piątek, 1 września 2006

Wcale się nie nudzę. Ponudzić bym się chciała.

Wklepuję w dłonie tony kremu, szorstka skóra podrapana drutami od stroików piecze, niewielka szrama na czole od dziabnięcia nożyczkami zupełnie niechcący - boli, wieczorami zamieniam się w charczącego gruźlika, a najbardziej martwię się o Ryjastego. 
Mały głupolek Ryjasty sam wyjął sobie część szwów po kastracji, czego efektem jest rozłażąca się rana. Smaruję go maścią, przemywam. Weterynarz dopiero w niedzielę rano, bo jutro szaleństwo w pracy i w Łodzi będziemy bardzo późno.
Umówiłam wizytę w lecznicy i nocleg u Amandy, Amanda nakazała przywieźć najmniej dwie butelki wina, a resztę z bulwiastych baniaków stojących w dużym pokoju poleje Maciek.
Później jedziemy z Dominikiem nad morze spełniać ciągnące się od lutego marzenia o Gdańsku. I tam bardzo bym chciała spotkać się wreszcie z Tomaszem, bo wypadałoby wiedzieć, czy wyśnił mi się kiedyś rzeczywiście, czy tylko na niby.
.
Na jutro przewiduję jeszcze bonusowy kataklizm zwany pakowaniem.
O wymykaniu się z domu cichaczem, żeby nie wywołać ryku Ewy, przezornie nie wspomnę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz