środa, 25 kwietnia 2007

Miasto zalane słońcem.

Obcasy czarnych i czerwonych pantofelków stukały w chodnik, szłyśmy Piotrkowską zatopione w rozmowie. Ktoś śpiewał z gitarą, ktoś inny grał na trąbce nieznane nam melodie. Agnieszka wybrała fioletowo-żółty bukiecik kwiatów. Za 5 złotych, których nie wydam na fajki oraz kilka ciepłych słów wywołałyśmy uśmiech na twarzy starszej pani.

Od innej kupiłam jeszcze narcyza na Placu Wolności i pojechałam do bursy po moje książki, które dawno temu Artur oddał Natalii.
Artur przestał wywoływać gwałtowne skurcze serca. Artur rozpłynął się i rozmył w mglistych wspomnieniach. Artur zniknął na dobre. Już nic nas nie łączy, nawet książki leżące dotychczas u Natalii wróciły na właściwą półkę.

Podobno mam teraz nudne i monotematyczne życie, o którym piszę bezpłciowo, a sama jestem bez wyrazu. Roztapiam się w tłumie przeciętności razem z bordowymi włosami, oliwkową torbą, dżinsami, glanami, bluzą i opowiadaniami Sapkowskiego, które doczytuję w tramwaju wracając z uczelni późnymi popołudniami.
Czy też ‘dorośleję’, jak to nieprecyzyjnie określiła niedawno Natalia.

Albo po prostu chcę stabilizacji, bo mam dosyć nieustannych kruchych wzlotów i widowiskowych upadków, wiecznego szarpania się, niezdecydowania i chronicznego szukania dziury w całym…

Faktem jest, że piszę teraz trochę inną bajkę.
Ale mi - bardzo się ona podoba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz