poniedziałek, 28 marca 2005

Mały akt alienacji nad ‘Miłością w czasach zarazy’.

Łzy ukryłam za żółtą okładką.
‘...to nie śmierć, ale właśnie życie nie ma granic.’
( G. G. Marquez )

Dlaczego nie wiedziałeś?
Zagryzam wargi.
Czasami bardzo jestem sama bez ciebie.
.
Nie gniewasz się, że nie przychodzę na cmentarz, prawda?

niedziela, 27 marca 2005

Świąteczny codziennik z podkrążonymi oczami.

Wiem, nie wyglądam dobrze. Nerka dała mi popalić przez ostatnie dni (może w końcu wybiorę się do jakiegoś lekarza, ale to dopiero jak znowu zacznie boleć).
.
Nie ma magii. Było, jak zawsze, przedświąteczne zabieganie w sklepie. Po zrobieniu 40 stroików już nawet przestałam liczyć, wplatanie w doniczki sztucznych żonkili, plastikowych jajek i zajączków, wstążek, a całość doprawiona kolorowym sizalem i karbowaną wierzbą z naszego podwórka tworzyć się zaczęła gdzieś poza moją psychiczną obecnością (która znajdowała się daleko, daleko, 150 w porywach do 350 kilometrów od siedzącego w piwnicy ciała).
Zostały mi porysowane drutem dłonie i 200zł w kieszeni.
.
Spałam dziś do południa. Później robiłam nic. Popatrzyłam na przywiezione podręczniki, podlałam kwiatki, narysowałam koślawe drzewo. A wczoraj byłam prawie zdecydowana obciąć się na zapałkę. Powstrzymało mnie wyobrażenie miny Artura i łódzkich dresów.
.
W wiosnę uwierzyłam dopiero teraz, kiedy uparcie powracające każdego roku kawki zahuczały w kominie za ścianą. Znowu uwiły gniazdo, a my z tatą kolejny raz pozwolimy im wychować młode, bo szkoda nam niewinnych piskląt. Które, przez najbliższe weekendy spędzone w domu będą łomotać mi za uchem i budzić nad ranem.
(Bursa wyrywa ze snu stukaniem obcasów na korytarzu wymieszanym z rzężeniem autobusów za oknem i czterema budzikami w jednym pokoju, każdy z inną melodyjką, dzwoniącymi średnio co pięć minut).
.
Szczury w przypływie inwencji twórczej pożarły mi kabel od ładowarki.

środa, 23 marca 2005

A letter. /Fear of the dark is growing inside of me.

Tamta noc nie była dobra. Inne, równie pełne niepożądanych snów. Okropnie lepkie od spoconej koszuli, okropnie budzące w połowie zdania. Dokończoność zbędna, wiem co było dalej. 
.
.
Kochany,
nie potrafię nie pamiętać. Nie myśleć. Nie wspominać. Nie układać tysiąca scenariuszy, z których żaden prawdziwym być nie mógł od początku do końca.
Teraz siedzę. Beznadziejnie wpatrując się w szybkę telefonu.
Wcale nie chcę, żebyś dzwonił.
Wcale nie chcę się z Nim kłócić z powodu twojej wirtualnej obecności. Z powodu każdego smsa i sygnału, z powodu słów niedopuszczalnych i absurdalnie mało rzeczywistych.
Nie tęsknię. Nie potrzebuję. Zbudowałam ‘swój własny kontekst’ ( cyt. za Szymonem W. ) i bronić go będę póki mnie szlag jasny nie trafi.
- Szczęście.
Kto powiedział, że przy tobie?
Dlatego zabraniam ci.
(Zawsze wiedziałeś, jak mnie podejść.)
Pamiętaj, że to był krótki ciepły sen. Tylko i wyłącznie, i nic więcej.

Nigdy twoja.

k.

.
.
.
Mam dziś zmęczone zarwaną nocą myśli.
Świadomość mimowolnego uszkodzenia cienkiej nitki, przyjaźnią między kobietą a mężczyzną zwaną. (Cezary.)
18 niedorosłych lat za dwa tygodnie.
Nie napisany artykuł do szkolnej gazetki (ja się nie nadaję, Karolajn, posłuchaj ‘Teksańskiego’ i uwierz, proszę).
Zaczęty kurs na prawo jazdy.
Pierwszą szóstkę z odpowiedzi z polskiego w dzienniku z etykietką I LO.
Sweter brązowy i szczura w rękawie.
.
( ‘Jestem wodą do której raz włożywszy dłoń
nigdy nie zdołasz jej zapomnieć’
‘List’ Hey )


Szukam przyjaciół pośród ludzi kochających swoje żony.

poniedziałek, 7 marca 2005

Wielki plan.

Dobrałam się do kilku zeszytów z pożółkłymi kartkami zapisanymi wyraźnym, choć drobnym i miejscami nieco drżącym pismem. Cały czas buntuję tatę i uparcie zamierzam wykraść z piwnicy wszystkie pudła, pełne najróżniejszych, szalenie interesujących rzeczy - pamiętników dziadka, listów, zdjęć, gazet sprzed kilkudziesięciu lat i diabli wiedzą czego jeszcze. Wiem, że dziadkowi wcale się nie podoba to w czyich są teraz rękach i to co się z nimi aktualnie dzieje. Nie pogryzą ich myszy i nie pochłonie wilgoć. Nie zostaną też beztrosko zniszczone przez moje ćwierćinteligentne kuzynostwo. 
Nie odpuszczę.
.
Krótka wizyta na czacie zaowocowała niespodziewanie interesującym rozwinięciem ‘znajomości’ sprzed lat. Jestem zaintrygowana. Mam nadzieję, Tomaszu, że nie skończy się na tych kilku rozmowach wczoraj i dziś.
I twoja Żona nie będzie miała nic przeciwko, podobnie jak mój ‘mąż’. 

‘...no a dla tych co za dnia pod prąd
bezsenna noc,
nocna myśli gonitwa’
( ‘Zeroekran’ Hey )

piątek, 4 marca 2005

‘I hurt myself today to see if I still feel...’

Zamierzałam pisać o tym, że:
- przed wyjazdem wpadłam w smętny nastrój spowodowany opacznym użyciem dwóch czasowników, a konkretnie – dlaczego ja zawsze mówię ‘wracam do Łodzi’, a ‘jadę do domu’?
- zaplątałam się totalnie i boleśnie zachłysnęłam wspomnieniami z ubiegłorocznych wakacji, ponieważ napisał do mnie Dominik z informacją, że kocha, tęskni i że nie dałam nam żadnej szansy. Nie dałam. Od przedwczoraj się nie odzywa. ‘Prelud deszczowy’ wyrzucam z listy odtwarzania na długi czas. A jeśli któregoś dnia samochody zaczną gadać, to...
- koncert Strachów Na Lachy spodobał się mojemu spokojnemu misiowi szalenie i sam z uśmiechem oświadczył, że 1 kwietnia koniecznie musimy iść na Pidżamę. Euforia po imprezie oraz dwutygodniowy post zaowocowały tyleż upojną co nielegalną nocą w bursowym łóżku. Codziennie chcę się tak budzić przy nim.
- widzieliśmy filigranową zbuntowaną dziewczynkę w podartych dżinsach i artystycznie poszarpanej bluzce z cieniutkiej siateczki. Miała delikatną buzię i błyszczące oczy, a na podkoszulce wyszyty napis
‘nie śmierć rozdziela ludzi lecz brak miłości’.
Kocham Cię, Kamil.
.
Ale nie będę, bo chwilowo wypaliła mi się wewnętrzna potrzeba nadawania myślom widzialnych kształtów. Raczej chciałabym opowiedzieć o wszystkim komuś konkretnemu i realnemu. Takiemu, co to wysłucha, doradzi i wysuszy oddechem zagubioną na policzku łzę.