piątek, 10 września 2004

Zmieniaj buty, nowy parkiet, farba, WŁÓŻ MUNDUREK.

Powiedzmy, że wpadać zaczynam w rytm szkolny. Powoli. Smaruję przerdzewiałe śrubki, oliwię skrzypiące szufladki. Wysilam szare komórki. A przynajmniej udaję.
Znowu będę chciała pokazać całemu światu, jak to świetnie potrafię. I najwyżej przypadkiem zrobię sobie krzywdę, całkiem przy okazji i niechcący.
Nie tak być miało.
Wystarczającym błędem jest to konkretne miejsce, gdzie klasa humanistyczna okazuje się ogólną ze wskazaniem na biol-chem, z rozszerzonym li jedynie francuskim i teoretycznie geografią ( której godzin tygodniowo aż dwie ), podczas lekcji historii pan profesor opowiada o jedzeniu robaków na Dominikanie, a do matury z języka polskiego przygotowywani jesteśmy na poziomie podstawowym, i czego my w ogóle chcemy. Śmiać się czy płakać, naprawdę nie wiem.
*
Chciałam jeszcze powiedzieć, że może spotkajmy się w Łodzi.
Fajna nie jestem.
Ładna wcale ani mądra.
Nie musisz mnie lubić.
Nie musisz mnie kochać.
Nie szukam zachwytów.
O pochwały nie proszę.
Krytykę przyjmuję zawsze. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz