niedziela, 24 września 2006

No to tak, tak to.

Zacznijmy od tego, że moje liceum obchodziło właśnie setne urodziny.
Tymczasem ja karmiłam się wczoraj tabletkami i dogrzewałam termoforem, sycząc przy byle nieostrożnym ruchu.
- nerka.
Powinnam zmienić dietę, przestać notorycznie dosalać co się da, odpuścić sobie szpinak i inne takie, które generalnie lubię. Powinnam tez przestać palić oraz porzucić ulubione hektolitry kawy z mlekiem.
Ostatnio coraz więcej rzeczy powinnam, co nie zmienia faktu, ze wprowadzam w życie znikomy ułamek całości.
Słowem - chujoza.
Bułgarskie centrum chujozy, nawet, jak śpiewa genialnie Grabaż.
I nic nie świadczy o tym, by cokolwiek miało się w czasie najbliższym zmienić.
.
...ale przede wszystkim powinnam przestać kłamać.
Tak pięknie mówię, przytulam się i tworzę pajęczą sieć spleciona z gestów i słów, całość daje wrażenie spokoju i szczęścia.
Wszystko bardzo pozorne, podczas gdy wewnątrz nadal jestem rozmemłaną galaretką z bitą śmietaną sprzed kilku miesięcy. Nadal fizycznie boli mnie serce kiedy rozmawiam z A., kiedy go słyszę, a słyszę równie wyraźnie razem z literkami pojawiającymi się na ekranie komputera jak i w słuchawce telefonu.
Później z reguły płaczę, szlocham przy Dominiku zachłystując się własnymi łzami.
Nie wiem, czy to z powodu tego co się stało, czy może bardziej męczy mnie fakt tego co stać się nie może, a może i może tylko diabli wiedzę jak znowu potoczy się życie i ile razy zaśmieje nam się w twarz.
.
Bo co, za kilka dni spakuje kolejny raz kawałki siebie do wielkich pudeł, jakieś ciuchy, trochę książek, laptop, szczury, torba leków, misiek od mamy, kwiatek od Artura, świeczka, czy co tam jeszcze.
Gdzieś mi się rozwiał po drodze ten wielki sen o Warszawie, chyba nawet lepiej...

Drażnią mnie opisy znajomych również emigrujących do Łodzi.
Łódź jest moja. Naj-mojsza.
.
.
.
Chciałabym już zająć się październikiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz