niedziela, 9 kwietnia 2006

Ciągle osobno…

‘Niby osobno 
jesteśmy
jak stare drzewa
z jednego sadu’
(***)


Mam bordowe, rozpalone policzki. Potargane włosy. Łapczywie chłonę zapach bluzki, z której moje perfumy uleciały dawno ustępując miejsca jego.
.
Myślałam o nim mimowolnie, stawiając powolne kroki na schodach, wsłuchując się odruchowo w dźwięk ciężkich glanów odbijający się wśród ścian.
Wszedł do pokoju tuż za mną, kiedy tylko zamknęłam drzwi i jeszcze nie zdążyłam zdjąć kurtki i plecaka. Przymierzył mój kapelutek, roześmialiśmy się. Przyszedłem się przywitać, poinformował przestrzeń.
.
Mam bordowe, rozpalone policzki. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie na łóżku rozmawiając o niczym. Ładnie pachniesz, powiedziałam nieznacznie się przysuwając. Pachniesz jak kwiaty, powiedział zbliżając twarz do mojej szyi, muskając delikatnie wargami.
.
Potargane włosy, kucyk rozpadł się kiedy wtuliłam się w jego ramiona i przylgnęliśmy do siebie pod kocem. Patrzyłam w ciemnoorzechowe oczy otoczone długimi czarnymi rzęsami i chciałam znów odpłynąć. Ładnie pachniesz, powiedziałam powoli wsuwając dłoń pod jego koszulkę...
.
.
.
Pospałbym przy tobie… powiedział kiedy leżeliśmy nadzy, a ja miałam bordowe policzki i potargane włosy, bo kucyk rozpadł się kiedy byłam na nim niecierpliwa i zachłannie odpływająca coraz dalej i dalej i…
.
Kocham Cię… wyszeptałam między jego szyję a obojczyk gubiąc niechcący łzę która kapnęła gdzieś na ramię i zniknęła niezauważona wśród przyspieszonego oddechu, rozpalonych policzków i niedbale rozrzuconych, potarganych włosów.
.
A deszcz ciągle padał, Arsen spał spokojnie zwinięty w puszystą kulkę w transporterku, Artur wyszedł, bo zaraz przyjadą dziewczyny, a ja leżałam ciągle pod kocem i wdychałam resztki jego zapachu które zostały na mojej bluzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz