wtorek, 3 października 2006

Zapiski urywane.

Byłam w 104.
Łóżko Artura stoi w innym miejscu. Ściana, na której napisał zielonym cienkopisem moje imię jest zakryta biurkiem.
.
Rozmawiałam z Okruszkiem i panią Lucyną, w przelocie pozdrowiłam wychowawców, na ławce za bursą (tam, gdzie 2 lata temu między drzewami zachodziło słońce, a ja i Artur robiliśmy zdjęcia) prowadziłam monolog z Natalią, dziwiąc się między innymi, że Łódź stała się nam obu bliska.
I że pół roku temu wracałam późnymi wieczorami z mieszkania Amandy do bursy, a teraz odwrotnie.
.
Tą notkę piszę na odwrocie planu zajęć, na kolanie, w starym, jak zawsze rozklekotanym 65.

Mam ładne oczy, bo Amanda wyleczyła mnie z czarnej kredki i cienia do powiek.
Maluję się na zielono.
Jak to napisane przez Artura moje imię, wtedy nad jego łóżkiem.
.
Z rozbiegu wpadłam do 9 ze zmienioną trasą, niemal gubiąc ulubiony parkerowski długopis od cioci Marysi.
W tym czasie czarno-biały kot wyszedł przez uchylony lufcik i po gzymsie przespacerował się na ważne kocie rozmowy do zerkającego na mokre domy i ulice kota burego.
.
Nowa torba też jest zielona.
Mówią, że to kolor nadziei.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz