środa, 13 sierpnia 2003

Notka z serii ‘my love’

Tak, niektórzy takowych nie trawią, bo na blogach jest ich zatrzęsienie. Wiem. Nie będę pisać, ze mam doła. Bo w zasadzie nie mam. Tylko prawie całonocna rozmowa z Januszem uświadomiła mi kilka rzeczy. Chce je zapisać, żeby móc sobie później przypomnieć, co czułam i co w związku z tymi uczuciami postanowiłam. Zaczęło się jak zwykle. Czyli delikatnie olałam go, rozmawiając na GG z wszystkimi, podczas gdy odpowiedzi w jego kierunku płynęły ze średnią częstotliwością pół słowa na minutę. W necie przesiedziałam do mniej więcej 23.30. Poszłam do łóżka. Zadzwonił. Z miejsca wyczułam agresję. Wie, ze nie lubię kiedy w tle rozmowy ryczy metal. Moje ’wyłącz, nie lubię, nie podoba mi się’ skwitował krótkim ‘to się rozłącz’. Postąpiłam zgodnie z instrukcją i przez kilka minut olewałam jego x-krotne dzwonienie. Ostatecznie zaczęło mnie to wkurzać. Przywitałam go warczącym głosem. Za to on był całkiem spokojny i chyba pokojowo nastawiony. Zaatakowałam. A on. On. Mój zawsze uległy, ustępujący mi, poświęcający swoje zdanie na pastwę losu Janusz... powiedział, ze zaczyna mieć serdecznie dosyć. Moich humorów. Nieuzasadnionych pretensji. Żądań. Wymagań. A najbardziej tego, ze wymagam od niego, a sama nie przestrzegam żadnych zasad. I o byle co zaczynam pluć jadem. O byle co wystawiam te swoje cholerne kolce. Którymi tak cholernie dobrze potrafię ranić. Powiedział, ze zaczyna mieć dosyć. Życia w ciągłym oczekiwaniu na mój atak. Ciągłych obaw i strachu. Co tym razem wymyślę, co tym razem zrobię. Takie wieczne

’przeprowadźmy mały sprawdzian
wytrzymałości duszy na ból
pozwól mi się przekonać
jak wiele cierpienia potrafisz znieść’
( ‘Eksperyment’ Hey )


Wyznawałam tę właśnie zasadę. Wydawało mi się, ze on będzie wiedział, że

‘nawet w chwilach tak okrutnych pamiętaj ze nic się nie zmienia
że kiedy upokarzam cię robię to by bardziej cię kochać
nie ufaj ludziom którzy ciągle głaskają cię ściągają czapki
oni nie dadzą ci tego co mogę dać ci tylko ja’
( ‘Eksperyment’ Hey )


Wiedział. Wiedział, bo przecież często to powtarzałam. Usprawiedliwiałam się słowami ‘nigdy nie mówiłam, że bycie ze mną jest łatwe!’ i wydawało mi się, że to wystarczy. Bo przecież ostrzegałam. Że np. z wiernością może u mnie rożnie bywać. Chociaż doskonale wiem, ze zdrada jest rzeczą, której nie potrafiłby wybaczyć. A jego właśnie ta moja pewność, ze wolno mi robić wszystko, bo on ‘i tak wybaczy’ tak denerwuje. I moje kolce. Prosił, żebym się ich pozbyła. A ja, nieuleczalna idiotka, powtarzałam jak katarynka, ze te kolce są częścią mnie i nie mogę, bo nie chcę ich stracić, bo bez nich nie będę sobą. Decydując się na Łódź, postawił wszystko na jedna kartę. Na mnie. Teraz boi się, ze przegra. Powiedział, ze ja nigdy nie przegrywam. A on czasami tak. I ze kiedyś odejdzie. Jeśli się nie zmienię. Nie chciałam ryczeć. Jakoś samo się. Myśl, że mogłoby go nie być. Że mógłby pokochać inną. Świadomość, ze nasze bycie razem jest dziełem przypadku. bo w sumie przypadek sprawił, ze przypadkiem trafiliśmy na forum i przypadkiem miałam spieprzonego avka, a on przypadkiem zaproponował pomoc, przypadkiem mój Outlook się zepsuł i zawalił mu skrzynkę jednym mailem, wiec przypadkiem zaczęliśmy gadać na privie, przypadkiem przypadek przypadkiem. Przypadkiem go kocham. Tak samo jak przypadkiem Tomasz spotkał Teresę, Kaśka spotkała Janusza. A równie dobrze przypadkiem podobna lub zupełnie inna sytuacja mogłaby przypadkiem sprawić, że przypadkiem on mógłby być z inną.

‘Sądzimy, że nasza miłość jest tym, co musiało się zdarzyć, że bez niej nasze życie nie byłoby naszym życiem. Mamy wrażenie, że sam zachmurzony Beethoven ze swoja ogromna grzywa wygrywa naszej wielkiej miłości swoje es muss sein!’
( ‘Nieznośna lekkość bytu’ Milan Kundera )


A to wszystko przypadek. I tak łatwo mogę go stracić.

Nie słucham. Ma pretensje, ze zupełnie nie liczę się z jego uczuciami. Że mówię ‘ja chce!’ zamiast ‘proszę Cię’.

‘Możliwe, ze nie jesteśmy w stanie kochać właśnie dlatego, że domagamy się czegoś od tego drugiego ( miłości ), zamiast podchodzić do niego bez żadnych wymagań i pragnąć wyłącznie jego obecności.’
( ‘Nieznośna lekkość bytu’ Milan Kundera )


Pragnę jego obecności. Zmienię się. Przepraszam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz