poniedziałek, 11 grudnia 2006

Poranek za oknem.

Pod powiekami resztki nocy, gryzący dym, najchętniej zostałam bym tu gdzie jestem, między kołdrą a snem. Wcale nie chce mi się wstawać, biec do tramwaju, pozorować twórcze myślenie na uczelni, pozorować cokolwiek.
Wolałabym wsłuchać się w oddech i odpłynąć. Raz jeszcze.
.
Plączą mi się nad zmęczoną głową czerwone i zielone sukienki.
Jakieś zgubione pióra.
Tańczą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz