek, kopulacja, seks jest w połączeniu z miłością, więc to jest po prostu kopulacja


Szymon nie kocha. Tylko zaspokaja swoje typowo męskie potrzeby.

sobota, 9 sierpnia 2003

'Magnolia'

Sąsiad się żeni. Rodzice na weselu. Babcia śpi. Dzieci śpią. Janusz ćwiczy. Twierdzi, że musi stracić fałdki na brzuchu. A przecież to ja jestem gruba, nie on. Szymona nie ma. Ale był. Ja oglądam film - 'Magnolię'.

Krew mnie zalała, kiedy zobaczyłam Gosię idącą na pielgrzymkę. Z Grześkiem za rączkę. No tak, byłam potrzebna jako wymówka, że niby idzie ze mną. Wiedziałam, wiedziałam, że ona nie wytrzymałaby tygodnia bez seksu.

Lubię bardzo. Leżeć na łóżku. Z kołdrą zwiniętą pod plecami. Patrzeć w ekran. Jutro chyba 'Niebo' obejrzę. Magicznie mnie ten film przyciąga.

Auć. Nadgarstek. Boli cholernie. Nie wiem już, chyba powinnam pójść z tym do lekarza.

piątek, 8 sierpnia 2003

‘Head’s full of wine trembling hands and this empty eyes (...) nobody else can see me...’

Z Januszem piciem i mną to jest tak, ze nieco inaczej pojmujemy pewne wielkości. Dla niego mało to jest nic. A dla mnie to powiedzmy dwa piwa. Stąd nieporozumienia.

‘I to, co nazywaliśmy kochaniem się, znaczyło może, że stałem przed tobą z żółtym kwiatem w ręce, ty zaś przytrzymywałaś dwie zielone świece, a wiatr wiał nam w twarze deszcz wyrzeczeń, pożegnań i biletów metra.’
( ‘Gra w klasy’ Julio Cortazar )

Przykro mi, że byłam chamska wobec Gosi. Chciała żebym z nią na pielgrzymkę poszła. Prosiłam ją dwa i tydzień temu, żebyśmy się razem wybrały. Mówiła, że nie idzie. Dzisiaj, dzień przed, mówi, że zmieniła zdanie. Przykro mi, że byłam chamska i olałam ją. Tak jak wcześniej ona mnie.
A mama mówi, że jestem słomiany ogień...

Siedziałam na parku z Michałem i Maff. Rozmawiałyśmy o francuskim. Maff powiedziała, ze języka nie lubi, ale jest dobra. W języku... Też lubię. Michał na to - zbereźnice!

...rozbita. Skąd ten nastrój? Irytuje mnie zmienność mamy. Jej humory. Denerwuje czepliwość babci. Chwilowy dobry humor taty. Ironia Szymona. Ciepło Janusza. Zawiedziony wzrok Gosi. Brak Kamila.

Kamil. Za miesiąc pierwsza rocznica jego śmierci. Tyle razy już o tym opowiadałam. Tyle razy. Za każdym boli inaczej. Dzisiaj w miarę spokojnie. Po myśli ’Kamil’ zapala mi się w mózgu czerwona lampka. Więc wyłączam. Mózg.

czwartek, 7 sierpnia 2003

Po imprezie.

Wczoraj były urodziny Michała, kupiliśmy mu z Januszem nową płytę Farben Lehre.

Zła na ojca jestem. Najpierw się darł, że mam być w domu o północy, później stwierdził, że mogę wrócić o której chcę. W efekcie Janusz nie przyjechał i się nie spotkaliśmy. Zawsze marzy mi się noc spędzona z nim pod gwiazdami.

Dawno się tak nie bawiłam. A właściwie, to chyba... jeszcze nigdy? Wszystkie imprezy z moja eksklasa były niewyobrażalnie drętwe... No, może z małym wyjątkiem - tą, na której całowałam się z Grzybkiem. Janusz nie wie, a już wtedy byliśmy para. Ach. Suka.

Naśpiewałam się z Pauliną i Maff. Kult, Kazik, Pidżama, Hey i trochę rożnych... Zdecydowanie królowała Arahja. Ja i tak kocham Zazdrość... Aż mnie gardło boli. Paulina mówi, że to brak wprawy. Nadrobię.

Zauważyłam, że prowokuję Janusza. Cały czas chcę, żeby mi pokazywał, jak mu na mnie zależy. Żeby mówił, że kocha., że chce mnie. Prowokuję. Zły był strasznie wczoraj. A właściwie już dziś... Wróciłam o 2 i gadaliśmy przez telefon do 4 prawie. Zły był, że się nie spotkaliśmy i że piłam. Taaak. Powiedziałam mu o połowie kieliszka wódki, a wypiłam kieliszek i dwa piwa. Nie byłam pijana... Mówi, że przestał mi ufać. Bo obiecuję, a później i tak robię co chcę. Ma racje. Kajam się pokornie. Przepraszam.

I miałam ochotę na seks. Wielką. Śmiałam się z Maff, że może pójdziemy obie gdzieś w las. Chyba chciałabym raz spróbować jak to jest, kochać się z kobietą.

Szymon dziś zajęty. Trochę mnie olewa. Cóż. Nie będę się narzucać.

Janusz czeka. Wtulić się wtulić miedzy jego szyję a ramię położyć głowę na jego klatce piersiowej czuć jego dłonie ręce obejmujące słyszeć szept ciepłe słowa które rozgrzeją, ostatnio cholernie zmarzłam w nocy... Przez telefon będzie trudno.

Modlę się o wrzesień.

środa, 6 sierpnia 2003

...walking on the moon...

Słucham dziś tej piosenki na okrągło. A podczas wczorajszej rozmowy Szymon śpiewał...

Szymon (5-08-2003 23:44)
I wonder how I wonder where I could fuck you next time
maybe on the green grass, maybe in yellow car, and maybe... maybe.....
maybe you let me in
Don't be afraid I will fuck you gentle and nice
that you will scream but not because of pain
I have eaten young women pain, their defloration have fed me all the time
it's all my food so delicious
Let me in between your legs your tiny leeeegs


Krzyczałam, bo powiedział że nudzi go ta rozmowa.
Bo ja właściwe nic nie wiem. Bo mówię za nas dwoje. Bo według niego każda rozmowa kończy się mniej więcej tak: ’patrz, jaka jestem szczęśliwa z Januszem, jak mi dobrze bez ciebie, draniu!’

Powiedział, że zachowuję się, jakby Janusz to był mój facet i jakby to w ogóle był związek. I że on nie kocha, bo szuka ideału, ale sypia z kobietami, bo męski organizm ma swoje potrzeby.

Zapytałam, kim dla niego jestem. 'Byłaś kimś fajnym aż do tego numeru z przyjazdem’. Mówi, że się zraził. Po moim ‘numerze’ z przyjazdem. Tak. Bo była szansa, że kuzyn będzie jechał w szymonowe okolice i obiecał, że mnie zabierze. Mieliśmy się spotkać. Ale kuzynowi zepsuł się samochód, a później już nie miał tam interesów. Nie pojechałam, bo jak niby miałam, sama? Ojciec prędzej by mnie zabił, niż pozwolił na taką wycieczkę. Tuż po tym pokłóciliśmy się na 2 miesiące.

Zapytałam, czy będzie miał wolny pierwszy weekend września. Nie, bo jedzie do Warszawy na koncert. No to drugi? No, drugi może wolny. A co? Nic. Autobus do Płocka jest w Łodzi około 19. Nie wierzy, że to zrobię. Nie wierzy. Bo ‘już ja to widzę!’...
Zachowywał się okropnie. Gorzej niż ja. Krytykował. Mówił, ze jestem ‘kontekst GIMNAZJUM’.
Dlaczego nie potrafię dać sobie z nim spokoju? Dlaczego tak bardzo chce mu udowodnić, że się myli?...

poniedziałek, 4 sierpnia 2003

Chaotycznie...

Nino, miałaś rację. Odezwał się. Szymon się odezwał. Chłodno. Z rezerwą. Zapytał, o co chodzi. Powiedziałam, że nie lubię spraw niedokończonych i że chyba mi go brakowało... A on: 'po prostu powiedz, ze chcesz, żeby było jak dawniej. Jakbyś mnie chciała wywalić z pamięci, to nie szukałabyś kontaktu co dwa dni. chcesz, żeby było jak dawniej?'. Tak! Chciałam, żeby było... Ale właśnie, jak dawniej? Nie jestem ta sama co dawniej. Głupsza, mądrzejsza, może jedno i drugie. Ale na pewno nie ta sama. I on też inny. Dawniej... Nawet kiedy zakochałam się w Januszu, to ciągle był Szymon. I jakaś tam mała, mikroskopijna odrobinka nadziei. Po ostatniej awanturze powoli odzwyczaiłam się od myśli, ze kocham Szymona. Ale  bez niego jestem jak połówka orzecha. Nie mogę być z nim. Nie mogę zrobić świństwa Januszowi, bo... bo go kocham. Chyba zwariowałam. Szymon mówi 'przecież widzę, że ty ciągle mnie kochasz'. Kiedy to powiedział... właściwie nie zaprzeczyłam zbyt stanowczo. Dlaczego? Nie wiem. Trudno było mi się przyznać Januszowi do tej rozmowy. Nie był zachwycony. Nie rozumie, dlaczego znów chcę gadać z Szymonem. Nie on jeden. Gdyby połączyć ich obu... Gubię się.

Pilne:
1. Spotkać się. Spotkać. Zobaczyć z Szymonem. Przekonać raz na zawsze jak się przy nim czuję. Czy potrafię być sobą.
2. Nie ranić Janusza.