sobota, 25 marca 2006

Nataliowa olimpiada, telefony i rzekome urojenia.

k.: Mamo, trzymamy kciuki za Natalkę, przeszła pisemny i ma dziś ustny!
Mama: To super, trzymamy… k., płakałaś?
k.: Niee, a skąd… Artur zadzwonił, rozmawialiśmy kilka minut o tej pracy z polskiego.
Mama: No mówię, płakałaś.
.
Ale nikt nie słyszał. Bo ja gardło mam przeziębione. Dlatego łamiący się głos można było wcisnąć pod przykrywkę bolącego gardła. I udając, że nie mam mokrych oczu, rozmawiać spokojnie o lekturach i motywach literackich.
.
k.: Artur, i czy ta dziewczyna z twojej klasy z którą ostatnio cały czas siedzisz na przerwach, to jest ta taka świetna z matmy, która też chodzi na kurs…?
A.: Ale która…?
k.: No ta, nie wiem jak ona ma na imię… śniłeś mi się z nią ostatnio.
A.: Kasia… proszę, nie wymyślaj…
.
No ciekawe, cie-ka-we…
Nie wymyślam.
Wolałabym nie śnić.
.
I chciałam się z nim podzielić manadarynką, ale przypomniało mi się, że to kolejny sms, na którego nikt nie czeka.
To już ponad miesiąc, powinno zacząć mijać?
- Nie mija.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz