czwartek, 13 lipca 2006

Dawne ścieżki.

Brnęliśmy w pola. Zaczęło grzmieć. Deszczu - nie było. Tygrys grzecznie szedł na smyczy, co jakiś czas wąchając ślady pozostawione przez inne psy.

Późnym wieczorem spotkaliśmy się z Łukaszem. Siedzieliśmy na Mierzinie pijąc zielonego Lecha z dwóch puszek, wspominając coraz bardziej odległe gimnazjalne czasy. Rozmawiając o wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku miesięcy.
‘Wiesz k., wcale nie chciałbym być na twoim miejscu…’
Ja też – czasami wcale nie chcę.

Księżyc mimo wszystko świecił pięknie. Czerwono.
I tylko na chwilę schował się za chmurami, a ja wcale nie czułam się smutna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz