sobota, 2 grudnia 2006

Life goes full circle…

Papierosa.
Papierosa.
Papierosa.
Płuca kaszlące resztkami choroby szaleńczo domagały się porcji słodkiej trucizny. Drżące palce nie wiedziały, co ze sobą zrobić, zaczęły więc ślizgać się po czarnej klawiaturze poczciwego laptopa. Nie wiedziały, co chcą powiedzieć, wydawało im się tylko, że czują straszliwe zagubienie. Gdzieś pomiędzy świadomością, że to było słuszne, a chęcią natychmiastowego schowania się w jego włosach.
To tylko cztery miesiące, czym były cztery miesiące w porównaniu do minionych dwóch lat.
A jednak coś nie dawało spokoju, palce były wyraźnie nerwowe.

/Przecież wiesz, jak on się teraz czuje. Jak ty, wtedy. – wiedziała./
Nic nie mogło zmienić tej decyzji.
Tej - i kolejnych.
/Miała dosyć stałych związków, miała dosyć ‘prawdziwej’ miłości, wmawiała sobie, że teraz czas na niezobowiązującą zabawę, na przygody, seks, poszukiwanie księcia z bajki, na bycie zwykłą samicą, fizyczną do bólu, tak, ból jest bardzo przyjemny, można się nim sycić i czerpać z niego siłę – pod warunkiem, że jest twój./

Spod umalowanych rzęs świat wygląda inaczej.
Wiatr bawiący się hematytowymi kolczykami.

- Wszystko, byle nie zgubić więcej ani jednej łzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz