niedziela, 16 października 2005

Re-ne-sans.

Tak to się nazywa. Uczuć. 
Znowu potrafię się zachłysnąć czekaniem na ciebie i pocałunkiem na dworcu. Zapach czarnej Pumy, koc, bez koca, dłonie pod bluzką, bez bluzki, bez…
I tak dalej.
Dawno już tak nie było.
Trąca banałem. Ale.
- Kocham cię, A.

Jak ładnie powiedział Świetlisty, 'półtora roku to kolejny obrót w tańcu'. Tańczyć co prawda żadne z nas nie potrafi, ale mamy zamiar to zmienić. Na dobry początek będzie polonez na studniówkę, a po drodze może wymyślimy jakiś ciekawy kurs, upchnięty między jego matematykę i mój francuski.
(Chociaż najpierw zdam wreszcie to pieprzone prawo jazdy!)
.
‘k. się wyłączyła!’ rzekły odkrywczo dziewczyny zorientowawszy się, że od dobrych dwóch godzin stale im przytakuję i nie odpowiadam na pytania.
Chwała temu, kto wymyślił słuchawki i pliki mp3.
W przypadku ich braku musiałabym wystawić czyjś telewizor na korytarz. Tudzież zakneblować 100% współlokatorek.

Bo ja śnię dzisiaj, proszę państwa.
I jest pysznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz