sobota, 1 października 2005

...

Mam takie pytanie.
Jedno. Całkiem maleńkie.
DLACZEGO, do kurwy nędzy, pytam, dlaczego chociaż raz na dłużej nie może być u nas wszystko tak normalnie i po prostu dobrze, dlaczego?
Moja rodzina ma wyczerpany limit zwyczajności na następne tysiąc lat? Moi przodkowie byli jakoś szczególnie obdarzani łaskami, że dla nas już brakło?
Czy ktoś raczy mi odpowiedzieć? Ej, może ty?
Tak, ty. Do ciebie mówię. Siedzisz sobie ponoć tam na górze, brykasz na chmurkach, patrzysz na swoje owieczki, słuchasz ich i takie tam. Odpowiedz. Od-po-wiedz mi. Proszę.
.
Nie jest ok, zajebiście nie jest. Nie jest wcale dobrze ani miło, ani spokojnie ani w porządku.
Jak mam jutro wrócić do tej pieprzonej Łodzi, jak napisać grzecznie wypracowanie, recenzję, umyć buzię, rączki, powiedzieć dobranoc i zgasić światło, położyć się spać?

Anetaaa, siostrzyczko, pokaż im, że nie z takich rzeczy wychodziłyśmy cało, pokaż im, pokaż, udowodnij!!!
Wcale nie wklepię zaraz w google hasła ‘zapalenie opon mózgowych’. Zupełnie nie chcę znać szczegółów. Zupełnie nie interesuje mnie. Zupełnie nie.
Bo dasz radę. I nie wyobrażam sobie innej opcji. Zupełnie nie.

/i w tej chwili moje naprawdę mocno potłuczone kolano posiada zerową ważność, jest nieistotnym szczegółem, o którym nie warto nawet wspominać w domu, żeby mamine oczy nie zrobiły się jeszcze bardziej zaczerwienione/
.
Kiedy Aneta wylądowała w szpitalu po raz pierwszy, będąc małym brzdącem, wtedy kiedy jeszcze nie bardzo się lubiłyśmy, nie zdawałam sobie zupełnie sprawy z tego o co tak naprawdę chodzi. Kolejne akcje stopniowo uświadamiały mi, że to jest tak. Że ja panicznie boję się was stracić.
Panicznie.
.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz