sobota, 25 grudnia 2004

...

Ja: (...)
Artur: Nie zgadzam się! Wybij to sobie z głowy!
Ja: Ale czemu od razu tak reagujesz?! Przecież ja wiem, że to całkiem nierealne. Tak tylko przyszło mi do głowy...
A.: Wystarczy, że TY to powiedziałaś i już jest przeraźliwie realne.
Ja: Niby skąd wiesz?
A.: Bo cię znam.

...

Drażni mnie Dominik. Wakacje minęły wieki temu, k. wróciła sobie do ciepłego gniazdka w Łodzi i żyje grzeczniutka u boku swojego A., a uparty Dominik nie chce zrozumieć, że jego był tylko tamten jeden tydzień, który być może minął nieco zbyt szybko, ale w żaden sposób zmienić się tego nie da. I ja nic na to nie poradzę, że tak bardzo się zdziwił na mój widok (nie tak odrażający jak mu wmawiałam) i nie spodziewał się, że przeze mnie rzuci swoją ówczesną ukochaną, żeby odlecieć gadając ze mną (robiącą sałatkę z trawy) gdzieś na zapyziałej łące, gdzieś pod gwiazdami, gdzieś na końcu świata, tu, całkiem blisko. Co z tego, że było miło. Wtedy i później, kiedy padał deszcz, a my słuchaliśmy płyt w jego samochodzie, pod oknami domku ciotecznej babci, co z tego, że byłam pierwszą, co z tego... Nawet jeśli przez chwilę wydawało mi się, że będzie inaczej. Kubeł wody w postaci odległości Poznań-Łódź mnie otrzeźwił bardzo szybko. I bliskość arturowych ramion zawsze, kiedy najbardziej potrzebuję.
.
Podobno złamałam mu serce. Chociaż on twierdzi, że cały czas na mnie czeka. Wszystkiego najlepszego.
Sobą bym nie była, nie czując odrobiny wrednej satysfakcji.
.
Zanim zechcesz się ze mną spotkać i wejść głębiej, zastanów się dobrze. Nigdy byś się nie domyślał, co kryjemy pod osłonką ciepłej dziewczynki.
Grzecznej, ułożonej i spokojnej. Jak ktoś kiedyś powiedział. Zbyt spokojnej. Myślisz, że dziś by się zdziwił?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz