sobota, 29 kwietnia 2006

W niedzielę, 31.08.2003 o 08:03…

...tuż przed wyjazdem do Łodzi napisałam notkę o tytule ‘Nowy rozdział’. Na końcu zadałam w niej pytanie:
‘Czy wykorzystam swoja szansę?’
.
Przedwczoraj stałam się oficjalnie i formalnie absolwentką I LO. Pani profesor dałam na pożegnanie dużego kwiatka w doniczce, żeby przypominał jej o dużej mnie, błąkającej się kiedyś szkolnymi korytarzami. Nie wiedziałam zupełnie co powiedzieć, żeby nie wyszło banalnie, nijak i głupio. Nie wiedziałam, zupełnie nie wiedziałam. Skończyło się na szarym ‘Dziękuję, pani profesor. Za wszystko.’
Czy wykorzystałam swoją szansę?
Tyle się przez ten czas zmieniło. Tak bardzo ja. Czytam to stare archiwum z najdawniejszych blogowych czasów i zastanawiam się nad tamtą dziewczynką, która tak chciała wyjechać, wierząc, że ludzie będą inni, że życie. Życie weryfikuje poglądy i marzenia, często pokazuje absurdalność planów.
I tak wiele się przez ten czas zmieniło.
Tak bardzo ja.
Tamtej dziewczynki już nie ma, stała się bardziej cyniczna i ironiczna, może bardziej bezwzględna, a jednak ciągle naiwna, ta sama niby, a jednak - inna.
.
Za kilka dni matura.
Nie chce mi się uczyć, nic mi się nie chce.
Śpałam dziś znów u Amandy i Maćka, Ursus leży na fotelu i zaciekawiony zerka na moje śmigające po klawiaturze palce, Vogel melancholijnie kładzie na kołdrze pychol i ustawia się do głaskania, a ja gapię się bez sensu w monitor zamiast nurkować w tajnikach antyku, renesansu, baroku, czy innych epok literackich, zamiast powtarzać, douczać się, ćwiczyć, za kilka dni matura, za kilka dnia matura - ciągle jestem gdzieś głęboko w lesie i tysięczny raz gubię właściwą ścieżkę.
.
Artur – tak po prostu siada przy biurku i pochyla się nad kalkulatorem, zbiorem zadań, bawi przez chwilę długopisem i pisze, rozwiązuje, przydługie włosy spadają mu na czoło, on tak zwyczajnie się uczy. Patrzę siedząc na krawędzi łóżka, przytulając się do jego bluzy. Wychodzę na papierosa na balkon, Madzia już wyjechała, bursa bez Madzi będzie inna, pokój stał się nagle pusty bez pokaźnego stosu jej kosmetyków, ciuchów, książek, bez Madzinego głosu i studzonej przy otwartym oknie porannej kawy. Niedługo wszystko minie, skończy się na zawsze, bo już nigdy nie będzie bursy, balkonu, wpadania do chłopaków na pierwsze piętro, zasypiania z Natalką późno w nocy pod moim kocem, wiecznych utarczek z wychowawcami, nie będzie…
.
Płakałam znów, niedawno, zapytałam Artura jak to tak naprawdę jest i jego odpowiedź ‘nie wiem…’ rozbiła mnie znów na drobniutkie kawałeczki, które rozsypały się po podłodze i schowały pod stół, łóżko, nie mogłam potem znaleźć wszystkich i znów część nadziei umarła, chociaż kochał się, tulił, ze mną, znów jak zawsze i jak dawniej, i znów zupełnie bez sensu. Bo ja jednak nie umiem tak, bo dla mnie nauka nie może być, jak dla niego, całym światem, nawet jeśli to ma być jeszcze tylko miesiąc, nawet jeśli za tym kryje się mgliste marzenie, w którym idziemy znów do parku trzymając się za ręce…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz