wtorek, 31 sierpnia 2004

Wyjazd.

Pakować się nie potrafię.
Na nic kartka z przygotowanym spisem rzeczy absolutniedoniezapomnienia.
Sytuacja wygląda mniej więcej tak:
deszcz,
godzina 8.50,
pokój jak pobojowisko,
na śniadanie butelka coca-coli,
mokre ciuchy na balkonie, w tym spódnica galowa i ulubione dżinsy,
komp na pełnych obrotach,
dwie torby,
pudło,
plecak,
mundur i bluzka biała wiszą przy półce z książkami,
w głośnikach w chwili obecnej ‘Electrified’,
na głowie gustowny ciemny brąz ( jako dowód szacunku i miłości do drogiego rodziciela, któremu czerwona rudość wybitnie działała na nerwy, a zaczęło się od glanów i ‘co ludzie powiedzą?!’ a doprawione było aroganckim ‘nie obchodzi mnie to wcale’... ),
Katarzyna K. w stroju sennym ( czyt. koszulka i majtki ) zamiast wrzucać do pudła kolejne rzeczy pisze te oto słowa
i na mamine pytanie dobiegające z parteru bardzo przyjemnie ryczy ‘NIE, JESZCZE NIE SKOŃCZYŁAM!!!!!!’
Tak w ogóle co z tego, że o 10.00 przybywa Joanna i kilka minut później wyjeżdżamy?
I wish you were here’.
A najlepiej zabierz mnie stąd.
Jedźmy już!
Od jutra przystanek I LO. I razem, razem.
Tylko jak to wszystko się skończy...? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz