niedziela, 9 października 2005

Dziennik k.k.

A. się pogniewał, ponieważ jestem dziś zupełnie nieznośna. Straszna. Potworna wręcz, okropna, a nawet koszmarna Krytykuję go od rana, czyli godziny 4.50. Za co on się nie weźmie, czego nie zrobi, to źle, nie tak, beznadziejnie i w ogóle bez sensu. Czepiam się, wtrącam, krzyczę nawet. Do tego jestem niewyobrażalnie opryskliwa i cyniczna.
I w dodatku nie pozwalam się dotknąć.
Cóż rzec mogę na takie zarzuty?
.
.
.
.
.
.
Mężczyzno, zrozum, ja będę mieć okres.

Mimo jakże trudnego charakteru naszej bohaterki oraz ciężkich chwil, które właśnie przechodzi, dzień minął szczęśliwie, jeśli nie liczyć jednego podeptanego i urażonego męskiego ego oraz sterty rozjechanych na parkingu kasztanów.
.
Chciałam powiedzieć wszystkim, żeby nie dali się nigdy zwieść nazwie ‘handel obwoźny’. To się powinno nazywać ‘ciężka praca’. Wyobraź sobie, że pewnym momencie nogi wchodzą ci w tyłek, uśmiech zamienia się w grymas, a gardło dławi się powtarzaną milionowy raz ceną produktu, formułką z jego zaletami, jego najlepszością i wyjątkowością, bo wbrew pozorom niełatwo wypłynąć na wiejskim targowisku ze sterty badziewnych i zwyczajnie brzydkich wiązanek i kwiatów, a także niełatwo przekonać klienta, że to się po prostu w żaden sposób nie da, bo handel nie byłby handlem gdyby rozdawać za darmo, a targowanie się to element sympatyczny i kulturowo uzasadniony, ale w gruncie rzeczy to specjalnie mówię pani, że ta wiązanka kosztuje złotych 27, by móc z czystym sumieniem sprzedać ją za 25.
Czujesz?
Nie, jeśli nigdy nie stałeś po drugiej stronie lustra.
.
To jednak nie koniec, nie nie, myli się kto myśli, że po powrocie z katorgi spoczęliśmy na laurach i legliśmy na łoże. Do przystrojenia w kwiatowy szpaler był jeszcze kościół w Cz. Chciałam roztrzaskać drewnianym stelażem głowę księdza, później zatłuc kościelnego, później… Ostatecznie stanęło na zrobieniu kilku zdjęć kasztanowego ludka w trawie i nie nauczeniu się 3 stron konstrukcji czasowników francuskich. Pomijam tu oczywiście niezliczoną ilość kłótni z A., które miały miejsce w tak zwanym międzyczasie.
.
Wieczór spędzony z mamą w piwnicy, robienie wiązanek, ogromna ilość słów, pepsi w butelce i kot na kolanach, oraz zdziwione stwierdzenie ‘k., nie spodziewałam się, że taka z ciebie gaduła…’ – no wiesz, mamo! W końcu po kimś to mam…!
.
A teraz? Mysz za boazerią w pokoju młodszej siostry. Ululany i ugłaskany A.
Oczy na zapałki.
I proszę, nie pytaj dlaczego mam zniszczone dłonie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz