czwartek, 25 sierpnia 2005

Kocham żyć.

Wiesz jak bardzo bolą słowa najbliższej ci osoby?
Klasyczny scenariusz, czyli - najlepszą obroną jest atak.
.
Drogi rodzicu,
jeśli wiemy, że coś spierdoliliśmy, to najłatwiej jest po prostu się drzeć w celu tak zwanego odwrócenia kota ogonem. Spodziewamy się znanej od dawna reakcji i jesteśmy przekonani o kolejnej wygranej bitwie. I tu mały siuprajs, bo dziwnym trafem może wyjść przy takiej okazji na jaw, że niepostrzeżenie dziecko dzieckiem już dawno nie jest i przestało chować się za książką kiedy zaczynają na nie krzyczeć. Co gorsza, dziecko straciwszy znaną powszechnie właściwość łączącą je z rybą, zaczyna krzyczeć również. Głośniej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. I tu pojawia się pewien problem. A konkretnie, co z przykrością trzeba stwierdzić, to nie-dziecko ma rację! Ale o tym sza, żeby broń boże się nie zorientowało, że my wiemy, że ono wie, że my wiemy, że właśnie tak.
.
Proszę, wyjaśnijcie mi, czy ja jestem tak tępa, że pojąc nie potrafię, czy to jest po prostu dziwne?
Jazda po Piotrkowie z panem znajomym taty była. Niestety pojawiło się przy tej okazji kilka drażniący kwestii. Widać łódzkie życie przyzwyczaiło mnie już do pewnych standardów, tam gdzie jestem poza zasięgiem rodzicielskich wpływów. I jeśli się umawiam z kimś na 2 godziny jazdy od 7.00 do 9.00, to spodziewam się być potraktowaną poważnie i z sensem. I bynajmniej nie bawi mnie, gdy ktoś olewczo łaskawie pozwala mi zacząć jeździć (na zmiany z kimś innym) o 9.30 (do 12.00, toż to się wściec można). Miało być 2 godziny, a jak wyszło cudem półtorej, to dobrze. Sytuacja w połączeniu z poranną wojną z ojcem zaowocowała ni mniej ni więcej tym, że opierdoliłam instruktora. Bo ja przepraszam państwa, ale co to jest za instruktor, który zmienia mi bieg w momencie, w którym ja właśnie to robię, lub też łapie za kierownice, bo ‘w lewo, w lewo!’. Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek była upośledzona umysłowo i wymagała tak łopatologicznego traktowania. Że już prawie nie wspomnę, jak to pod koniec rzucił uwagę, że za szybko puszczam sprzęgło i gdyby nie to, że on mi je przytrzymuje, to by gasł silnik. Że-co-kurwa-proszę?! Kwestia przestawienia się na opcję z sandałków na glany wymaga chwili, skoro cały czas było w porządku, uznałam, że już ok., a on mi mówi, że gdyby nie jego łaska…! No i nerwy mi puściły. /Tadam! k., ty głupia łajzo, wstyd rodzinie przynosisz!/
.
Standardowy ciąg dalszy.
W domu najpierw wszyscy grzeczni. Ale pada pytanie ‘jak się jeździło’, więc odpowiedź, że źle i że instruktor jak z koziej dupy trąba budzi rodzicielski instynkt, czyli zgnoić gnoja.
Jestem, cytuję ‘taka, taka…’ no do cholery jaka, mamo?! Tak tak, oczywiście, przecież ja wiecznie muszę być niezadowolona, przecież nic nowego, no jak zawsze, bo przecież ja jestem taka zarozumiała, najmądrzejsza i najlepsza i wszyscy są głupi tylko ja nie. Tylko zupełnie nie wiem, skąd nowe oskarżenie, że niby szantażuję. Bo powiedziałam, że byłam pewna, że to się tak skończy (chodziło mi o to, że mama godzinę wcześniej trzymała moją stronę, a ostatecznie jak zawsze o 180 stopni, ale ona tego zupełnie nie zrozumiała…)? Bo w końcu nie mogłam już naprawdę i zaczęłam ryczeć (co mi się normalnie przy ludziach nie zdarza) i wyszłam z kuchni nie pokazując się więcej na dole? Szantażuję o co i w jaki sposób? Zaraz zaraz, czy ja jestem psychiczna, czy ze mną jest coś nie tak? Jejku, ja znowu nie-ro-zu-miem!
.
.
Koniec bajki, dziecko łeb boli. Nastawiona na zdecydowane NIE przysięgam, że nigdy w życiu nie pozwolę rzucać sobie w twarz więcej takich słów. I ja nie potrzebuję szantażować, jak nie potrzebował Kamil. Ja to po prostu zrobię, jeśli już bardzo będę musiała. Jeden jego błąd naprawię, bo listu zostawić nie zapomnę, na pewno. Żeby tym razem wiedzieli za co. I dlaczego. Może wtedy wreszcie cokolwiek do nich dotrze.
.
Bo ja kocham żyć. I naprawdę nie chcę.
Ale czasami naprawdę, coraz bardziej mam tego DOSYĆ.
Są jakieś granice niezrozumienia własnego dziecka?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz