sobota, 27 grudnia 2003

Boże, jaki miły wieczór!

Posiedziałam trochę na sali, pogadałam z Grzybkiem i kilkoma osobami ze starej klasy.
.
.
.
.
Nic nie powiedziałam. Nie chciało mi się. Nie uznałam za stosowne tłumaczyć się i przepraszać za wyimaginowane winy, za naszywki na plecaku, glany, potargane włosy, za to kim jestem i jaka jestem. Mi tak dobrze. Nie każdemu to się musi podobać.
I świetnie się bawiłam z Jackiem, w barze, przy coli, gadając bez przerwy przez ponad dwie godziny. Przy okazji robiłam to, co tak bardzo lubię, czyli bezczelnie obserwowałam ludzi. Tych pijących, zalanych śpiących na ławce, 13letnie dziewusie pozujące do zdjęć rozerotyzowanemu Grzesiowi, panny w pastelowych bluzeczkach i spódniczkach w wersji mini świeżo po solarium albo z toną samoopalacza wklepanego w skórę, faceta wyglądającego jak mafiozo z Wołomina i tych płci obojga wchodzących do toalety w kilka osób na raz. I dobrze mi było, dobrze, tak siedzieć, rozmawiać, śmiać się, patrzeć, po raz kolejny dochodząc do wniosku, że to nie jest moje miejsce na Ziemi, że jestem stąd, ale nie jestem tutejsza.
Będę, mogę, lubię powtarzać za Andrzejem Bursą:

Boże jaki miły wieczór
tyle wódki tyle piwa
a potem plątanina
w kulisach tego raju
między pluszową kotarą
a kuchnią za kratą
czułem jak wyzwalam się
od zbędnego nadmiaru energii
w którą wyposażyła mnie młodość

możliwe
że mógłbym użyć jej inaczej
np. napisać 4 reportaże
o perspektywie rozwoju małych miasteczek
ale

mam w dupie małe miasteczka
mam w dupie małe miasteczka
MAM W DUPIE MAŁE MIASTECZKA!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz