czwartek, 5 maja 2005

‘Na palcach podchodzę do okna...’

‘To moja najstarsza siostra, Kasia, a to jest jej chłopak, Artur. Myślę, że się pobiorą...’ – tak Jaś przedstawił nas swojemu nowemu znajomemu, wywołując uśmiech na twarzach rodziny i porozumiewawcze spojrzenia między mną i Arturem.
.
Weekend u niego zapamiętam jako dom, w którym mówi się szeptem. W przeciwieństwie do mojego, pełnego szumu i gwaru, wiecznej bieganiny i niespodziewanych gości.
.
Babcia jutro jedzie do szpitala. Nie potrzebuję uspokajających słów, że wszystko się uda i będzie dobrze. A gwarancji nikt mi dawać nie chce. Robię jej zdjęcia. Przegania mnie jak uprzykrzoną muchę, krzycząc, że taka jest nieuczesana, w fartuchu i starej bluzce. Uparcie biegam z aparatem wyczuwając chwile, w których chcę ją mieć.
Myślę, że ona musi wrócić. Egoistycznie wymagam, by zrobiła to dla mnie. I nic mnie nie obchodzi, że to ryzykowna operacja. Wierzę. Chcę wierzyć. Staram się.
.
Nauczyłam się mówić o Kamilu bez łez. Z roztargnieniem zauważam, że to już trzeci rok odkąd go nie ma. Zapalam świeczkę i beznamiętnie patrzę na czarną płytę. Tylko drgają kąciki ust, a w gardle pieką uwięzione słowa wymyślonej rozmowy/modlitwy. Przywołuję przeszłość, opowiadając komuś, kto potrzebuje, że ból najbliższych powinien być wystarczającym argumentem na 'nie'. Nie jest istotne, że kiedy jesteś, oni nie zdają sobie sprawy, jak bardzo. Uwierz. Ja wiem.
.
‘Dzień się skończył.
Straż przejmują anioły.’
( Hey )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz