piątek, 28 listopada 2003

telegram

żyję jestem piszę STOP ogólnie mam się kiepsko STOP choruję sobie STOP ludzie o mnie zapomnieli STOP boję się STOP całuję kocham STOP
k. 

sobota, 22 listopada 2003

Lubię mówić z tobą.

Szymon ma statusy na GG z nowego Heya. Tak sobie na nie patrzę. Głównie z ‘Mru – mru’. Zryczałam się, kiedy pierwszy raz usłyszałam ta piosenkę. Skojarzyła mi się. Wysłałam mu wczoraj maila:

* * * (To wszystko nieprawda)
To wszystko nieprawda.
Nie wierz
w moją obojętność,
w moją nieobecność doskonałą,
w moją zimną krew.
Prawdą jest tylko
żal
i
krew rozżarzona do białości.
( Jerzy Szymik )


Miałam o nim nie myśleć. Miałam o nim zapomnieć. Miałam przestać przejmować się bzdurami i przestać rozpamiętywać przeszłość. Ale ja lubię, lubię. Lubię, jak boli.

...
Rozmawiałam z panią Lucynką, moją bursową wychowawczynią. Przytaczam jej słowa:

‘Kiedy cię pierwszy raz zobaczyłam, poczułam, jakbyś się odgradzała od ludzi deską. Pomyślałam wtedy, że nie będzie łatwo do ciebie dotrzeć. Trudna jesteś, Katarzyno.’

Taaak?

...

Znalazłam pamiętnik sprzed roku. Moim głównym celem było wtedy dostanie się do Łodzi. I spotkanie z Szymonem. Wpadło mi w oko zdanie, które ktoś do mnie zaadresował:

‘Dajesz dupy życiu, kiedy mówisz, że jesteś nikim’

Bo to jest tak. Jak powiem, że jestem fajna, to wyjdzie na to, że się chwalę. I tak w wiosce dziwnie na mnie patrzą. Że się niby wywyższam. Więc ja już nic nie mówię. Niech będzie, że jestem niedowartościowana. Niech będzie, że cicha, spokojna, nudna. I zero zmian, gwałtowności i ruchu.
Pozory, pozory.

’Oceniaj mnie.
Niech jad strumieniami leje się.’
( ‘Zoil’ Nosowska&Kazik )

sobota, 15 listopada 2003

'music, music'

Zdrowieję. Nadrabiam zaległości szkolne. Zasłuchuję się Hey'em. 

'music, music'

'Najbardziej Nosowska płyta Hey'a!'

'MATAFORGANA'?
.
Flirtuję z Dominikiem. Stara znajomość odżyła. Wiem, że nie jestem w porządku. Wobec Janusza, wobec siebie. Potrzebuję czegoś. Chcę zatęsknić.
.
Do Szymona list tworzy się od jakiegoś czasu. Cały czas nie to, co bym chciała mu powiedzieć. I kolejna kartka ląduje w koszu.
.
Niedługo urodziny Kamila. 18 listopada. Nawet nie mogę mu zanieść kwiatka i znicza, bo jestem w Łodzi.
.
Nosowska z plakatu wiszącego nad moim bursowym łóżkiem mówi:
'Kochać, to chcieć przemierzyć cały świat we dwoje po to, by nie było miejsca na Ziemi wolnego od wspólnych wspomnień'
Dobrze. To ja się zastanowię, Januszku. I pójdziemy na ten koncert razem. Być może.

piątek, 14 listopada 2003

'-To jest chore!' '-Ale w jakim kontekscie?'

Ponieważ jestem dziko leniwa i za długo już chodzę do szkoły w tym roku, doszłam do wniosku, że należałoby się rozchorować. Wybitnie pomogła mi w tym Paulinka, która nie omieszkała po przyjacielsku mnie zarazić. 
W stanie lekko nieprzytomnym z bolącym brzuchem głową i czym tam jeszcze, udałam sie do pobliskiej przychodni, w okienku słabym głosem wyjaśniając, że generalnie mieszkam jakieś 100 km stąd i w swej wiosce rodzinnej mam lekarza, ale ponieważ uczę się w Łodzi i chora jestem tutaj, to uprzejmie proszę o pozytywne rozpatrzenie mojej prośby. Kobiety w okienku były całkiem miłe, może dlatego, że wyglądałam naprawdę kiepsko, powiedziały 'nie martw się dziecinko', spisały dane i zaprowadziły mnie do pani doktor, która zdiagnozowała coś jakby grypę żołądkową, wypisała receptę, zwolnienie ze szkoły i skierowanie na badanie krwi. I to już nie było miłe. Taaaka igła. Ale ogólnie cała sytuacja zdziwiła mnie dosyć pozytywnie, spodziewałam się, że tak jak ostatnio, zostanę zbluzgana i wysłana do 'swojego lekarza', a tu proszę, nie taka służba zdrowia straszna... Dziś miałam zgłosić się po wyniki, ale niestety 'z powodu włamania przychodnia nieczynna do odwołania'. Doszłam do wniosku, że skoro już zwlekłam się z łóżka i czuję się względnie dobrze    ( jeśli nie liczyć odruchu wymiotnego na widok jakiegokolwiek jedzenia ), skorzystam z okazji i kupię bilety na koncert Hey'a. O ów koncert toczę bój z Januszem, który KONIECZNIE chce pójść razem ze mną, co mi się średnio uśmiecha, bo przecież ja wiem, że on zupełnie nie zna i nie lubi tej muzyki, ja zaś chce się dobrze bawić, a nie martwic, że on już ma dosyć...
W ogóle nie wiem, psuje się coś między nami.

O rany rany. Pachnie mi tu kanapką. Znikam. To zbyt niebezpieczne miejsce. 

wtorek, 11 listopada 2003

no name

Do Łodzi chcę. Anonimowość miejskiego tłumu bardzo mi odpowiada. Mogę sobie chodzić w czym mi się podoba. Mogę mieć naszywkę Kultu na plecaku. Mogę mówić co chcę, słuchać, czego chcę i robić, to na co mam ochotę. 
I nikt mi nie powie: ‘Kaśka! Zdejmij te glany! Patrzeć na ciebie nie mogę!’

Ciągi przyczynowo – skutkowe.

Mama zapytała, czemu Grzyb mnie nie odwiedza. 
Opowiedziałam jej o wszystkim.
Mama rozmawiała z panią mamą Grzybka.
Pani mama Grzybka rozmawiała z Grzybkiem.
Grzybek ma zakaz spotykania się z pewnymi osobami.
Grzybek chyba zrozumiał pewne rzeczy.
Ja mam nadzieję, że Grzybek nie dowie się, czyja to sprawka.
Chyba będzie dobrze.

.
Byliśmy wczoraj w Tuszynie. Wyjątkowo nie będę narzekać na swoje zakupy ubraniowe.
Ale...
Kaftaniki, śpioszki, pieluszki.
Rzygam tym wszystkim.
Być może masz rację, Pauka, że to nie różni się od szykowania rzeczy do mojego wyjazdu. Że to tak samo ważne. Nie przeczę. Ale mi się to po prostu nie podoba. Problem nie tkwi w samym fakcie, ale we mnie. To dziecko istniejące dotąd gdzieś poza moja świadomością, spychane w zakamarki, traktowane przeze mnie jak coś niematerialnego i nierzeczywistego staje się przeraźliwie REALNE. Ono już jest fizyczne. To dziecko będzie miało ubranka. Wózek. Łóżeczko. Wanienkę. Trzeba będzie je kołysać, myć, karmić, przebierać. Ono będzie płakać. Będzie patrzeć. Będzie powodem zazdrości. Nie wierze, że póki co najmłodszy, kochany, rozpieszczany, ubóstwiany Jaś łatwo pogodzi się z faktem, że nie jest już najważniejszy i że ktoś śpi obok mamy zamiast niego. Podobnie Karolinka. Aneta. I ja. komuś się może wydawać, że na siłę stwarzam sobie zmartwienia, bo co mi będzie przeszkadzać dziecko w domu, skoro i tak 90% czasu spędzam w Łodzi. Ale. Ja się boje, bo ono zajmie moje miejsce.
Dorosłość jak początek umierania?
’W głowę kopcie mnie. Może ozdrowieję. Dyskretnej troski trzeba mi.’
( Hey )

niedziela, 9 listopada 2003

'I’m drinking wine and I’m scared to the bones…’

‘Your creeping body lies on the carpet now
heads full of wine
trembling hands and this empty eyes

it is not the first time
when you look that way
but it doesn’t matter
you don’t have to change yourself...’
( ‘Fate” Hey )

Przeczytałam notkę u Pauliny.
Wrażliwy chłopiec z cudownymi oczami stacza się na dno.
W wakacje obiecywaliśmy sobie, że mój wyjazd do Łodzi nie zepsuje naszej przyjaźni. Bałam się wtedy, że jeśli Grzyb zostanie w wiosce, to się źle skończy. Miałam rację. Nie pamiętam, kiedy ostatnio u mnie był. Pamiętam, że wysępił kasę na wino i paczkę fajek. Chciałam, żeby poszedł do Kopra. Myślałam, że jeśli odetnie się od całej tej pieprzonej grupy, to mu wyjdzie na zdrowie. Ale przecież nie miałam prawa decydować za niego. Bo jemu zależało wtedy na Marcie. Miłość, której wróżyłam jakieś 3 miesiące. Ale oczywiście ja nie mam prawa nikomu mówić, co powinien robić i kogo kochać, bo sama sobie poradzić ze sobą nie potrafię. I widuję go teraz. Z oczami po trawie. I winie za 3,50.

Nie odpisałam Szymonowi. Cały czas się zbieram. Ale nie. Wolę sobie płakać słuchając Hey’a, oglądając filmy, czytając książki. Jeśli mówię ‘Zgadnij, z kim mi się to kojarzy?’; to pytanie retoryczne. Odejść.

Janusz ma pytający wzrok. Janusz przytula się do mnie jak mały chłopczyk. Janusz ma niepewna minę i pyta ‘hej, czemu jesteś zła? Zrobiłem coś nie tak?..’ Nie. Nie skarbie. Ty nie zrobiłeś.
Kocham. Cię.
‘Gdybym tylko potrafiła nie zbudzić cię nie zniszczyć twej czystości i tak niepostrzeżenie wślizgnąć się by ukraść trochę ciepła i poczuć smak i zapach skóry twej pod uszami w zgięciu kolan i poczuć tą cudowna jedność gdy twój wydech a mój wdech i nim zrodziła się myśl o poczęciu mym przeczuwałam obecność twa nie znając oblicza jestem tylko okiem spojrzeniem bezszelestnym uwielbieniem tak wielka jest ta bliskość ze miejsca brak na jeden obcy oddech...’
( ‘r.e.r.e.’ Hey )

Zgadnij, z kim mi się to kojarzy.

Uniki. Niedopowiedzenia. Wszystko w porządku. Dziewczynko. Zastanów się, co robisz. Bo później usiądziesz w kącie. Schowasz głowę. I nikt ci nie powie, co teraz.

niedziela, 2 listopada 2003

ZNOWU.

Mail od Szymona.

”Jutro możemy być szczęśliwi – jutro możemy tacy być – jutro by mogło być w tej chwili – gdyby naprawdę mogło być!”
‘Odkąd tylko poznałaś Janusza jestem podły, jestem chamski, jestem krnąbrny.... yyy, egoistyczny, nieprzyjemny, bez przerwy Cię poniżam i robię Ci przykrości! Ale oczywiście- Ty nic! Wiecznie wspaniały i ulubiony Szymon! Nie widzisz, że robię to dlatego, żebyś dała sobie spokój i zajęła się czymś, co masz w zasięgu ręki, co jest prawdziwe i osiągalne?! Staram się, jak tylko mogę, żebyś mnie znienawidziła - ale wcale mi się to nie udaje, bo zawsze, prędzej czy później wysyłasz jakiś list albo mail, albo zaczynasz rozmowę! A to dlatego, żebyś zapomniała o mnie raz na zawsze! Masz Janusza - zajmij się nim, zajmij się tym związkiem (i to nie jest ironicznie!). Wybacz, ale z Tobą się nie da inaczej! Gdybym był miły i do rany przyłóż to lubiłabyś mnie, już nawet nie wiem czy kochałabyś, ale na pewno wiecznie byś rozmyślała, zamiast zająć się tym, co naprawdę ważne!!!!!
kiedy tylko zjawił się Janusz - była szansa, że zakochasz się w Januszu i będzie normalnie. Ale nie - zrobiłaś sobie wtedy centralną dramaturgię - 2 facetów - jednego kocham, drugi mnie kocha. Więc najlepiej było w tym trójkącie wyjść na drania, żeby dobrze się ułożyło z tym, co kocha! Bo przyjacielem nie mogę być, bo będę tylko ,,rozpraszał Cię". Znalazłaś sobie faceta, ułożyło Ci się - to bardzo dobrze - mogę sobie odejść w spokoju, nie zauważony przez nikogo, bo w jej oczach jestem podły, chamski, krnąbrny itd. (gdyż odejście jako przemiły Szymon wyklucza się). Ale Ty nie chcesz najwyraźniej, żebym odszedł! I to mnie drażni! Zamiast zacząć z Januszem nowy rozdział w swoim życiu - wolisz odgrzebywać przeszłość i zrywać strupy. A może tak po prostu lubisz?

Zapomniałem o Tobie, bo sądziłem, że z Januszem nie jest Ci źle, że sobie zbudowałaś własny kontekst. A mnie po prostu męczyło ugłaskiwanie na śmierć - potrzebuję zmian, ruchu, gwałtowności - a niestety Ty mi tego nie zapewniałaś. I proszę - znowu sprawiam, że jest Ci przykro!

Jakiż chaotyczny tenże mail! Jeszcze jedna rzecz - jeśli uważasz, że przyjazd do mnie rozwiąże sprawę, jeśli okaże się, ,,że pocę się, kaszlę, nad ranem bolał mnie ząb" i to pozwoli Ci zacząć brave new world to proszę Cię bardzo - przyjeżdżaj! Kiedy tylko chcesz. Mówię serio. Tylko muszę wiedzieć - kiedy? I musisz sobie załatwić jakiś nocleg tu - chyba, że przyjedziesz tak, żeby wrócić do Łodzi tego dnia - autobus bezpośredni do Łodzi jest o 13.

Szymon’


Osiągnął efekt odwrotny od zamierzonego.

Bez komentarza. Po prostu. Ryczę.

‘W niebie leczę duszę z silnego przedawkowania rzeczywistości'...

S., wydaje mi się, że cię nienawidzę. Za to, że dawałeś mi nadzieje, by później, podając wyszukane przykłady, udowadniać mi, że nie jestem w twoim kontekście. Ty i twoje konteksty. Nie jesteś już zdolny do żadnych uczuć? Nie, ja nie dramatyzuje. Naprawdę bardzo cię lubiłam. Ale po tej wczorajszej ‘rozmowie’ – do jasnej cholery, Szymon, nienawidzę cię. Chciałabym umieć wywalić ostatnie pół roku. I mieć same dobre wspomnienia z czasów, kiedy ze sobą rozmawialiśmy. Wywalić wszystkie twoje konteksty, do których nie pasuję, wywalić te 268 km które nas dzieliły, wywalić nawet te obiecane zdjęcia, których mi nie wysłałeś, wywalić i zapomnieć.
Jasne. Zapomnieć o kimś, z kim kojarzy mi się muzyka, która kocham, książki i filmy, które uwielbiam, wywalić z pamięci człowieka, z którym przez ponad 2 lata związane było moje życie. To będzie naprawdę proste lekkie i przyjemne. I na pewno mi się uda. Jestem śmieszna.

Szaroburozimnoideszczowo. Chciałabym spać. Tak, żeby nic mi się nie śniło. Spać w ciepłym łóżku i nie pamiętać o zimnym ‘pokoju nauki’ w bursie, nie myśleć o szkole, mieście, Szymonie, tramwajach, nie myśleć o tym, że za chwile powinnam się umyć, ubrać, wypchać plecak ciuchami, książkami itp., pójść grzecznie do kościoła, żeby babcia nie krzyczała, zjeść obiad, wsiąść do autobusu, z dworca Łódź Fabryczna w tramwaj nr 4 lub 7, dojechać na Plac Wolności, stamtąd autobusem pod bursę, w której czeka już pewnie Joasia, a później przyjedzie Madzia. Lubię Madzię, ale mimo wszystko nienawidzę nadal tego imienia, i to wcale nie jest związane z tym, że Szymona przyjaciółka ma na imię Magda, nie dziewczyna, nie kobieta, tylko przyjaciółka, ale cóż mnie to obchodzi, co mnie to obchodzi, ja nie musze myśleć o tym wszystkim, bo śpię i to nic, że śnią mi się koszmary.

To nie było usilne wymyślanie i zmyślanie po to żeby dużo ludzi skomentowało notkę na blogu. Nie pisze dla ludzi. I nie musze się przejmować, jak ocenisz, co powiesz. Ironicznie. Nie przeczytasz tego. I nie obchodzi mnie, co o tym myślisz. Już nie.
Tylko przykro mi jest. Bo jednak boli.

'Wygięła się do wewnątrz
bezpowrotnie elipsa ma'
( 'Ho' Hey )

sobota, 1 listopada 2003

I to jest fakt, że ja się przejmuję głupotami.

Ponieważ wkurwiają mnie słodkie wymalowane pizdeczki chichoczące przy cmentarnej bramie lub też spacerujące po alejkach w towarzystwie swoich i cudzych chłopców w spodniach z krokiem w kolanach ewentualnie gustownych dresach kapturach i joł joł joł madafaka ponieważ wkurwiają mnie ludzie gapiący się i wyceniający pomniki wieńce czy ilość zniczy i w ogóle jaką sobie Wiesiek z Marylką kupili kuchenkę a córka Kowalskich oblała egzamin na prawo jazdy.

I być może ja mam ochotę posiedzieć sobie na ławeczce i pomyśleć, i wiesz Kamil, chciałabym Ci powiedzieć, że Cię kocham zawsze i widzisz, stary, radzę sobie jakoś z tym chujowym życiem i nic, że czasami mam ochotę się pociąć, bo to fajnie jest i lubię kolor czerwony i taki tragizm, no ale widzisz radzę sobie i naprawdę nie musiałeś wtedy, bo widzisz, jeśli miałeś kłopoty to przecież mogłeś liczyć, na mnie na pewno, a i na nich też, bo przecież oboje wiemy, jacy oni są, i nie musiałeś wtedy, jakbyś tego nie zrobił, to byśmy sobie pogadali dziś wieczorem, opowiedziałabym Ci, że pałę z fizyki dostałam, i to moja druga w życiu, co jednak faktu nie zmienia, że pierdolę szkołę, i nie żartuj już sobie ze mnie, i że w Łodzi bywa czasami zabawnie a czasami mniej, że jak się obudziłam wczoraj w nocy to mi się wydawało że coś łazi w pokoju a ta lampa za oknem świeciła mi w oczy i się bałam wstać żaluzje opuścić, że Janusz mnie kocha a ja to podła suka, bo po co ja myślę o Szymonie który ma mnie gdzieś i nic dla niego nie znaczę, i nie myśli o mnie wcale, tylko śmieszna równa się beznadziejna, i masz rację, Paulina, walnij mnie, to może nie będę patrzyła na ten rozkład jazdy że Sierpc przez Łowicz i Płock, i odjeżdża codziennie z wyjątkiem bardzo ważnych świąt ze stanowiska 7 o godzinie 17.45, i wiesz, Kamil, tęsknię i słucham teraz w kółko ‘Heledore babe’ a nowa płyta Hey’a będzie niedługo i pójdę do Empiku, znów kasę cała wydam, bo kupię sobie jeszcze książki, może coś Kundery, bo lubię, no i zgadnij z kim mi się to kojarzy, i opowiem Ci, że jutro przyjedzie Teodor, więc posiedzimy sobie, może wypijemy jakieś wino, Teodor poopowiada jak się zakrzywia czasoprzestrzeń, a koncert będzie 30., i że komputer się wiesza znowu, tylko czemu kompa da się odwiesić, a Ciebie nie, i na zdjęcie patrzę, ależ to sentymentalne pierdolenie!
Nie, ja nie płaczę.

Zombie ( in my head )

Nie mogę sobie miejsca znaleźć, snuje się po domu zaglądając do wszystkich pokoi szukam sama nie wiem czego bo w sumie nic nie zgubiłam wiec skąd ten niepokój skąd to dziwne uczucie skąd te myśli ponure przeplatające się z totalną obojętnością w stosunku do otoczenia, no skąd, Katarzyno?

Czy to może to kpiąco kopiące ‘ono’ w maminym brzuchu?

Czy to może ta biała świeczka zapalona na grobie Kamila?

Czy to może ten Szymon?

Czy to może ta pała z fizyki, na którą szczerze mówiąc w pełni sobie zasłużyłam?

Czy to może ten okres mi się spóźnia, nie, naprawdę nie myślę, że jestem w ciąży, to tylko takie malutki schizy comiesięczne.

I to kłucie pod lewą piersią to też wymysł mojej wyobraźni.

A ksiądz za pracę na temat ‘kim jest mój bóg?’ ( pisownia zamierzona ) postawi mi niedostateczną, albo wywali za drzwi przy najbliższej okazji.

.

Idę na cmentarz.