niedziela, 11 czerwca 2006

‘Burdel w mej głowie jak w damskiej torebce.’

Klucze. Od domu, od furtki, breloczek z herbem Ż., dom, jak koty tulące się na moim łóżku, robienie ślubnych wiązanek z mamą, tata na rybach, jak kąpanie Ewy i suszenie babci włosów. Szczury śpiące na Dostojewskim leżącym pod pluszowym psem od Artura.
Papierosy. Papierosy jak Pauka i plac zabaw, pogaduchy pierwsze od dawna znów i piwo po którym poszłabym spać, ale piszę, piszę bo Damian chciał i ja chciałam ale myślałam, że mi się nie chce, póki nie zaczęłam.
Zapalniczka, światełko w tunelu albo zapałka na zakręcie.
Perfumy, pachnące wspomnieniem bursy i kwietnia, Madzi i moich urodzin, chwili szczęścia w smutku i tego, jak chciałam zawsze ładnie wyglądać, po to żeby widział, jak to świetnie mi, dobrze, mimo wszystko.
I kredka czarna i tusz do rzęs.
Chusteczki, te od łez i wycierania mokrej ławki kiedy wychodzę czasami z Grzybkiem a dookoła chłód nocy skrapla się na pomalowanym na brązowo drewnie. Papierki, dużo papierków. Od wszystkiego.
Długopis, do pisania listów albo pstrykania i nerwowego bawienia się na przystanku. Czasami po to, żeby go zepsuć i wrzucić do kosza na śmieci jak niepotrzebną garść myśli.
Tampon w opakowaniu w serduszka, portfel ze zbiorem rzeczy różnych, biletów i zdjęć, kart, kartek, karteczek, z niebieskim szkiełkiem wśród drobniaków. Gdzieś tam jeszcze szczurze ciastka. Zaplątane słuchawki od zepsutego discmana, tabletki, agrafka.
Telefon pikający przypomnieniem i smsem. Dużo numerów telefonów, których tak naprawdę nie potrzebuję.
Za dużo.
I jeszcze coś, i jeszcze, już sama nie pamiętam, co jest, a czego w niej nie ma, czarna sztruksowa torba ze znaczkiem Pidżamy Porno, trochę wytarta i znoszona, wiele razy mokra i przykurzona, zawsze niezbędna.
Chaos, niekontrolowany. Listopad, kwiecień, październik. Sierpień. Myslowitz, dookoła ‘W deszczu maleńkich żółtych kwiatów’. I ciągle chcę więcej.
I ciągle nie wiem.
Tak naprawdę wcale.
Mówię, że się ułoży, że będzie dobrze. Że banalnie tak po prostu, morze, zapach wiatru i stopy w wilgotnym piasku, fale rozmywające słowa na brzegu. Dotknięcie historii wśród uliczek gdańskiego Starego Miasta, tak bardzo chcę i z niewiadomych powodów tęsknię.
.
‘Pójdziemy ze sobą powoli obok
do końca wszystkiego żeby zacząć na nowo
bez słowa i snu w zachwycie nocą
a bliskość rozproszy nasz strach przed ciemnością’

Mój odwieczny strach, pieprzona niepewność.
Chociaż dawno już zrozumiałam, że nie jestem Małgorzatą i przestałam szukać Mistrza, nadal nie wiem.
Ciebie szukam.
Ale nie wiem, więc po prostu nie pytaj…
.
‘Po drugiej stronie
na pustej drodze
czy to Ty?
ktoś głaszcze mnie po włosach
nie mówiąc prawie nic…’

Zimno mi z piekącymi policzkami pod kołdrą. ‘W deszczu maleńkich żółtych kwiatów.’
Nie pytaj co będzie.
/Pokaże czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz