środa, 17 stycznia 2007

Wściekła. I podłamana.

Jutro moje być albo nie być, numer jeden.
Nie zaliczę tego, czuję w kościach. Coraz mniej czasu, a ja dopiero zaczynam.
.
Jestem nerwowa, jestem wybuchowa i za bardzo chwilami porywcza, żałuję słów i gestów ułamek sekundy po tym, jak już padną.
Jestem zwyczajnie zmęczona.
Bez przerwy śpiąca.
.
Za mały sukces uznaję wyprostowanie sytuacji z gramatyki praktycznej i pisania. Tu będzie w porządku. Niewiele już do zrobienia i w indeksie na pewno zobaczymy eleganckie zaliczenia.
Gorzej z resztą.
Kilka rzeczy jest fizycznie niemożliwych. Czytaj – odpracowanie czterech wfów jeszcze w tym tygodniu. Kiedy, no pytam się, kiedy? I tak siedzę na uczelni od rana do wieczora. A możliwość zjawienia się na Lumumbowie mam na przykład jutro, w czasie kolokwium z fonetyki.
Przegrana sprawa.
.
.
.
- Krzywdzisz ją – dało do myślenia Tomaszowi.
Tyle pozytywów z mojej nędznej obecności.
Krzywdzisz je obie, Tomku. Chociaż żadna z nich jeszcze o tym nie wie.
Ale ja znam to uczucie aż za dobrze.

Nic dobrego nie wyniknie.
Możesz wierzyć.
Przekonałam się na własnej skórze.

A potem trudno wrócić do jakiejkolwiek normalności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz