poniedziałek, 11 września 2006

Chwila dla samobójców.

Co jakiś czas niewielkim pseudomiasteczkiem wstrząsa niespodziewana wieść o śmierci.
Niespodziewana, bo kto przypuszczałby, że zdrowy młody człowiek o ustabilizowanym życiu zatańczy na sznurze swój danse macabre, zostawiając wszystkich.
.
Kolejna lina zaciska się na kolejnej szyi, zostawiając bolesną pręgę. Sine paznokcie zapamiętane w spokojnym splocie dłoni, z różańcem i książeczką do nabożeństwa.
A przynajmniej tak właśnie wryły się w moją podświadomość te palce Kamila, sprzed 4 lat.
.
.
.
Niemal dokładnie rok temu byłam nieco bliżej tego właściwie nieznanego mi człowieka, kiedy staliśmy obok siebie na targu w pobliskiej miejscowości. Pamiętam, jak uśmiechał się opowiadając o swoich dzieciach, o uczącej się mówić maleńkiej córeczce.
Przez pół dnia sprzedawaliśmy wtedy znicze i wiązanki przy sąsiednich stoiskach. Kiedy zmarzłam, przyniósł mi od taty gorącą herbatę z termosu. Rozmawialiśmy nawet przez chwilę o Kamilu, o bezsensowności takiej śmierci. O desperacji i bezradności, które muszą jej towarzyszyć.
Jeszcze jakiś czas temu widziałam go spokojnego, w drodze do kościoła, szedł obok prowadzącej wózek żony, trzymał za rękę synka.
Ten synek znalazł go rano martwego, w ich własnym domu. Powiesił się w nocy, w łazience.
Jutro pogrzeb.
Pójdę później na grób Kamila, zapalę świeczkę symbolizującą moją pamięć o kolejnej mijającej bez niego rocznicy.
Gdzieś tam po cichu będę wyć, znieczulać rozpacz strzępami wspomnień.

Kamil, nie wiesz jak bardzo chciałabym poczuć znów zapach twojej obecności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz