sobota, 7 lutego 2004

Kolejna osoba, która zna mnie jak nikt inny.

Ponuro. Niebo ciemne, zachmurzone, drzewa potargane, wiatr świszczy wściekle wdzierając się przez nieszczelne okna do pokoju pełnego zapachu tej czerwonej świeczki z powtapianymi muszelkami, która pachnie wakacjami nad morzem dwa lata temu, kiedy ciocia M. wyprowadzona z równowagi moim zachowaniem i stosunkiem do świata wygarnęła mi jak bardzo jestem nieodpowiedzialna, egoistyczna, introwertyczna, przekonana o swojej wyjątkowości, bo z nikim się nie zaprzyjaźniłam, i tak dalej i tak dalej. Zapiekło wtedy. Tym bardziej, że podczas całego pobytu zajmowałam się 4letnim wówczas Jasiem na tyle dobrze, że ludzie brali mnie za jego matkę. 
Dzisiaj, kiedy wróciłam z P., wzięłam na ręce marudzącą Ewę. Ciocia z uśmiechem na ustach zabrała mi małą, dodając ociekającym słodyczą głosem ‘ona przecież ciebie wcale nie zna!’. Ja ją kiedyś zabiję. Ciotkę, oczywiście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz