wtorek, 13 marca 2007

Świat się nie skończył.

Poranna kawa z mlekiem, papieros, zajęcia, spacer z psem.
Powtarzalnie.
.
Było mi potrzebne to popołudnie. Spotkanie w Parku Staromiejskim koło zegara słonecznego, Kamil w chabrowej koszuli. Nie widzieliśmy się od matury i nie wiedziałam nawet, że ma długie włosy. Spacer Pietryną, poznanie Artura, kojarzonego dotychczas tylko przelotnie z korytarzy I LO. Rozmowy w Verte, nad herbatą i czekoladą z irishem. Powrót tą samą trasą, nieco mi nie po drodze, ale miło maszerować, trzymając dwóch facetów pod rękę, śmiać się. Na koniec trochę zasmucić, drżącym głosem.
.
W mieszkaniu czeka moje stado, biegniemy jeszcze z Iskrą na dwór, ciepło. Wczoraj widziałam gwiazdy, ale już ich nie ma i nieprzyjemnie na zewnątrz, kiedy patrzę w puste niebo.

Siadam, wstęp do językoznawstwa czeka, nie przygotuję się na teksty. Kolejny dzień walki na uczelni. Znowu będzie ciężko wstać na myśl o wykładzie z historii Francji. Bo chroniczny leń ze mnie. Nieuleczalny.
.
.
.
Minął rok i trzy tygodnie, nie tęsknię już i nie płaczę. Tylko chwilami wpadam w dziwny stan. Wtedy najlepiej, jeśli mogę pobyć sama.
Tylko ‘cisza ja i czas’.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz