poniedziałek, 30 stycznia 2006

Skaleczyliśmy się słowami.

Parząc się prysznicem zmyłam rozmazany tusz, zmyłam cierpkość słów żelem o zapachu jaśminu, obrzydliwie słodki jaśmin, czerwona butelka, czerwona krew, czerwone od płaczu oczy, opuchnięte powieki, echo niepotrzebnego krzyku, roztrzaskana na miliardy kawałeczków głowa.
.
Pożyczony od Artura ręcznik pachniał zgodnie z wszelkimi przewidywaniami arturowo. Krople stygnącej wody przeskoczyły z rozgorączkowanej skóry i ukryły się w arturowy ręcznik, a arturowy zapach zakręcił w głowie i wywołał natychmiastową potrzebę ukrycia się w arturowych ramionach.
Roztrzaska na miliardy kawałeczków głowa przytomnie uświadomiła sobie, że to w owej chwili mało realne, z uwagi na czas, miejsce i okoliczności, a przede wszystkim kłótnię poprzedzającą płacz, ten, który trzeba było zmyć obrzydliwie jaśminowym żelem pod prysznic w czerwonej butelce.

W związku z powyższym roztrzaskana na miliardy kawałeczków głowa pozbierała rozdygotane nagłym ochłodzeniem ciało, wydała rozkaz wymarszu i pokierowała całość do pokoju, gdzie nastąpiło obleczenie w piżamę, niebieską w białe ciapki, z królikiem.
Zakopanie się pomiędzy kołdrą i kocem było automatyczne.
.
.
.
Artur… porozmawiajmy jutro, ja muszę ci wszystko powiedzieć wreszcie tak jak to jest, jak myślę naprawdę, bez przeinaczania w nerwach, bez robienia sobie samej na przekór i mówienia wszystkiego odwrotnie, niż bym chciała.
amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz