poniedziałek, 9 sierpnia 2004

Na wariackich papierach.

Kłóciliśmy się i godziliśmy, nie wiem ile razy byliśmy na krawędzi, nie wiem ile rzuciłam słów, które miały tylko i wyłącznie ranić. Płakałam, klęłam, robiłam wszystko, żeby bolało go jak najmocniej. Żeby zobaczył, jaka jestem podła i obrzydliwa. Że może racje miał ktoś, kto powiedział o mnie ‘podła zimna suka’. 
A on mimo wszystko nie dał sobie spokoju. ‘Nie rozumiem, czemu to robisz... I tak cię kocham. Przestań już!’.
Nieświadomy tego, co go czeka, dał się namówić na spacer do Częstochowy, skuszony wizją kilku wspólnych dni. Decyzja zapadła dziś między 21.00 a 23.30.
Przed chwilą wyszłam z wanny. Muszę się tylko spakować, troszkę załatać namiot, posprzątać pokój i co tam jeszcze? A, zapisać nas na tą pielgrzymkę. Artur przyjedzie do wioski koło południa, wyruszamy o 14.00. ‘Jesteś wariatką, jesteś totalną wariatką, ten pomysł jest szalony i bardzo mi się nie podoba, ale od samego początku wiedziałem, że i tak mnie na to namówisz...’
Będzie świetnie. Nie ma innej opcji.
( już ja o to zadbam! )
P.S.
‘...no też o to mi chodzi. Bądź z Arturem. Wiem, że przez najbliższe lata nie będziemy razem, ale ja będę czekał na ten moment i chce być w tym czasie twoim najlepszym przyjacielem. Kocham Cię i nie przestanę, a jak już będziemy blisko siebie za te dwa lata, będę się o ciebie starał aż mnie znowu pokochasz!’
(Dominik) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz