środa, 11 października 2006

Świat na nie.

Ryjasty dostał kolejne 3 zastrzyki, tłukliśmy się do lecznicy tramwajami, wracaliśmy po ciemku. Pielęgniarka miała problemy ze znalezieniem miejsca do wkłucia się, a biedny młody piszczał i wciskał mi się w kurtkę. Zakład, że będą martwice?
Będą, Ryjasty czuje się pewnie jak sitko.
Trzymamy się obietnicy pana doktora, że jutro już ostatnia porcja leków.
Po tym wszystkim ludzie dziwią się, że mój szczur bywa agresywny i nie lubi dotyku rąk…
.
Jestem zmęczona, zarwana noc wychodzi bokiem, na stoliku czeka ksero z fonetyki, dobrze, że chociaż hiszpańskiego nie będzie, bo istnieje ryzyko, że wyląduję jutro na wykładzie pod ławką.
.
Smutam ciągle.
Znów czuję się jak w lutym. Czekam na te pieprzone smsy których nie ma, uszczelniam się słuchawkami w uszach, chowam pod kołdrę i liczę w nieskończoność mijające sekundy.
A czas płynie, milczy. Bosko obojętny.
Nie jest wcale dobrym lekarzem.
Udaje sprzymierzeńca zabierając dni pozostałe do być może kolejnego spotkania. Mijając, oddala pustymi godzinami.
To tu to tam.
Niech go szlag.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz