piątek, 7 lipca 2006

‘…bo ciągle cię kocham.’

- było powiedziane bardzo bardzo szeptem.
Udałam, że nie usłyszałam, że wcale nie dotarło. Tylko nagle po obu stronach zapadła wieloznaczna cisza.
.
Właściwie miałam nie odbierać tego telefonu. Żeby nie rozgrzebywać starych ran.
Ale odezwałam się, lekko mrucząc zmęczone hejj, Dominik…
I wpadłam. Wpadłam znów w jego męski głos. Ten sam który otulił mnie wtedy na łące, przed tym i po tym kiedy całował moją szyję.

Nie rozmawialiśmy od kilku miesięcy, a teraz – zupełnie jakby nic się nie stało, jakby ostatnio słyszał mnie wczoraj, jak kiedyś.
To nie minęło, wcale, i ja po prostu nie mogę się z nim spotkać.
Znów skończy się tak samo.
Skończy się, a ja nie chcę.
Więc lepiej niech będzie jak jest - niech nie będzie.
.
‘k., mam ochotę cię zastrzelić, kiedy mówisz, że nie ma takiej możliwości!’
/Po co zaczynać, kiedy wiadomo, że jesteśmy skazani na nie-bycie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz