środa, 10 stycznia 2007

Najgorsze są samotne wieczory i noce.

- Myślała kładąc się do łóżka.
Trzymała się tylko pozornie, w rzeczywistości zaś była strzępkiem nerwów. Kulką kurzu, którą byle dmuchnięcie roznosiło na maleńkie kawałeczki. Ciężko je pozbierać.
Z mieszkania obok dochodziły odgłosy wesołej rozmowy.
Ktoś tam najwyraźniej nieźle się bawi – przemknęło.
Poduszka zapachniała, kiedy ukryła w niej twarz. Nim. Nimi. Sprzed zaledwie tygodnia.
Łzy popłynęły nagle. Usta mimowolnie wykrzywione w podkówkę. Policzki zapiekły.

Po chwili poczuła ciałko delikatnie przylepiające się do pleców. I mokry psi język liżący jej ucho.
Ogarnęło ją pragnienie snu i obudzenia się kilka miesięcy później. Często wydawało się, że najlepszym lekarstwem było by przespanie ciężkich dni. Mała ucieczka w świat nierealnych marzeń.

Ciemność przestała ukrywać łzy.
W rogu pokoju mignęła bezkształtna postać. Zamknęła oczy. Pies podniósł głowę, warknął ostrzegawczo.
- Wynocha!
Ale i tak wiedziała, że to ‘coś’ nadal się czai. Czeka tylko na odpowiedni moment, na załamanie. Znowu chce ją nastraszyć.

Przerażające?
Udało mu się.
Znów zacznie zasypiać przy ochronnej wysepce stworzonej z rozproszonego światła nocnej lampki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz