piątek, 24 lutego 2006

Boli, boli, boli.

‘…brała tabletki na łzy
nieco schudła, trochę zbrzydła
serce miała z mydła
wiary w niej nie było chęci życia ani sił…’
( ‘Do nieba wzięci’ PP )


Moja waga ostatni raz widziała wynik 64,4kg dobre 5 lat temu. I wczoraj. Się nie je. Się jada, od czasu do czasu, jeśli wyjątkowo uparta mama stoi obok i jak małemu dziecku powtarza ‘jeszcze jedną łyżkę, jeszcze jedną i dam ci spokój…’
Tabletki? Biała, żółta, bordowa. Na uczulenie, na nerkę, na uspokojenie. Obolałe od zastrzyków żyły. Opuchnięte, zaczerwienione, piekące ciało. Taka dziwna reakcja na nerkowe leki. Lub, jak ktoś woli, alergia na szkołę. Tylko mi akurat wcale nie jest do śmiechu i nie bawią mnie takie żarty…
.
On się martwi. Zdjęcie na biurku, okruch wspomnienia pewnego pięknego czerwcowego popołudnia sprzed niemal 2 lat.
Pojechał ze mną w środę na pogotowie. Przytrzymywał osłabioną w tramwaju. A w czwartek kolejny raz powiedział, że mam nie przychodzić i ‘dać sobie z nim spokój’. I jeszcze że ‘każda inna już dawno by go znienawidziła za to wszystko’.
Zapomniał chyba o jednym małym, ale znaczącym szczególe.

Ja nie jestem każdą inną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz