czwartek, 7 grudnia 2006

Pomarańcze i papierosy. Overdose.

Odespałam właśnie kilka nocy, by móc zarwać kolejną.
.
Zabieram się za ustabilizowanie sytuacji na uczelni. Czas nadrobić masy zaległości, za bardzo mi zależy na końcowym sukcesie. Iskra nie pozwala zaspać na poranne wykłady, widok za oknem wita nas mokrymi chodnikami. 


Dziewczyna i jej pies wtopili się w uliczny krajobraz miasta. Trudno określić, czy to ona prowadzi psa, czy pies ją, faktem jest, że nie wyobrażają już sobie życia osobno.
.
Zimne stopy wystają spod kołdry, do domu wkradł się rzadko widywany bałagan, łacina miesza się z cichą muzyką, pies wciska się pod łokieć i zasypia spokojnie, szczury w dwóch klatkach są samotne, wszyscy na coś czekamy.

Może na trochę słońca.
.
Przemijamy intensywnie. Coraz mniej nas chwilami, mniej z każdym kolejnym znikającym papierosem.
Coraz więcej przyszłej pani romanistki, coraz więcej z zapachem pomarańczy od babuni, bardziej stanowcze i konkretne postanowienia.
Nie myślimy o Arturach ani o Dominikach, tym bardziej o Szymonach, nabieramy kolorów wbrew przezroczystości, którą funduje nam nerka.

'…Fold to my arms
hold their mesmeric sway
and dance to the moon
as we did in those golden days...'
( ‘Nymphetamine’ Cradle of Filth )


Uczymy się kochać.
.
.
.
Na co dzień skrzydła chowamy pod rudym swetrem, poczujesz, gładząc nas po plecach.
(a myślałam, że straciliśmy je na zawsze.)

Czasami tylko pojawia się pytanie.

‘And would you ever soon
come above unto me?'
( ‘Nymphetamine’ Cradle of Filth )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz